Chapter 12
~Sasuke~
Czemu młotek pytał się o prawko Kakashiego? - pomyślałem zdziwiony.
Drżące dłonie, strach zmiechany ze łzami w oczach i te dziwne pytanie, coś się musiało stać... Naruto nigdy taki nie był, przynajmniej ja go takiego nie widziałem. Do kakashiego szedłem zamyślony, martwiłem się o Naruto... CHWILA! Ja i słowo " Martwić się"?! O cholera... POWINIENEM IŚĆ JUŻ DO CZUBKÓW!
- Ooo... miałem iść do ciebie, Uchiha! - powiedział do mnie Kakashi, wyrywając mnie z myśli.
- Kakashi, mam sprawe - mruknąłem.
- Jaką?
- Zawieziesz gdzieś Naruto? - zapytałem co sprawiło zdziwienie u Hatake. Facet kiwnął głową.
Z westchnieniem poszedłem do Naruto i nadal czułem zdziwiony wzrok Hatake. Chciałem być miły!
Ch-chwila... Miły?...JA?!... Kurwa, na prawde musze iść do wariatkowa.
Gdy otworzyłem drzwi, usłyszałem płacz. Weszłem powoli do środka, chciałem być nie zauważony lecz skrzyp paneli zdradził moje ruchy, prwnie i tak osoba która płakała mnie nie usłyszała. Szedłem ku źródle łez i szukałem dodatkowo Naruto.
- Młotku, chodź do Kaka- - zatkało mnie widząc, że to jednak on urania łzy. Podeszłem do niego i usiadłem obok, lecz i tak mnie nie zauważył.
Westchnąłem ciężko i nie wiedziałem co zrobić, on płacze jak dziecko a ja patrzyłem na to.
- Czemu wyjesz? - zapytałem
- J-Jiraya... o-on u-umiera...w szpitalu- wyszlochał ledwo.
- Kakashi ciebie podwiezie do niego - wyszeptałem i wstałem.
- Dziękuje... Draniu - wymamrotał i przytulił mnie od tyłu, przez niego upadłem na blondyna.
5 dni później...
Droga, zaczynająca się wiosna oraz Naruto siedzący obok mnie w aucie... szkoda że nie byliśmy sami.
- Kakashi... ile jeszcze do celu? - przerwał cisze Naruto.
- Z... - myślał. - 9 godzin - odparł i włączył radio.
Patrzyłem i podziwiałem widoki zza oknem. Cisza trwała godzine, aż przyjechaliśmy na stacje paliwową. Z młotkiem poszliśmy sobie kupić coś do jedzenia i picia, oczywiście on kupił sobie słodycze i słodkie napoje, dziwie się, że jest taki chudy jak on tyle wpierdala słodyczy! No cóż... materie lepszą ma niż inni.
- Tylko tyle kupujesz?! - zdziwił się blondyn widząc w moich rękach jakiegoś energetyka, wode gazowaną litrową, oraz paczkę solonych orzeszków. - Nie za mało?!
- A ty się z rzygach po tych słodyczach - zgrymasiłem widząc cały koszyk słodyczy, który trzymał w ręku. Było lekko chore by kupować tyle słodyczy.
- Eh... masz racje, będę zajadać tylko stres, a jak Jiraya wyjdzie i się dowie że przytyłem 5 kilogramów to mnie zabije - westchnął i odłożył koszyk. Po chwili przyszedł z napojem dla sportowców, paczką żelek i kanapką.
- Co cię łączy z Jirayą? - spytałem.
- Jiraya to mój trener jak zarówno i chrzestny, traktuje go jak dziadka bo jest jedyną osobą którą znam, moja matka nie żyje, a ojca nie znam - odparł smutno i nagle się uśmiechną promiennie. - Bardzo go kocham... tak jak moją matkę.
- A co się stało twojej matce?
- Narazie nie chce o tym gadać - wymamrotał płacą i wyszedł zaczerpnąć świeżego powietrza.
Ciekawe co się stało z jego matką, i nie ukryłem faktu, że się zdziwiłem że Naruto jest chrześniakiem swojego trenera. Kupiłem dwie kawy i wychodząc usiadłem przy nim na chodniku i dałem kawe.
- Dzięki... - mruknął patrząc w dal i upijając łyka kawy. - Życie jest bardzo kruche, prawda? Tracimy osoby, które najbardziej kochamy... na których nam zależy najbardziej i później zapominamy o nich... jak jakieś złe wspomnienie. - powiedział i wzrok zatopił w napoju.
- Gdy byłem mały, moi rodzice zgineli w wypadku samolotowym, nie pamiętam nic... jedyne co mam po nich to zdjęcia, od zawsze mnie wychowywał brat. - wyszeptałem.
Ten jedynie się zaśmiał. Co było w tym zabawnego? Uzumaki spojrzał na mnie swoimi błękitnymi jak niebo teńczówkami. Przyglądał się mi uważnie, a ja patrzyłem zamyślony w błękit nieba. Blondyn prychnął śmiechem.
- Z czego ryjesz, młotku? - burknąłem spoglądając na niego.
- Niby jesteśmy różni, lecz tak na prawde jesteśmy tacy sami - zachichotał zapinając neonową, pomarańczową bluze. - Kim jesteś dla mnie? - wyszeptał do siebie.
- Naruto... moge cię o coś spytać?
- Tak? - uniósł brew nie pewnie.
- Nosisz soczewki? - zapytałem.
Chłopak śmiał się jak idiota.
- N-Nie - wychichotał i ledwo nie polał się gorącą kawą.
- Chłopaki, chodźcie! - zawołał Kakashi do nas, machając ręką.
- Czemu on nosi maske? - zapytał zaciekawiony Uzumaki, patrząc na Hatake.
- Nie wiem - wzruszyłem ramionami i poszliśmy do auta.
------------------------------------------------
Mam pytanko do was, czy chcecie rozdziały krótsze, ale szybciej, czy dłuższe, ale wolniej? :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro