Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

- Co tam robiłaś i po co wracałaś?! - Do uszu Sophie dobiegł znajomy krzyk. Był to głos jednej z przełożonych, dziewczyna poderwała się z podłogi, którą właśnie szorowała i starała się zlokalizować, z którego pomieszczenie wydobywa się ten głos. Gdy już była pewna, że dobiegał z jednej z sal balowych zmarła. Drzwi do pomieszczenia były otwarte, stało tam kilkanaście dziewczyn ubranych tak samo jak ona w czarne uniformy.

- Rusz się - syknęła jakaś dziewczyna trącająca Sophie ramieniem, która usiłowała wejść do pomieszczenia. Blondynka zrobiła kilka kroków do przodu aby wejść do środka i sprawdzić co się tam właściwie dzieje. Na podłodze leżała Marie z podartą sukienką w niektórych miejscach zakrwawioną oraz całą zapłakaną twarzą.

- Po co tam byłaś dwa dni temu w nocy? Myślisz, że nie dowiemy się o tym, że wróciłaś po coś do strefy książęcej? Co ukradłaś? Z kim knujesz? - Marie milczała, a jej wzrok był wpatrzony w czarne buty oprawczyni. Kobieta około czterdziestoletnia stała ubrana w podobną sukienkę do sukienek dziewcząt z obsługi, jednak ona nie posiadała białego fartuszka. Trzymała w ręku bat, którym po raz kolejny uderzyła klęczącą Marie, dziewczyna wydała z siebie jęk i położyła się na podłodze - Patrzcie wszystkie, tak karze się nieposłuszeństwo - kobieta wskazała dłonią na leżącą dziewczynę. Sophie zamarła, wiedziała, że dziewczyna cierpi przez nią, w końcu chodziło o noc kiedy to ona pracowała za nią.

- To ja tam byłam, nie Marie - dziewczyna po tych słowach przełknęła głośno ślinę, a wszystkie oczy w pomieszczeniu skierowały się właśnie na nią. Kobieta z batem stała i wpatrywała się w blondynkę. Sophie zagryzła mocno policzki od wewnątrz i podeszła do czterdziestolatki.

- Ukradłam jej kartę, chciałam zobaczyć jak wygląda zamknięta strefa, myślałam, że nikt się nie dowie, ja przep... - dziewczyna nie dała rady dokończyć, ponieważ oprawczyni wymierzyła jej mocny cios batem w udo. Sukienka w tym miejscu rozerwała się, dodatkowo nabierając szkarłatnego koloru, a po jej nodze zaczęła płynąć krew. Blondynka spojrzała przerażona na przełożoną i zaczęła drżeć.

- Niech jakiś strażnik zaprowadzi tą dziewczynę do szpitala - kobieta wskazała dłonią na leżącą w bezruchu Marie.

- Po co tam byłaś? - zapytała po tym jak mężczyzna w mundurze zabrał bezbronną dziewczynę z kamiennej podłogi.

- Tak jak mówiłam, byłam ciekawa co tam jest - kolejny cios, tym razem w plecy, przez co Sophie upadła na kolana przed kobietą.

- Co ukradłaś? - głos kobiety był stanowczy i nieugięty.

- Nic, niczego nie dotykałam - kolejny cios, znów w plecy, tym razem z ust dziewczyny wyrwał się krzyk.

- Dla kogo pracujesz i co zamierzałaś tam zrobić?

- Przecież tłumaczę Pani, że dla nikogo nie pracuję i nic nie zamierzałam tam zrobić, byłam po prostu ciekawa... - kolejny cios, znów w plecy, coraz głośniejsze jęki wyrywały się z gardła dziewczyny. Sophie zaczęła się zastanawiać czy książę nie powiedział o ich nocnym spotkaniu, a teraz szukają winnego. Jednak obiecała, że nic nie powie i dochowa tajemnicy.

- Pytam ostatni raz, potem trafisz do lochów i król zadecyduje co zrobić z takim zdającą jak Ty. Co tam robiłaś?

- Nic - kolejny cios, najmocniejszy z nich wszystkich, co spowodowało, że z oczy Sophie wypłynęły łzy i znów głośno zawyła z bólu. Nic więcej nie mówiąc kobieta znów mocno uderzyła blondynkę, a ta przyległa twarzą do zimnej kamiennej posadzki pobrudzonej od krwi. Kolejny cios i kolejny, każdy z nich wydzierał z gardła dziewczyny krzyk przez łzy. Nie miała siły się podnieść, ani bronić, była gotowa tam umrzeć, starała się przypomnieć sobie tylko twarz rodziców i brata, jednak nie była w stanie. Kolejny cios, tym razem na tylną stronę ud. Kolejny krzyk i ból jakby jej ciało właśnie ktoś próbował rozpołowić.

- Co tu się dzieje? Co to za krzyki? - zapytał głos jakiegoś mężczyzny.

- Książę Maximilian, karzę właśnie tą dziewczynę za niesubordynacje, dwa dni temu w nocy, włamała się ona do Waszej prywatnej strefy. Podejrzewam, że chciała włamać się i podejrzeć sekrety królewskie, albo co gorsza zabić kogoś. Ukradła kartę dziewczynie, z którą dzieliła pokój i...

- I to jest powód aby zabijać ją na środku sali? - książę uniósł brwi i podszedł bliżej, po czym zauważył blondynkę leżącą w kałuży własnej krwi.

- Wasza Wysokość, ona mogła chcieć zabić kogoś z rodziny królewskiej.

- Sam prosiłem ją aby do mnie przyszła wieczorem - książę klęknął obok dziewczyny i uniósł delikatnie jej twarz. Sophie ciągle była przytomna, jednak nie do końca była świadoma tego co się właśnie dzieje. Przez to, że straciła dużo krwi, zaczynała tracić przytomność.

- Ja nie wiedziałam - szepnęła kobieta, która puściła bat na ziemię.

- A ja nie mam obowiązku spowiadania się kogo i dlaczego zapraszam do siebie, może następnym razem zanim sama wydasz wyrok, poczekasz, aż zrobi to mój ojciec, a Twój król? - powiedział stanowczo - Juan, zanieś ją szybko do skrzydła szpitalnego, a tą kobietę która wymierzyła samosąd każ zamknąć w celi. Koniec zgromadzenia, wszyscy do swoich prac! - krzyknął książę, po czym znów spojrzał na twarz Sophie, jednak była już nie przytomna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro