Rozdział XIX
* * *
Słyszał krzyki szaleńców. Inni więźniowie mogliby pomyśleć, że należą do nich samych, ale on doskonale wiedział, że to nie on krzyczy. Joker nie krzyczał. On się śmiał. Zielonowłosy więzień jednak długo już nie miał z czego się śmiać. Nikt nie cierpiał. Nikogo nie torturował. Z nikim nie rozmawiał. Był sam. Odosobniony, samotny i znudzony. Nie wychodził z własnej celi. Z sześciu ścian litej stali i kuloodpornego szkła. Przez tą porysowaną szybę wielkości mniej więcej balkonowych drzwi widział tylko brudny pusty ciemny korytarz, który zapełniali strażnicy z bronią przy ścianach. Jednak szyba oddzielająca Jokera od jakichkolwiek istot ludzkich była dźwiękoszczelna po tym jak doprowadził poprzednich strażników do obłędu. Jedynym jego towarzyszem był więc jego własny chory umysł, do którego nawet on wolał się czasami nie odzywać. Odszedł od szyby i znudzony wrócił do partyjki pasjansa. Kiedy jego kredowobiałe długie palce napotkały kartę królowej natychmiast zatonął we własnej przeszłości przypominając sobie najlepszego terapeutę jakiego w życiu miał. Harley Quinn. To prawda kilka razy prawie ją zabił. Raz faktycznie mu się udało, ale Poison Ivy ją wskrzesiła. Miał jej często dosyć. Ale ona nie ważne czego by jej nie zrobił, jak bardzo by ją skrzywdził i tak wracała po więcej. Robiła wszystko dla niego i przez niego. Była niczym lojalny pies okrutnego właściciela, który go kopie i sponiewiera dla rozrywki. Ale nie wiedzieć czemu, jak ani kiedy staje się on czymś czego nie wyobrażamy sobie nie mieć przy sobie. Harley stała się więc dla niego czymś oczywistym co zawsze jest obok gdy sięga się ręką. Ale pewnego dnia palce natrafiają na pustkę, a ich właściciel zdaje sobie sprawę, że to było dla niego ważne. Odejście Harley było więc dla Jokera ciosem. Blondynka o pięknym uśmiechu zamieszkiwała prawie każdą wersję rzeczywistości, którą wykreował szalony umysł klauna. A tych wersji było tak wiele, że po pewnym czasie Joker nie umiał stwierdzić, która z nich jest prawdziwa. Zgubił się w labiryncie własnych myśli i wyobrażeń. Ale w końcu sam tego chciał. Pragnął uciec od realnego świata i smutnych wspomnień, które mu towarzyszyły. Chciał zapomnieć kim był. I w końcu mu się to udało. Nie wiedzieć czy to przez chemikalia czy przez jego własny umysł i traumatyczną przeszłość w końcu mu się to udało. Zgubił się we własnym mózgu nie odróżniając autentycznych przeżyć od fikcji rojącej się w jego głowie. Czasami więc pamiętał jedne zdarzenia zupełnie inaczej niż na następny dzień. Dzisiaj pamiętał dzień, w którym Harley odeszła.
Był deszczowy dzień. Krople zimnego deszczu nie oszczędzały nikogo. Były sprawiedliwie. Moczyły zarówno biednych jak i bogatych, młodych i starych, zdrowych i chorych. Stał wtedy w kałużach, a jego fioletowy garnitur przemókł do suchej nitki. Nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia. Liczyła się tylko postać wijąca się z bólu u jego stóp. Z wielkim uśmiechem przypatrywał się Robinowi w spazmach bólu. Woda w okolicznych kałużach zabarwiała się szkarłatem. W prawej dłoni ściskał łom, po którym spływała krew ciemnowłosego chłopaka. Mógłby go dobić jednym prostym ruchem, ale nie zrobił tego. Dzisiaj miał zamiar zabić tylko jednego człowieka i nie był nim ten pomagier, którego ściągnął sobie nietoperzyk do pomocy. Chciał jego mentora. Mrocznego Rycerza. Chciał Batmana.
-On nie przyjdzie. - wysapał z zadowoleniem chłopak w masce. Joker kopnął go.
-Masz fatalne podejście chłopcze! Trzeba być optymistą! - wykrzyknął wesoło zielonowłosy szaleniec nie przestając się uśmiechać.
-Jestem realistą, a ty jesteś chorym psychopatą. - odparł chłopak dźwigając się na kolana. Joker zmierzył go wzrokiem. W jego głowie rozlegał się śmiech, ale dwa głosy go przekrzykiwały. Jeden krzyczał zabij!, drugi czekaj!. Ale Joker nigdy nikogo nie słuchał, nawet swoich własnych myśli. Roześmiał się upiornym śmiechem, którego echo potoczyło się po uliczce.
-Wolę określenie człowiek z wyobraźnią. - odrzekł z rozbawieniem Joker przyglądając się ledwo żywemu nastolatkowi. Po czym jak gdyby nigdy nic odwrócił się i poszedł. Nie odwracając się dorzucił wesoło. - Pozdrów ode mnie nietoperzyka!
Nie zabił Batmana, ale podświadomie wiedział, że bez niego strasznie by się nudził i pewnie i tak by go oszczędził. W sumie mógł zabić jego kolorowego pomocnika, ale tortu nie zjada się od razu w całości. Delektuje się nim, a Joker chciał się delektować krwią bat-family. Dlatego gdy wracał do swojej nowej kryjówki w opuszczonym wesołym miasteczku był w dobrym humorze. Z szerokim uśmiechem na kredowobiałej twarzy wkroczył do swojego królestwa. Rozejrzał się po upiornej okolicy. Zdezelowane karuzele i atrakcje dawnego wesołego miasteczka w połączeniu z gnijącymi zakrwawionymi trupami poprzednich właścicieli były dla Jokera wymarzonym krajobrazem. Jednak w jego królestwie czegoś jeszcze brakowało. Dopiero po chwili psychopata zrozumiał czego takiego. A właściwie kogo takiego. W królestwie nie było ani śladu królowej. Joker obejrzał się dookoła. Obszedł całe miasteczko. Zajrzał w każdy kąt, każdą dziurę, każdego trupa. Ale jej nigdzie nie było. Poczuł coś przed czym ustrzegał się całe swoje chore pełne przemocy i szaleństwa życie. Pustkę.
-Jokerze. - usłyszał znajomy głos, który wyrwał go z otępienia. Odwrócił się w jej stronę i zamarł. Wyglądała tak... tak... tak... poważnie! Miała na sobie błękitną koszulę i czarne jedwabne spodnie. Na jej nogach spoczywały klasyczne szpilki, a na jej ramionach czarny płaszcz. Włosy miała upięte w ciasny koczek tak by nie było widać zafarbowanych końcówek, których się jeszcze nie pozbyła. W prawej dłoni ściskała rączkę walizki na kółkach. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Wybuchł śmiechem na ten osobliwy widok Harley. Blondynka westchnęła.
-Jestem tu tylko po to by poinformować cię, że z tym kończę. Wyjeżdżam i więcej się nie zobaczymy. Stwierdziłam, że powinieneś o tym wiedzieć. - odezwała się nie zważając na śmiech Jokera. Mówiła oficjalnym tonem, a po skończeniu zdania odwróciła się i ciągnąc za sobą walizkę podążyła w kierunku wyjścia. Ale Joker wciąż się śmiał rozbawiony widokiem poważnej Harley Quinn. Dopiero długo po jej odejściu umilkł, ale na jego twarzy wciąż gościł szeroki i upiorny uśmiech. Był pewien, że blondynka żartowała i wróci. Zawsze wracała. Ale minęło piętnaście lat, a Harley nie wróciła.
Joker skrzywił się na to gorzkie wspomnienie. Zostawiła go. Porzuciła na pastwę losu. Zdradziła go. W ciągu tych piętnastu lat była jego najgorszym wspomnieniem. Wkradła się do jego chorego umysłu i nie dawała o sobie zapomnieć. Nienawidził tego. Chciał ją znaleźć i zniszczyć raz na zawsze by nie dekoncentrowała go. By nie wkurzała go. By nie zasmucała go. Ale tkwił tu, a jego szalony umysł fundował mu jego okrutną przeszłość na talerzu. Jeszcze kilka lat w tej celi, a przypomni sobie jak się nazywa. Jeszcze kilka lat w tej celi, a przypomni sobie kim był. Jeszcze kilka lat w tej celi, a jego własny umysł go zniszczy.
-Pst! - usłyszał jakiś głos nie wiedząc czy należy do rzeczywistości czy do jego chorych wyobrażeń. Bez względu na to czy był prawdziwy czy nie stanowił jakąś rozrywkę, a Joker rozpaczliwie się nudził.
-Batsy, to ty? Przyszedłeś mnie stąd wyciągnąć rycerzyku?!- odrzekł jak zwykle z rozbawieniem Joker.
-Popatrz w górę. - odparł głos, a Joker spojrzał w kierunku malutkiego otworu wentylacyjnego, który był stanowczo zbyt mały na pomieszczenie jakiejkolwiek istoty. Chyba, że Atoma, albo kogoś kto kiedyś ukradł mu tą technologię. Uśmiechnął się, po czym wyciągnął ręce, a otwór otworzył się wyrzucając zwitek papieru. Poczta. Może, w końcu powinien poprosić kogoś o pomoc. Tyle, że Joker nie prosił o pomoc. Ostatnio, także z nikim się nie kontaktował, chyba, że liczy się sprowokowanie Czarnej Maski i Red Hooda, którego w gruncie rzeczy nawet polubił. Pomyśleć tylko co robią morderstwa i zmartwychwstania... Rozwinął list. Nie miał żadnego nadawcy, ale za to treść jak najbardziej. Właściwie była to odbitka kartoteki policyjnej. Z uśmiechem otworzył teczkę. Z pierwszej strony patrzyło na niego zdjęcie bladej nastolatki o jasnoniebieskich oczach, złośliwym uśmieszku i blond włosach związanych w kitkę. Spojrzał na dane osobowe.
STRONA 1
NAZWISKO: JOHNSON
IMIONA: LUCY
DATA I MIEJSCE URODZENIA: 13.11.2001r. GOTHAM CITY
RODZICE/OPIEKUNOWIE PRAWNI: JACK JOHNSON, AMANDA JOHNSON
SZKOŁA: GOTHAM ACADEMY
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: OBRZEŻA
ZNAKI SZCZEGÓLNE: BRAK
WYKROCZENIA: BÓJKA ZE SKUTKIEM ŚMIERTELNYM - 16.06.2014r., BÓJKA (TRZECH CIĘŻKO RANNYCH) - 17.10.2016r. ,
STRONA 2
GRUPA KRWI: 0Rh-
prawdziwi rodzice nieznani!
analiza DNA powtarzana trzynaście razy
prawdziwi rodzice: Harleen Quinzel (Harley Quinn), Joker
Joker wpatrywał się w dopiski sporządzone pismem komisarza policji Gotham City. Potem przeczytał jeszcze raz całą kartotekę, a na koniec przyjrzał się zdjęciu dziewczyny, która uderzająco przypominała Harley, ale uśmiech i nos należały do kogoś innego. Do niego samego. Miał córkę. Był ojcem. Harley porzuciła go i ukryła ją przed nim. Ale teraz znał prawdę i nic nie mogło go powstrzymać. Wybuchł niepohamowanym upiornym, opętańczym śmiechem, a jego umysłem zawładnęła jedna myśl - pora powiedzieć au revolu* Arkham...
*au revolu - francuski - do widzenia, żegnaj
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro