❝jealous❞
Bardzo często przyłapywałem się na myśleniu o tym, że nie zasługuję nawet na najdrobniejszą rzecz. Na to, że Jimin się mną zaopiekował, pokazał wiele rzeczy, nauczył. Ale w końcu co się dziwić? Przez pierwsze lata mojego życia wpajano mi, że jestem stworzony do testów. Nie do życia jak ktoś normalny. Miałem robić im za królika doświadczalnego i jak widać, wzięli to na poważnie. Mimo że byłem szczęśliwy, strach, że ktoś mnie jednak znajdzie i pożegnam się ze wszystkim co tu mam, nadal mnie prześladował i nie dawał spokoju. Byłem zagrożony. Każdy przeżyty jak normalniej się da, dzień, był dla mnie nadzieją na lepsze jutro. Bo przecież, halo, jak mnie teraz nie złapali, szansa, że zrobią to następnego dnia maleje, prawda? Wolałem myśleć optymistycznie w tej kwestii. Ale tylko w tej. W innych byłem realistą ukrytym pod maską uśmiechu. Jimin jeszcze tak wiele nie wiedział. I dobrze, niech nie wie. Niech żyje w tej niewiedzy. Przynajmniej nie będę niczym go martwić.
Następnego dnia, tak jak zwykle Jimin zrobił mi pobudkę, bo miałem tendencje do nieusłyszenia budzika i lepiej dmuchać na zimne. Im szybciej się mnie obudzi tym mniej pracy. Zjedliśmy wspólnie śniadanie i zrobiliśmy sobie spacerek aż weszliśmy na teren szkoły, gdzie czekali już na nas Chanyeol oraz Baekhyun. Byli w siódmym niebie. Ja w sumie też się cieszyłem, bo byli fajnymi kolegami, ale żarty Chanyeola były słabe. Nawet bardzo. Dziwiłem się, że on i Baek byli tak blisko ze sobą, ale podobno przeciwieństwa się przyciągają, czy jakoś tak. Niezbyt uważnie słuchałem tego co Jimin mówił, ponieważ wtedy byłem taki zmęęęęczony. Okropieństwo.
Niestety myśl, że ten dzień będzie wspaniały jak szybko przyszła, tak szybko odeszła. Na pierwszej przerwie do naszej czwórki doszła również Siyeon, której najwyraźniej nie przypadłem do gustu, bo robiła wszystko tylko, żebym nie był blisko Jimina, a także nie mogłem z nim porozmawiać, bo uczepiła się do niego jak rzep do psiego ogona. Było mi przykro, że on sam tego nie zauważył. Bardzo przykro. Cały optymizm, który w sobie miałem tamtego dnia, uleciał ze mnie, a przez to moje przygnębienie można było wyczuć na kilometr. Niestety ten, któremu podobno na mnie zależało, nie czuł tego i zajmował się Siyeon oraz chłopakami. Nie powinienem mieć do niego żalu. W końcu pojawiłem się w jego życiu tak niespodziewanie. Wszedłem do jego życia z butami. Miał prawo mieć przyjaciół. A ja nie mogłem mieć go dla siebie.
Jednak nie mogłem przyznać, że chciałem by tak było. Ale moje zachcianki się nie liczyły. W końcu nie byłem normalny.
Tak oto byłem zmuszony do spędzenia przerwy obiadowej samotnie na dworzu. Baekhyun, Chanyeol, Jimin oraz Siyeon, która dobitnie mi pokazała, że nie chce mieć mnie w swoim towarzystwie, spędzali ją w stołówce tak jak zwykle. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak było mi smutno, kiedy odchodząc, widziałem jak Jimin nie zwrócił na to kompletnie uwagi. Jakbym go nie obchodził. Coś czułem, że dzisiejszą noc oraz popołudnie spędzę na dworzu, a nie w domu. Domu Jimina, oczywiście. Nie chciałem istnieć dla niego tylko tam. Chciałem być dla niego zawsze. Ale on musiał mi na to najpierw pozwolić.
Po paru minutach cichego wzdychania i zajmowania się swoimi palcami u dłoni, poczułem jak druga strona ławki ugina się pod ciężarem czyjegoś ciała. - Jungkook, coś się stało? - usłyszałem głos mojego kolegi z klasy, który najwyraźniej jako jedyny się mną zainteresował.
- Hm? - spojrzałem się na niego jakby obudzony ze snu. - Nie, nie. Nic się nie stało, Chanyeol-ah. Możesz wracać do reszty.
- Nie wrócę bez ciebie, a poza tym ta Siyeon mnie wkurza. Taka siksa, że szkoda gadać. Żal mi Jimina. - wymruczał, rozsiadając się wygodniej.
- Nie chcę tam iść - westchnąłem, spuszczając ponownie wzrok na beton. - I w sumie nawet nie mam po co, skoro nikt tam mnie nie chce.
- Jak to? A co z Jiminem? Jesteście z tego co zauważyłem ze sobą bardzo blisko. - przeciągnął się, kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Nie widziałeś, że nawet nie spróbował ze mną porozmawiać, kiedy ja to próbowałem robić cały ten czas? - wyszeptałem, przełykając ciężko ślinę. Tylko się nie rozpłacz. Tylko się nie rozpłacz. - Cały czas byłem za wami. Zresztą to nieważne. Możesz naprawdę już wracać. Baek pewnie za tobą czeka.
- Jungkook, znam trochę Jimina i wiem, że mu na tobie zależy. Nigdy nie troszczył się o mnie i Baek'a tak jak się troszczy o ciebie, a ta Siyeon... Nią się nie przejmuj. Idiotka myśli, że omota sobie Jimina wokół palca, ale ja na to nie pozwolę i Baekhyun też nie. Najwredniejsza baba w tej szkole i akurat w oko wpadł jej nasz przyjaciel.
- Okay... - pokiwałem głową. - Ale i tak tam nie pójdę. Chcę zjeść w spokoju, a ona mi to nie umożliwi. Dzięki, Yeol. Za to, że przyszedłeś i w ogóle.
- Nie łam się, Jungkook, a także nie dziękuj. Zrób wszystko, żeby ta sucz nie omamiła nam Jimina. Załóżmy team anty Siyeon. - poklepał mnie po ramieniu, zakładam, że w geście pocieszenia.
- Ale co ja mam zrobić? - zdziwiłem się. - W końcu ja jestem jedynie jego przyjacielem, tak samo jak wy. Mogę się postarać, ale nie wiem czy mi się uda.
- Chyba obaj dobrze wiemy, że jesteś dla niego kimś więcej niż przyjacielem. Jest o ciebie zazdrosny i to nie w kontekście przyjaźni. Jak ci się nie uda to ja i Baek tym bardziej przegramy. - westchnął cicho.
- W porządku - westchnąłem, posyłając mu mały uśmiech. - Pójdę z tobą. Już od dzisiaj się tym zajmę. Lepiej dla nas.
- Zawsze wraz z Baekiem ci pomożemy, więc w razie problemów jesteśmy pod ręką. - poprawił mi nieco czapkę.
- Dzięki jeszcze raz - mój uśmiech się poszerzył. - To co? Idziemy? Trochę zimno jest...
- Oczywiście. Chodźmy. - wstał z ławki i poczekał aż zrobię to samo. Miałem nadzieję, że naprawdę coś poskutkuje i uda mi się odzyskać swojego przyjaciela. Przynajmniej myślałem, że nim jest.
następny o 20!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro