Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Minął prawie tydzień odkąd wzięli go do szpitala i Brendon naprawdę zaczynał się nudzić. Miał codziennie wizyty lekarskie, wizyty psychologa i jakieś dziwne badania ale dzisiaj miał mieć spokój. Musiał jedynie zaliczyć obchód oraz psychologa i wolneee! Aż do obiadu na który musi wrócić. 

-Jak się dzisiaj czujemy, panie Urie? - Spytał lekarz wchodząc na sale i poprawiając kitel. Ryan odsunął się kawałek by dać im więcej miejsca.

-Mniej jak kupa gówna niż wczoraj, to chyba dobrze, prawda? - Spytał z uśmiechem słysząc jak szatyn śmieje się cicho. 

-Cóż, myślę, że tak. Proszę podnieść koszulkę, osłucham pana. Potem będzie pan mógł wyjść na dwór ale proszę nie wychodzić za teren szpitala, to zakazane - Powiedział przykładając zimny stetoskop do rozgrzanej piersi mężczyzny. 

-Będę mógł przebrać się w moje ubrania i zapalić? - Spytał a doktor spojrzał na chwilę na niego.

-Jeśli pan Ross będzie cały czas obok, to tak. 


I tak, po wizycie lekarskiej a z pomocą szatyna ubrał się w swoje szare dresy oraz zwykły czarny t-shirt. Do tego dodał czarną, wielką bluzę i trampki, razem wyszli na dwór. 

-Wiesz, o wiele lepiej się czuję. Nie lubię siedzieć długo w zamknięciu, brakowało mi świeżego powietrza - Powiedział mocno zaciągając się powietrzem by zaraz wyjąc paczkę fajek z kieszeni Ryana, zapalił jedną a Ross zrobił to samo.

-Cieszę się. Rozmawiałem z lekarzami, jeszcze z dwa dni i mogę cię wziąć do domu. Do naszego domu - Ich obu uśmiechy się poszerzyły na tą wiadomość. Dom. 

-Będę musiał wrócić do mojego starego domu i wszystko zabrać. Wiesz, możemy spotkać Sarah (Sarę? Sarahę? Sahare?) - Ryan wydał z siebie krótkie "ugh" na co oboje się zaśmiali. Usiedli na ławce przy stawku, idealnie pod drzewem i już po chwili mieli lody w rożkach kupione przez wyższego mężczyznę. 

-Ryyyyroooo - Zaczął Urie patrząc maślanymi oczkami na mężczyznę który przewrócił oczami i dał mu spróbować swoich cytrynowych lodów, które nigdy nie smakowały kruczoczarnowłosemu. Chłopak liznął je a potem wydał z siebie głośne "ew"

-Nigdy ich nie lubiłeś - Przypomniał mu

-No nie, ale ty je jesz, więc coś w nich musi być. Jeszcze tego nie odkryłem, ale odkryję - Powiedział całkowicie poważnie na co szatyn zaśmiał się lekko, zaraz wyjął telefon bo zaczął mu okropnie wibrować. Spojrzał na ekran i... pobladł. Twitter. Dużo twittera. Dużo powiadomień z czego większość podsyłała zdjęcie... ich. Dosłownie z tej chwili. Podał telefon i rozejrzał się szybko widząc grupę jakiś dziewczynek, cały się zestresował - Brendon, tak bardzo cię przepraszam, nie wiedziałem, że ktoś nas widzi! Boże, dostaniesz taki spam, tak cholernie cię przepraszam - Spanikował na co tym razem młodszy z nich zaśmiał się i nagle złączył ich usta. 

-Głupek - Skwitował

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro