Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

- Ja nie chcę się w to bawić, nie chcę ryzykować własną głową, a może i głowami moich najbliższych - Sophie stała ubrana błękitną sukienkę z koronką przed księciem, który na te słowa poderwał się z kanapy w swojej sypialni.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że teraz nie możesz mnie zostawić? Zrobiłaś już coś za co mogliby Cię ściąć - przechylił lekko głowę na bok ilustrując ją wzrokiem.

- To każ mnie zabić już teraz, a nie będziesz mnie szantażować i zmuszać do zabronionych rzeczy, nie będę tego robić - burknęła i skrzyżowała ręce na piersiach.

- Zróbmy tak, przez ten czas jak mnie nie będzie zostaniesz tutaj, a jak wrócę, to pozwolę Ci odejść, może tak być? - blondynka uniosła brwi ze zdumienia, bo nie liczyła, że tak szybko i łatwo uda się jej go przekonać.

- Dobrze, dopóki nie wrócisz, a potem nasze drogi się rozejdą - uśmiechnęła się, jednak poczuła przypływ smutku, że będzie musiała wrócić do domu, a tam zapewne rodzice znów rozpoczną poszukiwania na godnego męża dla niej.

- Nie powiedziałaś mu nic co mógłby wykorzystać przeciwko nam?

- Oczywiście, że nie - Sophie lekko się skrzywiła - Na prawdę uważasz mnie za taką idiotkę, że mogłabym coś palnąć? - W tej chwili zaczęła żałować, że opowiedziała Max'owi o wczorajszej rozmowie z jego bratem.

- Nie złość się już na mnie, musiałem na wszelki wypadek o to zapytać - powiedział z błagającą miną małego szczeniaczka, co rozśmieszyło dziewczynę - Chciałem dać Ci telefon, abyś mogła w każdej chwili się ze mną skontaktować. Tak jak mówiłem Ci wcześniej, chciałbym abyś każdego wieczoru bez wyjątku pisała mi co się tutaj dzieje i co robił mój brat. Tyle...

- I aż tyle - od razu dodała - Jeśli muszę to zrobić,  to zrobię to, ale pamiętaj, że na tym koniec, a potem wracam do domu.

- Będę pamiętać - chłopak podał jej telefon, który od razu wzięła. Sophie sama nie do końca wiedziała co powinna myśleć o całej sytuacji. Z jednej strony książę był opanowany i spokojny, a wystarczył mały impuls aby zamienić się we wściekłe zwierzę. Nie do końca wierzyła też w to, że mężczyzna pozwoli jej po prostu odejść. Mimo iż tego nie chciała, to było jedyne wyjście, które pozwoliłoby jej się jeszcze wyplątać z całej tej konspiracji.

- Chcę Ci coś pokazać - Książę uniósł brwi - Dawno już tam nie byłem, ale to wspaniałe miejsce - dziewczyna pokiwała twierdząco głową na znak, że zgadza się na małą wycieczkę.

Idąc do celu, które znał tylko Max, weszli na chwilę do sypialni Sophie, aby ta mogła tam zostawić telefon, który dostała chwilę wcześniej. Mijając jeden z korytarzy zatrzymali się i obydwoje usłyszeli znajomy głos. Max od razu rozpoznał, że głos należy do jego brata.

- Masz moje słowo, jak tylko będę mógł i nadarzy się odpowiednia do tego okazja to podpiszę te dokumenty. Jednak nie mogę obiecać kiedy to będzie, mam tylko nadzieję, że zanim usiądę na tronie - głos mężczyzny był radosny. Max przyłożył rękę do swoich ust, aby zakomunikować Sophie aby nie wydawała z siebie żadnych dźwięków. Obydwoje bardzo powoli podeszli do końca korytarza i wyjrzeli powoli na przylegające go niego przejście do kolejnej części zamku. Francisco stał na nim razem z jakiś wysokim mężczyzną, który trzymał białą teczkę, a po chwili podał ją księciu.

- Liczę, że jak najszybciej uporasz się ze swoimi problemami i połączymy nasze siły - odpowiedział mężczyzna, a Cis podał mu rękę. Gdy tylko wysoki mężczyzna wyciągną do niego rękę książę od razu ją uścisnął.

- Ja także na to liczę - Po tych słowach mężczyzna zaczął iść w kierunku dwójki, która w ostatniej chwili zdążyła schować się za ścianą. Max pociągnął rękę dziewczyny i wepchnął ją do małego pomieszczenia, w którym panowała ciemność. Pokój był niezwykle mały, do tego jeszcze znajdowały się tam wiadra, miski i środki czyszczące. Książę szybko zamknął za nimi drzwi i przycisnął swoją dłoń do ust dziewczyny, aby ta ciągle nic nie mówiła. Stali tak w bezruchu parę minut, aby mieć pewność, że Cis jak i jego gość oddalili się już od miejsca, w którym chwilę wcześniej rozmawiali.

- Kto to był? Kim był ten człowiek, z którym rozmawiał Twój brat i czemu tak zareagowałeś jak go zobaczyłeś?  - dziewczyna zapytała się dopiero po wcześniejszym sprawdzeniu czy brata księcia, ani osoby, z którą rozmawiał nie ma w pobliżu. Na szczęście obydwaj gdzieś zniknęli, więc owa dwójka nadal mogła kontynuować swoją podróż.

- To był konsul z Ziemi Ognistej, jestem tego pewny. Teraz nawet masz dowód, że mój brat z nimi spiskuje i coś kręci, a teraz przynajmniej wiem, że sprawy ruszyły do przodu, co nie jest dobrym znakiem. Będziesz musiała się dowiedzieć co jest w tej białej teczce i wysłać mi zdjęcia zawartości - książę szeptał ciągle podążając długim korytarze, aż do momentu zbliżenia się do kręconych kamiennych schodów. Mężczyzna puścił przodem blondynkę, a ta posłusznie zaczęła iść stawiając ostrożnie każdy krok po nierównych schodach, aby się nie przewrócić. Po przebytej ogromnej ilości schodów, na twarzy Sophie malowało się zmęczenie, nie była przyzwyczajona do takiego wysiłku.

- Już wiem, czemu tutaj nie przychodzisz - zaśmiała się, ocierając pot z czoła. Zatrzymała się przed dużymi drewnianymi drzwiami.

- To tutaj - Max wyciągnął ze swojej kieszeni mały złoty kluczyk i włożył do zamka, po czym pociągnął za klamkę. Oczom Sophie ukazał się zniewalający widok. Znajdowali się teraz w najwyższym możliwym punkcie zamku, dookoła rozpościerał się niesamowity widok. Było widać stąd wszystko w promieniu kilku kilometrów. Góry w oddali, polany, a nawet pobliskie wioski.

- Zawsze przychodziłem tutaj z Cisem i ojcem, gdy byliśmy mali. Pokazywał nam miejsca, o których wcześniej się uczyliśmy. To jedyne miejsce w zamku, w którym wiem, że nikt mnie nie podgląda nie patrzy mi na ręce. Wiem, że jestem tutaj sam, jednak od bardzo dawna tutaj nie przychodzę, po prostu... - na twarzy księcia malował się smutek.

- Ktoś jeszcze wie o tym miejscu? - Sophie podeszła do barierki, która znajdowała się na końcu wieżyczki.

- Mój ojciec, Cis, ja, a teraz i Ty - szepnął i stanął obok niej - Chciałbym dać Ci ten kluczyk, dopóki nie wrócę, jeśli będziesz miała ochotę możesz tutaj przyjść - mężczyzna podał jej kluczyk, którym wcześniej otwierał drzwi - Nie musisz ich zamykać, zatrzaskują się automatycznie.

- Dziękuję - mruknęła uśmiechając się do księcia - To miejsce jest cudowne, nigdy w życiu nie byłam jeszcze aż tak wysoko i nie widziałam tak pięknego widoku. Bardzo Ci dziękuję - szepnęła ze łzami w oczach i objęła księcia, a ten odwzajemnił uścisk.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro