Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❝what are you doing?❞

- Jungkook. - usłyszałem nagle głos jakiego chłopaka. Uh, Chanyeol. - Co tu robisz? Może dołączysz do nas?

- Nie - pokręciłem głową, spuszczając wzrok na swoje dłonie. - Nie chcę.

- Ej, smutasku. - przysiadł się koło mnie. - Wiesz, jak wyglądają smutni klauni? Jak wypindrzone divy! - zaśmiał się, a ja spojrzałem na niego jak na idiotę. - Sorka, nie pora na tak przezabawne żarty. - otarł swoje oczy z łez. - Powiesz co się dzieje?

- Powtórka z rozrywki - westchnąłem, opierając swój podbródek na kolanie. - Idź już do nich. Niepotrzebnie ci zajmuje czas.

- Jimin nie lubi Siyeon w taki sposób. - wymruczał. - Byłby debilem, gdyby z nią zaczął chodzić. - próbował mnie pocieszyć.

- To najwyraźniej jest - mruknąłem. - Skąd wiesz co czuje? Może faktycznie ją tak lubi? Nie zdziwię się, jak za jakiś czas zobaczymy ich całujących się.

- On woli ciebie od niej. Widzę przecież, jak na ciebie zawsze patrzy. Ją musi trawić, bo jest córką dyrektora. - spojrzał na tę dwójkę.

- Przez tydzień wymieniliśmy ze sobą tylko dwa razy "cześć". To już raczej od niego zależy czy chce ze mną rozmawiać, czy nie. Proszę, nie dawaj mi złudnych nadziei. On wcale mnie nie woli od niej. To z nią wychodzi popołudniami. To z nią rozmawia na przerwach. A mnie ma kompletnie gdzieś. Już się do tego przyzwyczaiłem.

- Nieprawda. Boli cię to. - burknął. - Może z nim porozmawiam?

- Po co? - spojrzałem się na niego ze smutkiem w oczach. - Żeby się zadawał ze mną z litości? Bo biedny Jungkook jest smutny - parsknąłem. - Podziękuję. Zresztą to moja wina, że już nie mamy praktycznie kontaktu.

- Przecież mieszkacie ze sobą.... - przypomniał. - Musicie się jakoś dogadać.

- Co z tego? On wcześniej wychodzi rano, żeby pójść po Siyeon. Popołudniu spędza czas z Siyeon. A wieczorem jest kompletna cisza między nami - mój głos się delikatnie załamał. - On do mnie nic nie czuje, Chanyeol. Ja już się z tym pogodziłem, nic z tym nie zrobimy. Niech będzie z nią jak chce.

- Kookie, co zamierzasz? Wiem, że nie będziesz chciał pałętać mu się pod nogami. - spojrzał mi w oczy.

- Wyprowadzę się - postanowiłem, uśmiechając się słabo. - Przynajmniej będzie mógł przyprowadzać ją do siebie. A zresztą to nie wiem. Skończę jakoś szkołę. Potem gdzieś wyjadę. I jakoś to będzie.

- Nie sądzę, że to dobry pomysł... - wymruczał. - Kiedy zamierzasz to zrobić?

- Dzisiaj - odpowiedziałem po krótkim zastanowieniu. - Pewnie go i tak nie będzie. Nawet nie zauważy, że mnie nie ma jak wróci.

- To bardzo idiotyczny pomysł. - zmienił zdanie. - Weź lepiej z nim pogadaj. Za godzinę kończymy lekcje, a Jimin z chęcią pójdzie na wagary.

- Nie chcę z nim rozmawiać - powiedziałem, wstając z ławki. - Nie ma to i tak sensu.

- Gdzie idziesz? - zdziwił się, spoglądając na swój zegarek. - Mamy jeszcze piętnaście minut przerwy.

- Niech to szlak trafi - fuknąłem, z powrotem zajmując miejsce. - Nie rozmawiaj z nim o mnie. Nie wspominaj nawet. Po prostu udawaj, że nie istnieje, okej?

- Czekaj! - krzyknął, podnosząc się z ławki. - Źle obczaiłem godziny! Ruszaj się! Mamy sprawdzian z matmy za dwie minuty!

- Okej - parsknąłem śmiechem, ale zaraz moja mina powróciła do tej poprzedniej. Nic chyba nie umiało mnie wystarczająco pocieszyć i poprawić humor. To wszystko sprawiło, że już nie miałem zaufania do innych. Nawet do człowieka, którego obdarzyłem największym niż kiedykolwiek kogoś innego.

Mimo tego sprawdzianu z matematyki, chciałem się stamtąd urwać i już nigdy tam nie wracać, ale wiedziałem, że nie mogę. Chociaż to nie miało sensu, bo i tak nie pójdę nigdzie dalej ani nic z tych rzeczy, ale chciałem skończyć liceum. Nie potrzebowałem większej wiedzy. Przynajmniej tak myślę.

Kiedy minęła ta nieszczęsna godzina, wybiegłem szybko z klasy i ruszyłem od razu do mieszkania Jimina, żeby jak najszybciej się spakować i stamtąd wyjść już na zawsze. Nie miałem zamiaru dać się więcej ranić i chciałem w tej kwestii pomyśleć tylko o sobie. W sumie to szło też na jego korzyść, bo wreszcie się pozbędzie ciężaru jakim jestem ja. Cudownie.

Jednak nie wszystko szło po mojej myśli, bo kiedy byłem już pod koniec pakowania rzeczy, które jednak się uzbierały przez ten czas to usłyszałem dźwięk przekręcania kluczy w drzwiach. Musiał to być on. Nie było innej opcji, a ja nie wiedziałem co mam robić. I tak to nie miało żadnego znaczenia, więc dalej się pakowałem. Najwyżej zobaczy jak znikam z jego życia, ale i tak się tym nie przejmie. Cóż.

- Jungkook... - usłyszałem w końcu zdyszany głos Jimina. - Co ty robisz?

- Pakuję się - powiedziałem jakby niewzruszony, kontynuując dalsze pakowanie. - Niedługo mnie tu nie będzie. Daj mi jeszcze z pięć minut.

- Nie pozwolę ci odejść. - parsknął. - Nie zostawisz mnie. Nie możesz tego zrobić.

- Powiesz mi dlaczego nie mogę? - spytałem nawet na niego nie spoglądając. - Nie widzę tutaj sensu, żebym przebywał nadal w tym mieszkaniu.

- Ja tyle dla ciebie robię, a ty? Proszę, nie odchodź. - przytulił mnie od tyłu. - Nie chcę, żeby stała ci się krzywda, króliczku.

- Sam mnie skrzywdziłeś - wyszeptałem, ale nie sądziłem, że zabrzmi to tak... smutno. - Ja też dla ciebie wiele zrobiłem. Zaufałem ci, chociaż to było dla mnie naprawdę trudne. Chcę być szczęśliwy. I chociaż czuć, że jestem minimalnie normalny.

- Musiałem cię odrzucić. Muszę zachować dystans. - wyznał mi wprost do ucha. - Inaczej mój ojciec ciebie znajdzie. Nie mogę na to pozwolić. On wie, że w mieście jest hybryda. Szuka cię.

- Lepiej mnie odrzucić i złamać serce zamiast mi powiedzieć prawdę, tak? - odsunąłem się od niego. - Myślisz, że jestem taki głupi, że nie zrozumiałbym?

- Kocham cię. Nie mogę pozwolić, żeby stała ci się krzywda. Wystraszyłem się, jak mi wyznałeś, że czujesz coś więcej. Myślałem, iż robię dobrze...

- K-kochasz? - spojrzałem się na niego zaskoczony. - Nie okłamuj mnie. Proszę.

- Nie kłamie. - wtulił swoje czoło w moją szyję. - Nie chcę cię ranić.

- Nie rób tak więcej, to naprawdę bolało - westchnąłem, przytulając go do siebie. - Rozumiem, że mam uważać bardziej, ale nie bądź tak blisko Siyeon i nie wychodź z nią ciągle.

- Przepraszam, już więcej nie zostawię ciebie dla niej. I teraz mówię to całkowicie serio. - ściągnął mi z głowy czapkę. - Niech ci te uszka troszkę odpoczną. - cmoknął oba z nich.

- A uwierzyłeś mi w ogóle, że lubię cię bardziej niż przyjaciela? - spojrzałem w jego oczy. - Bo miałem na początku, że nie...

- W pierwszej chwili pomyślałem, że to nieprawda, ale kiedy spojrzałem w twoje oczy, zobaczyłem jak się iskrzą. Mogłeś sam nie wiedzieć, że to miłość, lecz ja dzięki nim już widziałem, że się nie pomyliłeś. - uśmiechnął się lekko.

- Nie zrobisz tak więcej? - spytałem, wyciągając w jego kierunku mały palec. - Obiecaj.

- Nie zrobię. - złączył nasze małe palce ze sobą. - Nie chcę cię stracić, wiesz?

- Tak samo jak ja ciebie - wyszeptałem, spuszczając wzrok na nasze dłonie. - Nie chciałem się wcale wyprowadzać.

- To zostań. - zaczął wolną dłonią się bawić moimi uszkami. - Musisz.

- Po prostu już bądź, ja też już będę - uśmiechnąłem się do niego delikatnie. - Obiecuję.

- Dobrze. - odwzajemnił ten gest. - Damy sobie radę we dwóch.

- Mam nadzieję - westchnąłem i spojrzałem się na torbę, w której były spakowane moje rzeczy. - Pomożesz mi to rozpakować?

- Nie masz dużo ciuchów, ale dobrze. - cmoknął delikatnie mój nosek, który zmarszczyłem. - Słodki króliczek.

- Przestań - zawstydziłem się, zakrywając jak zawsze twarz swoimi uszami. Mimo że uwielbiałem komplementy, nie umiałem powstrzymać tego. Taki nawyk.

- Nie mogę. - zaśmiał się rozczulony, odkrywając moją twarz. - Jesteś doprawdy uroczy.

- Zawstydzam się jak tak mówisz - mruknąłem, spuszczając swój wzrok na stopy. - I to bardzo.

- Wiem i lubię to. - podniósł palcami mój podbródek. - Po co się mnie wstydzić? Już jestem twój.

Kiedy Jimin to powiedział, poczułem jak ponownie moje serce przyspiesza swoich obrotów. Tego dnia naprawdę dużo się zdarzyło i niekoniecznie były to dobre chwile, ale to co się działo w tamtym momencie wynagradzały wszystkie złe. W końcu już byliśmy parą! Ale ja chyba tego jeszcze nie rozumiałem przez natłok tego wszystkiego.

- Mój? - spytałem zaskoczony, chociaż to było raczej logiczne. Ale byłem w zbyt wielkim szoku, żeby to pojąć.

- Skoro ja ciebie kocham, a ty mnie... - zaczął niepewnie. - Myślałem, że jesteśmy ze sobą od teraz...

- Uh, no tak, przepraszam - zaśmiałem się skrępowany przez co miałem sobie palnąć w twarz. Głupi, głupi. - Nie zrozumiałem. Za dużo emocji.

- Jak chcesz to mogę ci się oficjalnie o to zapytać. - wzruszył ramionami. - Więc.. Króliczku, będziesz mój? W zamian ja będę cały twój.

- Nie musisz się pytać - moje serce niemal podskoczyło mi do gardła, kiedy usłyszałem to pytanie. Dlaczego byłem taki zestresowany? - Będę.

- To się cieszę. - objął mnie swoimi ramionami, wtulając mocno w swoją klatkę piersiową.

- Czuję się dziwnie, ale tak dobrze dziwnie - wyznałem cicho. - W sensie to coś nowego dla mnie i... mi się nawet podoba.

- Nie przejmuj się, króliczku. To bardzo dobry znak. - pocałował mnie w czubek głowy.

- To dobrze - westchnąłem, spoglądając na niego z dołu. - Jestem zmęczony.

- Idź się prześpij. - pogładził z uśmiechem mój policzek. - Ja zrobię obiad i cię rozpakuję.

- Jutro i tak jest weekend, nie rozpakowuj mnie dzisiaj - poprosiłem go. - Zjemy obiad i potem się prześpię, jak ze mną poleżysz.

- To zamień się na ten czas w króliczka. - zaproponował. - Wylatasz się troszkę i będziesz spał jak suseł.

- Okej - posłałem mu uśmiech, odsuwając się od niego, chociaż wcale tego nie chciałem. Bałem się, że znowu ucieknie. - To ja idę do łazienki i zaraz będę.

- Jasne. - zaśmiał się ciepło. - Idź już. Czekam w kuchni.

Nie mogłem powstrzymać szerszego uśmiechu, kiedy wszedłem do łazienki. Mogło to być niepokojące, zwłaszcza, że szczerzyłem się sam do siebie. To, że wszystko zostało mi rozjaśnione, poprawiło mi zdecydowanie humor. I sam fakt, że Jimin pokochał kogoś takiego jak ja! I to nie chodzi o miłość przyjaciół czy rodzeństwa! Tylko miałem nadzieję, że zaraz nie wyskoczy mi z tym, że to był jakiś głupi żart. Na pewno bym się nie śmiał.


kim ja byłabym gdybym nie wstawiła jeszcze jednego rozdziału
dobranoc wszystkim!! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro