Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30


Mecz drużyny w której kapitanem był Sam, zbliżał się wielkimi krokami. Z tego względu, chłopak każdą wolną chwilę poświęcał morderczym treningom, na których trener wyciskał z niego ostatnie krople potu. Dzień bruneta zaczynał się dość wcześnie, bo już o wpół do siódmej rano, a kończył późnymi wieczorami, przez co Samuel nie miał zbyt wiele czasu na zajmowanie się siostrą, czy dotrzymywania towarzystwa stęsknionej za nim Flor. Martinez jednak nie miała mu za złe tego iż poza wykładami, oraz korepetycjami – do których za prośbą Sama koniec końców zdecydowali się powrócić - przez okrągły tydzień nie widywali się prawie w ogóle. Za murami uniwersytetu, spotykali się wyłącznie wtedy, kiedy brunet przyjeżdżał do jej mieszkania by odebrać Lilly. 

Podczas tych spotkań wymieniali się krótkimi zdaniami, na szybko opowiadali sobie jak im minął dzień, a potem najzwyczajniej w świecie, żegnali się krótkimi pocałunkami w policzek, po czym Flor zamykała za nimi drzwi, a Sam ciągnąc siostrę za rękę, kierował się do swojego samochodu, następnie ruszając w drogę do domu. Nie był zadowolony z faktu iż nie może spędzać czasu ze swoją dziewczyną, jednak miał świadomość tego, że kiedy szaleństwo wokół nadchodzącego meczu się zakończy, nadrobią stracone chwile z nawiązką. 

W tym momencie musiał się skupić na sporcie i ze wszystkich sił chciał pokazać dziekanowi Howardowi, że jest wart zorganizowania spotkania z Thompsonem – łowcą talentów z NHL. Postawił sobie za cel wygranie tego meczu, mając nadzieję, że to przybliży go do spełnienia marzeń. Nie zapomniał oczywiście o tak ważnej kwestii jaką było poprawienie ocen z historii, tak więc, na przemian uczył się i ćwiczył, ćwiczył i uczył się...

*

Dzisiejszego poranka Sam jak zwykle wstał wcześnie rano, by najpierw przygotować śniadanie dla siebie i dla siostry, a potem – kiedy Lilly będzie zbierać się do szkoły – przypomnieć sobie tematy z historii, które w ostatnim czasie przerabiali z Flor podczas dodatkowych zajęć. Przygotował kilka kanapek z szynką, zrobił bułki na drugie śniadanie, po czym zagotował wodę na herbatę, a następnie rozłożył na połowie stołu swoje notatki i czytając zdanie po zdaniu utrwalał to, czego już się nauczył. Kiedy po około dziesięciu minutach ubrana już Lilly stanęła w progu kuchni, zauważywszy skupionego na nauce brata, uśmiechnęła się pod nosem i zmniejszając dzielącą ich odległość, podeszła do Samuela, po czym pochylając się, pocałowała go na przywitanie w policzek

- Siadaj i jedz, za piętnaście minut musimy wyjść – oznajmił, na co dziewczynka skinęła głową. 

Zajęła miejsce naprzeciwko Sama i w dalszym ciągu się uśmiechając, zabrała się za jedzenie. Ani na chwilę nie spuszczała oka ze starszego brata. Przyglądała się uważnie jego twarzy, zastanawiając się o czym w tym momencie myśli. Jego czoło przecinała podłużna zmarszczka, co podpowiadało jej, że brunet w tej chwili bynajmniej nie ma w głowie tego co czyta ze swoich zapisków. Znała go dobrze i wiedziała o tym iż Sam nigdy jakoś specjalnie nie przejmował się nauką. Był inteligentny więc dość szybko przychodziło mu przyswajanie wiedzy, dlatego też Lilly miała niemałe wątpliwości, co do tego, że jego myśli są skupione wyłącznie na historii. Była niemalże pewna iż chłopak błądzi gdzieś wkoło Florenci Martinez.

Wgapiając się w Sama, przełknęła przeżuwane jedzenie, a kiedy popiła wszystko ciepłą, owocową herbatą, rozchyliła lekko usta

- Dzisiaj masz ten mecz? – spytała, tym samym odrywając brata od notatek, w które od jakiegoś czasu wściubiał swój nos. 

Sam zmarszczył brwi, zastanawiając się przy tym, dlaczego Lilly tak nagle zainteresowała się jego meczem. Wiedział, że siedmiolatka nie przepada za sportem, a wszelkie rozmowy na jego temat, nigdy nie miały między nimi miejsca. Domyślał się, że za jej pytaniem kryje się coś więcej, dlatego też kiwnął głową i spoglądając na dziewczynkę spod przymrużonych powiek, czekał aż powie o co tak naprawdę jej chodzi

- Zaprosisz Florencie? – zadała kolejne pytanie, na co chłopak prychnął cicho, uświadamiając sobie, że jego przypuszczenia nie były bezpodstawne.

- Lil, na tym meczu będzie cała uczelnia na czele z profesorami, więc nie ma sensu by ją zapraszać. Flor i tak tam się pojawi – wzruszył ramionami, a jego słowa spotkały się z grymasem niezadowolenia wpełzającym na usta siedmiolatki. 

Sam widząc jej nietęgą minę, westchnął ciężko i wiedząc już że nie będzie mu dane wykuć coś więcej z notatek które od jakiegoś czasu skrzętnie prowadził, poskładał wszystko na kupę, po czym chwytając plecak, włożył do niego niewielki stosik kartek.

- Uważam, że mimo wszystko powinieneś ją zaprosić – powiedziała, na co Sam unosząc brwi wysoko, posłał jej pytające spojrzenie – Będzie jej miło... Poczuje się wyróżniona - dodała i jak gdyby nigdy nic, wróciła do wcześniej wykonywanych czynności.

Początkowo Sam olał słowa siostry, jednak po krótkim namyśle, stwierdził, że pomysł jaki podała mu Lilly nie jest taki głupi jakim wydawał się być na początku. Faktycznie, Flor z pewnością będzie przyjemnie kiedy osobiście zaprosi ją na jakże ważny dla niego, oraz dla całej uniwersyteckiej drużyny mecz. Nie skomentował tego co powiedziała siedmiolatka, jednak promienny uśmiech jaki zagościł na ustach bruneta, mówił sam za siebie. Miał nadzieję, że dzięki osobistemu zaproszeniu Florenci, zdobędzie u niej punkty...

*

Kiedy profesor Martinez z ogromnym zawzięciem prowadziła wykład na temat erupcji wulkanów, Sam siedząc na tyłach sali z niecierpliwością czekał na koniec zajęć. Trzymając długopis między palcami, przygryzał nerwowo jego końcówkę, co nie uszło uwadze siedzącego obok Jonesa. Blondyn zerknął na przyjaciela i marszcząc brwi, zastanawiał się, dlaczego Samuel wydaje się być zdenerwowany. Will rzucił okiem na Florencie, a kiedy zauważył, że nawet w najmniejszym stopniu profesor nie jest skupiona na ich dwójce, pochylił się szybko do przyjaciela, po czym rozchylił usta

- Co ty taki spięty? – zadał pytanie, na co Sam poruszył się niespokojnie. 

Brunet odłożył zgryziony długopis na drewnianą ławkę i z ciężkim westchnieniem, zsunął się niżej na swoim miejscu. Spojrzał na Florencie, która w dalszym ciągu przekazywała swoim studentom nabytą wcześniej wiedzę i widząc że nie zwraca na niego uwagi, przekręcił głowę w stronę czekającego na odpowiedź przyjaciela. Widząc wpatrzonego w niego Jonesa, pokręcił głową na boki, po czym ponownie podnosząc się do wcześniejszej, znacznie wygodniejszej pozycji, wyjaśnił Willowi swoje niemałe zdenerwowanie

- Chcę zaprosić Flor na mecz...

- Po cholerę? – spytał zdziwiony Will przerywając przyjacielowi wypowiedź, na co Sam jedynie przewrócił oczami - Przecież i tak tam będzie... Tym się tak denerwujesz?

- Wiem kurwa, że tam będzie i wiem, że nie muszę jej zapraszać – syknął Sam, jednak uświadamiając sobie iż nie ma prawa być zły na przyjaciela za zadanie tak durnego pytania, spuścił z tonu i wzdychając cicho dodał po chwili – Lilly powiedziała, że powinienem ją zaprosić. Wiesz, żeby było jej miło, że to ja ją zapraszam, a nie że idzie tam bo wszyscy idą. No wiesz, kurwa... Żeby poczuła się wyróżniona

Will wykrzywił usta w grymasie, kompletnie nie rozumiejąc toku myślenia przyjaciela. Nie miał pojęcia co niby aż tak miłego jest w tym, że Sam zaprosi swoją dziewczynę osobiście...

Jednak nie ma się co dziwić Jonesowi... Otóż, Will był tylko facetem i nie wiedział o tym, że dla kobiet nawet te najmniejsze gesty ze strony ich partnerów, naprawdę wiele znaczą. I tak jak powiedziała mała Lilly... Kiedy mężczyzna staje na wysokości zadania i – tak jak w przypadku Samuela – robi dla nas coś, czego w rzeczywistości robić nie musi – bo przecież to coś jest oczywiste – czujemy się wtedy wyróżnione, ważne i wyjątkowe. Jest nam najzwyczajniej w świecie miło, bo mamy świadomość tego iż ta druga, ukochana osoba pamiętała o nas. Sam w ten sposób chciał pokazać Florenci, że to właśnie jej obecność będzie dla niego najważniejsza, dlatego też, zdecydował się podążyć za radą, którą podała mu młodsza siostra. Bał się jedynie tego, że Flor – dokładnie tak jak jego przyjaciel – nie zrozumie jego zamiarów i najzwyczajniej go wyśmieje...

Kiedy na zegarze wybiła piętnasta, a ludzie zaczęli podnosić się ze swoich miejsc, Sam niespiesznie zebrał swoje rzeczy z ławki do plecaka, po czym udając że tak jak reszta, ma zamiar opuścić salę wykładową, czekał aż drzwi zamkną się za ostatnią osobą z grupy. Florencia doskonale widziała ociąganie się chłopaka, przez co na jej ustach pojawił się lekki uśmiech. Domyśliła się że Sam ma do niej jakąś sprawę, dlatego też, podobnie jak brunet, niespiesznie, wręcz mozolnie zaczęła pakować swoje szpargały, a kiedy drzwi od sali trzasnęły z hukiem, dając tym samym do zrozumienia, że są już tylko we dwoje, odłożyła wszystko na bok, po czym zaplatając ręce na klatce piersiowej, wyłożyła się wygodnie na swoim krześle. Uważnie obserwowała niepewny krok chłopaka, który w tej chwili z wyraźnym zakłopotaniem malującym się na jego niesamowicie przystojnej twarzy, kierował się w jej stronę.

- Czyżbyś miał ochotę powtórzyć przed meczem jakieś zagadnienia z historii? – zapytała z uśmiechem, chcąc rozluźnić nieco spiętego bruneta. 

Sam słysząc jej słowa, uśmiechnął się lekko i kiwając głową na boki, oblizał usta. Florencia poruszyła się niespokojnie, czując jak rumieniec w kolorze dorodnego buraka, bezwstydnie wchodzi na jej policzki. Za każdym razem reagowała w ten sposób na niemożliwie przystojnego Samuela. Zwykłe oblizanie warg, wywoływało u niej przyjemne dreszcze, rozchodzące się wzdłuż kręgosłupa. Jeszcze nigdy nikt tak bardzo jej nie pociągał. Nikt nie sprawiał, że od samego, intensywnie wlepionego w nią spojrzenia, miękły jej kolana. Nie raz w towarzystwie Sama, zachowywała się jak zakochana nastolatka, która irytującym chichotem reagowała na choćby delikatny dotyk. Czuła się jak szara myszka, na którą uwagę zwrócił największy najbardziej popularny w szkole przystojniak. Nawet Javier – jej pierwsza prawdziwa, choć bardzo nieudana miłość – nie wyzwalał w niej takich emocji.

Sam podszedł do jej biurka i nie spuszczając z Flor wzroku, oparł się o drewniany blat, po czym kładąc dłonie na jej talii, pochylił się do dziewczyny, następnie składając na jej ustach stęskniony, choć krótki pocałunek.

- Dzisiaj już powtarzałem historię, więc na ten moment mi wystarczy – powiedział zaglądając w jej niesamowicie niebieskie i błyszczące oczy – Przychodzę w innej sprawie – dodał, na co Flor zmarszczyła brwi w zdziwieniu, nie mając pojęcia o co chodzi Samuelowi 

- Wiesz, że dzisiaj gramy mecz? – spytał, a uśmiechnięta szeroko Florencia, nieznacznie skinęła głową

- Każdy o tym wie... Już kilka dni temu Howard oznajmił nam, że mamy pojawić się na trybunach w komplecie, a jeśli nie wykonamy jego polecenia, pojedzie nam po premii – prychnęła, a Sam słysząc słowa dziewczyny, wykrzywił usta w grymasie, po czym odpychając się od Florenci, wyprostował postawę, a następnie kładąc dłoń na karku, podrapał się w zakłopotaniu

- No, ja właśnie w tej sprawie... - zaczął nieśmiało – Nie chciałbym, żebyś przychodziła tam wyłącznie z polecenia dziekana. Chcę żebyś była tam przede wszystkim ze względu na mnie, dlatego... Chciałbym cię zaprosić na mój mecz, Kwiatuszku – powiedział w końcu, na co Flor uśmiechnęła się promiennie – Chcę żebyś zobaczyła jak gram i kibicowała mojej drużynie... Wiem, że to głupie, bo i tak musisz tam być, jednak mimo wszystko, mam nadzieję, że przyjmiesz moje zaproszenie i nie będziesz siedziała na trybunach za karę, wykonując swoje obowiązki, a przyjdziesz z przyjemnością, dopingować swojego chłopaka.

- Nawet gdybyś mnie osobiście nie zaprosił, to i tak przyszłabym tam ze względu na ciebie, a nie dlatego, że Howard mi kazał – Flor wcięła się w słowo Samowi i spoglądając na niego uważnie, posłała mu przepiękny uśmiech, pod którym Samowi zmiękły nogi. 

Nie myśląc wiele, wstała ze swojego miejsca, po czym oplatając ramionami pas chłopaka, uniosła głowę, a następnie wpiła się namiętnie w jego pełne usta 

- Dziękuję za zaproszenie, kochanie... Z przyjemnością z niego skorzystam – powiedziała kończąc pocałunek, po czym wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi... Jednak nie na długo, bo Sam słysząc to jak go nazwała, spiął wszystkie mięśnie i łapiąc dziewczynę za ramiona, odciągnął ją od siebie. 

Z uniesionymi wysoko brwiami spojrzał na zdezorientowaną twarz dziewczyny i patrząc prosto w jej oczy, rozchylił lekko usta

- Kochanie? – spytał zaskoczony, a For dopiero teraz zrozumiała jaką głupotę palnęła. 

Momentalnie wyrwała się z objęć bruneta, po czym odwracając się na pięcie, zrobiła kilka kroków do przodu, tym samym zwiększając między nimi odległość

- Przepraszam. Nie powinnam – powiedziała szybko, zawstydzona zaistniałą sytuacją. 

Mimo tego iż w tamtym momencie nie panowała nad swoim językiem i słowa które wypowiedziała, były rzucone zupełnie bezmyślnie, domyśliła się, że Samowi nie spodobało się zdrobnienie które użyła. Obawiała się tego że przez to nieszczęsne kochanie Sam może się wystraszyć i stwierdzić że ich relacja, rzeczywiście zbyt szybko się rozwija. Nie wiedziała jednak, że Samowi nie przeszkadzało to jak go nazwała... 

Wręcz przeciwnie. Sam niesamowicie cieszył się z tego, w jaki sposób Florencia się do niego zwróciła, dlatego też, nie zwlekając podszedł do Flor, po czym kładąc dłonie na jej biodrach, bez słowa przyciągnął ją do swojego torsu i pochylając się do niej, wyszeptał na ucho aby nie miała już żadnych wątpliwości

- Nie przepraszaj, Kwiatuszku. Bardzo mi się to podobało...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro