Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20



Mijały dni, a związek Sama i Florenci rozkwitał, zabarwiając ich szare jak dotąd życia, jaskrawymi kolorami. Spędzali ze sobą każdą wolną chwilę, nie mając dość swojego towarzystwa. Oczywiście, w dalszym ciągu ukrywali przed światem to co do siebie czują, zachowując się przy innych zupełnie zwyczajnie, niczym obcy sobie ludzie. Flor traktowała Sama jak każdego innego, mało znaczącego studenta, a Sam nie będąc jej dłużnym, wśród swoich kolegów uważał Flor jedynie za sympatyczną, młodą panią profesor i nic więcej.

Poza uczelnią, będąc w mieszkaniu jednego z nich, trzymali się za ręce, przytulali, całowali... Robili dosłownie wszystko to, co robi każda zakochana w sobie po uszy para. Nie mogli sobie pozwolić na wyjście do restauracji na romantyczną kolację, więc zazwyczaj wysyłając Lilly do Jonesów, organizowali sobie od czasu do czasu wieczór we dwoje i zapalając zapachowe świece, oraz rozlewając czerwone wino do kieliszków, spędzali czas na kanapie relaksując się w swoich ramionach. Nieraz na tę okazję Flor przygotowywała wcześniej różnego rodzaju potrawy, a czasami po prostu zamawiali pizzę i kiedy napełnili już wygłodniałe brzuchy, odstawiali wszystkie troski na bok, postanawiając się już skupić wyłącznie na sobie samych.

Flor czuła się bezpiecznie w towarzystwie Sama i wreszcie, po długich latach życia w strachu i niepewności, śmiało mogła przyznać, że te uczucia dzięki brunetowi powoli zaczynają odchodzić w niepamięć. Po prostu, kiedy spędzali ze sobą czas, odrzucali wszystkie złe i przykre myśli, skupiając się wyłącznie na tym co dobre i przyjemne. Wiadomo, że nie zapomnieli o tej szarej stronie życia, ale dzięki temu że byli razem, rzeczywistość stała się dla obojga bardziej znośna. Sam w dalszym ciągu był załamany niespodziewanym odejściem babci, jednak Flor ze wszystkich sił starała się robić wszystko, aby chłopak nie musiał o tym myśleć. Z kolei, jeśli chodzi o Florencie i jej problemy, brunet nie pozwalał dziewczynie zbyt często rozpamiętywać tego przez co swego czasu przeszła. Wspierali się wzajemnie i to chyba było jednym z najważniejszych fundamentów ich związku. Oboje pokazywali sobie że w każdej sytuacji mogą na siebie liczyć, co dawało im pewność, że nie są sami ze swoimi problemami. Dopóki stali wiernie przy swoich bokach, wszystko inne wydawało się nie mieć znaczenia... A oni mieli tego świadomość.

Dzisiejszego popołudnia, tuż po ostatnich wykładach dla jednej z młodszych grup, Flor spotkała się z Samem i po krótkim przywitaniu całusem w policzek, od razu wzięli się do pracy. Kontynuowali temat Waszyngtona za który wzięli się już poprzedniego tygodnia. Martinez przedstawiała postać pierwszego prezydenta Stanów Zjednoczonych, a Sam – za poleceniem Flor – dokładnie zapisywał najważniejsze informacje.

- Data śmierci Waszyngtona? – odezwała się Flor, a zaskoczony nagłym pytaniem dziewczyny Sam, uniósł dłoń i kładąc ją na karku podrapał się po nim w zakłopotaniu, po czym chrząkając cicho, poruszył się niespokojnie na krześle, a następnie chwytając za zeszyt, przewertował kilka kartek, chcąc tym samym znaleźć odpowiedź. 

Młoda profesor, widząc to co wyprawia brunet, pochyliła się nad biurkiem przy którym siedział i wykazując się niemałym refleksem, szybko położyła dłoń na dłoni Samuela, w ten sposób powstrzymując chłopaka, przed ściąganiem. Florenci nie chodziło o to aby Sam znalazł odpowiedź w swoim zeszycie, a o to, by najzwyczajniej w świecie wykuł w pamięci datę tego wydarzenia, o które pytała

- Nie z zeszytu, Sam – westchnęła cicho kręcąc głową na boki, na co chłopak przewrócił oczami – Musisz to zapamiętać. Podczas kolokwium z historii nie będziesz miał czasu na to, by szperać w ściągach.

- Uwierz, że będę – spierał się Sam, uśmiechając się przy tym cwaniacko – Zawszę korzystam ze ściąg – wzruszył ramionami, co Flor skomentowała wymownym prychnięciem

- I dlatego właśnie, teraz potrzebujesz dodatkowych zajęć – odpowiedziała, a Sam, wiedząc że dziewczyna ma rację, pokiwał lekko głową po czym, rozchylił usta

- Czternasty grudnia, tysiąc siedemset dziewięćdziesiątego dziewiątego roku – powiedział dumnie, na co Flor zmarszczyła brwi w zdziwieniu. 

Nie rozumiała po co chłopak próbował odnaleźć tę informację w swoich notatkach, skoro doskonale znał odpowiedź.

Flor czasami miała wrażenie, że Sam już dawno pojął wiedzę jaką przerabiali na zajęciach z historii i teraz, dzięki jej niewielkiej pomocy, bez najmniejszego problemu poradziłby sobie podczas kolokwium, koniec końców przynosząc z niego najwyższą z możliwych ocenę. Wiedziała, że chłopak nie jest głupi. Był naprawdę inteligentny i dość szybko przyswajał różnego rodzaju informacje, ale z jakiegoś powodu, w dalszym ciągu nie mógł podnieść swojej średniej. I właśnie to, od pewnego czasu zaprzątało głowę Flor.

Puszczając dłoń chłopaka, odsunęła się na kilka kroków w tył i zaplatając ramiona na piersiach, spojrzała na niego spod przymrużonych powiek.

- Co jest? – zapytał Sam i unosząc wysoko brwi, posłał Martinez pytające spojrzenie.

- Tak się zastanawiam... O co w tym wszystkim chodzi?

- O co chodzi w czym? – spytał, nie mając bladego pojęcia co pani profesor ma na myśli. 

Flor westchnęła ciężko, po czym opierając się plecami o stojące za nią na podwyższeniu biurko, przygryzła wnętrze policzka, zastanawiając się intensywnie nad nurtującym ją pytaniem 

- Kwiatuszku? – odezwał się po chwili brunet, tym samym wyrywając dziewczynę z zamyślenia. 

Martinez odbiła się od drewnianego mebla, po czym stawiając kilka kroków w przód, ponownie pochyliła się nad chłopakiem i opierając obie dłonie na jego ławce, spojrzała uważnie w jego ciemne, błyszczące oczy

- Jesteś inteligentny, Sam. Masz naprawdę sporą wiedzę na przeróżne tematy. Mimo tego, że czasami zdarza ci się pomylić ze sobą niektóre fakty, to i tak jesteś naprawdę bystry. Całkiem dobrze radzisz sobie z zapamiętywaniem dat, znasz największe wydarzenia historyczne... Więc powiedz mi, dlaczego w dalszym ciągu siedzimy tu i wertujemy w kółko to samo, skoro ty już dawno to ogarnąłeś? Dlaczego przy mnie potrafisz odpowiedzieć na większość zagadnień, a na zajęciach z historii nie umiesz przekazać tej wiedzy, którą zdobywasz podczas naszych spotkań? Dlaczego zamiast piątek przynosisz same czwórki? Przecież wiesz, że, aby podnieść średnią musisz złapać przynajmniej cztery piątki...

- To wszystko twoja wina – odpowiedział pewnie, na co Flor parsknęła śmiechem

- Słucham? Jak to moja? – spytała, nie dowierzając w jego słowa. 

Brunet uśmiechając się pod nosem, wstał ze swojego miejsca i obchodząc drewnianą ławkę, podszedł do Florenci, po czym wyciągając ręce, położył je na jej biodrach

- Nie patrz tak na mnie – uśmiechnął się cwaniacko widząc wwiercające się w niego spojrzenie Flor – Podczas naszych zajęć, jesteś tu ze mną – powiedział, na co Flor zmarszczyła brwi, w dalszym ciągu nie rozumiejąc o czym do niej mówi. 

Sam przybliżył się do swojej dziewczyny i masując kciukami jej skórę ukrytą pod zwiewną koszulą, oblizał usta, po czym złożył szybkiego całusa na jej pulchnych wargach

- Na tej pieprzonej historii, nie mogę myśleć o niczym innym jak tylko o tobie – wyszeptał w jej usta, na co Flor uśmiechnęła się lekko – Ciągle mam w głowie te twoje cholernie niebieskie oczy i usteczka, którymi tak pięknie się posługujesz – mówił, omiatając jej twarz ciepłym, miętowym oddechem – I jakkolwiek banalnie to brzmi... Kiedy nie ma ciebie obok, za nic w świecie nie potrafię się skupić na tym, na czym powinienem. Wypełniasz każdą moją myśl i uwierz... Wolę myśleć o seksownej kobiecie z którą spotkam się zaraz po wyjściu z sali historycznej niż o jakimś starym grzybie, który zmarł jeszcze w osiemnastym wieku – dodał, a Flor słysząc słowa chłopaka, zaśmiała się dźwięcznie, po czym kładąc dłonie na jego policzkach, przyciągnęła twarz chłopaka do siebie, wpijając się po chwili w jego niesamowicie miękkie usta

- Jesteś nienormalny, Sam – powiedziała rozbawiona, a on zgadzając się poniekąd z tym stwierdzeniem, pokiwał głową. 

Zostawił ostatnie cmoknięcie na jej ustach, po czym odsuwając się od Florenci, spojrzał na zawieszony na nadgarstku zegarek. Wytrzeszczył oczy w zdziwieniu, kiedy zorientował się która jest godzina. Ich lekcje zazwyczaj trwały półtorej godziny, a dzisiaj nie wiedzieć czemu, czas ten znacznie się wydłużył, tym samym krzyżując nieco plany chłopaka

- O, kurwa – sapnął przerażony, po czym nie zwlekając pochylił się do swojej ławki i podnosząc plecak z podłogi, jednym ruchem ręki zebrał wszystkie swoje rzeczy – Za godzinę mam trening, a jeszcze muszę odebrać Lilly ze szkoły, a potem pojechać do domu po torbę z ciuchami. Za cholerę nie zdążę... Nie ma takiej opcji – jęknął żałośnie, na co Flor wywróciła oczami

- Przecież ja mogę odebrać Lilly – zaoferowała Flor, tym samym skupiając na sobie wzrok chłopaka, który słysząc jej słowa zaprzestał wykonywanych czynności

- Serio? Możesz to zrobić?

- Tak – uśmiechając się promiennie, pokiwała głową, zapewniając w ten sposób że to dla niej żaden problem – Ty jedź od razu do domu, weź to co masz wziąć, a potem idź na trening. Ja pojadę autobusem i zaprowadzę Lilly do waszego domu – dodała, a zadowolony z przebiegu sytuacji Sam, zgodził się na jej propozycję. 

Zasunął plecak, po czym ponownie podchodząc do dziewczyny, zamknął ja w szczelnym uścisku

- Jesteś najlepsza. Wiesz o tym, prawda? – spytał spoglądając uważnie w jej oczy, na co się uśmiechnęła szeroko

- Tak. Mówisz mi to za każdym razem kiedy się spotykamy – zachichotała pod nosem i opierając dłonie na torsie chłopaka, wspięła się na palce, po czym musnęła lekko jego usta – Idź już. Ja tu wszystko pozamykam i też się będę zbierać.

Sam pożegnał dziewczynę kolejnym słodkim pocałunkiem, po czym, nie tracąc czasu wybiegł z sali, kierując się od razu na parking. Był cholernie wdzięczny Florenci za to co dla niego robiła. Cieszył się że ją ma i że nie musi radzić sobie ze wszystkim sam. Oczywiście, kiedy tylko mógł starał się pogodzić wszystkie zajęcia tak, by nic ze sobą nie kolidowało, ale jak wiadomo, w życiu bywa różnie i czasami wypada nam coś takiego, na co nie mamy wpływu, albo czego nie da się zrealizować bez pomocy osób trzecich. I ta sytuacja właśnie taka była. Bez pomocy Flor, Sam nie poszedłby na trening, bo jego siedmioletnia siostra w dalszym ciągu wymagała opieki dorosłego.

Kiedy Sam wyjeżdżał z parkingu, Flor poskładała swoje notatki na kupę i zbierając z biurka swoje rzeczy, wrzuciła wszystko do skórzanej torby. Zasunęła za sobą krzesło, podniosła z ziemi papierek, który po chwili wylądował w koszu na śmieci, a następnie rozglądając się po sali, sprawdziła czy wszystko jest w porządku. Skierowała się do wyjścia i grzebiąc w kieszonce swojej dużej torebki, wyciągnęła klucz, chcąc tym samym zamknąć salę. Szarpnęła za klamkę upewniając się że aby na pewno przekręciła zamek w drzwiach, po czym udała się długim korytarzem do wyjścia z uczelni

- Do widzenia – pożegnała się z woźnym i uśmiechając się ciepło, przekroczyła próg budynku.

Kilkanaście minut później, jechała już w autobusie kierującym się pod samą szkołę małej Lilly. 

****

Kochani :) Zdrowych i spokojnych Świąt :) Dużo szczęścia i radości :) Wykorzystajcie dobrze czas spędzany w rodzinnym gronie. Trzymajcie się cieplutko w te chłodne dni i do zobaczenia wkrótce :) 

🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄

Dziękuję za wszystkie komentarze, odsłony i głosy. Jesteście najlepsi! :) 

Do następnego :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro