❝look! carrot!❞
Kiedy już się przemieniłem, z radością spostrzegłem, że Jimin nadal leży na łóżku, ale obok niego znajduje się tacka z moimi warzywkami! Komfort najważniejszy! Z tego szczęścia od razu pobiegłem w kierunku łóżka, lecz nie udało mi się dobrze złapać i spadłem, zanim zdążyłem w ogóle wskoczyć. Świetnie. Drugi raz już był lepszy, ponieważ bez problemu znalazłem się na pościeli obok mojego chłopaka, który się nie skapnął, że już jestem, dopóki nie wskoczyłem na jego klatkę piersiową, a łapki położyłem na jego policzkach.
- Hej, króliczku. - rozczulił się, gładząc mnie po tułowiu. - Trzeba cię uczesać. Jesteś strasznie rozczochrany.
Wiedziałem, że to powie! To było bardziej niż oczywiste! Nie mogłem się doczekać, dlatego szybciutko zszedłem z jego klatki piersiowej i usiadłem koło niego, żeby mógł się podnieść i zacząć to niebo na ziemi. Bardzo, bardzo nie mogłem się doczekać.
- Uwielbiam, jak tak z przyjemności wymachujesz swoją nóżką. - wyznał chłopak, kiedy zauważył u mnie ten odruch w chwili, gdy zaczął mnie czesać.
Spojrzałem się na niego i gdybym mógł to naprawdę się uśmiechnął. Znaczy wewnętrznie to zrobiłem, ale i tak tego nikt oprócz mnie nie wiedział. Można było powiedzieć, że wyrażałem wdzięczność w inny sposób. Na przykład przez lizanie. I to zrobiłem.
- Jungkookie! - zaśmiał się Jimin. - Proszę cię. Wiem, że lubisz mnie całować, ale twój język łaskocze!
Jeśli myślał, że to mnie powstrzyma to grubo się mylił. Tylko zachęcił mnie do dalszego działania. Uwielbiałem widzieć jego uśmiech oraz słyszeć śmiech chłopaka.
- Patrz! Marchewka! - chłopak nadal się śmiejąc wskazał na warzywo. - Zjedz am am!
Zwróciłem swój wzrok ku niej, lecz postanowiłem oprzeć się pokusie i nadal go lizać. Ale tym razem po szyi. Wiedziałem, że to jego słaby punkt!
- Niegrzeczny króliczek. - wymruczał chłopak, gdy złapał mnie i uniósł nad sobą. Boziu! Jak tam było wysoko!
Ale to była frajda! Zawsze chciałem zobaczyć świat z góry, co prawda to nie był świat, ale jego twarz i tak była wystarczająca, a nawet ponad to! Jednak chciałem już powrócić do pieszczot, a potem porządnie się najeść.
- Dobra, Jungkookie. - blondyn posadził mnie na łóżku i pogłaskał między uszkami. - Musisz jeść, żeby być dalej takim energetycznym króliczkiem.
Z chęcią podszedłem do talerzyka, na którym były pokrojone marchewki. Zaraz zgarnąłem jedną w zęby i zacząłem zadowolony ją chrupać. Uwierzcie mi albo nie, ale byłem naprawdę szczęśliwy. A mój poruszający się ogonek i mielenie ząbków wyrażało moją aprobatę!
- Jesteś tak bardzo uroczy... - usłyszałem szept ukochanego, który pocałował delikatnie moją główkę. - Kocham cię, mój ty zwierzu.
Spojrzałem się na niego i korzystając, że jest blisko, trąciłem swoim noskiem ten jego. To było takie kochane. Chciałbym mu odpowiedzieć to samo, lecz nie miałem takiej umiejętności.
- Wiem, że ty mnie też. - cmoknął mnie w nosek. - Mój kochany...
Miałem ochotę pisnąć ze szczęścia, ale jedyne co mogłem zrobić to zacząć podskakiwać w miejscu ze szczęścia. Przy okazji kręcąc się w kółko, bo to była też niezła zabawa.
Nagle mój chłopak podniósł się z łóżka i przeciągnął się troszkę. - Idę zrobić sobie śniadanie. Ty w tym czasie dokończ swoje. Zaraz wracam, dobrze?
Nie chciałem, żeby wychodził, ale nie mogłem też go zatrzymywać. Przecież on też miał swoje potrzeby, dlatego wziąłem się z powrotem za jedzenie. Wiedziałem, że z moim tempem to spokojnie zdąży jeszcze zjeść to śniadanie. Lubiłem się delektować tym cudowny smaczkiem.
Nawet się nie obejrzałem, a talerzyk z moimi warzywkami niestety stał się puściutki. Za to mój brzuszek był pełny, przez co sam się taki czułem. Musiałem się znaleźć w mojej ulubionej pozycji, czyli na pleckach, żebym mógł odpocząć. Po takim obszernym śniadaniu nie miałem siły na żadne zabawy. Jedynie dalsze spanie. Albo pieszczoty.
- Wróciłem. - głos Jimina sprawił, że mój ogonek samoistnie zaczął się ruszać. Zdążyłem się stęsknić za swoim chłopakiem! - Mój króliczek jest najedzony? - zapytał, kładąc się koło mnie na łóżku.
Raczej przejedzone. Nie miałem siły się ruszyć nawet z miejsca, a tym bardziej na niego spojrzeć. Jednak przeniosłem się na bok, żeby móc patrzeć na swojego chłopaka. Obstawiałem raczej, że zaraz zasnę. No cóż. Bywa.
- Maluch idzie spać? - zapytał z westchnięciem. - W sumie ci się nie dziwię.
Wskoczyłem z ostatkiem sił na jego klatkę piersiową, żeby w nią się wtulić, jednak nadal się na niego patrzyłem i przy okazji z ciekawości poruszałem noskiem. Ładnie coś pachniało.
- Słodkich snów, króliczku. - wyszeptał Jimin, głaszcząc mnie po futerku.
Nie mogłem się powstrzymać od polizania jego policzka i jeszcze do tego trącenia go swoim noskiem. Nie chciałem go zostawiać, lecz gdybym się nie udał na swoją drzemkę to pewnie cały dzień nie byłbym jakoś specjalnie przytomny. Na szczęście nie spałem długo, a tylko godzinkę, która pomogła mi odzyskać w stu procentach siły i mogłem się wreszcie z nim pobawić, a następnie móc się z nim poprzytulać (wliczając w to również urocze buziaki) już w ludzkiej postaci. Takie dni to ja uwielbiałem!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro