~dodatek nr 2 [świąteczny]~
Święta. Dużo o nich słyszałam. Podobno to radosny czas spędzony z rodziną przy wtórze kolęd i zastawionym po brzegi stołem. Nigdy mnie to nie obchodziło. W końcu moja przeszłość to nie zwykłe, sielankowe życie. Jednak teraz zaczynam odczuwać, że coś jest nie tak. To moje pierwsze święta z nowym imieniem, nowym, lepszym życiem... Dopiero teraz dotyka mnie smutek i żal. Trudno czuć się szczęśliwym w samotności, w pustym akademiku.
Przez okno widzę radosnych ludzi, śpieszących do domów. W rękach noszą podarki dla swoich bliskich. W budynku naprzeciwko rodzina zasiadła już przy stole. Za chwilę połamią się opłatkiem. Nawet nie zauważyłam, jak po policzkach zaczęły płynąć łzy.
~Od kiedy to tak się wzruszam?~ pomyślałam. Przecież niedawno byłam zimną i bezlitosną maszyną do zabijania. Na szczęście to już przeszłość. Uciekłam od niej i zaczęłam nowe życie. Ale nie sama. Gdyby tamtego dnia drzwi nie otworzyła mi pewna miła osóbka pewnie bym nie żyła.
O tak. Weronika naprawdę odmieniła moje życie. Dzięki niej nie muszę się martwić o przeszłość. Uznałyśmy to za zamknięty temat i postanowiłyśmy napisać nową treść. Teraz nazywam się Mary Morstan. Studiuję, dacie wiarę? Szukam znajomych, ale nadal nie mogę się oswoić z ludźmi. Co innego z Hope. Z nią dogaduję się doskonale. Bardzo mi pomaga. Towarzyszy mi w odnajdywaniu siebie i odmienianiu losu. Jednak dzisiaj i ona mnie opuściła. W końcu ma swoją rodzinę. Wigilii nie spędza się przecież w akademiku! Nie mam jej tego za złe. Pewnie na jej miejscu zrobiłabym tak samo.
*Puk puk puk*
~Kto to może być o tej porze?~ wytarłam oczy chusteczką i ruszyłam w stronę drzwi.
~Kolędnicy?~ przez cały czas byłam przeświadczona, że trafiłam w dziesiątkę.
- Wera, co Ty tu robisz? - spytałam ze zdziwieniem. Przed drzwiami stała moja współlokatorka trzymając w rękach dwa wielkie pakunki.
- To też moje mieszkanie, także mogę tu zaglądać kiedy chcę, nieprawdaż? - powiedziała imitując poważny i stanowczy głos, po czym roześmiała się i spytała - A tak poważnie, to nie przeszkadzam? - spytała delikatnie zerkając do środka naszego skromnego apartamentu.
- Co Ty. Jestem sama jak palec...
- Jak Kevin? - popatrzyłam na nią badawczo. Nie rozumiałam o co jej chodzi.
- Jak kto?
- Mniejsza, widocznie musimy to nadrobić! - stwierdziła, po czym weszła do mieszkania. W kuchni postawiła pakunki i zabrała się za ich opróżnianie.
- Hope... Nie trzeba było... Serio... - powiedziałam widząc, jak wyjmuje masę jedzenia.
- E tam. Jasne, że trzeba było! Jak chcesz przeżyć tę noc na głodnego? - mówiła nadal wyjmując kolejne składniki na potrawy wigilijne.
- Ale ja sama tego nie zjem!
- Jasne, że nie zjesz, z tym się zgadzam.
- Ani nie zjedzą tego zaproszeni goście, bo nikogo nie zaprosiłam. Nikt mi nie pomoże.
- Ah, dzięki, że mnie zauważyłaś! - powiedziała z nutką irytacji w głosie.
- Ale Ty przecież pójdziesz na własną Wigilię. Do tej pory nie zdążymy wszystkiego spałaszować! - nastała chwila ciszy.
- Praktycznie to już powinnaś być w domu. Wszyscy już pewnie na Ciebie czekają - zegar wskazywał godzinę dziewiętnastą minut trzydzieści.
- Nie czekają.
- Jak to? - spytałam ogromnie zdziwiona.
- Normalnie. Już się z nimi spotkałam. Połamaliśmy się opłatkiem, złożyliśmy sobie życzenia, jak zwykle. Tyle, że szybciej. W końcu musiałam mieć chwilę czasu na dojazd tutaj.
- Lubisz śledzie? Bo nie wiem czy je wykładać...
- Czekaj, czekaj... Czyli już tam nie wracasz?
- Nie.
- I... przełożyłaś rodzinną Wigilię tylko po to, żeby tu przyjechać?
- Tak. Coś w tym złego? - spytała chyba nie rozumiejąc czemu zadaję tyle pytań. Kiedy się odwróciła, a ja miałam świeczki w oczach, zrozumiała wszystko - Ej, przecież nie mogłam zostawić Cię samej w wieczór Wigilijny! W końcu jesteśmy przyjaciółkami, prawda?
- Ja... Dziękuję... - wydukałam, a łzy spływały już strumieniami.
- Ej, już, już wszystko dobrze. Nie płacz - przytuliła mnie mocno, a ja nadal nie mogłam uwierzyć w to, co się działo. Ona naprawdę mnie lubiła. Zrobiła to wszystko dla mnie! Aż nie mogłam w to uwierzyć. Czułam, że zdobyłam prawdziwą przyjaciółkę, która mimo mojej przeszłości, mimo wszystko mnie akceptowała.
- No już, otrzyj łzy i chodź. Pokażę Ci kim jest Kevin!
Resztę wieczoru spędziłyśmy na oglądaniu filmów, jedzeniu, składaniu sobie życzeń i śpiewaniu kolęd. To były najwspanialsze święta w moim życiu!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro