Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Do mieszkania Uriego weszło dwóch mężczyzn z noszami. Brendon ciągle w panice zaciskał dłonie na koszulce Ryana błagając go, by go nie zostawiał. 

-Cii, Bren, nigdzie się nie wybieram, dostaniesz pomoc spokojnie - Ross poczuł jak ktoś odsuwa go od chłopaka. W całym amoku usłyszał jedynie, że może jechać z nimi karetkę więc tak szybko, jak położyli szatyna na noszach, starszy chłopak podbiegł i złapał go za, o wiele mniejszą od swoich, dłoń.

-Ryan nie! Nie chce! Niech mnie zostawią! - Brendon wciąż próbował się wyrwać, pomimo trzymających go pasów oraz dwóch lekarzy. Ross pogłaskał go uspokajająco po ręce gdy tylko znaleźli się w samochodzie.

-Już, spokojnie. Nigdzie nie idę, będę przy tobie 

-Nazywam się Marcus, a ty? - Jeden z facetów trzymający strzykawkę w dłoni odezwał się jako pierwszy. Próbował zagadać Brendona by ten na chwilę się chociaż uspokoił. Nie wiele to pomogło, gdyż zaraz po tym Urie zauważył igłę skierowaną w stronę jego ramienia i zaczął się mocniej wyrywać zmuszając Ryana do przytrzymania go. Zaraz po otrzymaniu prawdopodobnie uspokajaczy oraz maski z tlenem, ruchy chłopaka zelżały. Powoli tracił przytomność. Gdy tylko zamknął oczy Marcus zabrał się za jego nadgarstek. Odwinął powoli kawałek podartej koszuli i przemył ranę. Urie mimo nieprzytomności utworzył minę bólu.

-Niech mu pan poda coś przeciwbólowego!

-Niestety nie mogę, nie wiemy co wcześniej brał. Nowe leki mogłyby jedynie zaszkodzić.



Tuż po zatrzymaniu karetki, lekarze zawieźli Brendona do osobnej sali nie pozwalając Ryanowi wejść do środka i tłumacząc mu, że tylko by przeszkadzał. 

-Nie, ja muszę tam wejść! Obiecałem mu! - Mimo wszystko został wyprowadzony na korytarz. Po prawie dwóch godzinach stresowania się i chodzenia w kółko między kafejką a salą został wreszcie wezwany do lekarza.

-Witam, nazywam się John Watson i jestem lekarzem prowadzącym. Ze względu na status społeczny pana Uriego przenieśliśmy go do osobnego skrzydła szpitalu, pozwoli pan za mną.

-Oczywiści, a co z nim? 

-Cóż, stan pana Uriego jest ciężki. Podaliśmy mu sól fizjologiczną by szybciej wytrzeźwiał ale jestem pewien, że w jego krwi znajdziemy nie tylko alkohol. Rana na nadgarstku nie stanowi zagrożenia dla życia. Będziemy musieli przeprowadzić parę testów, włączając w to rozmowę ze szpitalnym psychologiem, ale potrzebujemy jego zgody. Jest pan kimś bliskim? - Ryan nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Szli mijając kolejną parę drzwi a mężczyzna w kitlu spokojnie czekał. Nie dostając odpowiedzi kontynuował. - Będzie pan musiał go namówić do wyrażenia  zgody. Musi tylko to podpisać. - Podał mu papiery i zatrzymał się przed ostatnimi drzwiami które prawdopodobnie były ostatnią przeszkodą przed ich spotkaniem. -Pana nazwisko to Ross, prawda? Ryan Ross?

-Tak. Przepraszam ale mógłbym już do niego pójść? - Przestąpił z nogi na nogę zniecierpliwiony. Gdy tylko Watson wydał z siebie "tak" Ryan pchnął białe drzwi przedostając się na drugą stronę. Od razu podszedł do łóżka w którym leżał przytomny już Urie.

-Jak się czujesz? - Spytał łapiąc go od razu za dłoń i siadając na krześle obok. 

-Jesteś tu - Urie próbował się podnieść, ale zaraz przeszkodziła mu w tym dłoń Ryana na jego klatce piersiowej. 

-Oczywiście, że jestem - Pochylił się by przytulił niższego chłopaka który od razu obwinął ramiona wokół jego szyi. 

-Nigdy więcej mnie nie zostawiaj, proszę - Ta smutna, zmęczona prośba złamała po raz kolejny serce Ryanowi. Poczuł napływające łzy które zaraz odgonił chcąc być silnym dla Brendona.

-Nie mam zamiaru, przepraszam cie B 

-Nie przepraszaj ale... połóż się ze mną - Odsunął się od wyższego chłopaka robiąc mu miejsce. Co prawda znajdowali się w pomieszczeniu sami, ale Ross miał wątpliwości czy w ogóle może. Widząc jednak zmęczone spojrzenie, zdjął buty i powoli ułożył się na materacu szpitalnym uważając na różne aparatury oraz samego Brendona, który momentalnie położył się na klatce chłopaka i zamknął oczy czując, że się trzęsie.

-Hej, co jest? - Duża dłoń powolnie zjechała na plecy chłopaka głaszcząc go delikatnie.

-Nic, jestem szczęśliwy, że wróciłeś - Chwilę potem jego oddech się uspokoił i zasnął. 




Za wszystko przepraszam, pisząc to sam sprawiłem, że jestem smutny i jest mi kurwa przykro.

I zapraszam też do mojego drugiego Rydena, chociaż zdaje mi się, że mam tych samych czytelników w obu opowiadaniach https://www.wattpad.com/story/88837957

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro