Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

- Nie - szepnęła Sophie uwalniając z uścisku księcia Francisco.

- Poczekaj tutaj, ubiorę się i porozmawiamy. Widzę, że coś Cię gryzie, chcę abyś ze mną porozmawiała - Cis odsunął się od niej i zaczął iść w kierunku drzwi od łazienki.

- Nie mogę - Odpowiedziała zanim mężczyzna znikł za drzwiami - Pójdę już, dobranoc - Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź zniknęła za drzwiami prowadzącymi na korytarz i pośpiesznym krokiem wróciła do swojej sypialni, po czym zamknęła się od wewnątrz. Nie wiedziała jak ma rozumieć tę dwubiegunowość księcia. Na początku robi wszystko aby ją pogrążyć. Jednak kiedy widzi, że zbytnio ją pogrążył próbuje jej pomóc.


- Na prawdę dostałeś aż tyle pieniędzy, za same zdjęcia i zgłoszenie tego królowi? Nie możliwe - szepnął jakiś mężczyzna na jednym z korytarzy w zamku.

- Wiem, że brzmi to niesamowicie, ale tak było, a w dodatku sam mi jeszcze powiedział, gdzie mniej więcej mam szukać - Sophie aż zwolniła kroku słysząc słowa drugiego mężczyzny. Właśnie miała zamiar zacząć czytać książkę przy filiżance herbaty w oranżerii, ponieważ na zewnątrz panowały już dosyć niskie temperatury.

- Ale jak go znalazłeś w środku lasu? Przecież od kilku lat nikt się nie zorientował, że to tam stoi.

- Trochę się musiałem nabiegać i naszukać, ale za te pieniądze warto było znaleźć ten domek - Sophie na te słowa podeszła do mężczyzn i przechyliła lekko głowę na bok. Obydwaj wyglądali sądząc po ubiorze na ogrodników.

- Kto kazał Ci znaleźć ten domek? - Ścisnęła brwi przyglądając się mężczyźnie. Jeden z mężczyzn widząc zainteresowanie dziewczyny bez słowa odwrócił się i pośpiesznie odszedł. W celu zabezpieczenia się, przed ucieczką mężczyzny, który znalazł budynek, chwyciła go mocno za nadgarstek - Mów... - dodała prawie od razu przez zaciśnięte zęby.

- Przepraszam Panią bardzo, ale nie wiem o co chodzi...

- Przecież słyszałam nie rób ze mnie idiotki - uśmiechnęła się sztucznie, coraz mocniej ściskając mężczyznę. Ogrodnik zilustrował ją wzrokiem i właściwie wyglądał na zdziwionego jej ubiorem, ponieważ nie wyglądała jak reszta pań znajdująca się na dworze. Mimo iż dziś nie było żadnego wyjątkowego dnia Panie, z reszta jak każdego dnia, ubierały się w wyśmienite stroje, piękne suknie od najlepszych projektantów, eleganckie kombinezony, czy nawet eleganckie komplety razem ze spodniami. Sophie wyglądała zwyczajnie, czarne materiałowe spodnie i beżowy sweter, ale mimo wszystko założyła buty na szpilce. Zaczynała się do nich przekonywać, a nogi z każdym dniem bolały ją coraz mniej.

- Obiecałem, że nie powiem, bo nie mogę - Mężczyzna szarpnął ręką chcąc odejść, jednak uścisk dziewczyny nie pozwolił jej na to.

- Ty chyba nie rozumiesz, to jest sprawa życia i śmierci, musisz mi powiedzieć - mruknęła.

- Lino, czyżbyś chciał dostać kolejną karę za to, że odbywasz jakieś pogawędki zamiast pracować? Twoja przerwa się już skończyła - Wtrącił mężczyzna w garniturze, który właśnie wyszedł z jednego z pomieszczeń.

- Oczywiście, że nie, już idę do pracy - mężczyzna zaczął drżeć ze strachu.

- Mów, to Cię puszczę... - dodała przez zaciśnięte zęby.

- Proszę nie teraz, dostanę chłostę jeśli nie zacznę pracy natychmiast - szepnął ze strachem w głosie - Proszę spotkajmy się za dwie godziny w altanie w ogrodzie japońskim. Obiecuję, że przyjdę, jeśli nie to nazywam się Lino Almort, pracuję jako ogrodnik w ogrodzie różanym, znajdzie mnie Pani - widząc strach w jego oczach puściła go, nie chcąc aby przez nią mężczyzna dostał karę. Przestraszony od razu znikł za drzwiami prowadzącymi do ogrodu.

Przez te dwie godziny dziewczyna nie mogła sobie znaleźć miejsca, ani zajęcia. Była w komnacie Jorge aby porozmawiać z nim o tym co zaszło wczoraj, jednak nie znalazła go tam, ani nigdzie gdzie mógłby przebywać. Przeszła również do sypialni księcia Maximiliano jednak jego również nie było. Gdy nadeszła pora spotkania czym prędzej pośpieszyła do altany, gdzie umówiła się z ogrodnikiem. Co chwilę patrzyła na zegarek, mężczyzna powinien już być, jednak ciągle nie pojawiał się. Czekała na niego około 20 minut, bez skutku.

Podeszła do jednego z ogrodników i zapytała gdzie może naleźć koordynatora, czy przełożonego. Jeden z młodszych chłopaków wskazał jej drogę do gabinetu. Było to, to samo pomieszczenie, które opuścił mężczyzna w garniturze przerywający rozmowę jej i ogrodnika.

- Byłam umówiona dziś z Lino Almort, jednak nie pojawił się on, mogę wiedzieć gdzie jest? To bardzo ważna sprawa i muszę z nim porozmawiać - powiedziała siadając na przeciwko przełożonego w skórzanym fotelu.

- Bardzo mi przykro, ale Lino zmarł jakąś godzinę temu - Na chwilę świat Sophie zatrzymał się w miejscu.

- Słucham? - Tylko tyle udało jej się z siebie wydusić.

- Dostał ataku serca i znalazł go martwego jeden z jego współpracowników. Bardzo mi przykro -Mężczyzna położył dłonie na biurku, a Sophie na chwilę przestała oddychać. Cisza między nimi trwała dłużej niż się spodziewała, jednak nie mogła wydusić z siebie ani słowa.

- Rozmawiał dziś rano z kimś, czy mogłabym również z nim porozmawiać, może on będzie coś wiedzieć w mojej sprawie - szepnęła.

- Jeśli go Pani znajdzie to proszę bardzo - odpowiedział mężczyzna. Sophie podniosła się powoli z fotela czując jak jej nogi zamienił się w watę. Nie mogła uwierzyć, że mężczyzna nie żyje, rozmawiała z nim wcześniej, nie wyglądał na chorego. Z resztą to bardzo dziwne, że miał atak serca, ponieważ wyglądał na około trzydzieści pięć lat, jednak nie niemożliwe.

Sophie kolejną godzinę poświęciła na szukanie mężczyzny, którego widziała wcześniej jednak bez powodzenia. Pytała nawet pracujących ogrodników czy nie widzieli mężczyzny, którego wygląd skrupulatnie im opowiadała. Nikt nic nie wiedział.

- Rozmawiałam dziś z mężczyzną, który znalazł budynek w lesie i doniósł o tym królowi - powiedziała siadając obok księcia Maximiliano na kanapie.

- I co? - Mężczyzna spojrzał na nią poddenerwowany - Dowiedziałaś się czegoś? Kto to? - Zachowanie księcia zaczęło zastanawiać dziewczynę i zaczęła mu się bacznie przyglądać.

- Dostał za to mnóstwo pieniędzy i wiem, że to nie był przypadek. Ktoś powiedział mu o tym, gdzie mniej więcej ma szukać budynku - Książę stawał się coraz bardziej nerwowy.

- Wiesz kto? - mruknął skubiąc skórę na dłoni.

- Oczywiście, że tak, powiedział mi - zablefowała - Ale powiem o tym wszystkim najpierw Cis'owi, to on powinien zrobić z tym kimś porządek, nie jak - Uśmiechnęła się i podniosła z sofy, to samo zrobił książę.

- Powiedz mi kto to? O kim powiedział Ci ogrodnik? - Gdy Max wspomniał o ogrodniku to Sophie już wiedziała, że mężczyzna jest w to zamieszany, ponieważ ona mu nic nie mówiła na temat pracy nieznajomego informatora.

- Nie powinnam, prosił mnie o dyskrecje... - Max mocno chwycił Sophie za ramiona i przycisnął do ściany.

- Mów! - krzyknął patrząc jej w oczy, jednak ona stała spokojnie wpatrując się w zdenerwowanego chłopaka - Pracujesz dla mnie, nie dla mojego brata i to mi masz mówić o wszystkim o czym się dowiesz - powiedział odrobinę spokojniej niż wcześniej.

- Nie - szepnęła. Chciała się przekonać do czego zdolny jest Max, aby dowiedzieć się ile wie Sophie. Mężczyzna zaczął ją coraz mocniej ściskać co powodowało u niej coraz większy ból.

- Zwalniam Cię, rozumiesz? Wrócisz do tej swojej wsi, albo i nie wrócisz, bo opowiem królowi jak dla mnie szpiegowałaś i każe Cię zabić - Max chwycił ją dłonią za gardło i coraz mocniej przyciskał ją do ściany powodując zablokowanie dopływu powietrza. Dziewczyna zaczęła się wyrywać jednak mężczyzna był silniejszy.

- Ogrodnika też tak zabiłeś jak zobaczyłeś, że ze mną rozmawia? - Tyle udało jej się wysyczeć, mimo iż książę nadal ją dusił, po tych słowach zaczął robić to jeszcze mocniej. Sophie walczyła o każdy oddech, próbowała odepchnąć Max'a jednak bez większego rezultatu. Nie wyglądał na takiego silnego jak właśnie się okazał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro