Rozdział 1
- Wstawaj Sophie, musisz się przygotować, za godzinę przyjdzie Amadeusz - Alice, matka dziewczyny pośpiesznie wbiegła do jej pokoju, odsłoniła okna i zajrzała do jej szafy - Dziś założysz tą piękna czerwoną sukienkę, którą kupiłam Ci tydzień temu, to jest wyjątkowa okazja.
- Mamo uspokój się - szepnęła do kobiety chowając głowę pod kołdrą, przed promieniami słonecznymi wpadającymi przez okno - Nie zostanę jego żoną.
- Dziecko nie zgrywaj się, przecież to przystojny mężczyzna, ma bogatą rodzinę, idealna partia dla Ciebie. Do końca życia nie musiałabyś pracować - kobieta usiadła na łóżku córki niezwykle podekscytowana.
- Mamo on hoduje świnie - głowa Sophie wyłoniła się spod kołdry.
- A Ty jesteś córką rybaka i co z tego? Powinnaś być wdzięczna Bogu, że masz co włożyć do garnka. Musisz zacząć myśleć o przyszłości, o tym aby żyło Ci się jak najlepiej, aby Twoje dzieci również nie musiały nigdy pracować, tak jak Ty...
- Mamo, ale ja chcę pracować, nie chce być uzależniona do końca życia od mojego męża i jego pieniędzy. Nie będę kurą domową - dziewczyna pospiesznie podniosła się na łokciach i usiadła obok matki.
- Pracowałaś w sklepie ojca... - Sophie przekręciła oczami i spojrzała na matkę.
- Pracowałam dopóki nie kazałaś mi wracać do domu, sama mówiłaś, że to nie jest praca dla dziewczynek. Nie wiem o co Ci chodziło, mi się tam bardzo dobrze pracowało - blondynka uniosła lekko ramiona i uśmiechnęła się na wspomnienie pracy w sklepie.
- Czy Ty chodziłaś do pracy, czy po to aby popatrzeć na Jorge? - kobieta wstała i uśmiechnęła się prowokująco.
- Mamo! - Sophie krzyknęła i rzuciła w stronę starszej od siebie kobiety poduszkę. Alice złapała ją i odrzuciła na łóżko.
- Ubieraj się, pomaluj, zrób włosy i zejdź na herbatę, Twój przyszły mąż zaraz przyjdzie.
Sophie upadła na łóżko, jednak po chwili podniosła się i podeszła do szafy. Wyciągnęła z niej sukienkę, o której wcześniej mówiła mama. Była to zwykła prosta sukienka, bez ogromnego dekoltu, bez cekinów i zbędnych ozdobników. Mimo iż Sophie lubiła się od czasu do czasu wystroić się, tak, aby nikt nie był w stanie jej rozpoznać i każdy zachwycał się nią, to preferowała jednak zwykle jeansy i koszulkę. Kiedy ludzie nie wiedzieli, że ona to ona i nie miała nic do stracenia to nawet lubiła wzrok wszystkich na sobie. Na balu Bożonarodzeniowym ubrała się w piękną złotą suknię, zrobioną przez przyjaciółkę Alice. Dodatkowo mocny makijaż i czerwone usta, a aby mieć stuprocentową pewność, że nikt jej nie rozpozna, założyła perukę z czarnymi długimi włosami, które opadały na jej twarz. Choć był już czerwiec część mężczyzn ciągle zastanawiała się kim była ta piękność. Sophie oczywiście nie przyznała się do tego, lubiła zachwycać, jednak tylko wtedy gdy nikt nie wiedział, iż ona to ona.
- Jestem Amadeusz - dziewczyna podała dłoń młodemu mężczyźnie, który od razu delikatnie ją chwycił i ucałował.
- Sophie - szepnęła dziewczyna posyłając swojemu gościowi lekki uśmiech. Mężczyzna był przystojny i starszy od niej o cztery lata, jednak długowłosa blondynka miała w głowie całkowicie kogoś innego. Kogoś, kto nie myślał o niej jako o kobiecie swojego życia, tylko bardziej jak o przyjaciółce, której może wyżalić się ze swoich wszystkich problemów. Między innymi tych sercowych, o których dziewczyna nienawidziła słuchać.
- Chodźcie moje dzieci do salonu - Alice posłała dwójce lekki uśmiech i dłonią wskazała drogę do pomieszania oddzielonego drzwiami z białego drewna. Wszyscy usiedli przy owalnym stole, a matka Amadeusza rozejrzała się po pomieszczeniu ze skwaszoną miną.
- Widzę, że zbytnio nie dbacie o porządek - powiedziała kobieta o czarnych jak noc włosach, a Alice zrobiła się purpurowa. Młoda dziewczyna rozejrzała się dokładnie po pomieszczeniu szukając powodu, dla którego kobieta wypowiedziała dane słowa, jednak na marne, niczego nie znalazła.
- Ależ o co Pani chodzi? Moja mama bardzo stara się, aby wszystko zawsze wyglądało schludnie, a w domu było czysto - Sophie od razu zaczęła bronić matki.
- Jak to co? Przecież wszystko jest zakurzone... - burknęła kobieta.
- Myli się Pani, wszystko było wczoraj dokładnie wysprzątane, więc nie ma możliwości, aby tutaj był chociaż jeden pyłek kurzu - Sophie uśmiechnęła się sztucznie w stronę czarnowłosej.
- Kurz czuć aż w powietrzu, nie można tu oddychać - kobieta udawała jakby zaczęła się dusić.
- Czyli rozumiem, że kurz i zapach od świń nie przeszkadza Pani? Wczoraj na przykład był lekki wiatr i cały zapach produkowany przez was znalazł się nad miasteczkiem i tego nie uważa Pani za problem? Radzę zająć się sobą i na przykład swoimi siwymi odrostami niż jakimś wyimaginowanym kurzem w moim domu - dziewczyna posłała uśmiech zwycięstwa matce, już w tej chwili na pewno niedoszłego partnera.
- Sophie! - matka dziewczyny krzyknęła w jej stronę, aby nie mówiła nic więcej - Przepraszam bardzo ja nie wiem co się stało z Tą dziewczyną - kontynuowała.
- Jest po prostu źle wychowana. Nie spędzę w tym domu ani minuty dłużej, chodź Amadeuszu, wracamy do domu - burknęła obrażona i bez dalszych słów wyszła z domu, mocno przy tym uderzając drzwiami na dowodzenia.
- Zwariowałaś?! - krzyknęłam Alice w stronę córki.
- Nie pozwolę aby jakieś babsko obrażało Twoją ciężką pracę. Po za tym nie chcę wychodzić za mąż. Czy jeśli znajdę sobie prace to odpuścisz mi te poszukiwania? Proszę... - dziewczyna złożyła dłonie w błagalnym geście.
- Porozmawiamy o tym z ojcem dziś przy kolacji, jednak niczego nie obiecuję. Teraz musisz pomóc mi ją przygotować, Twój brat dziś wraca - oczy Sophie pojaśniały, tak dawno nie widziała już Diego, że powoli zapominała jak wygląda. Chłopak dzięki pomocy przyjaciela dostał pracę w stadninie królewskiej, a do domu mógł przyjeżdżać tylko co kilka miesięcy.
- Dziękuję mamo - Sophie podeszła do mamy i pocałowała ją w policzek.
- Bardzo dobrze jej powiedziałaś, znalazła się perfekcjonistka... - Alice zaśmiała się i przytuliła mocno córkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro