Rozdział XLIII
Skąd ta powaga Lucy? - te słowa odbijały się echem w mojej głowie. Joker śmiał się, a ja miałam ochotę się rozpłakać. Byłam bezsilna! Przecież go nie pokonam. Nie mam z nim szans... Ta gorzka prawda sprawiała, że miałam ochotę wyć. Czemu ten pochrzaniony los musi sobie robić z mojego życia jakąś pieprzoną krwawą telenowelę?! Czemu?! Opadłam na ziemię wpatrując się pustym wzrokiem w koszmarnego klauna zaśmiewającego się do rozpuku z własnego żartu. Żartu, który omal go nie zabił... Żartu, którym mogłam go jednocześnie rozzłościć jak i ucieszyć... Nie miałam pojęcia co zamierza Joker. Zwykle przewidywałam ruchy moich przeciwników. Znałam wzorce działań przestępców... ale Joker? Gdy próbowałam przewidzieć co zrobi następnie robił zupełnie na odwrót. Nie byłam w stanie przewidzieć jego następnego ruchu... a coś mi się wydawało, że był dziesięć wprzód...
-Och! Uśmiechnij się Lucy! Uśmiech to taka piękna rzecz! Czemu się nie uśmiechasz? - odezwał się po chwili, a ja wzdrygnęłam się na dźwięk jego rozbawionego głosu. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Bałam się szaleństwa, które w nich zobaczę.
-Bo los jest pochrzanionym sadystą. - odparłam beznamiętnym tonem wpatrując się pustym wzrokiem w sznurówki moich glanów. Joker przewrócił oczami.
-Zawsze pozostaje szaleństwo Lucy. - odrzekł, a w jego oczach ujrzałam przerażający błysk. Mimowolnie się cofnęłam i uderzyłam głową w ścianę za mną. Syknęłam z bólu. Joker zaczął się do mnie zbliżać, ale po chwili stanął, gdy cichy mrok Gotham rozświetliły światła radiowozów i reflektor nadlatującego śmigłowca. W jednym momencie całą uliczkę przeszyła kakofonia dźwięków. Syreny radiowozów...obracające się śmigła... ludzkie głosy... SWAT i policjanci momentalnie nas otoczyli krzycząc do Jokera by miał ręce na widoku. Na dachu pobliskiego budynku zauważyłam Mrocznego Rycerza i Robina. Wciąż kogoś mi przypominał... Nie mogłam tylko sobie przypomnieć kogo... Z jednego z radiowozów wyszedł sam komisarz Gordon z megafonem.
-Poddaj się Joker! Jesteś otoczony! To koniec! - wrzasnął komisarz. Nigdy nie sądziłam, że tak się ucieszę na widok policji. Byłam uratowana!
Spojrzałam na Jokera. Nie pozostały mu już żadne ruchy... prawda? Zielonowłosy szaleniec wybuchł śmiechem, po czym nim ktokolwiek zdążył zareagować chwycił mnie zakrywając się mną jak żywą tarczą i przyłożył mi pistolet do skroni... mój pistolet! Ten z jedną kulą... Cholera jasna! I po co mi była ta broń?! Mogłam chociaż wystrzelić tą ostatnią kulę! SWAT i policjanci oniemieli. Gordon otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Spoglądnęłam na dach, na którym spoczął Batman. Jako jedyny z przybyłych nie wyglądał na zaskoczonego. Spodziewał się czegoś takiego po Jokerze.
-Koniec? - zapytał krztusząc się śmiechem Joker, po czym pokręcił głową i uśmiechnął się tym okrutnym sadystycznym uśmiechem największego psychopaty w dziejach i dodał. - To dopiero początek komisarzu. Gordon zazgrzytał zębami. Służby specjalne i policja oczekiwały na jego rozkazy.
-Nie strzelać! Ma zakładnika! Powtarzam nie strzelać! - krzyknął do krótkofalówki. Joker uśmiechnął się i spojrzał na zegarek.
-Muszę z przykrością przyznać, że się opuściliście. Przyjazd zajął wam osiem minut i trzydzieści siedem sekund. Gdybym tak bardzo nie chciał się z wami spotkać już dawno zrezygnowałbym z czekania! To już pizzę dowożą szybciej! - odparł Joker z rozbawieniem. Komisarz patrzył na niego tak, że gdyby nie ta cała sytuacja sam by się na niego rzucił.
-Och! Czyżbyś wciąż miał mi za złe to wesołe miasteczko komisarzu? - zapytał.
-Ty cholerny świrze! Jak śmiesz w ogóle o tym mówić?! Przez ciebie moja córka była sparaliżowana! - wrzasnął Gordon, a jego twarz przybrała barwę dojrzałego pomidora. Joker sparaliżował jego córkę?! Chwilę później ktoś położył dłoń na ramieniu zbulwersowanego komisarza w pocieszającym geście. Oczywiście nie był to kto inny jak Batman. Robin wmieszał się gdzieś w tłum, bo nigdzie nie mogłam go dojrzeć.
-Och! Proszę, proszę! Wreszcie postanowiłeś nas odwiedzić Batsy? Rozumiem, że zatrzymało cię parę kart...znaczy spraw! - odezwał się śmiejąc Joker na widok superbohatera.
-Puść ją Joker. - odrzekł spokojnie Mroczny Rycerz. Joker wybuchł śmiechem.
-A kim ty jesteś żeby decydować o jej losie? Jej ojcem? - zapytał Joker nie przestając się śmiać. Batman zacisnął pięści.
-Puść dziewczynę. - wycedził przez zęby Batman. Joker nie przestawał się śmiać. Z tej sytuacji nie było wyjścia to była tragedia. Patrzyłam na bezsilnych policjantów i Batmana. Po tym co zrobił Joker powinni go zastrzelić na miejscu. Ale nie mogli, bo wziął mnie jako zakładnika. Nie miałam zamiaru zgrywać przerażonej ofiary. Może byłam przerażona jak diabli, ale nie zginę jako tchórz! Albo co gorsza nie spędzę ani minuty dłużej z Jokerem! Nie zwariuję!
-Zastrzelcie go! - wrzasnęłam. Wszyscy włącznie z Jokerem umilkli. Psychopata spojrzał na mnie kręcąc z zawiedzeniem głową.
-No wiesz Lucy! Żeby chcieć śmierci własnego ojca? Nieładnie! - oburzył się, po czym uderzył mnie lufą pistoletu w skroń. Przed oczami zatańczyły mi cienie i ledwo utrzymałam się na nogach. W głowie zaczęło mi się kręcić, a góra mieszała się z dołem. Doskonale wiedział gdzie uderzyć by mnie unieszkodliwić na jakiś czas. Gdyby uderzył mocniej byłabym nieprzytomna...albo martwa...
Chwilę później Joker wrzasnął, ale pomimo bólu nie puścił mnie i wciąż trzymał pistolet przy mojej głowie. W jego dłoni tkwił batarang. Krew wypływająca z rany przesiąkała przez jego fioletowe rękawiczki, ale on zdawał się tego nie zauważać. Zaśmiał się tylko krótko. Spojrzałam na Batmana, ale to nie on był sprawcą... Robin zeskoczył z dachu wprost na Jokera. Sprawy potoczyły się w oka mgnieniu. Joker rzucił mną o ziemię. Upadłam bezwładnie na bruk rozcinając sobie łokieć. Moja kurtka już do niczego się nie nadawała... Robin zaatakował wściekle z obnażoną kataną. Joker uskoczył na bok, a czarnowłosy chłopak ledwo wyhamował i powstrzymał śmiercionośne ostrze nim trafiło we mnie. Zasłoniłam się zaskoczona rękoma. Robin był równie zaskoczony. Chwila jego zawahania wystarczyła Jokerowi. Wbił chłopakowi nóż w plecy aż po rękojeść. Robin wrzasnął i uciekł w bok szykując się do kontrataku, ale Batman chwycił go za ramiona i wyciągnął z tego przeklętego kręgu śmierci nim Joker zdążył go wykończyć. W czasie gdy Mroczny Rycerz ratował swego pomagiera zielonowłosy psychopata nim ktokolwiek zdążył się w ogóle połapać co się właściwie tutaj wydarzyło, postawił mnie na nogi na nowo przyciskając mi do obolałej poprzednim uderzeniem skroni mój własny pistolet. Ironia potrafi być okrutna...
-Och! Batsy, Batsy... - zaczął kręcić z powątpiewaniem głową Joker, po czym dodał. -Że też dzieciak ma więcej odwagi od ciebie...
-Trafisz do Arkham Joker...jak zawsze. Nieważne jak długo będziesz to opóźniał i tak skończysz w tej celi. - warknął Batman. Widocznie zranienie Robina go wkurzyło. Kto by pomyślał, że coś może przerwać tą wieczną powagę... albo ktoś... Spojrzałam w kierunku Robina. Siedział na noszach ratowniczych i odrzucał pomoc medyków. Najwyraźniej to, że krwawił, a w jego plecach tkwił nóż nie robiło na nim najmniejszego wrażenia. Kim on był? Skąd go znałam? Kto krył się za maską?
Joker zaśmiał się na wypowiedź Mrocznego Rycerza. Wszyscy byli bezsilni. A ja najbardziej. Joker miał wszystkich w szachu. A wszyscy zastanawiali się tylko kiedy powie Mat...
-Za co? Za to, że zamierzam spędzić trochę czasu z córką? Moją córką? -zapytał Joker, a w jego oczach pojawiła się iskra złości, lecz na jego twarzy wciąż lśnił niczym tysiąc jeden demonów Oni* ten okrutny uśmiech...
-To nie jest tylko twoja córka, a już na pewno nie twoja własność Joker. - odezwał się drżący lecz silny i mocny kobiecy głos, który momentalnie rozpoznałam. Spojrzałam w stronę blondynki o stalowym spojrzeniu i zaciśniętych pięściach gotową do walki. Walki z własnym koszmarem. Walki o własną córkę. Walki o mnie... W środku zrobiło mi się jakoś cieplej. Nie wierzyłam w to. Przyszła po mnie! Przyszła! Czy to możliwe bym miała prawdziwą kochającą matkę? Czy to możliwe by jej na mnie zależało? Czy to możliwe by kochała mnie? Moje rozmyślania przerwało zdziwienie ludzi wokół. Nie tylko ja rozpoznałam Harleen...
-Harley kopę lat! - wykrzyknął Joker, po czym wybuchł mrożącym krew w żyłach śmiechem. Przeszedł mnie zimny dreszcz, a noc dopiero się zaczynała...
*Oni - demony zamieszkujące krainę Yomi zrodzone z łona Mrocznej Matki - Pani Izanami występujące zawsze w liczbie tysiąc i jeden. Mitologia japońska.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro