Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23

Witajcie w 2018 roku! Jestem, żyję, wrzucam jak obiecałam :))


Kolorowa bańka mydlana, która przez chwilę otoczyła szary świat Florenci Martinez, pękła wraz z wypowiedzianymi przez Sama słowami. Całe to poczucie bezpieczeństwa, szczęście jakie odczuwała za każdym razem gdy znajdował się blisko niej, uleciało nagle niczym chmura dymu, zostawiając jej jedynie smutek i strach...

Mimo tego, że Flor – z wiadomych przyczyn - bała się w tym momencie bruneta, musiała stawić czoła ogarniającej ją panice i zachować się tak, jak w takiej sytuacji powinien zachować się nauczyciel. Nie mogła w tej chwili skupiać się nad raniącymi słowami, które – nie wiedzieć właściwie czemu - skierował do niej Sam, ani nad zawieszoną w powietrzu tuż przed jej twarzą pięścią, a nad bójką w którą się wdał. 

Wzięła głęboki oddech, po czym przełykając głośno ślinę, zrobiła krok do przodu. Spojrzała w oczy milczącego w dalszym ciągu Sama i podchodząc jeszcze bliżej chłopaka, rozchyliła usta

- Panie Smith, zapraszam do dziekanatu – powiedziała, na co przerażony chłopak, z miną zbitego psa, spojrzał na nią błagalnym wzrokiem. 

Flor nie dała się zwieść bólowi malującemu się na twarzy Sama i zaciskając pięści po bokach, wyprostowała się pokazując w ten sposób swoją wyższość.

- Nie rób tego, proszę... - Sam odezwał się cicho, ale nawet łamiący się głos bruneta nie przekonał Florenci do zmiany zdania. 

Wiedziała, że Smith będzie miał niemałe problemy jeśli dziekan dowie się, że pobił kolegę praktycznie do nieprzytomności, jednak nie miała innego wyjścia. Musiała wysłać go na dywanik do Howarda. Miała obowiązek niezwłocznego poinformowania władz uniwersytetu, jeśli któryś ze studentów nagiąłby, narzucone z góry, panujące tu zasady. I nawet, jeśli serce mówiło jej aby tego nie robiła, rozsądek podpowiadał zupełnie co innego.

- Zapraszam – powtórzyła pewnie, na co zrezygnowany Sam przymykając powieki, opuścił nisko głowę. 

Flor ruszyła w kierunku gabinetu dziekana, ale zanim oddaliła się od rudzielca ściskającego między palcami krwawiący nos, spojrzała przez ramię na pochylającego się nad nim Jonesa 

- Zadzwoń po karetkę zanim zejdzie na tej podłodze – poleciła, a wpatrujący się w nią blondyn, pokiwał głową w zrozumieniu, po czym niezwłocznie sięgnął do kieszeni spodni po telefon.

Szli obok siebie w zupełnym milczeniu. Flor zraniona i zawiedziona, a Sam przerażony konsekwencjami swoich nieprzemyślanych czynów, jak i zawstydzony słowami skierowanymi w stronę swojej dziewczyny, oraz zachowaniem, które wywołało u niej niemały strach. W tej chwili nie miał zielonego pojęcia, dlaczego właściwie to powiedział. Nie myślał nad treścią jaka wypłynęła z jego ust. Miał wrażenie jakby w tamtym momencie, to ktoś inny nimi operował. Był w amoku, niezdolny do logicznego myślenia, dlatego też, nawet nie kontrolował tego co robi. Był po prostu wściekły na rudzielca. Nie mógł słuchać tego jak wypowiada się na temat jego dziewczyny w tak nieprzyjemny sposób. Chciał bronić jej honoru za wszelką cenę. Normalnie pewnie załatwiłby tę sprawę słownie, jednak złość wywołana kłótnią z przyjacielem odebrała mu panowanie nad sobą. Wszystkie negatywne uczucia skumulowały się w Samuelu i wybuchły w najmniej odpowiednim momencie...

- Poczekaj – odezwał się, kiedy Florencia zawiesiła dłoń nad klamką do gabinetu szefa. 

Złapał jej rękę, ale ta szybko się mu wyrwała

- Nie dotykaj mnie – powiedziała, przepełnionym strachem głosem, na co Sam zmarszczył brwi w zdziwieniu

- Boisz się mnie? – spytał cicho. 

Flor nie musiała odpowiadać, bo Sam już dobrze wiedział że dziewczyna jest cholernie przerażona. Mimo tego że starała się udawać twardą i niewzruszoną, widział panikę w jej oczach.  

Niepewnie zbliżył się do dziewczyny, na co Flor, wypuszczając z ust drżące powietrze, odsunęła się od niego. Widząc jej wykrzywioną w grymasie bólu twarz, przymknął powieki i przygryzając dolną wargę, pokręcił głową na boki, po czym rozchylił lekko usta 

- Przepraszam. Ja... Po prostu on mówił o tobie rzeczy, których nie chciałem słuchać. Od samego rana byłem wkurwiony, a on jeszcze dolał oliwy do ognia – próbował się tłumaczyć, jednak Flor nie miała zamiaru go słuchać. 

Ułożyła dłonie na jego klatce piersiowej i wykorzystując resztki siły, odepchnęła chłopaka od siebie, po czym ponownie skierowała się do drzwi gabinetu Howarda. Nie czekając nawet aż Sam się ruszy, zapukała w drewnianą powłokę, a następnie słysząc donośne wejść, nacisnęła na klamkę

- Zapraszam, Panie Smith – zwróciła się do chłopaka, a ten słysząc z chłodem wypowiedziane swoje nazwisko, przełknął rosnącą gulę w gardle i wbijając wzrok w podłogę, wszedł do środka, nie darząc Flor choć jednym krótkim spojrzeniem.

- Smith, coś ty znowu wykombinował? – zapytał dziekan widząc poobijaną twarz Samuela.

- Wdał się w bójkę z Alexem Federsonem – odpowiedziała za niego Flor, na co obaj panowie westchnęli ciężko. 

Dziekan odchylił się na swoim skórzanym fotelu i zakładając ręce na klatce piersiowej, spojrzał na Smitha karcącym wzrokiem.

Sam spuścił wzrok na swoje drżące z nerwów dłonie i wzdychając ciężko, w milczeniu czekał na reprymendę. Był zły, ale nie miał za złe Florenci, że - mimo iż ją prosił - wydała go przed dziekanem. Sam, z własnej głupoty wpakował się w kłopoty i zdawał sobie sprawę z tego, że teraz będzie musiał za to słono zapłacić. Jednak, to nie kara – jaką zapewne nałoży na niego dziekan – ani mrożący krew w żyłach wzrok Howarda, były w tej chwili jego największą zmorą, a siedząca obok niego Flor. To właśnie ona i jej dygoczące ze strachu ciało zajmowało większość jego myśli. Żałował tego co powiedział i pomimo iż nie pamiętał większości słów jakimi splunął jej w twarz, doskonale wiedział, że bardzo ją nimi zranił...

- Czy ty do reszty już zwariowałeś, chłopaku? – spytał dziekan, jednak nie otrzymał w zamian żadnej odpowiedzi. 

Howard westchnął ciężko, wiedząc już że rozmowa z Samuelem nie będzie zbyt łatwa. Widząc jego – jak mogłoby się wydawać – obojętną postawę, dziekan wstał ze swojego miejsca i obchodząc biurko, stanął naprzeciwko bruneta, po czym opierając się o blat dębowego mebla, pochylił się do Sama, zaglądając w jego ciemne tęczówki 

- Możesz mi powiedzieć co ci odwaliło? O co poszło?

- O nic – Sam wzruszył ramionami, tym samym podnosząc ciśnienie starszemu mężczyźnie

- Co to znaczy o nic?! – spytał podniesionym głosem, na co siedząca z boku Flor podskoczyła z przerażenia. 

Sam zauważając reakcję dziewczyny, odwrócił głowę w bok i widząc strach w jej oczach, chciał złapać jej dłoń w celu dodania otuchy, ale w ostatnim momencie powstrzymał się przed tym ruchem, uświadamiając sobie, że tym gestem mógłby wzbudzić podejrzenia u dziekana. Zacisnął zęby i podnosząc głowę, zaszczycił wreszcie swojego dziekana krótkim spojrzeniem

- Pieprzył głupoty, więc mu przywaliłem – odpowiedział pewnie, a Howard, słysząc słowa chłopaka, zacisnął dłonie na blacie stołu i oddychając ciężko, przymknął powieki zdenerwowany

- Jak bardzo poważna była ta bójka? – dziekan zadał kolejne pytanie, ale tym razem skierował je do profesor Martinez. 

Flor wypuściła z ust drżące powietrze, zastanawiając się co właściwie powinna odpowiedzieć. Nie chciała by Sam przez swoje głupie zachowanie został zawieszony w prawach studenta – co w tym momencie było najbardziej prawdopodobną karą jaką wobec niego mógł zastosować Howard– jednak, nie mogła też skłamać. Nie wiedziała co powie Alex. Była pewna tego, że kiedy chłopak wydobrzeje, zostanie wezwany na dywanik do Howarda, w celu opowiedzenia swojej wersji wydarzeń. Nie mogła więc powiedzieć nieprawdy, bo to mogłoby jedynie zaszkodzić nie tylko Samuelowi, ale i jej.

- Cóż... Nie jest z nim za dobrze, ale poprosiłam Jonesa, by się nim zajął – odpowiedziała po chwili zastanowienia.

Na jej słowa dziekan opuścił ręce zrezygnowany, po czym odbijając się od drewnianego mebla, przeszedł obok chłopaka, a następnie skierował się pod okno. Oparł dłonie na parapecie i wgapiając się bezmyślnie w widoki za szybą, pokręcił głową na boki

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że powinienem cię zawiesić, prawda? – spytał, na co Sam przytaknął cicho – Nie zrobię tego jednak... Jesteś kapitanem drużyny, a ja potrzebuję cię za trzy tygodnie na meczu przeciwko Fordham. Musisz trenować, dlatego też, nie mogę pozwolić na to byś siedział w domu - dodał i odwracając się przodem do siedzącej przed jego biurkiem dwójki, wlepił spojrzenie w szeroko otwarte ze zdziwienia usta Samuela

- Nie pochwalam tego co zrobiłeś i ostrzegam... Jeśli to się powtórzy, to wywalę cię na zbity pysk, zrozumiano? – Sam przytaknął lekkim skinieniem i poprawiając się w fotelu, podziękował dziekanowi za łaskawość – Dzisiaj już daj sobie spokój z resztą zajęć. Poproszę twoich wykładowców o niewpisywanie ci nieobecności, a Federsona postaram się udobruchać, żeby nie poszedł z tym gdzieś wyżej – machnął ręką, dokładnie tak jakby to wszystko nie miało większego znaczenia. 

Zarówno Sam jak i Flor byli niesamowicie zdziwieni postępowaniem dziekana, ale oboje cieszyli się z tego, że ta niezbyt przyjemna sprawa, rozeszła się po kościach... przynajmniej dla Sama

Howard przeprosił swoich gości i wymawiając się nadzwyczajną ilością pracy, zakończył rozmowę, po czym poprosił ich o opuszczenie jego gabinetu. Kiedy przekroczyli próg pomieszczenia, Sam spojrzał na Flor z nadzieją, że dziewczyna okaże mu jakiekolwiek zainteresowanie, ale jedyne co zrobiła pani profesor, to przygryzając dolną wargę, ruszyła pewnym krokiem przed siebie. Nie miała ochoty nawet na sekundę w towarzystwie chłopaka, dlatego też, czym prędzej skręciła w prawo i wbiegając po schodach, skierowała się do sali wykładowej, zostawiając Sama w tyle. Rzuciła okiem na zakrwawioną twarz Alexa, wypytała go czy Jones zadzwonił po karetkę, ale kiedy rudzielec odpowiedział, że powstrzymał Williama przed wezwaniem pomocy, pokręciła głową na boki i wzdychając ciężko, rozchyliła usta

- Ktoś to musi zobaczyć, Alex. Najprawdopodobniej masz złamany nos – powiedziała, na co chłopak wzruszył ramionami, powtarzając pani profesor, że da sobie radę sam. 

Mając świadomość tego, że nie zmusi dorosłego mężczyzny do posłuchania jej rady, upewniła się po raz ostatni czy wszystko z nim dobrze, po czym wróciła na swoje zajęcia.

- Bardzo Państwa przepraszam za tę nagłą przerwę – odezwała się skruszona i odsuwając krzesło, opadła na nie, wzrokiem przesuwając po twarzach swoich studentów. 

Nie miała siły na to, by dokończyć swój wykład. Z głowy wyparowały wszelkie wiadomości jakie chciała przekazać uczniom, a na ich miejsce weszły niechciane myśli na temat chłopaka który kilkanaście minut temu niesamowicie zranił ją wypowiedzianymi słowami, oraz karygodnym zachowaniem. Nie będąc w stanie poprowadzić zajęć, wskazała grupie jeden z tematów w podręczniku i poprosiła, aby sami sporządzili sobie notatki.

Kiedy godzina lekcyjna dobiegła końca, Flor – mimo tego iż przed sobą miała jeszcze dwie kolejne grupy – zabrała swoje rzeczy z biurka i pakując je do skórzanej torby, wstała z miejsca, po czym skierowała się do wyjścia z sali wykładowej, a następnie uczelni. Oddychając ciężko przeszła przez parking, a kiedy doszła na przystanek autobusowy usiadła na ławeczce i opuszczając nisko głowę, zacisnęła pięści na kolanach. Czuła się naprawdę okropnie i wiedząc, że nie będzie w stanie skupić się na czym innym niż na Samie, najzwyczajniej w świecie postanowiła sobie zrobić wagary. Domyślała się, że jej nagła decyzja nie spodoba się dziekanowi Howardowi, jednak w tym momencie miała to wszystko gdzieś. Przed jej oczami ciągle pojawiał się rozjuszony brunet, który swoimi przykrymi słowami, wywiercił ogromną dziurę w jej sercu.

 Było jej przykro z powodu tego, że chłopak który znaczył dla niej naprawdę wiele, pokazał jej dzisiaj, że ona nie znaczy dla niego zupełnie nic. No a przynajmniej, tak właśnie się czuła... Potraktował ją jak śmiecia i wykorzystując brudy jej nieciekawej przeszłości, rzucił jej nimi prosto w twarz. Poruszył bardzo drażliwy dla Florenci temat, a przecież dobrze wiedział jak to wszystko wygląda. Zaledwie dzień wcześniej powiedziała mu, dlaczego nie może rozwieść się ze swoim mężem, więc naprawdę nie potrafiła zrozumieć tego, po co znowu roztrząsał tę kwestię i do tego, w taki właśnie sposób. Mało tego, insynuował dziewczynie jakoby czerpała przyjemność z przemocy, oraz bólu fizycznego jaki przez kilka niesamowicie długich miesięcy sprawiał jej mąż. Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że brunet – jak sam zresztą jej o tym wspomniał - był czymś zdenerwowany, jednak nic nie upoważniało go do tego, by wyżywać się na Bogu winnej Flor.

Nim się zorientowała na przystanek podjechał autobus jadący w stronę dzielnicy dziewczyny. Flor poprawiła torebkę na ramieniu i przełykając głośno ślinę, wsiadła do środka transportu. Zajęła miejsce z przodu, przy oknie i opierając głowę o szybę, zacisnęła powieki, czując pod nimi cisnące się gorzkie łzy. Dopiero teraz emocje związane z bójką zaczęły stopniowo odpuszczać, a ich miejsce powoli zajmował żal i ściskający serce ból.

Te wszystkie negatywne uczucia nasiliły się, kiedy Flor przekroczyła próg swojego mieszkania. Tuż po zamknięciu drzwi na klucz, osunęła się na podłogę i podciągając kolana pod brodę schowała twarz w dłonie, wypuszczając przy tym głośny płacz.

W tym samym czasie, popchnięty wyrzutami sumienia Sam, opuszczając grube, leciwe mury uniwersytetu, skierował się do samochodu, odpalił silnik, po czym wrzucił pierwszy bieg z zamiarem odwiedzenia pani profesor. Po drodze zahaczył o kwiaciarnię, znajdującą się niedaleko bloku mieszkalnego Martinez i ściskając w dłoni przepiękny bukiet kwiatów, z mocno walącym sercem ruszył do mieszkania dziewczyny. 

Nie miał pojęcia jak właściwie powinien się zachować. Zdawał sobie sprawę z tego, że dzisiejszego dnia przesadził. Nie był głupi, wiedział że Flor tak łatwo mu tego nie wybaczy, bo przecież słowa które do niej skierował, były najbardziej raniącymi i najgłupszymi słowami jakie mógł wypowiedzieć. Nie miał dobrego argumentu na to, dlaczego w tamtym momencie właściwie poruszył nieprzyjemny dla dziewczyny temat, a wymówka jaką było zdenerwowanie po kłótni z przyjacielem, wydawała mu się teraz najgorszą z wymówek.

Stając pod drzwiami mieszkania brunetki, zacisnął dłoń i unosząc ją, zapukał kilka razy w drewnianą powłokę. Przez kilka niesamowicie długich sekund czekał z nisko opuszczoną głową aż mu otworzy, ale kiedy usłyszał szmery dochodzące z drugiej strony, zapukał jeszcze raz i rozchylając usta, zawołał:

- Kwiatuszku, błagam otwórz... Wiem, że tam jesteś. Proszę porozmawiaj ze mną – Florencia dobrze słyszała jego skruszony głos, a mimo to nie poruszyła się nawet o milimetr. 

Od dobrych dwóch godzin siedziała w tym samym miejscu i przesłaniając usta dłonią, płakała żałośnie, nie potrafiąc zapanować nad rozdzierającym się sercem. Sam bardzo ją zranił i choć gdzieś tam w podświadomości domyślała się ze tak naprawdę tego nie chciał ból który odczuwała w każdej cząsteczce duszy, nie pozwalał na to by tak łatwo mogła o tym zapomnieć i wybaczyć.

- Flor proszę cię. Nie odejdę dopóki ze mną nie porozmawiasz - ponownie się odezwał na co Flor kręcąc głową na boki, poprosiła szeptem, aby się oddalił.

Sam nie dawał za wygraną. Stał cierpliwie pod jej drzwiami i pukając nieprzerwanie, czekał aż Florencia się przełamie i w końcu mu otworzy. Po jakimś czasie, nieustającego stukania o drewno Flor faktycznie podniosła się z podłogi na równe nogi i nabierając w płuca powietrza zacisnęła pieści po bokach po czym z wymalowanym w oczach mordem, przekręciła zamek w drzwiach, następnie naciskając na klamkę.

Wprawdzie, Sam spodziewał się tego, że reakcja dziewczyny nie będzie zbyt przyjemna, ale w życiu nie przypuszczał że gdy ta otworzy drzwi, od razu nie czekając na żadne wytłumaczenie rzuci się do niego z pięściami.

- Idź stąd! Idź sobie. Nie chcę cię znać... - wypluwała słowa z prędkością światła, okładając tors bruneta dość mocnymi ciosami – Opowiedziałam ci o wszystkim, a ty wykorzystałeś to tylko po to by mnie zranić? Co z ciebie za człowiek? Myślałam, że jesteś inny – dodała z żalem, a kiedy Sam złapał za jej nadgarstki i powstrzymał przed kolejnymi uderzeniami, zapłakała głośno, po czym spojrzała na chłopaka oczami pełnymi żalu. 

Brunet w sekundę przyciągnął ją do swojego ciepłego ciała i owijając ramiona wokół jej talii, przesuwał uspokajająco palcami po jej plecach

- Przepraszam. Naprawdę nie wiem dlaczego to powiedziałem – wyszeptał do jej ucha łamiącym się głosem. 

Czuł się okropnie widząc zapłakaną twarz Florenci. Żałował, że nie potrafił powstrzymać niewyparzonego języka i gdyby tylko mógł cofnąć czas, nie wypowiedziałby nigdy więcej takich słów. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro