Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❝Jungkookie, don't be shy❞


J I M I N


- J-jimin? - wyjąkał przerażony, kiedy mnie zauważył. W końcu już wyszedłem z rogu i stałem przed nim w całej okazałości. Szybko sięgnął po swoją czapkę, którą zaciągnął na swoją główkę. - C-co ty tu r-robisz?

- Chciałem Ci to dać... - wyszeptałem nieprzytomnie, pokazując mu rzeczy.

- Niepotrzebnie - powiedział cicho. - Idź już stąd. Tylko nie dzwoń nigdzie, że istnieje. Jutro już mnie w mieście nie będzie, więc mi tego nie utrudniaj.

- Prawdziwe? - spytałem, podchodząc do niego.

- Nie, dla jaj je noszę - mruknął, podkulając swoje kolana do klatki piersiowej. - Tak, prawdziwe.

- Jesteś hybrydą - zakryłem usta ręką. - Wy naprawdę istniejecie.

- Idź już stąd, p-proszę - w jego oczach zgromadziły się łzy. - Jutro już stąd zniknę, obiecuję, nie będę już przeszkadzał.

- Przestań - rzuciłem wszystko i podszedłem do niego. - Nie znikaj nigdzie. Proszę.

- Wszyscy już jutro będą wiedzieć i będę znowu wyrzutkiem, muszę zniknąć, bo zaczną mnie szukać i będą chcieli złapać - ukrył swoją twarz w nogach.

- Nikomu ze szkoły nie powiem - usiadłem koło niego. - Twoje tajemnice są u mnie bezpieczne.

- Mogę zdjąć czapkę? - spytał szeptem. - Bolą mnie już uszy przez to.

- Jasne - pogłaskałem go po policzku.

- A mogę ci zaufać? - zadał kolejne pytanie, ściągając materiał ze swojej głowy, a te uszka uroczo się poruszyły. Jakby z ulgą, że już nie są pod czapką. - Chcę tutaj chociaż w jakimś stopniu normalnie żyć.

- Możesz mi zaufać - przytulę go. - Jesteś bialusi.

- Tak jak lubisz - zaśmiał się cicho. - Nie zmienisz zdania o mnie?

Nie mogłem się nie uśmiechnąć, kiedy zobaczyłem, że jest coraz bardziej śmielszy w stosunku do mnie. Nie bał się tak jak na początku. W sumie, nie dziwiłem mu się w ogóle, że był przestraszony. Był sam w tej sytuacji, a z pewnością było mu ciężko. Potrzebował wsparcia i ciepła. Dosłownie.

- Nie, ale przynajmniej wiem dlaczego taki jesteś - uśmiechnąłem się ciepło. - Może jednak wolisz, żebym z tobą został?

- Lepiej idź, nie jest ci potrzebna choroba - powiedział po krótkiej chwili. - Zresztą u siebie masz chyba wygodniej niż ja tutaj. Ja dam radę się zmienić i będę miał futro, wskoczę do plecaka i będzie mi ciepło.

- Ah, rozumiem - westchnąłem, patrząc w oczy chłopaka. - Powiesz mi coś? - spytałem. - Masz jeszcze jakieś królicze dodatki? - zadałem pytanie po tym jak chłopak przytaknął głową.

- Mam jeszcze ogon - zawstydził się, odwracając wzrok w inną stronę. - Taki puchaty.

- Jesteś coraz bardziej uroczy - zaśmiałem się ciepło. - Jungkookie, nie wstydź się - pogładziłem go po włosach. - Te królicze ząbki to też, tak?

- Mhm - jego uszy podniosły się delikatnie do góry pod wpływem mojego dotyku. - Są przydatne.

- Na przykład do czego? - uniosłem brew w zaciekawieniu, nie zaprzestając głaskania.

- Jem twarde warzywa na codzień, muszę mieć twardsze niż inni - wyjaśnił cicho.

- Nie jesz nic innego? - przytuliłem go. - Szkodzi ci ludzkie jedzenie?

- Nie wyobrażam sobie jeść mięso - wzdrygnął się na samą myśl. - Nie próbowałem.

- Króliczego ci nie dam - wywróciłem oczami. - Poza tym jadłeś kiedyś mięso?

- Powiedziałem, że nie próbowałem, nie wiem, czy to dla mnie odpowiednie - westchnął.

- A fast foody? - potarłem ręką jego ramię. - Zapiekanki nie zawsze są z mięsem. Tak samo pizza.

- Jem tylko warzywa - wzruszył ramionami. - Nie brałem się za inne jedzenie. Oprócz kakao.

- Ale kakao posmakowałeś i je polubiłeś - spostrzegłem. - Warto próbować nowych rzeczy. Przy mnie inaczej nie wytrzymasz.

- Przy tobie będę pewnie królikiem z dużą warstwą tłuszczu - stwierdził rozbawiony. - I tak jak się zmieniam, wyglądam na większego.

- Nie będziesz dużo jadł, bo przypuszczam, że masz dość mały żołądek i będziesz przez to dużo wymiotował - westchnąłem. - Jungkook, jak tylko będzie taka potrzeba to możesz zamieszkać u mnie. Co jak jakieś dziecko zobaczy twój plecak, a w środku znajdzie słodkiego i puchatego, białego króliczka? Oczywiście, że zabierze do domu i będziesz musiał mieszkać w klatce u niej w domu, no chyba że rodzice oddadzą cię do schroniska.

- Na razie nie chcę, nie umiem zaufać ludziom, w kwestii mieszkania - wymamrotał smutno. - Za dużo razy się na tym przejechałem.

- Rozumiem - wtuliłem go w swoje ramię. - Ktoś cię wykorzystał?

- Byłem dla wszystkich tylko rozrywką, a dzieci moich "właścicieli" były dla mnie niemiłe. I ciągły mnie za uszy.

- Ja nie mam dzieci i... - dotknąłem jego uszka. Oczywiście tego króliczego. - Nie wyobrażam sobie ciągnąć tak słodziutkich uszek.

- Moje uszka dziękują za komplement - zaśmiał się cicho, a drugie powędrowało do mojej dłoni, żeby je pogłaskać.

- Powiedzieć coś ci szczerze? - zapytałem ciepłym tonem, głaszcząc jego uszka.

- Tak? - powiedział niepewnie, spoglądając na mnie.

- Bycie króliczkiem tylko jeszcze bardziej dodaje ci uroku. - wyszeptałem cicho z uśmiechem. - Jak już mówiłem jesteś wyjątkowy i zdania nie zmienię.

Pomimo tego, że było już ciemno i nie wszystko było dobrze widać to mogłem zauważyć jak jego policzki pokrywają się szkarłatnym rumieńcem pod wpływem mojego komplementu.

- Dziękuję - mruknął zawstydzony, a jego uszy zakryły jego twarz. Był taki uroczy.

- Uroczy - westchnąłem z rozmarzeniem, dopiero po chwili orientując się jak brzmiał mój ton. - To... jutro po ciebie przyjdę i razem pójdziemy do szkoły, dobrze?

- Dobrze - pokiwał głową. - W razie czego będę w plecaku. Jakkolwiek to brzmi.

- Nie zapomnij czapki - podałem mu ją. - Schowaj do plecaka i wtul się w nią. Wiem, że masz futro, ale będzie ci wygodniej.

- Chcesz mi pomóc się ułożyć? - spytał bardzo cicho, wkładając ciepły materiał do plecaka. - W sensie, uh, nieważne.

- Z wielką chęcią ci pomogę. - przytuliłem go ostatni raz.

- To się odwróć i daj mi minutę, muszę się rozebrać - wyznał troszkę zawstydzony. - Jak coś to wskoczę ci na ramię.

- Jasna sprawa. - uśmiechnąłem się do niego i zaraz odwróciłem czekając aż rówieśnik się rozbierze i przemieni, co zrobił w dwie minuty. Podczas przemieniania spodziewałem się krzyków bólu, albo niemiłych dla uszu dzięków, lecz ku mojemu pozytywnemu zdziwieniu nie było słychać nic podobnego, prócz ciężkich westchnień chłopaka.

Kiedy poczułem na ramieniu łapki, wbijające mi się w bluzę szybko zareagowałem, zgarniając Jungkooka w swoje ręce, gdyż nie mógł się wdrapać na mnie tylnymi łapkami. Był takim ślicznym białym króliczkiem. Nie posiadał żadnych plamek na sobie, był po prostu przesłodkim puszkiem. Nie był ani malutką miniaturką, ani dużym zającem. Po prostu idealny króliczek.

- Jak jeszcze raz powiesz, że wyglądasz na większego królika niż powinieneś być to nie będę ci robił kakao przez tydzień - króliczek spuścił uszka. - Ale nie smutaj mi tu - zaśmiałem się radośnie. - Jesteś słodki i uroczy. Idealny królik - puściłem mu oczko, a Jungkook zakrył sobie momentalnie uszkami króliczą buźkę. Pewnie już ma tak w zwyczaju. - Już, już. Na dzisiaj dosyć zawstydzania - pogłaskałem króliczka po karku, zaraz wkładając go do plecaka na wygodny materiał czapki. - Pozbieram twoje rzeczy i już pójdę. Śpij dobrze, Jungkookie - pogładziłem go palcem pomiędzy uszkami i wstałem z ziemi wykonując wspomnianą czynność, po czym zostawiłem ubrania koło plecaka, jeszcze chwilkę przyglądając się śpiącemu już króliczkowi i po upewnieniu się, że nic Jungkookowi nie grozi wróciłem do swojego domu...




kto się cieszy, że rozdział???
a kto się cieszy, że pierwszy września dzisiaj?
piękny dzień, prawda???

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro