Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

- Zaczęła się wybudzać, dzwoń do księcia Maximiliano, tak jak prosił - powiedziała Pani doktor do jednej z pielęgniarek ubranych w biały uniform - Szybko! - dodała, gdy zobaczyła iż kobieta nie zamierza się śpieszyć.

Sophie obudziła się w szklanej bańce, nie mogła się ruszyć, ponieważ jej nadgarstki i łydki zostały przymocowane do specjalnego łóżka znajdującego się w szklanej maszynie. Nie wiedząc co się dzieje, ani gdzie się znajduje zaczęła panikować, jej oddech przyśpieszył i coraz silniej usiłowała wydostać się z potrzasku.

- Podajcie jej coś na uspokojenie - odezwała się ta sama kobieta co przed chwilą, a po jej słowach do bańki został wpuszczony biały dym. Sophie chcąc nie chcą musiała zacząć nim oddychać co spowodowało uspokojenie jej serca. Opadła bezwładnie na łóżko wdychając nadal powietrze razem ze środkiem na uspokojenie.

- Możecie ją już wyciągnąć - po chłodnym pomieszczeniu rozniósł się głos księcia Maximiliano.

- Oczywiście - powiedziała Pani doktor i kazała pielęgniarkom wydobyć blondynkę z bańki. Po kilku minutach, podczas których książę rozmawiał z lekarką, Sophie została wyciągnięta, a jedna z pielęgniarek pomogła jej usiąść na białej materiałowej kanapie. Max przyglądał się dziewczynie przez weneckie szkło i lekko zmarszczył brwi zmartwiony.

- Muszę z nią porozmawiać, możecie nas zostawić samych? - mężczyzna przeczesał dłonią swoje włosy patrząc ciągle w stronę młodej blondynki.

- Ależ tak, Wasza Wysokość - kobieta skinieniem dłoni wskazała wszystkim osobom aby wyszły. Sophie została sama, nie miała siły wstać, rozglądała się tylko po pomieszczeniu próbując przeanalizować gdzie jest i co zaszło. Jej rozmyślania nie trwały długo, ponieważ zza lustrzanych drzwi wyszedł książę, ubrany w jasną bawełnianą koszulę, na tym granatową marynarkę i zwykłe czarne jeansy. Blondynka spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem i oprała głowę o zagłówek kanapy. Widząc go zaczęła czuć się bezpieczniej.

- Wiem, że możesz nie rozumieć co się stało, ale byłaś przez ostatnie trzy dni zamknięta w tej bańce, która jest udoskonaloną wersją komory hiperbarycznej - dziewczyna nie spojrzała nawet na niego, jednak słuchała każdego słowa, które wypowiadał - W środku jest niezwykle duża ilość tlenu, więc tkanki szybko się regenerują, a po śladach po uderzeniach nie ma śladu.

- A co z Marie? - szepnęła dziewczyna wpatrując się w sufit, nie spojrzała na księcia nawet gdy ten usiadł obok niej.

- Też była zamknięta w tej komorze, jednak wybudziła się wcześniej i wróciła do swoich obowiązków - Max nieustannie wpatrywał się w dziewczynę czekając na jakąś reakcję z jej strony - Zdajesz sobie sprawę z tego, że to co zrobiłaś było lekkomyślne? - dziewczyna przygryzła policzki od wewnętrznej strony ze zdenerwowania.

- Miałam pozwolić umrzeć jej tam za coś czego nie zrobiła? - Sophie oderwała głowę od zagłówka i spojrzała na mężczyznę, to co powiedział chwilę wcześniej mocno ją zdenerwowało, więc wróciły jej siły - To byłam ja, to ja tam poszłam, to byłoby niesprawiedliwe - dopowiedziała gniewnie, ciągle nie patrząc w oczy księcia, sama nie wiedziała czego się bała.

- Wiesz, że gdybym tam nie przyszedł umarłabyś na podłodze? - Sophie szybko poderwała się z kanapy i podeszła do lustra aby obejrzeć miejsca gdzie została uderzona, jednak na jej skórze nie było żadnych śladów.

- Skoro macie takie metody karania za wykroczenia, to widocznie sobie zasłużyłam, ile innych dziewczyn umarło na tej podłodze, bo przełożonej coś się wydawało? - odwróciła się w jego stronę i zaplotła ręce na piersiach.

- Nie wiem - burknął zawstydzony, Sophie ciągle wpatrywała się w niego ze złością w oczach, którą książę dostrzegł - Mam dla Ciebie propozycję.

- Niczego nie chcę, po za tym, że mógłby mnie ktoś odwieść do domu, do Almerii, nie chcę tu zostać - dziewczyna plecami przywarła do lustra za sobą.

- Chociaż mnie wysłuchaj.

- Nie - odpowiedziała pośpiesznie - Mogę stąd wyjść?

- Chciałbym Ci zaproponować miejsce obok siebie, wiem, że mogę Ci zaufać, bo mimo wszystko nie powiedziałaś, że byłaś u mnie - książę uniósł się i zrobił krok w stronę dziewczyny.

- Nie chcę - pokiwała przecząco głową - Nie zostanę tutaj.

- Jeśli nie przyjmiesz mojej propozycji to każę zwolnić Twojego brata, chcesz tego? - Sophie znów spojrzała na niego ze wściekłością w oczach. Nie wiedziała, czy tylko blefuje czy mówi prawdę.

- Nie możesz tego zrobić - dziewczyna uniosła brwi, a mężczyzna podszedł do niej i położył dłonie na lustrze, tak aby uwięzić ją między swoimi ramionami.

- Uwierz mi mogę wszystko i zrobię to jeśli się nie zgodzisz - blondynka zaczęła szybciej oddychać i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jest w szpitalnej koszuli w kratę, która sięga jej tylko do połowy uda.

- Po co jestem Ci potrzebna? Czy Wasza Wysokość potrzebuje zabawki? Rozumiem, że zbliża się jesień i długie wieczory, ale proszę nie myśleć, że jestem prostytutką - burknęła sarkastycznie, stawiając duży nacisk aby "Wasza Wysokość" z jej ust zabrzmiała najbardziej złośliwie jak tylko się da. Udało się jej, ponieważ w oczach księcia zapaliła się taka sama złość jak w jej.

- Nie chciałbym się z Tobą przespać, z resztą mam partnerkę, więc takiej małomiasteczkowej dziewczynki jak Ty nie potrzebuję. Aby być kobietą kogoś takiego jak ja, trzeba mieć klasę, a Ty jej po prostu nie posiadasz - uśmiechnął się sztucznie i przechylił głowę na bok, na te słowa Sophie stała się jeszcze bardziej zła, ale za razem smutna, ponieważ zrozumiała, że mężczyzna ma racje.

- Więc czego chcesz? - burknęła i zaczęła patrzeć w jego oczy.

- Potrzebuję abyś mi pomagała w rzeczach, których ja nie mogę zrobić, albo nie mam na nie czasu, tak jak na przykład te zdjęcia, które zrobiłaś w pokoju mojego brata. Chcę abyś była moimi uszami i oczami, a czasami przeczytała coś za mnie i streściła. Oczywiście zrezygnowałabyś z pracy służącej, a byłabyś na moją wyłączność przez całą dobę. Zapłacę Ci trzy razy więcej, dodatkowo dostaniesz komnatę obok mojego brata, abyś mogła mieć na niego oko. Nawet jeśli będziesz chciała to zatrudnię dla Ciebie osobistą służącą. Zrozum, ufam Ci, udowodniłaś mi to. Jesteś gotowa umrzeć, nie zdradzając przy tym moich sekretów, kogoś takiego właśnie potrzebuję - mężczyzna mówiąc to wszystko patrzył w oczy dziewczyny jakby usiłował coś z nich wyczytać.

- Dlaczego mam pilnować Twojego brata, chcesz sprawdzić, czy Twoja dziewczyna Cię nie zdradza? - Sophie uniosła brwi i posłała mu sztuczny uśmiech, wiedziała, że może sobie na to pozwolić, ponieważ mężczyzna na prawdę jej potrzebował.

- To skomplikowane, nie zrozumiesz - szepnął przysuwając się do niej bliżej, tak, że dziewczyna nie tylko plecami, ale całym ciałem przylgnęła do lustra starając się uciec przed mężczyzną.

- Spróbuj, postaram się zrozumieć - szepnęła prostując się, a po chwili mężczyzna przywarł do niej swoim ciałem, nie pozwalając zrobić jej chociażby najmniejszego ruchu.

- Powiem Ci wszystko jak się zgodzisz - szepnął tuż przy jej ustach.

- Dobrze, zgadzam się - po tych słowach mężczyzna odsunął się od niej, jednak nie spuszczał wzroku z jej oczu, a ona również nie odwracała głowy. Stali tak w ciszy przez chwilę wpatrując się w siebie, dopóki mężczyzna się nie odezwał.

- Przyślę po Ciebie kogoś, kto pokaże Ci Twój nowy pokój. Dostaniesz swoją kartę, która nie będzie zapisywać, o której weszłaś do naszej strefy. Teraz podlegasz tylko pode mnie i odpowiadasz przede mną. Mimo iż prosiłem abyś mówiła do mnie po imieniu, nie chciałbym abyś robiła to w obecności innych ludzi - blondynka coraz bardziej zaczynała żałować tego, że jednak się zgodziła. Po czasie zorientowała się, że będzie teraz narzędziem, które książę będzie chciał wykorzystać przeciwko bratu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro