Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~dodatek nr 2 [świąteczny]~

           Święta. Dużo o nich słyszałam. Podobno to radosny czas spędzony z rodziną przy wtórze kolęd i zastawionym po brzegi stołem. Nigdy mnie to nie obchodziło. W końcu moja przeszłość to nie zwykłe, sielankowe życie. Jednak teraz zaczynam odczuwać, że coś jest nie tak. To moje pierwsze święta z nowym imieniem, nowym, lepszym życiem... Dopiero teraz dotyka mnie smutek i żal. Trudno czuć się szczęśliwym w samotności, w pustym akademiku.

           Przez okno widzę radosnych ludzi, śpieszących do domów. W rękach noszą podarki dla swoich bliskich. W budynku naprzeciwko rodzina zasiadła już przy stole. Za chwilę połamią się opłatkiem. Nawet nie zauważyłam, jak po policzkach zaczęły płynąć łzy.

           ~Od kiedy to tak się wzruszam?~ pomyślałam. Przecież niedawno byłam zimną i bezlitosną maszyną do zabijania. Na szczęście to już przeszłość. Uciekłam od niej i zaczęłam nowe życie. Ale nie sama. Gdyby tamtego dnia drzwi nie otworzyła mi pewna miła osóbka pewnie bym nie żyła.

           O tak. Weronika naprawdę odmieniła moje życie. Dzięki niej nie muszę się martwić o przeszłość. Uznałyśmy to za zamknięty temat i postanowiłyśmy napisać nową treść. Teraz nazywam się Mary Morstan. Studiuję, dacie wiarę? Szukam znajomych, ale nadal nie mogę się oswoić z ludźmi. Co innego z Hope. Z nią dogaduję się doskonale. Bardzo mi pomaga. Towarzyszy mi w odnajdywaniu siebie i odmienianiu losu. Jednak dzisiaj i ona mnie opuściła. W końcu ma swoją rodzinę. Wigilii nie spędza się przecież w akademiku! Nie mam jej tego za złe. Pewnie na jej miejscu zrobiłabym tak samo.

           *Puk puk puk*

           ~Kto to może być o tej porze?~ wytarłam oczy chusteczką i ruszyłam w stronę drzwi.

           ~Kolędnicy?~ przez cały czas byłam przeświadczona, że trafiłam w dziesiątkę.

           - Wera, co Ty tu robisz? - spytałam ze zdziwieniem. Przed drzwiami stała moja współlokatorka trzymając w rękach dwa wielkie pakunki.

           - To też moje mieszkanie, także mogę tu zaglądać kiedy chcę, nieprawdaż? - powiedziała imitując poważny i stanowczy głos, po czym roześmiała się i spytała - A tak poważnie, to nie przeszkadzam? - spytała delikatnie zerkając do środka naszego skromnego apartamentu.

           - Co Ty. Jestem sama jak palec...

           - Jak Kevin? - popatrzyłam na nią badawczo. Nie rozumiałam o co jej chodzi.

           - Jak kto?

           - Mniejsza, widocznie musimy to nadrobić! - stwierdziła, po czym weszła do mieszkania. W kuchni postawiła pakunki i zabrała się za ich opróżnianie.

           - Hope... Nie trzeba było... Serio... - powiedziałam widząc, jak wyjmuje masę jedzenia.

           - E tam. Jasne, że trzeba było! Jak chcesz przeżyć tę noc na głodnego? - mówiła nadal wyjmując kolejne składniki na potrawy wigilijne.

           - Ale ja sama tego nie zjem!

           - Jasne, że nie zjesz, z tym się zgadzam.

           - Ani nie zjedzą tego zaproszeni goście, bo nikogo nie zaprosiłam. Nikt mi nie pomoże.

           - Ah, dzięki, że mnie zauważyłaś! - powiedziała z nutką irytacji w głosie.

           - Ale Ty przecież pójdziesz na własną Wigilię. Do tej pory nie zdążymy wszystkiego spałaszować! - nastała chwila ciszy.

           - Praktycznie to już powinnaś być w domu. Wszyscy już pewnie na Ciebie czekają - zegar wskazywał godzinę dziewiętnastą minut trzydzieści.

           - Nie czekają.

           - Jak to? - spytałam ogromnie zdziwiona.

           - Normalnie. Już się z nimi spotkałam. Połamaliśmy się opłatkiem, złożyliśmy sobie życzenia, jak zwykle. Tyle, że szybciej. W końcu musiałam mieć chwilę czasu na dojazd tutaj.

           - Lubisz śledzie? Bo nie wiem czy je wykładać...

           - Czekaj, czekaj... Czyli już tam nie wracasz?

           - Nie.

           - I... przełożyłaś rodzinną Wigilię tylko po to, żeby tu przyjechać?

           - Tak. Coś w tym złego? - spytała chyba nie rozumiejąc czemu zadaję tyle pytań. Kiedy się odwróciła, a ja miałam świeczki w oczach, zrozumiała wszystko - Ej, przecież nie mogłam zostawić Cię samej w wieczór Wigilijny! W końcu jesteśmy przyjaciółkami, prawda?

           - Ja... Dziękuję... - wydukałam, a łzy spływały już strumieniami.

           - Ej, już, już wszystko dobrze. Nie płacz - przytuliła mnie mocno, a ja nadal nie mogłam uwierzyć w to, co się działo. Ona naprawdę mnie lubiła. Zrobiła to wszystko dla mnie! Aż nie mogłam w to uwierzyć. Czułam, że zdobyłam prawdziwą przyjaciółkę, która mimo mojej przeszłości, mimo wszystko mnie akceptowała.

           - No już, otrzyj łzy i chodź. Pokażę Ci kim jest Kevin!

           Resztę wieczoru spędziłyśmy na oglądaniu filmów, jedzeniu, składaniu sobie życzeń i śpiewaniu kolęd. To były najwspanialsze święta w moim życiu!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro