Prolog
Jeśli miłość istnieje i ktoś poprosiłby Ludmiłę o jej definicję, to powiedziałaby, że miłość to widok pomarańczowych liści na drzewach, odgłos deszczu rozbijającego się o szybę, czwarta z kolei herbata z dodatkiem miodu i stos usmarkanych chusteczek higienicznych przy stole. Ludmiła kocha jesień całą sobą, z jej zaletami i wadami; rok w rok czeka, aż skończą się upały i w końcu zacznie ten bardzo krótki i kapryśny czas w roku, gdy czuć jeszcze słońce na policzkach, ale już nie ma się wrażenia, że człowiek rozpuści się w przeciągu trzech sekund.
- Hej, jesteś tutaj? Wygląda jakbyś odpłynęła - zaśmiał się ktoś na ekranie komputera, machając w stronę kamerki laptopa. - Lula?
- Sorry, fakt, odpłynęłam trochę. O czym mówimy?
- To gówno, raport czy coś. Nie wiem, Mirek brzęczy o tym od dwóch dni, a ja nawet nie mam dostępu do tego dokumentu i wysyłam ciągle prośby a...
Głos z komputera ponownie stał się nieznaczącym szmerem w tle, a Ludmiła westchnęła głęboko, patrząc na piękną pogodę za oknem. Powinnam być teraz na spacerze w parku, a nie na Zoomie, pomyślała kobieta, nagle przypominając sobie, że powinna chociaż udawać, że słucha osoby po drugiej stronie łącza.
- Tak, dokument, nom. Dokładnie. Też nie mam dostępu. Poproszę o niego, albo napiszę do Adama i.. - Ludmiła zaczęła klikać przypadkowe miejsca na pulpicie, byle tylko sprawiać wrażenie zaangażowanej. - Niesamowite, że tak głupi projekt jest tak rozciągnięty w czasie. Powinniśmy już dawno zamknąć laptopy i spadać - dodała szybko, wiedząc, że używając słów kluczy udowodni rozmówcy, że oczywiście, cały czas go słuchała. Wszystko wie.
- No, dokładnie! Oni chyba myślą, że nie mamy co robić. Bo w sumie nie mamy. Ale ja tam nie narzekam! - powiedziała postać na ekranie, uśmiechając się szeroko. - Ej, a potrzebujesz pomocy z tym tam, jak on ma... Tym dzikim projektem, który leżał odłogiem? O czym to było?
- Badanie zaangażowania na przestrzeni przesilenia letnio-jesiennego - odpowiedziała Ludmiła, otwierając wspomniany plik. - Zespół Agi zebrał grupę badawczą i dali im ankiety i.. coś tam. Ludzie napisali rzeczy.
- O, to to, właśnie! Z jakiej racji masz robić coś za badaczy? Nie płacą nam za czytanie wysrywów o tym, jaka to jesień smutna, lato ciepłe, oddajcie mi urlop. Boo-fucking-hoo. Witamy w dorosłym świecie. Ej, w ogóle, idziesz na integrację za tydzień? Szefowa wybrała jakąś super drogą restaurację, szkoda nie skorzystać.
- Nie, nie moje klimaty, ale koniecznie musisz mi potem opowiedzieć, co jadłeś. - Ludmiła uśmiechnęła się szeroko, wiedząc, że dla Olka jedzenie to temat rzeka. - Jeśli będzie opcja, to proszę wziąć moją porcję dla siebie.
- Lulaaaa - jęknął Olek, dramatycznie chowając twarz w dłoniach. - Nie możesz mi tego zrobić! Nie mogę iść z nimi sam! Znów będę musiał opowiadać o operacjach! Ta baba znów usiądzie obok mnie! Lulaaaa!
Ludmiła przewróciła oczami, słysząc stałą śpiewkę, graną za każdym razem, gdy szefowa organizowała integrację pracowniczą. Olek jest duszą towarzystwa, a najbardziej lubi rozmawiać o rzeczach, o których druga sprawa nie ma zielonego pojęcia - takich jak globalne ocieplenie (Chemtrail, Aśka, słuchaj, to wszystko sprawka Trumpa i Kennedy'ego! To oni to rozsyłają!) czy aktualne oskarżenia wobec jakiegoś rapera z lat 90tych (On to na pewno zrobił, słuchaj, widziałaś te oczy? Nie? No właśnie! On zawsze je ukrywa!). Kiedyś, w jakiejś pasjonującej grze zespołowej, ktoś zadał mu pytanie, czy jego towarzyskość to tylko persona, czy prawdziwa cecha charakteru - Olek odpowiedział z rozbrajającą wręcz szczerością, że to miks obu rzeczy i że tak do końca, on nie wie, gdzie kończy się Fajny Olek, a gdzie zaczyna Nudny Aleksander.
- Dasz radę. Trzymam kciuki - odpowiedziała Ludmiła, uśmiechając się półgębkiem. - Jesteś dużym chłopcem, nie daj się Marylce zastraszyć.
- No wiadomo, jestem. Ale ona ma taki wzrok... Jak ten typ z Kombi... - westchnął Olek, przybierając komicznie przerysowany wyraz twarzy. - Spójrz na rozpacz na mej twarzy, Ludmiło. To twoja sprawka.
Gdy w końcu spotkanie z Olkiem dobiegło końca, Ludmiła postanowiła przestać śnić o jesieni i zacząć zadanie, które dostała od szefowej już... jakiś czas temu. Z wyrazem silnego znudzenia otworzyła plik z danymi z ankiet i zaczęła wyrywkowo czytać odpowiedzi, nie przywiązując do nich zbytniej uwagi.
Ktoś napisał, że jesień to idealny czas na zakupy, bo tylko powiadomienie o paczce czekającej w skrytce daje tej osobie dopaminę. Zakupoholizm, pomyślała Ludmiła, oznaczając odpowiedź na czerwono. Inna osoba napisała, że jesień kojarzy się jej z cmentarzem, zapachem wosku na cmentarzu i rodzicami, którzy z kunsztem godnym Jacka Gmocha rozstawiali znicze na kolejnych nagrobkach. Ktoś chyba skłamał co do wieku, skoro porównanie do Gmocha było tym, co przyszło do głowy, stwierdziła Ludmiła, mrużąc oczy w poszukiwaniu wymogów ankiety.
Wiek: między 16 a 25 rokiem życia; WYJĄTEK: n-ka z grupy 25-35 z małych miejscowości
Miejsce zamieszkania: dowolne; preferowane średnie i duże ośrodki miejskie
Wykształcenie: dowolne
Płeć: dowolna; dobrowolne podanie przez ankietowanego (to tez jakieś info jak ktoś nie poda! - Pola)
W porządku, w takiej grupie wiekowej to nie jest aż tak dziwne. Oczywiście, młodsze osoby też mają prawo do pamiętania takich symboli jak Jacek Gmoch, ale jednak... Nie jest to pierwsza osoba na liście "O kim wspomnieć w ankiecie" wśród teraźniejszych dziewiętnastolatków. Ludmiła przewinęła stronę do kolejnych odpowiedzi, przebijając się przez kolejne "chandry", "babie lato", "powrót M jak Miłość z przerwy", aż w końcu zobaczyła coś, co sprawiło, że serce podeszło jej do gardła.
Jesienią liście wyszeptują tajemnice znane tylko wróżkom i osobom na tyle pretensjonalnym, by wydawać własne tomiki wierszy. Albo takim, które robią z pory roku część swojej osobowości. Zazdroszczę im.
Ludmiła poczuła jak krew odpływa jej z twarzy i dłonie zaczynają delikatnie drżeć.
To ona.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro