Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Jak mnie niesamowicie wpienia, że nie mogę tutaj wyjustować tekstu XD CO TO ZA USTROJSTWO, UGH.

W każdym razie, cześć, to ja, znowu :)

*

Oczywiście, zakładanie, że na tak ogromny zasięg ankiety akurat ta jedna konkretna osoba ową ankietę wypełniła jest tak bardzo nieprawdopodobne, że aż niemożliwe. Niemal, chciałoby się dodać, bo ów cytat był tak nieodłączną częścią pewnej osoby, że to równie dziwne co niemożliwe, by ktoś inny tak samo złożył zdanie, tymi słowami, z tym tonem.

- Matko, całkiem mnie już chyba popieprzyło - mruknęła Ludmiła, kręcąc głową. - Powinnam się rozpędzić i uderzyć głową w mur za takie głupie pomysły. Sama siebie teraz nie rozumiem, może to wypalenie? Potrzebuję urlopu? Albo to aura Olka? Masakra.

Kobieta westchnęła i otworzyła PowerPoint, by stworzyć kolejną (zupełnie niepotrzebną światu) prezentację o wynikach ankiety; oczywiście, ta jedna wybrana odpowiedź za żadne skarby nie chciała utrzymać się z tyłu głowy, wciskając się przed w miarę profesjonalne konkluzje. Po piętnastu minutach bezskutecznej walki z własnymi myślami, Ludmiła zamknęła laptopa i wyszła na balkon, licząc że świeże powietrze nieco odświeży jej głowę.

Patrząc na przejeżdżające niżej auta i wsłuchując się w gwar ulicy, przebijające się odgłosy sygnałów alarmowych i huk samolotu, Ludmiła odetchnęła głęboko, próbując nie zakrztusić się oparami marihuany, którą namiętnie palił sąsiad dwa piętra niżej. Powietrze zamiast uspokajać, wypełniało płuca dziwną mieszanką spalin, wilgoci i duszącego dymu. Sygnał karetek gdzieś w oddali wydawał się rytmem, który podkreślał jej wewnętrzny niepokój.

Wdech. I wydech. Wdech. I wydech.

Ludmiła pomyślała o wszystkim, co działo się dziesięć lat wcześniej, a co trzymała starannie schowane w mentalnej skrzyni z czterema kłódkami (jedno z niewielu pozostałości po "pałacu myśli", o którym dowiedziała się od serialowego Sherlocka; niesamowite, że poza ową skrzynią, jedynymi wiadomościami, które w jej pałacu przesiadują są instrukcja obsługi frezarki do frontów kuchennych oraz roczniki urodzin członków One Direction). Pomyślała o słowach, które zostały zarówno wypowiedziane, jak i napisane; o każdej wiadomości, zdjęciu, spojrzeniu i spotkaniu. O konflikcie i gonitwie myśli, o odrzuconych połączeniach i o niezliczonej ilości łez wciśniętych w poduszkę. O tym, jak łatwo można kimś manipulować, a jak trudno jest poznać, co tak naprawdę się czuje. Przypomniała sobie ten wieczór, kiedy mogłaby przysiąc, że fizycznie poczuła, jak serce najpierw próbuje wyrwać się na zewnątrz, a potem w rozpaczy rozpada się na tysiące kawałków. Kiedy pierwszy raz ktoś zasiał ziarno niepewności, zgrabnie ubierając swoją manipulację w "znam cię lepiej, niż ona".

Dziesięć lat temu Ludmiła po raz pierwszy w życiu pomyślała, że może jej uczucia istnieją i że może być w kimś zakochana. Był to też ostatni raz, gdy pozwoliła sobie na opuszczenie przed kimś gardy i opowiedzeniu o rzeczach, które miała zabrać ze sobą do grobu. I jednocześnie też, dziesięć lat temu, Ludmiła obiecała sobie, między jednym atakiem płaczliwej czkawki a drugim, że już nigdy nikomu nic nie powie i nikogo nie wpuści do siebie. Dosłownie i w przenośni.

Cofając się myślami w czasie, Ludmiła prawie zobaczyła siebie samą, świeżo po najgorszym czasie w życiu, zagubioną i zmęczoną; bez widoków na przyszłość i jakiegoś większego planu. Nic się za bardzo nie zmieniło, przyznała sama przed sobą, opierając się o parapet i delektując się powiewem jesiennego powietrza. Dekada winna być jakąś magiczną granicą, od której można się odciąć i przejść dalej, jednak było to dużo trudniejsze, niż mogłoby się wydawać.

*

- Jakim trzeba być debilem, żeby nie umieć się nawet zabić - wymamrotała Ludmiła znad muszli klozetowej, trzymając się jej kurczowo jak ostatniej deski ratunku. - No debil, masakra, przecież to powinno być proste, a w sumie to... - zdanie przerwały kolejne konwulsje i wymioty, zmuszające dziewczynę do schowania głowy w toalecie.

Była sama w mieszkaniu; współlokatorki wróciły do domu na weekend, a jej akurat trafiły się trzy dwunastogodzinne zmiany w pracy. Nie było nikogo, kto by ją przytulił, pogłaskał po głowie, podał szklankę wody i powiedział, że będzie lepiej, że to minie i że jeśli się... zrezygnuje z życia, to nie będzie już żadnej szansy na poprawę. Samotność była jednocześnie okropnie przytłaczająca, ale też kojąca - Ludmiła nie wybaczyłaby sobie, gdyby pozwoliła komukolwiek zobaczyć się w takim stanie. Ona w rozsypce? Ta sama dziewczyna, która nie uroniła łzy na pogrzebach ukochanych dziadka i babci? Ta sama, która wolała zagryźć usta do krwi i udawać, że tak naprawdę to nic się nie stało? Nie ma mowy.

Czując, że zwymiotowała już całą zawartość żołądka, odsunęła się od toalety i oparła głowę o przyjemnie zimną ścianę wanny, próbując nie myśleć o tym, ile czeka ją sprzątania i ile pieniędzy będzie musiała wydać, żeby uzupełnić zapasy leków współlokatorek. Próbowała skupić się na czymkolwiek pozytywnym, ale jedyne co przychodziło jej do głowy to to, że bez względu na sytuację nie potrafi brać tabletek tak, by się nimi nie zakrztusić jak małe dziecko. Dzięki niewątpliwej uprzejmości specyfiki swojego mózgu, myśli Ludmiły galopowały w zabójczym tempie, przeskakując siebie nawzajem.

Nie udało ci się, co? Może trzeba było je jakoś wetrzeć w dziąsła. A właśnie, dziąsła. Nie bolał cię czasami ząb? Lepiej, żeby nie, i tak cię nie stać na dentystę. Dentysta zresztą w domu. Tak jak wszystko. Na co cię w ogóle stać? Dostałaś już wypłatę? A wypowiedzenie? Mówiłaś rodzicom? Nie mogłaś powiedzieć, przecież dopiero co zmarła babcia.

Czuła, że jej myśli uciekają od siebie, jakby każda z nich starała się zająć całą przestrzeń w głowie, a ona nie mogła? nie potrafiła? ich zatrzymać. I z każdą sekundą jej misternie zbudowana bariera wokół emocji kurczyła się coraz bardziej, by w końcu rozpaść w drobny mak.

Babcia. Jak to babci nie ma. O co tu chodzi. Jak to jest, że człowiek był i nagle go nie ma? Czy z tobą też tak by było? Pewnie tak. Ciekawe, co jest później. Gdzie jest teraz babcia Krysia. Czy widziała dziadka już? Dziadek. Co by powiedział dziadek, gdyby cię teraz zobaczył. Zawaliłaś pracę, zawaliłaś studia, nie masz pieniędzy, nie umiesz nic szczególnego i wracasz na garnuszek do rodziców z podkulonym ogonem. Tak widocznie miało być.

Ludmiła potrząsnęła głową i wstała z podłogi, po czym wyszła z łazienki i poszła do pokoju, szukając po drodze telefonu, którym niechcący rzuciła gdzieś za siebie. Gdy w końcu go znalazła w zimowym bucie współlokatorki, zobaczyła na ekranie powiadomienie.

Liwka: hej? jesteś? nie piszesz tak długo co ty wpadłaś do frytkownicy??

Lola: hej jestem jestem, przysnęło mi się po robocie. jak tam?

Dziewczyna odłożyła telefon na prowizoryczny stolik i opadła na łóżko, nadal czując na sobie zapach kuchni, oleju i potu.

*

Otwieranie tej kopalni wspomnień sprawiło, że Ludmiła - niespodzianka! - poczuła się jeszcze gorzej niż wcześniej, łudząc się, że dzięki upływowi czasu zdarzenia z przeszłości nie mają już nad nią takiej władzy. Nagle czując zmęczenie, kobieta wróciła do mieszkania i usiadła przy biurku, licząc, że będzie mogła błyskawicznie przejść przez oklepane formułki analizy, wysłać zadanie do szefowej i najlepiej spróbować zasnąć na pół godziny. Lub trzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro