Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

- Cześć złotowłosa - powiedział radośnie brat dziewczyny Diego, który dopiero co wszedł do domu.

- Och bracie, tak dawno Cię nie widziałam - szepnęła i rzuciła się na niego gdy tylko dostrzegła w progu drzwi jego sylwetkę - Opowiadaj co słychać w wielkim świecie - Na samą myśl o niezwykłych, zamkowych historiach oczy dziewczyny aż zabłyszczały.

- Uwierz mi nic się tam nie dzieje, codziennie to samo - Mężczyzna w geście bezradności uniósł tylko ramiona.

- Widujesz się z królem Manuelem? - dziewczyna wskazała dłonią na salon, w którym na stole przygotowane było już jedzenie.

- Sophie daj mu już spokój, Twój brat dopiero co przyjechał, a Ty chcesz go już zamęczyć? - odparł ojciec Mateo, po czym uścisnął syna, a w jego ślady poszła również Alice.

- Przecież wiesz, że ja tylko pracuję w stajni, nie przygotowuję koni na przejażdżki. Chociaż ostatnio przybył do nas sam książę Francisco, sprawdzał jak pracujemy - Diego zajął swoje miejsce przy stole, a pozostali domownicy wzięli z niego przykład.

- Czy jest tak samo zarozumiały, wyniosły i gburowaty jak w telewizji? - rzekła Alice nakładając sobie paelli, którą wcześniej przygotowała razem z córką.

- Wydawał się być nawet miły, chociaż nie zamieniłem z nim żadnego słowa. Wiesz mamo, oni muszą reprezentować jakiś poziom, nie mogą ukazywać jacy są na prawdę. Ich podwładni muszą wiedzieć, że to rozsądni i mądrzy ludzie. Muszą też pełnić funkcje reprezentacyjne - odpowiedział spokojnie chłopak.

- W telewizji jego młodszy brat książę Maximiliano wydaje się być przyjaźniejszy - Alice zaśmiała się.

- Mamo ja ich na prawdę nie znam, a nie chcę oceniać książki po okładce - Głos Diego był coraz bardziej nerwowy, ewidentnie nie chciał już kontynuować tej rozmowy. Sophie widząc to stwierdziła, że pomoże bratu i zmieni temat.

- Tato chciałabym Ci coś powiedzieć - powoli zaczęła - Od jutra zaczynam szukać pracy, a nie męża - Mateo odłożył widelec na bok i spojrzał na córkę.

- Zwariowałaś - szepnął - Przecież Ty się nie nadajesz do żadnej pracy - zaśmiał się, a Alice mu przytaknęła - Szukaj męża póki jesteś ładna i zgrabna...

- Dziś odesłała z kwitkiem Amadeusza, tydzień temu był Albert, wylała na niego gorącą herbatę, a jeszcze wcześniej John, którego zastrzeliła swoim nietaktem. Powiedziała mu, że nienawidzi dzieci, a przypomnę tylko, że ma on sześcioro młodszego rodzeństwa, a jego matka znów jest w ciąży - Sophie uśmiechnęła się zawstydzona i zaczęła jeść to co nałożyła sobie na talerz.

- Dziecko, Ty nie znajdziesz żadnej pracy, jesteś niezdarna, masz niewyparzoną buzię i zawsze sprowadzasz na siebie kłopoty, przyciągasz je jak magnes - Ojciec, który siedział na przeciwko niej, uniósł swoje brwi patrząc na twarz córki.

- Nie prawda... - szepnęła zażenowana dziewczyna, nie unosząc wzroku nad talerz pełen jedzenia.

- Prawda kochanie, pamiętasz jak wpadłaś pod samochód, bo zapatrzyłaś się na ptaszka? A może mam Ci przypomnieć jak potknęłaś się o własne nogi? Albo na przyjęciu u cioci Adrianny wstawałaś od stołu i pociągnęłaś za sobą obrus? Może mam wyliczyć ile szklanek, talerzy, już potłukłaś? Zawsze chodzisz z głową w chmurach - z każdym słowem Alice, Sophie, uważała, że nikt jej nie przyjmie do pracy, właśnie ze względu na to, że jest niezdarna - Mimo iż masz świetną pamięć, to jesteś średnim materiałem na pracownika.

- Mamo przestań - zaczął Diego - Słyszałem, że spora część personelu w zamku się zwolniła, więc dla Ciebie na pewno znajdzie się jakieś miejsce. Dobrze gotujesz, do sprzątania też się nadajesz, więc nie powinno być problemu. Ewentualnie, ja wezmę Cię pod swoje skrzydła, w stajni też kogoś szukamy - po tych słowach Sophie nie posiadała się z radości, wstała i zaczęła całować brata po policzkach.

- Dziękuję, kocham Cię bracie - pisnęła radośnie.

- Niech będzie, zobaczymy jak długo tam wytrzymasz - burknęła Alice.

- Zadzwonię jutro i porozmawiam, czy aby na pewno znalazło by się tam dla Ciebie.

Następnego dnia tak jak zapowiadał Diego zadzwonił do zarządców w pałacu i zapytał o miejsce pracy dla swojej siostry. Kobieta, która z nim rozmawiała, powiedziała, że mogą wziąć dziewczynę na miesiąc, na tak zwany okres próbny. Poprosiła aby dziewczyna spakowała się i przyjechała razem z nim.

Sophie znów nie mogła wytrzymać z radości, nie do końca będąc świadomą tego co ją tam czeka. Sama nie wiedziała, czy cieszy się bardziej z samego faktu pracy, czy dlatego, że będzie pracować właśnie w zamku.

Pożegnanie z domem i rodzicami na cały miesiąc był dla niej największym bólem, wiedziała, że chce wyjechać, chce zobaczyć zamek, jednak oczywiście nie obyło się bez łez. Podróż samochodem wysłanym dla pracowników minęła bezpiecznie, zapewne dlatego, że na drogach odbywał się stosunkowo mały ruch, gdyż tylko najbogatszych było stać na taki luksus jakim było auto. Cała droga trwała około siedmiu godzin, a z każdą mijającą godziną dziewczyna coraz bardziej się spinała, nie wiedząc co tam może na nią czekać.

Gdy zbliżali się do zamku przykleiła twarz do okna i podziwiała jaki ogromny jest budynek, który teraz posłuży jej za dom i miejsce pracy. Gdy tylko kierowca zaparkował samochód na parkingu podeszła do nich wysoka kobieta o długich nogach i obcisłej czerwonej sukience.

- To jest Twoja siostra? - odpowiedziała zaskoczona brunetka.

- Tak. Ja wiem, że nie jesteśmy podobni, ale tak, to moja siostra - zaśmiał się i posłał kobiecie przyjazny uśmiech. To prawda mimo iż byli rodzeństwem, nie byli do siebie wcale podobni. On wysoki brunet o zielonych oczach, a ona drobna, nie przekraczająca metra siedemdziesięciu blondynka, o niezwykłych błękitnych oczach. Sophie nie była również podobna do swoich rodziców, Alice wielokrotnie musiała wszystkim tłumaczyć, że dziewczyna przypomina jej matkę, czyli babcię Sophie, co potwierdzały liczne fotografie.

- Jestem Sophie - uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń w stronę kobiety, ta jednak nie zwróciła na nią większej uwagi i wskazała palcami gdzie zaraz się udadzą.

- Od dziś to będzie Twój pokój, zwolnił się po dziewczynie, która była mniej więcej w Twoim wieku, mam nadzieję, że Ci się podoba - Sophie stała jak wryta, a widok jej nowego pokoju przerósł jej najśmielsze oczekiwania - Dziś masz już wolne, rozejrzyj się po zamku, jednak nie możesz wchodzić do części zamkniętej. Jest ona przeznaczona dla wybranego personelu i każdy z pracowników ma kartę dostępu - W dłoniach trzymała małą złotą kartę, wielkości karty kredytowej - Część zamknięta jest częścią prywatną króla i jego synów. Co nie zmienia faktu, że nie możesz ich spotkać w miejscu swojej pracy, masz się zachowywać jakby Cię tam nie było, żadnych pisków, krzyków, robienia zdjęć, bo takie incydenty też miały miejsce. Telefon zostawiasz tylko w tym pomieszczeniu, nie masz prawa go stąd wynosić. Jeśli zobaczysz jakiegoś członka rodziny królewskiej lub ich gości uśmiechasz się, robisz ukłon i tyle. Nic więcej, czy to jest zrozumiałe? - kobieta uniosła brwi.

- Ależ oczywiście - od razu szepnęła i grzecznie pokiwała głową.

- Dobrze, w szafie masz pięć uniformów, po każdym skończonym dniu pracy masz obowiązek oddać go dziewczynie, która będzie mieć dyżur w pralni. Najczęściej wszyscy zostawiają swoje uniformy na podłodze, o tutaj - kobieta wskazała na miejsce obok drzwi - To wszystko wyjaśni Ci Twoja współlokatorka, za jakieś pół godziny kończy pracę, więc powiedziałam jej aby od razu przyszła do Ciebie i odpowiedziała na wszystkie Twoje pytania. Ja już muszę iść, a Twoja walizka powinna przybyć tu za chwilę.

- Przepraszam, ale mogę tylko wiedzieć jak się Pani nazywa? W razie jakbym czegoś potrzebowała - Sophie niepewnie spojrzała na piękną brunetę.

- Jestem Rosa Aldo, znajdziesz mnie w pomieszczeniu, gdzie są wszyscy kierownicy - powiedziała po czym zbliżyła się do drzwi wyjściowych - Widzimy się jutro o 8 - powiedziała to po czym wyszła.

Po tygodniu pracy Sophie przekonała się czemu tak dużo osób rezygnowała z niej. Kobiety, które nimi zarządzały gnębiły je, czasem zdarzało się iż Pani przełożona uderzyła kogoś. Nikt nie wytrzymałby takich warunków pracy, a jeśli któraś z dziewczyn chciała się komuś poskarżyć, to dostawała chłostę. Tak samo było ze spóźnieniami, nie wykonaniem polecania, czy doborem niewłaściwych słów - kary cielesne. Dziewczyna zajmowała się głównie sprzątaniem w komnatach gości przyjeżdżających na zamek.

Na szczęście chociaż po ośmiogodzinnym dniu pracy mogła usiąść z kimś i porozmawiać. Taką osobą była Marie, jej współlokatorka, prześliczna i przeurocza brunetka, która pracowała w zamkniętej, dla Sophie strefie. Pomagała podczas posiłków, sprzątała w komnatach królewskich jak również przynosiła pocztę i była dziewczyną na posyłki samego króla, jego synów czy ludzi współpracującymi z nimi.

- Musisz mi pomóc Soph - powiedziała Marie siadając na swoim łóżku - W niedzielę masz dzień wolny, a ja muszę się z kimś spotkać, mogłabyś mnie zastąpić? To dla mnie bardzo ważne - Twarz Marie wyglądała jak bezbronny szczeniaczek, kto odważyłby się jej sprzeciwić.

- Chciałam odwiedzić brata, nie widziałam go odkąd tu przyjechałam.

- Proszę, Cię dziewczyno - Marie złożyła dłonie w błagalnym geście - W niedzielę zazwyczaj nie ma zbyt dużo pracy, nie ma poczty, krawiec nie pracuje, co najwyżej posprzątasz i tyle - szepnęła.

- Dobrze, ale będziesz miała u mnie ogromny dług wdzięczności - szepnęła blondynka i zmrużyła oczy.

- Oczywiście.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro