20
Mijały dni, a związek Sama i Florenci rozkwitał, zabarwiając ich szare jak dotąd życia, jaskrawymi kolorami. Spędzali ze sobą każdą wolną chwilę, nie mając dość swojego towarzystwa. Oczywiście, w dalszym ciągu ukrywali przed światem to co do siebie czują, zachowując się przy innych zupełnie zwyczajnie, niczym obcy sobie ludzie. Flor traktowała Sama jak każdego innego, mało znaczącego studenta, a Sam nie będąc jej dłużnym, wśród swoich kolegów uważał Flor jedynie za sympatyczną, młodą panią profesor i nic więcej.
Poza uczelnią, będąc w mieszkaniu jednego z nich, trzymali się za ręce, przytulali, całowali... Robili dosłownie wszystko to, co robi każda zakochana w sobie po uszy para. Nie mogli sobie pozwolić na wyjście do restauracji na romantyczną kolację, więc zazwyczaj wysyłając Lilly do Jonesów, organizowali sobie od czasu do czasu wieczór we dwoje i zapalając zapachowe świece, oraz rozlewając czerwone wino do kieliszków, spędzali czas na kanapie relaksując się w swoich ramionach. Nieraz na tę okazję Flor przygotowywała wcześniej różnego rodzaju potrawy, a czasami po prostu zamawiali pizzę i kiedy napełnili już wygłodniałe brzuchy, odstawiali wszystkie troski na bok, postanawiając się już skupić wyłącznie na sobie samych.
Flor czuła się bezpiecznie w towarzystwie Sama i wreszcie, po długich latach życia w strachu i niepewności, śmiało mogła przyznać, że te uczucia dzięki brunetowi powoli zaczynają odchodzić w niepamięć. Po prostu, kiedy spędzali ze sobą czas, odrzucali wszystkie złe i przykre myśli, skupiając się wyłącznie na tym co dobre i przyjemne. Wiadomo, że nie zapomnieli o tej szarej stronie życia, ale dzięki temu że byli razem, rzeczywistość stała się dla obojga bardziej znośna. Sam w dalszym ciągu był załamany niespodziewanym odejściem babci, jednak Flor ze wszystkich sił starała się robić wszystko, aby chłopak nie musiał o tym myśleć. Z kolei, jeśli chodzi o Florencie i jej problemy, brunet nie pozwalał dziewczynie zbyt często rozpamiętywać tego przez co swego czasu przeszła. Wspierali się wzajemnie i to chyba było jednym z najważniejszych fundamentów ich związku. Oboje pokazywali sobie że w każdej sytuacji mogą na siebie liczyć, co dawało im pewność, że nie są sami ze swoimi problemami. Dopóki stali wiernie przy swoich bokach, wszystko inne wydawało się nie mieć znaczenia... A oni mieli tego świadomość.
Dzisiejszego popołudnia, tuż po ostatnich wykładach dla jednej z młodszych grup, Flor spotkała się z Samem i po krótkim przywitaniu całusem w policzek, od razu wzięli się do pracy. Kontynuowali temat Waszyngtona za który wzięli się już poprzedniego tygodnia. Martinez przedstawiała postać pierwszego prezydenta Stanów Zjednoczonych, a Sam – za poleceniem Flor – dokładnie zapisywał najważniejsze informacje.
- Data śmierci Waszyngtona? – odezwała się Flor, a zaskoczony nagłym pytaniem dziewczyny Sam, uniósł dłoń i kładąc ją na karku podrapał się po nim w zakłopotaniu, po czym chrząkając cicho, poruszył się niespokojnie na krześle, a następnie chwytając za zeszyt, przewertował kilka kartek, chcąc tym samym znaleźć odpowiedź.
Młoda profesor, widząc to co wyprawia brunet, pochyliła się nad biurkiem przy którym siedział i wykazując się niemałym refleksem, szybko położyła dłoń na dłoni Samuela, w ten sposób powstrzymując chłopaka, przed ściąganiem. Florenci nie chodziło o to aby Sam znalazł odpowiedź w swoim zeszycie, a o to, by najzwyczajniej w świecie wykuł w pamięci datę tego wydarzenia, o które pytała
- Nie z zeszytu, Sam – westchnęła cicho kręcąc głową na boki, na co chłopak przewrócił oczami – Musisz to zapamiętać. Podczas kolokwium z historii nie będziesz miał czasu na to, by szperać w ściągach.
- Uwierz, że będę – spierał się Sam, uśmiechając się przy tym cwaniacko – Zawszę korzystam ze ściąg – wzruszył ramionami, co Flor skomentowała wymownym prychnięciem
- I dlatego właśnie, teraz potrzebujesz dodatkowych zajęć – odpowiedziała, a Sam, wiedząc że dziewczyna ma rację, pokiwał lekko głową po czym, rozchylił usta
- Czternasty grudnia, tysiąc siedemset dziewięćdziesiątego dziewiątego roku – powiedział dumnie, na co Flor zmarszczyła brwi w zdziwieniu.
Nie rozumiała po co chłopak próbował odnaleźć tę informację w swoich notatkach, skoro doskonale znał odpowiedź.
Flor czasami miała wrażenie, że Sam już dawno pojął wiedzę jaką przerabiali na zajęciach z historii i teraz, dzięki jej niewielkiej pomocy, bez najmniejszego problemu poradziłby sobie podczas kolokwium, koniec końców przynosząc z niego najwyższą z możliwych ocenę. Wiedziała, że chłopak nie jest głupi. Był naprawdę inteligentny i dość szybko przyswajał różnego rodzaju informacje, ale z jakiegoś powodu, w dalszym ciągu nie mógł podnieść swojej średniej. I właśnie to, od pewnego czasu zaprzątało głowę Flor.
Puszczając dłoń chłopaka, odsunęła się na kilka kroków w tył i zaplatając ramiona na piersiach, spojrzała na niego spod przymrużonych powiek.
- Co jest? – zapytał Sam i unosząc wysoko brwi, posłał Martinez pytające spojrzenie.
- Tak się zastanawiam... O co w tym wszystkim chodzi?
- O co chodzi w czym? – spytał, nie mając bladego pojęcia co pani profesor ma na myśli.
Flor westchnęła ciężko, po czym opierając się plecami o stojące za nią na podwyższeniu biurko, przygryzła wnętrze policzka, zastanawiając się intensywnie nad nurtującym ją pytaniem
- Kwiatuszku? – odezwał się po chwili brunet, tym samym wyrywając dziewczynę z zamyślenia.
Martinez odbiła się od drewnianego mebla, po czym stawiając kilka kroków w przód, ponownie pochyliła się nad chłopakiem i opierając obie dłonie na jego ławce, spojrzała uważnie w jego ciemne, błyszczące oczy
- Jesteś inteligentny, Sam. Masz naprawdę sporą wiedzę na przeróżne tematy. Mimo tego, że czasami zdarza ci się pomylić ze sobą niektóre fakty, to i tak jesteś naprawdę bystry. Całkiem dobrze radzisz sobie z zapamiętywaniem dat, znasz największe wydarzenia historyczne... Więc powiedz mi, dlaczego w dalszym ciągu siedzimy tu i wertujemy w kółko to samo, skoro ty już dawno to ogarnąłeś? Dlaczego przy mnie potrafisz odpowiedzieć na większość zagadnień, a na zajęciach z historii nie umiesz przekazać tej wiedzy, którą zdobywasz podczas naszych spotkań? Dlaczego zamiast piątek przynosisz same czwórki? Przecież wiesz, że, aby podnieść średnią musisz złapać przynajmniej cztery piątki...
- To wszystko twoja wina – odpowiedział pewnie, na co Flor parsknęła śmiechem
- Słucham? Jak to moja? – spytała, nie dowierzając w jego słowa.
Brunet uśmiechając się pod nosem, wstał ze swojego miejsca i obchodząc drewnianą ławkę, podszedł do Florenci, po czym wyciągając ręce, położył je na jej biodrach
- Nie patrz tak na mnie – uśmiechnął się cwaniacko widząc wwiercające się w niego spojrzenie Flor – Podczas naszych zajęć, jesteś tu ze mną – powiedział, na co Flor zmarszczyła brwi, w dalszym ciągu nie rozumiejąc o czym do niej mówi.
Sam przybliżył się do swojej dziewczyny i masując kciukami jej skórę ukrytą pod zwiewną koszulą, oblizał usta, po czym złożył szybkiego całusa na jej pulchnych wargach
- Na tej pieprzonej historii, nie mogę myśleć o niczym innym jak tylko o tobie – wyszeptał w jej usta, na co Flor uśmiechnęła się lekko – Ciągle mam w głowie te twoje cholernie niebieskie oczy i usteczka, którymi tak pięknie się posługujesz – mówił, omiatając jej twarz ciepłym, miętowym oddechem – I jakkolwiek banalnie to brzmi... Kiedy nie ma ciebie obok, za nic w świecie nie potrafię się skupić na tym, na czym powinienem. Wypełniasz każdą moją myśl i uwierz... Wolę myśleć o seksownej kobiecie z którą spotkam się zaraz po wyjściu z sali historycznej niż o jakimś starym grzybie, który zmarł jeszcze w osiemnastym wieku – dodał, a Flor słysząc słowa chłopaka, zaśmiała się dźwięcznie, po czym kładąc dłonie na jego policzkach, przyciągnęła twarz chłopaka do siebie, wpijając się po chwili w jego niesamowicie miękkie usta
- Jesteś nienormalny, Sam – powiedziała rozbawiona, a on zgadzając się poniekąd z tym stwierdzeniem, pokiwał głową.
Zostawił ostatnie cmoknięcie na jej ustach, po czym odsuwając się od Florenci, spojrzał na zawieszony na nadgarstku zegarek. Wytrzeszczył oczy w zdziwieniu, kiedy zorientował się która jest godzina. Ich lekcje zazwyczaj trwały półtorej godziny, a dzisiaj nie wiedzieć czemu, czas ten znacznie się wydłużył, tym samym krzyżując nieco plany chłopaka
- O, kurwa – sapnął przerażony, po czym nie zwlekając pochylił się do swojej ławki i podnosząc plecak z podłogi, jednym ruchem ręki zebrał wszystkie swoje rzeczy – Za godzinę mam trening, a jeszcze muszę odebrać Lilly ze szkoły, a potem pojechać do domu po torbę z ciuchami. Za cholerę nie zdążę... Nie ma takiej opcji – jęknął żałośnie, na co Flor wywróciła oczami
- Przecież ja mogę odebrać Lilly – zaoferowała Flor, tym samym skupiając na sobie wzrok chłopaka, który słysząc jej słowa zaprzestał wykonywanych czynności
- Serio? Możesz to zrobić?
- Tak – uśmiechając się promiennie, pokiwała głową, zapewniając w ten sposób że to dla niej żaden problem – Ty jedź od razu do domu, weź to co masz wziąć, a potem idź na trening. Ja pojadę autobusem i zaprowadzę Lilly do waszego domu – dodała, a zadowolony z przebiegu sytuacji Sam, zgodził się na jej propozycję.
Zasunął plecak, po czym ponownie podchodząc do dziewczyny, zamknął ja w szczelnym uścisku
- Jesteś najlepsza. Wiesz o tym, prawda? – spytał spoglądając uważnie w jej oczy, na co się uśmiechnęła szeroko
- Tak. Mówisz mi to za każdym razem kiedy się spotykamy – zachichotała pod nosem i opierając dłonie na torsie chłopaka, wspięła się na palce, po czym musnęła lekko jego usta – Idź już. Ja tu wszystko pozamykam i też się będę zbierać.
Sam pożegnał dziewczynę kolejnym słodkim pocałunkiem, po czym, nie tracąc czasu wybiegł z sali, kierując się od razu na parking. Był cholernie wdzięczny Florenci za to co dla niego robiła. Cieszył się że ją ma i że nie musi radzić sobie ze wszystkim sam. Oczywiście, kiedy tylko mógł starał się pogodzić wszystkie zajęcia tak, by nic ze sobą nie kolidowało, ale jak wiadomo, w życiu bywa różnie i czasami wypada nam coś takiego, na co nie mamy wpływu, albo czego nie da się zrealizować bez pomocy osób trzecich. I ta sytuacja właśnie taka była. Bez pomocy Flor, Sam nie poszedłby na trening, bo jego siedmioletnia siostra w dalszym ciągu wymagała opieki dorosłego.
Kiedy Sam wyjeżdżał z parkingu, Flor poskładała swoje notatki na kupę i zbierając z biurka swoje rzeczy, wrzuciła wszystko do skórzanej torby. Zasunęła za sobą krzesło, podniosła z ziemi papierek, który po chwili wylądował w koszu na śmieci, a następnie rozglądając się po sali, sprawdziła czy wszystko jest w porządku. Skierowała się do wyjścia i grzebiąc w kieszonce swojej dużej torebki, wyciągnęła klucz, chcąc tym samym zamknąć salę. Szarpnęła za klamkę upewniając się że aby na pewno przekręciła zamek w drzwiach, po czym udała się długim korytarzem do wyjścia z uczelni
- Do widzenia – pożegnała się z woźnym i uśmiechając się ciepło, przekroczyła próg budynku.
Kilkanaście minut później, jechała już w autobusie kierującym się pod samą szkołę małej Lilly.
****
Kochani :) Zdrowych i spokojnych Świąt :) Dużo szczęścia i radości :) Wykorzystajcie dobrze czas spędzany w rodzinnym gronie. Trzymajcie się cieplutko w te chłodne dni i do zobaczenia wkrótce :)
🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄
Dziękuję za wszystkie komentarze, odsłony i głosy. Jesteście najlepsi! :)
Do następnego :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro