Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❝you are still my friend❞

Baekhyun resztę dnia ślinił się na widok Chanyeola, dlatego buzia mu się nie zamykała. Tym bardziej na wuefie, kiedy dostawał zawału, w momentach, gdy "przypadkiem" w oko mu się rzucił ABS Yeola. Doprawdy myślałem, że zaraz zakleję usta chłopakowi, bo ileż można wytrzymać? Nawet nie miałem czasu na myślenie o Jungkooku.

W chwili, gdy usłyszałem dzwonek kończący na dziś moje katorgi, wybiegłem z sali nie czekając na Hyuna, który na całe szczęście mnie dogonił i ramię w ramię ruszyliśmy do naszych domów, rozmawiając przy tym żywo. Okazało się, że chłopak mieszka z dwie ulice dalej, ale do szkoły podwozi go ojciec, bo ma po drodze do pracy. Farciarz. Dlatego nie zmókł.

- Jungkookie, króliczku! Wróciłem! - krzyknąłem po przekroczeniu progu domu. Jakie szczęście, że już nie padało, bo bardzo nie chciało mi się przebierać.

- Hej - po krótkiej chwili zza ściany wyszedł chłopak, który był opatulony kocem. Mogłem ponownie poczuć ten przesłodki zapach, który roznosił się po całym mieszkaniu. - Jak było?

- Źle, jak zawsze. - westchnąłem, podchodząc do niego i zaraz zamknąłem rówieśnika w uścisku. - Aż tak źle się czujesz?

- To jest normalne, nie przejmuj się - wyszeptał. - Zrobiłem ci coś do jedzenia, ale tym razem się postarałem i masz coś więcej niż kanapki.

- Nie jestem głodny, bo zrobiłeś bardzp dużo tych kanapek. - zaśmiałem się, całując go w policzek. - Ale dobrze. Zjem, skoro zrobiłeś.

- To dobrze, że się najadłeś - posłał mi lekki uśmiech. - O to chodziło. A czemu było źle?

- Baek za dużo gadał o Chanyeolu. - westchnąłem, ruszając do kuchni.

- Kto gadał o Chanyeolu? - Jungkookie poszedł za mną, co mogłem wywnioskować po usłyszeniu jego cichych kroków.

- A no tak. - uderzyłem się lekko w głowę, ale uśmiech nie schodził mi z twarzy. - Mój przyjaciel z podstawówki przepisał się do naszej szkoły. Byun Baekhyun taki sarkastyczny leszcz.

- Czyli już masz przyjaciela, którego chciałeś mieć? - spytał, siadając na jednym z krzeseł przy stole.

- Co? - zdziwiłem się, patrząc na chłopaka. - Jungkook, nadal jesteś moim przyjacielem.

- Ale jego znasz dłużej... - wyszeptał zmieszany, spuszczając swój wzrok. - Nie wiem, czy zasługuję na to, żeby nazywać się twoim przyjacielem.

Nigdy nie chciałem usłyszeć takich przykrych słów z ust chłopaka. To tylko pokazywało, jak bardzo posiadał niską samoocenę i niestety to nie było nic dobrego. Jungkookie to był wspaniały króliczek, który zasługiwał na szczęście. Na mnóstwo szczęścia. Szkoda tylko, że nie potrafił w siebie uwierzyć. Chciałem, żeby wreszcie to zrobił.

- Króliczku. - westchnąłem, klękając przy nim. - Oczywiście, że zasługujesz. Skąd pomysł, że mogłoby być inaczej?

- Przepraszam... - wymamrotał. - Ale on jest normalny, a ja nie jestem.

- Kookie, ty jesteś normalny. - zaśmiałem się, gładząc go pomiędzy uszkami. - Ale bardziej wyjątkowy.

- Gdyby tak było, nie musiałbym się ukrywać - spojrzał się na mnie i westchnął. - Ale to nieważne. Moje bezsensowne przemyślenia.

- Czy w tej chwili przede mną się ukrywasz? - spytałem z uśmiechem. - Dla mnie jesteś normalny. Co cię obchodzi zdanie reszty świata?

- Masz niby rację - przyznał po krótkiej chwili. - Ale mam tylko ciebie. W razie co zostanę sam.

- Nigdy nie chciałem ciebie zostawić, Jungkookie. - westchnąłem ciężko. - Będziemy przyjaciółmi tak długo jak bije moje serca, a nawet po śmierci będę przy tobie, króliczku.

- Powiedziałbym coś, ale się powstrzymam - wyznał cicho. - Może zjedz to co ci przygotowałem? Przestaniesz myśleć o złych rzeczach.

- Eh... - przetarłem twarz dłonią. - Skoro nie zmienię twojego zdania to co mam niby zrobić?

- Po prostu bądź - uśmiechnął się pod nosem. - I mi to udowodnij. A teraz zjedz coś.

- A co dokładnie? - wymruczałem, drapiąc się w nos.

- Przepraszam, że nie mięso, ale nie mogłem się przemóc. Makaron z warzywami.

Kiedy to usłyszałem, myślałem, że wybuchnę śmiechem. Ten króliczek był doprawdy rozkoszny i chciał mimo trudności i braku doświadczenia, mi pomóc. Nawet nie wiecie, jakim byłem szczęściarzem trafiając na kogoś takiego, jak on.

- Warzywami? - prychnąłem nieźle rozbawiony. - Nic nie szkodzi, Jungkookie. Zjem wszystko, bo wiem, że zostało to przyrządzone z sercem.

- Mam nadzieję, że ci będzie smakować - zaśmiał się cicho. - I przepraszam za ten zapach. Jest strasznie drażliwy.

- Jest słodki. W dalszym ciągu. - oznajmiłem, zaczynając jeść metalowymi pałeczkami. - A mam ci później pomóc?

- W czym? - spojrzał się na mnie niezrozumiale, ale po chwili zrozumiał, bo się zarumienił nieznacznie. - Możesz. Jeśli ci to nie przeszkadza.

- Nigdy tego nie robiłem komuś innemu niż sobie, ale... jesteśmy przyjaciółmi i się na tym nie znasz, więc ci pomogę. - wzruszyłem ramionami, choć w środku byłem skrępowany bardziej niż Baek, kiedy przywołałem Chanyeola dzisiaj.

- Czuję, że jesteś zawstydzony - odparł, uśmiechając się lekko. - Nie musisz. Naprawdę.

- Ale chcę. - spojrzałem mu w oczy. - Jungkook, to naprawdę nic takiego dopóki nie... no wiesz. - zarumieniłem się lekko, gładząc ze zdenerwowania swój kark. - No nie włożę sobie do buzi.

- Zjedz - powiedział ciepłym głosem. - Ja sobie poradzę. Spokojnie. Akurat w tej sprawie nie musisz mi pomagać.

- Pomogę ci. - powiedziałem stanowczym tonem.

- Radziłem sobie tyle razy z rują, Jimin, naprawdę nie musisz. Zrozum.

- Dobra, nie to nie. Nie zmuszam cię. - mruknąłem, zabierając się ponownie za jedzenie w głuchej i niezręcznej ciszy.

- Ty mnie nie zmuszasz, bo bym się zgodził - odezwał się po jakiejś chwili. - Ale nie chcę, żebyś czuł się skrępowany. Mi to sprawi przyjemność, ale będę się czuł dziwnie, kiedy potem pewnie będziesz mnie za wszelką cenę unikał.

- Nie będę ciebie unikał, Jungkook. - wymruczałem. - To ludzka rzecz.

- Twoje zachowanie wskazuje na to, że jednak nie taka ludzka i chyba intymna.

- Mówiłem, że nie robiłem tego jeszcze, ale zawsze musi być ten pierwszy raz.

- W porządku - odpuścił w końcu, wzdychając. - Ale jak zrobi ci się zbyt niekomfortowo to mi od razu mów.

- Dobrze. - uśmiechnąłem się lekko. - Ty nic nie jesz?

- Ja już zjadłem - odwzajemnił ten gest. - Dwie porcje.

- Ah, czyli jesteś najedzony. - zaśmiałem się, jedząc ostatni kęs tego pysznego dania. - Dziękuję za ten przepyszny posiłek, Jungkookie.

- Nie masz za co dziękować - wymamrotał, wstając z krzesła. - Cieszę się, że cię nie otrułem.

- Jak cię czujesz? - wyszeptałem, wstając z krzesła. - Teraz mam ci pomóc?

- Czuję się w porządku - powiedział, kiwając głową. - Odpocznij najpierw może.

- No dobrze. - westchnąłem. - To ja pójdę się przespać do sypialni. - posłałem mu ciepły uśmiech i zgarnąłem swoją torbę, wychodząc z pomieszczenia. W sypialni westchnąłem ciężko zastanawiając się nad sensem pomagania Jungkookowi. Przecież to nie mój chłopak, a tylko przyjaciel - pomyślałem, rzucając się na łóżko. Po chwili rozmyślań po prostu zasnąłem, żeby naładować energię przed wydarzeniem, które miało mieć miejsce już dziś.


chciałabym na początku przeprosić, że rozdziały się tak rzadko pojawiają...
obiecuję, że się poprawię i odpokutuje winy!!
dobranoc!! ♥


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro