Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Mimo iż była połowa czerwca powietrze zaczęło dosyć szybko się ochładzać. Para ciągle stała na tarasie przy betonowych barierkach wpatrując się sobie nawzajem w oczy. Jednak to nie były miłosne spojrzenia, książę chciał jak najwięcej wyczytać z jej twarzy, czy po ich rozmowie stała się spięta, a może się boi. Jednak dziewczyna udawała niewzruszoną, wiedziała, że nie może okazać strachu, bo Cis od razu by ją rozgryzł.

- I cóż takiego wyczytałeś Książę z mojej twarzy? - uniosła brwi ciągle nie odwracając wzroku od świdrujących oczu księcia.

- Że bardzo dobrze umiesz udawać i że jesteś dobrą aktorką - szepnął zbliżając twarz do niej, tak aby to zostało tylko między nimi i aby miał pewność, że nikt tego nie usłyszy - Nie martw się, nie powiem o tym nikomu - mrugnął do niej co wyprowadziło ją z równowagi.

- Niczego nie udaję, bo nie muszę, nic nie zrobiłam, o niczym nie wiem i nic nie leży mi na sercu, więc o co chodzi? - uśmiechnęła się sztucznie i odwróciła całym ciałem w stronę Cis'a.

- Zdenerwowałaś się - uśmiechnął się lekko i zrobił to samo co ona, czyli odwrócił się ciałem w jej stronę i oparł biodrem o betonową tralkę - Zapomniałaś o "Wasza Królewska Mość". Do tego tylko odkąd tu przyszedłem jesteś spięta, widzę, że próbujesz ukryć, że tak nie jest, ale jestem bardzo dobrym obserwatorem. Drżą Ci ręce i nogi.

- To z powodu tego, że stoi obok mnie taki przystojny książę. Jestem przekonana, że żadna kobieta nie przeszła by obok Waszej Królewskiej Mości, nie zwracając uwagi na takiego mężczyznę, a dodatkowo następcę tronu - Sophie stwierdziła, że najlepszym rozwiązaniem będzie po prostu zmiana tematu.

- Uważasz, że jestem przystojny?

- Nie powiedziałam tego...

- Zasugerowałaś... - Między nimi znów nastała głucha cisza, Sophie nie chciała patrzeć w jego oczy, więc po prostu wpatrywała się w guzik jego marynarki. Mężczyzna uśmiechnął się widząc, że doprowadził rozmówczynię w ślepy zaułek - Więc o czym my wcześniej rozmawialiśmy, ach tak... Widać, że coś ukrywasz, a dodatkowo jestem przekonany, że knujesz coś z moim bratem i nie jesteś prostytutką... - Sophie nie myślała, że Francisco będzie aż tak dociekliwy i spostrzegawczy, a on złamał ją w ciągu kilkunastu minut. Nerwowo przygryzła wewnętrzną stronę policzków i spojrzała na jego twarz.

- Nie wiem co Wasza Książęca Mość sobie wyobraża, ale nic nie jest prawdą z tego co padło z Pana ust. Niczego nie knuję i nie mam zamiaru, bo bardzo lubię jak moja głowa jest na szyi i nie chcę aby została ścięta tak jak to się robi ze spiskowcami. Przyjechałam z małej miejscowości, nie mam skończonej żadnej wyższej szkoły, nie jestem inteligentna, właściwie nie jestem w niczym dobra, ani wyjątkowa. Jestem tutaj tylko po to aby robić to co zażyczy sobie książę Maximilino i nie ma to nic związanego ze zdradą mojego ukochanego królestwa - tym razem to ona szeptała blisko jego twarzy, z lekko uniesioną pewnie brodą, tak aby tylko on mógł usłyszeć co mówi - Dla mnie ten bal właśnie minął, wracam do siebie do pokoju, dziękuję bardzo za towarzystwo książę - nie czekając na jego odpowiedź odwróciła się od niego i zaczęła podążać wzdłuż tarasu, aby do swojej sypialni dotrzeć przez ogród.

Jednak książę nie chciał przerywać tej rozmowy, poczekał tylko aż zejdzie z tarasu, a na ścieżce chwycił ją za ramię i odwrócił w swoją stronę. Zdezorientowana dziewczyna zachwiała się lekko na własnych nogach, jednak nie przewróciła się na szczęście. Spojrzała na niego zaskoczona i uniosła brwi w pytającym geście.

- Proszę mnie puścić - szepnęła, a po tych słowach mężczyzna zabrał swoją rękę - Proszę wracać do swojej towarzyszki na pewno jest zaniepokojona, że tyle czasu Pana nie ma - mruknęła i splotła przed sobą swoje dłonie.

- Chciałem Ci tylko powiedzieć, że Maximiliano nie jest taki jak Ci się wydaje, od zawsze knuł i utrudniał wszystkim życie tylko po to aby swoje ułatwić. Nie chciałbym abyś skończyła jak swoja poprzedniczka, ale musisz...

- Jak skończyła moja poprzedniczka? - przerwała księciu Sophie.

- To było kilka miesięcy zanim Ty się tutaj pojawiłaś, Anne była z wyższych sfer, wszyscy ją lubi, jednak Max zmusił ją do grzebania w dokumentach ojca, a ten ją nakrył. Odbył się proces, mój brat nie przyznał się do tego, że współpracowała z nim, więc została na lodzie. Koniec końców nie chciała nic mówić, więc wzięła całą winę na siebie i ścieli ją. Nie pakuj się w kłopoty, może powinnaś wrócić do domu, póki nie jest za późno, zabawa w intrygi nigdy nie wychodzi nikomu na dobre - w oczach księcia pierwszy raz malowała się troska i zmartwienie.

- Rozważę to, czy mogę już iść? - po tym jak zapytała książę pokiwał twierdząco głową. Sophie lekko skłoniła się przed nim i nie odwracając się już pomknęła do swojej sypialni. W głowie wciąż przypominała sobie sceny z tego wieczoru, to jak tańczyła z Max'em, a później rozmowę z jego bratem. Oczywiście nie uwierzyła w słowa Francisco, jednak obawiała się tego, że mężczyzna może mieć rację i ktoś dowie się o tym co zrobiła i zostanie ukarana.

- Cham - szepnęła gdy weszła do swojej sypialni. Nie potrafiła zrozumieć czemu ten człowiek mimo iż fizycznie ją przyciąga, to w środku jest tak okropną personą. Jednak to co powiedział obijało się echem w jej głowie, czy mówił prawdę, czy może jednak chciał ją zmanipulować i przestraszyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro