Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~dodatek nr1~

[pov Sherlock]

           Wbiegła po schodach jak pantera, zwinnie i szybko, praktycznie bez żadnego szelestu. Gdybym nie mieszkał w tym domu uznałbym, że to jakiś przestraszony kot. Tylko, że nie wszystkie koty potrafią otwierać drzwi, a co dopiero myśleć, jak po cichu je zamknąć. Chociaż co do określenia 'przestraszony' to trochę się zgodzę. Było wręcz oczywiste, że stało się coś złego. Znowu. Odkąd Weronika poszła do szkoły problemy pojawiły się niesamowicie szybko i z każdym dniem rosły. 'Czemu? Czy była agresywna? A może po prostu ćpała?' - zapytałby ktokolwiek z otoczenia, kto ani trochę jej nie zna. Nic z tych rzeczy. Po prostu jest inna. Inna od innych. Taka jak ja.

           Minimalnie ściszony dźwięk zamykanych drzwi mógł być tylko usłyszany przez wytrawnego słuchacza. Zawsze tak robiła. Nawet, jak coś się stało, to nie dawała o tym znać. Nie chciała zawracać nikomu głowy nawet, jeśli wiedziała, że sobie z tym nie poradzi. 'Przecież każdy ma problemy, a ja nie chcę się do tego dokładać' - powtarzała.

           Dosłownie kilka sekund po wparowaniu do pokoju usłyszałem ciche dźwięki gitary, a potem wtór głosu. To taki jej sposób na odreagowanie. Przy małym problemie granie poprawiało jej humor. Odwrotnie było przy poważnych problemach. Zastanawiałem się co zagra tym razem, a gdy zaczęła zorientowałem się, że był to utwór pt. "People help the people" jednej z jej ulubionych wokalistek, Birdy.

[link do piosenki: ]

           Gdy skończyła ostatni refren zamilkła i nastała głęboka cisza. Nikogo by to nie zdziwiło. Przecież zaśpiewała całą piosenkę. Jednak ja wiedziałem, że to nie oznacza nic dobrego. Hope kocha śpiewać i często dopisuje własne zwrotki. Byłem pewny, że tutaj miała ich kilka, a przecież nie zaśpiewała żadnej z nich.

           ~Jest źle...~ pomyślałem. Wiedziałem, że muszę zainterweniować.

           Jak najostrożniej potrafiłem zbliżyłem się do jej pokoju. Wytężając słuch przywarłem do drzwi, żeby wyczuć sytuację, jednak daremnie. Nie było słychać zupełnie nic, oprócz mojego oddechu. Zniecierpliwiony podjąłem decyzję.

           - Puk, puk, można? - wparowałem bez pukania. W końcu zawsze tak robię. Zastałem ją stojącą przy oknie. Wpatrywała się w pustkę, a raczej w ciemność i śnieg delikatnie spadający w dół. Kiedy tylko wszedłem oderwała się od ciężkich rozmyśleń. Zanim się odwróciła przetarła oczy rękawem bluzy.

           - Ah, to Ty... - powiedziała patrząc mi w twarz. Jej oczy były czerwone od niedawno płynących łez, ale smutkowi zaprzeczał szeroki uśmiech. Nieszczery oczywiście - maska nad maskami. Nie chciała mnie martwić.

           - Siadaj - powiedziała usadzając mnie na łóżku.

           - A teraz mów, co się stało? - powiedziała zajmując miejsce tuż obok mnie. Popatrzyłem na nią zdziwiony.

           - No przecież po coś do mnie przyszedłeś? - już zrozumiałem. Nawet teraz myślała, że mam problem i przychodzę do niej po radę.

           - Potrzebujesz pomocy? - pytała chcąc przerwać moje milczenie.

           - Nie, to Ty jej potrzebujesz - jej pytający wzrok był stanowczy, ale zdradzał, że wie, o co mi chodzi.

           - Jak to?

           - Przestań, już nie musisz udawać. Wiem, że coś się stało - popatrzyła na mnie błagalnie, jak zbity pies. Nie dawała za wygraną. Widocznie to naprawdę poważna sprawa.

           - Masz czerwone oczy. Dosłownie chwilę temu płakałaś i to bardzo. Przybiegłaś do pokoju jak poparzona, choć drzwi odruchowo zamknęłaś cichutko, żeby nikt nie usłyszał. Jesteś zła lub przerażona, ale nie chcesz trzaskać drzwiami, bo zaraz by ktoś do Ciebie zajrzał. Zagrałaś tylko dwie zwrotki bardzo smutnej piosenki. Dotyczyła ludzi, pomocy, poświęcenia, czyli... - wtedy wszystko zrozumiałem.

           - Jeśli te Twoje cholerne niby-przyjaciółki się od Ciebie nie odczepią, to będą miały ze mną do czynienia! A żeby ich! Co za świat! - byłem wręcz zbulwersowany. Pewnie znów powiedziały jej coś niemiłego lub zachowywały się nadzwyczaj chamsko.

           - Nie przejmuj się nimi, to idiotki! Głupsze od Ciebie, dlatego nie pojmują jak się dla nich poświęcasz... - na chwilę nastała cisza.

           - Sherlock... Czy ja jestem dziwna? - zamurowało mnie.

           - Nie, oczywiście, że nie. Jesteś po prostu inna. Zresztą, już to przerabialiśmy... - odwróciła wzrok z stronę okna.

           - W takim razie gdzie popełniam błąd? - spytała, a głos już się jej załamywał. Nie wytrzymała. Choć nie widziałem jej twarzy, to wiedziałem, że łzy spływały jej po policzkach. Te uczucia. Cierpienie. Smutek. Żal. Znam to aż za bardzo. Ona tak niesamowicie przypominała mnie sprzed kilku lat. Przechodziłem to samo piekło. Ale dzięki Mycroftowi postanowiłem stać się obojętny i trzymać ludzi na dystans. Teraz wszyscy myślą, że jestem zimnym człowiekiem bez uczuć. A ja tylko nie chciałem, żeby ktoś jeszcze kiedykolwiek mnie zranił.

           Jedyną osobą, której do tej pory je okazuję, jest Weronika. W końcu to moja siostra. Ona jedyna rozumie mnie tak naprawdę. To jedyna osoba, której mówię o moich problemach i przed którą się otwieram. Zawsze mi pomaga. Zrobiłaby dla mnie wszystko. Ona też wie o naszej metodzie, ale uznała, że nie zamierza wyzbyć się uczuć, bo nadal wierzy, że uda jej się 'naprawić' ludzi.

           Wiedziałem, że muszę ją jakoś pocieszyć. Dawno tego nie robiłem. Wyszedłem z wprawy, ale nie było innego wyjścia. Serce mnie bolało, gdy patrzyłem, jak cierpi. Objąłem ją ramieniem i mocno przytuliłem. Wypadałoby jeszcze coś powiedzieć. Jednak ja nie potrafiłem wydobyć żadnego dźwięku. Nie chciałem palnąć żadnej głupoty, a w miłych przemowach naprawdę nie jestem mistrzem.

           Ale ona mnie rozumiała. Czułem, że wie, że z całego serca staram się jej pomóc. Ale to, do jakiego stanu doprowadzili ją ci ludzie powodowały, że wrzała we mnie złość. Na samą myśl o tym, co będzie za rok, kiedy zacznę studia i się wyprowadzę, miałem ciarki. Oni ją zniszczą psychicznie. Tak jak kiedyś chcieli zniszczyć mnie. Niby to tylko dzieci, tylko ludzie, ale nie wiedzą, jaką krzywdę wyrządzają innym.

           Przez naszą ponadprzeciętną inteligencję ludzie czują się głupi i dlatego nas unikają, to rozumiem. Chociaż fakt faktem Hope naprawdę umie powstrzymać się od komentarzy i większość spostrzeżeń zatrzymuje dla siebie. Ale niech mi ktoś wytłumaczy czemu ludzie chcą wykluczyć ze społeczeństwa osobę, która nie pije alkoholu, nie pali, nie zażywa narkotyków, nie przeklina i chce naprawiać świat? Co im do cholery przeszkadza?

           Kiedy Weronika raz poszła na imprezę u koleżanki i powiedziała, że jest abstynentką to wierzcie mi, za ciekawie nie było. Po kilkudziesięciu minutach solenizantka uznała, że źle się czuje i powiedziała, że kończy imprezę. Weronika opuściła ją jako pierwsza. Następnego dnia okazało się, że jak tylko wyszła, to wszyscy bawili się dalej. Oczywiście dziewczyna kłamała, no i nie obyło się bez obgadywania. To była pierwsza i ostatnia impreza, na którą Hope została zaproszona.

           Z paleniem jeszcze nie jest tak źle, w końcu nie wszyscy palą, więc Hope także ujdzie w tłumie niepalących. To samo z narkotykami. Ale przeklinanie? Przecież to jest takie dorosłe! Wszyscy się dziwią, czemu nawet w trudnej sytuacji nie zdarza jej się przekląć. Ostatnio, jak odbierałem ją ze spotkania z 'kumpelami' usłyszałem jeszcze ich rozmowę, gdzie jedna z nich spytała: 'Weronika, a Ty nadal jesteś na takim poziomie, że 'dupa' to dla Ciebie najgorsze przekleństwo?', a w dalszej części inna stwierdziła: 'Ja to Ci współczuję, że nie możesz pić alkoholu... Rodzice Ci nie pozwalają?'. Śmiech. Szyderczy śmiech. Gdy byliśmy już w samochodzie, Hope powiedziała:
           - Ja ich nie rozumiem...

           - Kogo? Tych dziewczyn?

           - Ogólnie ludzi. Nawet rodzice uważają, że coś ze mną nie tak, bo nie piję... To, że oni nie potrafią się bawić bez alkoholu to nie znaczy, że ja też. Abstynencja to tylko i wyłącznie mój wybór. Zresztą po co ludziom alkohol? Żeby na chwilę zapomnieć o problemach? Przecież jak wstaną następnego dnia, to one tak sobie nie znikną, a mogą być nawet gorsze... I zdrowie... Po co pić truciznę? - uśmiechnąłem się pod nosem. Taka młoda, a taka mądra. Żeby tak inni rozumowali, to świat byłby piękniejszy.

           Zastanawiałem się o co chodziło tym razem. Po jej reakcji mogłem się domyślać, że znów straciła którąś 'przyjaciółkę'. To zawsze się tak kończy. Najpierw Weronika znajduje w tłumie osobę, która potrzebuje pomocy. Stara się jej pomóc. Otwiera ją na innych, napawa optymizmem, rozwiązują razem jej problemy. Ale po jakimś czasie ta osoba czuje się na tyle samodzielna, że zaczyna kumplować się z innymi ludźmi. Przez inność Hope osoba powoli zaczyna jej unikać i znajduje sobie 'normalnych' znajomych. Mają ją w dupie. Totalnie. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nigdy, ale to nigdy nikt jej nie podziękował. Zawsze na końcu zostaje sama. A samotność jest najgorsza. W małych dawkach pozwala się skupić na myśleniu, zrelaksować, poświęcać czas na hobby, jednak co za dużo to niezdrowo. Zresztą każdy to rozumie. Każdy kiedyś czuł się samotny. I każdy uważa, że należy mu się choćby odrobina troskliwości i miłości. I tu mają rację, ale czemu nie robią nic w tym kierunku? Zamykają się w swojej samotności i mają w dupie wszystkich naokoło. Nawet nie dopuszczają myśli, że druga osoba czuje to samo. Tę samą pustkę w sercu. Zawsze podziwiam Weronikę za to, że jeszcze nie zrezygnowała. Mogłaby zrobić to, co reszta. Ale wiem, że tak nie postąpi. Na moje pytania zawsze odpowiadała: 'Tak, masz rację. Samotność jest bolesna. Dlatego właśnie nie mogę się poddać. Wiem, jak ona smakuje aż za bardzo i nie chcę, żeby inni czuli się tak, jak ja. Gdy widzę, jak ktoś tak cierpi, to boli mnie to bardziej, niż jak ja cierpię. Sherlock, nie patrz tak na mnie. Ja naprawdę chcę naprawić ten zepsuty i zdegradowany system wartości. Świat jeszcze się podniesie, zobaczysz!'

           - Sherlock... Dziękuję Ci... Kocham Cię, wiesz? - spojrzałem na nią ze zdziwieniem. Miałem wrażenie, że dopiero co przestała płakać.

           - No bo... Ty zawsze jesteś przy mnie, wspierasz mnie i nigdy byś nie pozwolił, żeby ktoś mnie skrzywdził. Jesteś kochany - z jej oczu znów zaczęły płynąć łzy.

           - No już. Jeśli jestem taki wspaniały, to czemu płaczesz, hmm? - powiedziałem przecierając jej delikatne policzki, mokre od łez.

           - Przepraszam, już przestaję, to tylko tak... - uśmiechnęła się szeroko, a jej oczy znów błyszczały radością.

           - I kochasz mnie nawet, jeśli odstraszam chłopaków?

           - Hahahah, chyba masz na myśli idiotów? Hahah, tak. Nawet jestem Ci za to wdzięczna! - powiedziała ze śmiechem. Uwielbiam, jak się cieszy. Wtedy ja cieszę się podwójnie.

           - Masz ochotę na rozrywkę? - powiedziałem wstając.

           - Znowu kogoś zabito? - spojrzała na mnie pytająco. Zawsze wiedziała co mam na myśli. Pokiwałem głową.

           - W takim razie w drogę! Na co jeszcze czekamy! - powiedziała zrywając się z łóżka i ciągnąc mnie w stronę drzwi. Tak, to cała Weronika. Za to ją kocham.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro