2
Kochani, jeśli jesteście tu i wam się podoba, to proszę, wciśnijcie gwiazdkę. Będzie mi bardzo miło :)
Przez resztę dnia, Samuel nie mógł przestać myśleć o swojej nowej Pani profesor. Nie potrafił skupić się na żadnym wykładzie, w dalszym ciągu mając przed sobą obraz tej niesamowicie kuszącej kobiety. Jej przepiękne – choć nieco smutne, jak zdążył zauważyć - niebieskie oczy, jej długie włosy, smukła sylwetka, kształtne piersi, oraz długie nogi, nieprzerwanie migały przed jego oczami. Ale nie sam widok wywołał na nim niesamowite wrażenie... Również prowadzony przez nią przedmiot, ten ciepły głos, oraz to, jak z pasją opowiadała o przeróżnych zakamarkach świata, zachęcając tym samym do ich odwiedzenia, powodował, że Sam wreszcie, jakimś cudem polubił geografię, której do tej pory szczerze nienawidził. Mógłby tak godzinami słuchać o tym, co mówi Flor, jednak niestety... Nie było to możliwe, gdyż wykłady z przedmiotu który prowadziła Pani profesor, odbywały się raz dziennie, zaledwie po godzinie.
Idąc korytarzem u boku swojego najlepszego przyjaciela Williama Jonesa, przyglądał się mijanym twarzom, chcąc w nich odnaleźć tę jedną, która najbardziej zapadła mu w pamięci. Kilka osób przywitało się z Samem lekkim skinieniem głowy, ale zdaje się że chłopak w ogóle tego nie zauważał, wciąż zbyt uważnie skupiony na próbach odszukania tych niesamowicie pięknych, niepowtarzalnie czarujących oczu.
- Stary, ta laska to ideał – powiedział rozmarzony Jones, ale nawet to nie oderwało jego kolegi od wpatrywania się w krzątający się po korytarzu tłum studentów.
Will zauważając to, że jego przyjaciel nawet nie miał zamiaru skomentować jego uwagi, zmarszczył brwi i przybliżając się do Sama, szturchnął go łokciem w bok, na co brunet syknął pod nosem, następnie – w końcu – posyłając Jonesowi mordercze spojrzenie
- Ty słuchasz mnie w ogóle, czy może próbujesz udawać, że wcale cię nie poruszyła nasza nowa Pani profesor ? Bo jeśli to drugie, to uważaj bo uwierzę – prychnął rozbawiony Will i kręcąc głową na boki, wykrzywił usta w grymasie
- O co ci znowu chodzi? – zapytał lekko znudzony Sam
- Przecież widziałem jak pieprzyłeś ją wzrokiem – odpowiedział kolega, na co Sam ponownie odwrócił wzrok od mijanych ludzi, już po chwili przenosząc go na swojego towarzysza.
Will przez kilka sekund wpatrywał się w Samuela i zdaje się, że ta krótka chwila wyraźnie podpowiedziała mu, co jest na rzeczy
- Daj sobie spokój... To nie twoja liga
- Co ty w ogóle pieprzysz, Jones? – warknął Sam – Nawijasz jak potłuczony, a ja nawet przez moment nie zwróciłem uwagi na to, co mówisz – dodał szczerze, na co kolega się roześmiał
- No, właśnie... I tu jest twój problem
Sam westchnął jedynie na słowa przyjaciela, naprawdę nie rozumiejąc o co mu w tej chwili chodzi. Był zbyt skupiony poszukiwaniami Panny Martinez, by choć przez chwilę zagłębić się w monolog jaki - przez praktycznie całą drogę z jednej sali wykładowej, do drugiej - prowadził Jones.
Kiedy chłopcy już jedną nogą byli na kolejnych wykładach, Samuela zatrzymałdochodzący zza jego pleców głos dziekana
- Smith, zapraszam do mnie... Musimy porozmawiać – dość ostry ton głosu starszego mężczyzny, wywołał w chłopaku niemały niepokój.
Zatrzymując się w miejscu, przełknął głośno ślinę i nabierając w płuca powietrza, odwrócił się na pięcie, tym samym stając twarzą w twarz z Howardem. Kiedy zauważył machnięcie ręki mężczyzny, pokazujące że powinni się oddalić, kiwnął głową i nie zwlekając, podążył za dziekanem do jego gabinetu.
- Siadaj – rozkazał mężczyzna i unosząc dłoń, wskazał młodemu chłopakowi skórzany fotel, postawiony naprzeciwko jego mahoniowego, biurka.
Smith zajął miejsce które wyznaczył mu Howard, po czym wzdychając ciężko, przeniósł wzrok ze swoich lekko roztrzęsionych dłoni, na dziekana. Wiedział, że ta rozmowa nie będzie zbyt przyjemna i już raczej domyślał się o co może chodzić, jednak chciał to usłyszeć z ust mężczyzny
- Wiesz o tym, że jako kapitan drużyny powinieneś prezentować nie tylko zdolności sportowe, ale również dawać przykład dobrymi stopniami, a to jak już zdążyłem zauważyć, nie idzie u ciebie w parze – odezwał się Howard, na co Sam zmarszczył brwi w zdziwieniu.
Ponieważ Samuel Smith – kapitan drużyny hokejowej, która w ostatnim czasie górowała w tabeli rozgrywek międzyuniwersyteckich – opuścił się nieco w ostatnich tygodniach w treningach, oraz nie pojawił się na spotkaniu z łowcą talentów, którego zaprosił dziekan – głównie mając na uwadze, właśnie tego, siedzącego naprzeciwko młodego mężczyznę – myślał, że rozmowa o którą poprosił Howard, będzie dotyczyła niczego innego, jak wyłącznie tych dwóch aspektów.
Jakże wielkie więc było jego zdziwienie, kiedy niespodziewanie, dziekan nie poruszył żadnej z wyżej wymienionych kwestii, a jak zwykle uczepił się mało znaczących stopni, które zdaniem chłopaka wcale nie były takie najgorsze. No w końcu, Sam Smith z zajęć fizycznych miał jedne z najlepszych ocen na swoim roku.
- Przecież ze sportowych mam praktycznie same dobre – skrzywił się nieco wypowiadając te słowa i nie rozumiejąc za bardzo zdziwionej miny swojego dziekana, posłał mu pytające spojrzenie
- Nie o tym mówię, chłopcze – odpowiedział po chwili Howard, kiwając głową na boki.
Wstał zza swojego biurka, po czym podchodząc do okna, wsunął dłonie do kieszeni spodni i patrząc w dal, westchnął pod nosem
- Mam na myśli historię Smith... Z tego co zauważyłem, nie idzie ci najlepiej – powiedział i odwracając się przez ramię, spojrzał na wpatrzonego w niego uważnie chłopaka.
Słowa dziekana były dla Sama ogromnym zaskoczeniem, bo do tej pory, mężczyzna który teraz mierzył go surowym spojrzeniem, nie wykazywał jakiegokolwiek zainteresowania stopniami chłopaka z innych przedmiotów. Dla tego człowieka, liczyło się jedynie to, aby Sam z wyróżnieniem skończył przede wszystkim zajęcia związane ze sportem. Jego zdaniem Smith był niesamowicie utalentowanym młodym hokeistą, który miał szansę na wejście do pierwszego składu NHL. Proszę nie myśleć, że dziekan w przypadku tego chłopaka mierzył zbyt wysoko... Wręcz przeciwnie, znał się na tym sporcie i wiedział, że rzadko kiedy, trafia się tak niesamowity talent jakim był obdarzony Samuel Smith. Jednak zdawał sobie również sprawę, że pomimo dużych umiejętności, Sam nie osiągnie zbyt wiele, jeśli zaniecha naukę z innych przedmiotów, dlatego też, w odpowiednim momencie postanowił zainterweniować.
- Ten facet, Thomson... Kiedy był tu podczas ostatniej wizyty, jasno dał mi do zrozumienia, że interesują go wyłącznie sportowcy z pełną frekwencją, oraz ze średnią pięć zero, a ty z tego co wiem, masz nieco poniżej. Jeśli chcesz, żeby na następnym spotkaniu zwrócił na ciebie uwagę, musisz się podciągnąć z historii. Thomson jest naprawdę uparty i z tego co zdążyłem zauważyć, większość czasu spędził na wertowaniu wpisów do indeksów, niż na obserwacji umiejętności wystawionych przeze mnie kandydatów...
- Przecież to bez sensu – Samuel przerwał dziekanowi wypowiedź, podpierając dodatkowo swoje zdanie w tym temacie wymownym prychnięciem – Do cholery, nie mają chyba za zadanie wyciągnąć jednego z nas na reprezentanta corocznej, Wielkiej Olimpiady Naukowej, tylko znaleźć talent, który będzie wygrywał dla nich mecze, a tym samym przynosił im kupę kasy... Przecież to o to w tym chodzi. Jesteśmy sportowcami, a nie geniuszami, zgłębiającymi tajniki jakiegoś średniowiecza, które już dawno nikogo nie obchodzi – dodał, mówiąc szczerze co o tym wszystkim myśli.
Zmęczony tą rozmową dziekan, wrócił na swoje miejsce i wzdychając ciężko, ułożył dłonie na blacie mahoniowego biurka, po czym z wyraźnym skupieniem na twarzy, spojrzał na siedzącego naprzeciwko, niezbyt zadowolonego z przebiegu spraw, chłopaka
- Posłuchaj, Smith... Mi też nie do końca podobają się ich nowe warunki, ale nic na to nie poradzę – oznajmił, rozkładając przy tym ręce na boki, jakby chciał pokazać w ten sposób, że rzeczywiście nie może nic na to zaradzić
- Po prostu musisz się dostosować... O ile oczywiście, w dalszym ciągu zależy ci na tym, żeby dostać się do najlepszej ligi hokejowej w tym kraju? – zadał pytanie, jednak nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
Widząc, że swoimi słowami nie za bardzo przekonał Samuela do zmiany nastawienia, postanowił wyciągnąć jeszcze jednego asa z rękawa
- No i jeśli ci zależy na stypendium sportowym... A jak mogę się domyślić, jest ci ono potrzebne, dlatego śmiem twierdzić, że podejmiesz dobrą decyzję, Smith...
Tymi słowami dziekan kolejny raz wywołał zaskoczenie na twarzy młodego chłopaka. Wiedział, co jest czułym punktem Samuela i zdawał sobie sprawę, że uderzenie w ten właśnie punkt, będzie najlepszym z możliwych posunięć...
Otóż, Samuel Smith, potrzebował tego stypendium z jednego, ale za to bardzo ważnego powodu... I nie, nie chodzi tu wyłącznie o to, że stypendium sportowe otwierało mu drzwi do kariery, a raczej o pieniądze, jakie dzięki niemu mógł przekazać osobie, za którą w jakimś stopniu był odpowiedzialny.
Jego siedmioletnia siostra – bo to właśnie o niej teraz mowa - wychowywana od drugiego roku życia przez babcię, potrzebowała pomocy ze strony brata, który oprócz starszej kobiety, wspomnianej przed chwilą, był jedynym członkiem jej rodziny. To właśnie przede wszystkim dla niej chciał zostać kimś. To dla tej małej dziewczynki, starał się ze wszystkich sił poprowadzić swoje życie w taki sposób, aby koniec końców mógł powiedzieć, że zrobił wszystko by zapewnić swojej siostrze wszystko, czego tylko potrzebowała.
- Dobrze Pan wie, że to jedyny przedmiot z którym sobie nie radzę – powiedział po chwili milczenia, licząc na to, że dziekan w jakiś sposób zlituje się nad nim, ale jedyne co mężczyzna był w stanie w tej chwili zrobić, to ponowne rozłożenie dłoni – Jak mam go niby poprawić, skoro mimo tego, że się staram, najzwyczajniej w świecie mi nie wychodzi?
- Poproś kogoś o pomoc – Howard wzruszył ramionami, na co pięści Sama zacisnęły się w zdenerwowaniu na podłokietnikach skórzanego fotela
- Wszyscy korepetytorzy są już zajęci – wysyczał przez zęby, tracąc powoli nad sobą panowanie, jednak nawet to, nie zrobiło wrażenia na dziekanie.
Mężczyzna wydawał się być niepokonany i na każde słowa chłopaka, miał jakby wcześniej przygotowaną odpowiedź. Widać to było w jego twarzy, oraz nonszalanckim sposobie patrzenia
- Zawsze możesz zaniechać poszukiwania wśród rówieśników i spróbować u kogoś, kto jest równie dobry jak oni, a nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, że o niebo lepszy
- Ma Pan na myśli kogoś konkretnego? – spytał unoszącwysoko brwi, na co dziekan jakby oczekując na zadanie przez chłopaka dokładnietakiego pytania, uśmiechnął się chytrze, po czym pokiwał ochoczo głową
- Profesor Martinez z pewnością chętnie się tobą zajmie i jestem pewny, że nikt tak dobrze nie przerobi z tobą historii, jak właśnie ona – odpowiedział pewnie, a zaskoczony Sam rozchylił usta ze zdziwienia
- Profesor Martinez uczy mnie geografii, Panie dziekanie
- Ale Flor jest wykwalifikowana również w drugim kierunku, którym – na twoje szczęście – jest właśnie historia – uśmiechnął się szeroko dziekan, jednak Sam zdawał się już go nie słuchać.
Coś innego w tym momencie zaprzątało jego głowę, a dokładnie tym czymś, było imię młodej kobiety.
Flor... Flor... powtarzał w myślach, kompletnie odłączając się od rzeczywistości.
Do tej pory Sam, ze względu na spóźnienie się na pierwsze zajęcia z panią profesor, nie miał okazji poznać jej imienia. Jedynie z grafiku znał nazwisko kobiety, poprzedzone literką F... Nie przypisywał jednak do owej litery alfabetu, żadnego konkretnego imienia, bo nim poznał młodą nauczycielkę, nie interesowało go to aż tak bardzo.
Teraz, po pierwszym spotkaniu, pewne kwestie się zmieniły...
Jeśli znajdziecie błędy, to proszę, poinformujcie mnie w komentarzu, a to zmienię :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro