Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.8. Straciła kontrolę i znowu był jej potrzebny.

Było naprawdę bardzo wcześnie, kiedy wrócił do hotelu. Albo bardzo późno, zważając na fakt, że nie było go tam przez całą noc. Starając się nie robić żadnego hałasu, wśliznął się do pogrążonego w ciemności pokoju dzielonego z Michaelem i momentalnie dostrzegł rozłożonego na całej szerokości łóżka przyjaciela, który z szeroko otwartymi ustami, co jakiś czas głośnej pochrapywał. Luke parsknął śmiechem i przewracając oczami, skierował swoje kroki prosto do łazienki. Bez zastanowienia zrzucił z siebie wszystkie ubrania i postanowił wziąć długi, odprężający prysznic.

Kiedy tylko wyszedł z kabiny, przetarł dłonią zaparowane lustro, spoglądając na swoje odbicie. Pochylił się nad umywalką, z grymasem bólu przyglądając się rozcięciu nad brwią. Delikatnie dotknął palcem rany i momentalnie tego pożałował.

- Gdzieś ty do cholery całą noc był? - zapytał znienacka Michael, który bez wcześniejszego pukania bezpardonowo wkroczył do łazienki. Luke odwrócił się za siebie, lustrując uważnym wzrokiem chłopaka, który właśnie się przeciągał, drapiąc po głowie.

- Nie twój interes?

- Następnym razem chociaż poinformuj, że cię nie będzie, albo odbieraj telefon. Oszczędzisz nam wszystkim nerwów – bąknął Clifford, wciąż nie mogąc zapanować nad uciążliwym ziewaniem. Ponownie uniósł wysoko ręce, rozglądając się po zalanym pomieszczeniu nieprzytomnym wzrokiem.

- Żyję, jak widzisz – odparł obojętnie Luke, rozkładając ręce i wzruszył ramionami. Sięgnął po szczoteczkę i pastę, odwracając się do niego plecami. Usłyszał tylko przeciągłe westchnienie i spojrzał w lustro, dostrzegając jak chłopak pokręcił bezradnie głową.

- Zaraz, zaraz – Mike nagle ożywił się i omijając kałuże na podłodze, stanowczym krokiem podszedł do Luke'a. Bez zastanowienia chwycił go za ramię, zwracając gwałtownie w swoją stronę. Złapał go za podbródek i z przerażeniem patrzył na jego twarz. - Boże – wymsknęło się z jego ust, gdy tylko dostrzegł rany.

- Wystarczy, że będziesz się do mnie zwracał Luke – zakpił z ironią blondyn, wyrywając się z jego uścisku.

- Co ci się stało? - spytał z prawdziwym niepokojem malującym się na twarzy, celowo lekceważąc wcześniejszą głupią uwagę blondyna.

- Nic – mruknął głosem pozbawionym wszelkich emocji i wrócił do szczotkowania zębów, kompletnie ignorując przyjaciela.

- W coś ty się znowu wpakował?

- Nie twoja sprawa – odpowiedział niewyraźnie z ustami pełnymi piany i westchnął zrezygnowany. Miał dość tej ich nadgorliwej troski.

- Acha, świetnie – wymamrotał beznamiętnie Mike i bez słowa wyszedł z łazienki, zostawiając go samego. Gdy tylko drzwi trzasnęły, Luke ponownie podparł się obiema rękami o umywalkę, spoglądając pustym wzrokiem w swoje odbicie.

*

Z podpartą na ręce głową Alex przeglądała kolejne dokumenty, co jakiś czas popijając rozgrzewające kakao. Było już późno, a wieczór nie należał do specjalnie ciepłych. Okryła ramiona kocem, z uwagą śledząc kolejne zapisane kartki i próbując skupić się na tym, co robiła. Ktoś jednak skutecznie zaprzątał jej myśli, nie pozwalając wykonywać nawet najprostszych codziennych czynności bez zamyślenia i rozproszenia. Przygryzła końcówkę ołówka, wbijając nieobecny wzrok gdzieś w przestrzeń przed sobą. Przymknęła na moment powieki, a w tej samej chwili obraz uśmiechniętego chłopaka pojawił się przed oczami. Potrząsnęła momentalnie głową, starając się za wszelką cenę pozbyć tego wspomnienia z głowy, ale nie było to takie łatwe, jak mogło jej się wcześniej wydawać. Nadal dokładnie pamiętała jak dotykał dłoni, jak jego klatka piersiowa zetknęła się z plecami i jak ciepły oddech owiewał wargi, gdy w strugach deszczu zobaczyła go pierwszy raz. Poczuła przeszywający dreszcz, który wstrząsnął całym jej ciałem. I mimo że usilnie chciała wmówić sobie, iż to wszystko było tylko koszmarnym snem, to każdy ze zmysłów uparcie przypominał jej o nim. Odwróciła dłoń, spoglądając na wewnętrzną jej część i przesunęła delikatnie opuszką po zadrapaniach. Niespiesznie podniosła wzrok, spoglądając na stojącą na szafce obok łóżka ramkę ze zdjęciem, które przedstawiało ją i Chrisa. Nagle coś innego niespodziewanie przykuło jednak jej uwagę. Pod łóżkiem leżała biała, pognieciona kartka.

*

I zastanawiam się czy o mnie myślisz

Mi zdarza się to cały czas

Stał zupełnie sam na scenie, tylko on, mikrofon i jego gitara. Poprawił odsłuchy i z pewnego rodzaju nadzieją rozejrzał się po wypełnionej do ostatniego miejsca hali, jakby czegoś usilnie poszukiwał. Uważnie prześledził każdą osobę stojącą przed barierkami, ale poza standardową liczbą ochroniarzy, fotografów i menedżerów nie dostrzegł nic nowego. W myślach wyśmiał się za swoją bezpodstawną naiwność. Westchnął bezradnie, kierując wzrok na rozhisteryzowaną publiczność, którą w zdecydowanej większości stanowiły dziewczyny. Jedne starsze, drugie młodsze, wyższe, niższe, ładniejsze i mniej urokliwe, ale każda miała jeden cel – zdobyć choćby przez ułamek sekundy jego uwagę. Jednak tego wieczoru, mimo że patrzył, to nie zauważał nikogo, bo jego myśli opanował już ktoś zupełnie inny. Przymknął na chwilę oczy i przełożył pasek gitary przez ramię, przygotowując się grania. Spojrzał jeszcze raz przez siebie.

- Mam nadzieję, że znacie ten kawałek – odezwał się w końcu i sięgnął dłonią w stronę statywu, poprawiając mikrofon. Po hali rozległ się ogłuszający pisk, wymieszany z krzykliwymi wyznaniami miłości od bardziej odważnych fanek, próbujących przebić się przez ten przeraźliwy hałas. Wziął głębszy oddech, przesuwając raz kostką po strunach instrumentu, a gwar ponownie przybrał na sile. - Ponieważ będę śpiewał sam, potrzebuję waszej pomocy – dodał po chwili, a fanki wpadły w szał. Uniósł głowę znad gitary, ale niewiele mógł dojrzeć, bo blask reflektorów skutecznie go oślepił. - I ta kolejna piosenka jest dla cie … - zrobił przerwę, zerkając w górę. Wbił przepełniony smutkiem wzrok w sufit, próbując mimo wszystko ukryć go pod sztucznym uśmiechem i tym lekko nonszalanckim wzruszeniem ramion. Wykrzywił usta, wracając do poprzedniej pozycji. - Dla was – poprawił po chwili i zaśmiał się nerwowo. Zaczął grać, a tłum ogarnęło czyste szaleństwo.

Ale nie mogę przestać o tobie myśleć

Gdziekolwiek jesteś

Kiedy Luke pomylił się kolejny raz Calum, Mike i Ashton wymienili sugestywne spojrzenia, ale żaden nie miał odwagi się odezwać. Wykonywał tę piosenkę setki razy i nigdy wcześniej nie zdarzyło się, aby tyle razy zrobił błąd. Momentami jego głos drżał tak mocno, że mogło wydawać się, że to nie on śpiewał. Większą część kawałka pozwolił wykonać publiczności, bo sam nie potrafił wydusić z siebie żadnego słowa. Z opuszczoną głową próbował cały czas skupić się na kolejnych chwytach, ale był tak rozkojarzony, że nic mu tamtej nocy nie wychodziło. Cała trójka nerwowo przestępowała z nogi na nogę za kulisami, nie mogąc uwierzyć w to co działo się na scenie.

- Swoją drogą, to niesamowite – Calum jako pierwszy zabrał głos, z pewnego rodzaju zadumą wpatrując się w kompletnie zdekoncentrowanego blondyna, który sprawiał wrażenie, jakby pierwszy raz znalazł się na tak wielkiej scenie, a ogromny tłum go przytłoczył i zdeprymował.

- Co jest tak niesamowite? Że wyłożył się na piosence, którą gramy od kilku lat, w dodatku takiej, którą sam napisał? - zapytał z kpiną w głosie Ashton, krzyżując ręce na piersi. Hood obejrzał się za siebie, posyłając mu przepełnione litością spojrzenie.

- Nie, idioto – odparł nerwowo, stając w obronie Luke'a i pokręcił głową w geście bezradności nad jego głupotą. Skrzywił się, wywracając teatralnie oczami, bo czasami tak trudno było mu zrozumieć własnych przyjaciół.

- No to co cię tak zafascynowało? - Irwin nie zamierzał zmieniać swojego przedrzeźniającego tonu, nadal ze zniesmaczoną miną obserwując poczynania najmłodszego z nich na scenie.

- No to, że nieprzerwanie od czterech lat ta piosenka jest śpiewana dla niej, mimo że ona sama nie ma o tym bladego pojęcia – wyjaśnił z nutką rozmarzenia w głosie, a krótki uśmiech przemknął przez jego zmęczoną twarz.

- Kogo? - zapytał jak zwykle oderwany od rzeczywistości Michael, przypatrując się im z zaskoczeniem, kiedy obaj pokręcili z dezaprobatą głowami. - No co?

- Z kim ja żyję – mruknął z ciężkim westchnieniem Calum, opuszczając ręce. - O Alex mi chodzi, debilu – sapnął, ale za kulisami było zbyt ciemno, by mógł dostrzec to nagłe poruszenie Ashtona, który nerwowo drgnął.

- Musimy ciągle wracać do osoby, która zniszczyła mu całe życie? - zapytał ostro, podnosząc głos. Brunet zerknął przez ramię, nie do końca pojmując ten niespodziewany wybuch przyjaciela. Zmarszczył pytająco brwi, ale Ash machnął tylko ręką, opierając się bokiem o ścianę.

- Nie rozumiem dlaczego tak cię to irytuje.

- No nie wiem, zastanówmy się – odparł z kpiną, wykrzywiając dziwnie usta. - Może dlatego, że kiedy ty sobie smacznie spałeś, to ja musiałem zastanawiać się, gdzie go szukać, kiedy prawie nieprzytomny kończył w jakimś podejrzanym barze. Może dlatego, że to ja zarywałem noce po to, aby jechać z nim do szpitala, bo nałykał się jakiegoś gówna. I może w końcu dlatego, że to ja siedziałem przy nim dzień i noc, próbując przemówić mu do rozsądku, kiedy chciał ostatecznie ze sobą skończyć – dokończył już nieco spokojnie, widząc przerażone spojrzeniem Caluma, który najwyraźniej pożałował tego, że w ogóle zaczynał ponownie drążyć ten temat. Już dawno żaden z nich nie wracał do tamtych wspomnień, bo wszyscy zgodnie uznali, że skoro Luke'owi udało się z tym uporać, to oni również postarają się wyrzuć z pamięci ten nieprzyjemny, mroczny okres w życiu, który wystawił na ciężką próbę ich karierę i przyjaźń.

- Mnie raczej ciekawi, gdzie on znowu w nocy był, że wygląda jakby wrócił do boksowania – ocenił Michael, chcąc chyba szybko zmienić temat, bo utrzymująca się między nimi niezręczna cisza powoli stawała się nie do zniesienia. Oni wymienili jedynie krótkie spojrzenia między sobą, ale w tej samej chwili Luke skończył grać i wszyscy musieli ponownie wbiec na scenę na ostatni kawałek, dlatego wątpliwości Clifforda pozostały nierozwiane.

Zaraz po zakończonym występie, kiedy się pakowali, atmosfera w garderobie nie była najlepsza. Wszyscy milczeli, nikt na nikogo nie patrzył. Luke w skupieniu chował gitarę do futerału, ale myślami był gdzieś daleko, odrywając się na moment od rzeczywistości. Nie usłyszał nawet własnego telefonu, który zdążył zaalarmować wszystkich dookoła o nowej wiadomości.

- Kim jest tajemnicza A., która najwyraźniej właśnie cię potrzebuje?

Rozbawiony głos Caluma sprowadził go gwałtownie na ziemię. Nerwowo obejrzał się za siebie i bez słowa wyrwał mu komórkę z dłoni. Spojrzał na wyświetlacz, a jego serce zabiło mocniej.

Możesz przyjechać? A.

*

Jest kwadrans po pierwszej i jestem trochę pijana

I potrzebuję cię teraz

Zatrzymał się przed drzwiami jej mieszkania, biorąc głębszy oddech. Nie był przekonany o tym, czy dobrze postępował, ale chęć ujrzenia jej kolejny raz była zbyt silna, by potrafił się jej oprzeć. W tamtej chwili zapomniał już nawet o tym, że nie pojawiła się na koncercie, mimo że zostawił jej na kartce dokładny adres i godzinę, ale jeszcze kiedy byli razem przywykł do tego, że zdarzało jej się dość często z przeróżnych powodów opuszczać jego występy. I choć początkowo mógł odczuwać pewnego rodzaju rozczarowanie, to wraz z otrzymaniem od niej wiadomości, wszelka złość odeszła w niepamięć. Zapukał, a po dłuższej chwili kompletnej ciszy doszły go podejrzane odgłosy wymieszane z kilkoma dość głośno wypowiedzianymi przekleństwami.

- Ja pierd … - Alex otworzyła drzwi, ale gdy tylko go ujrzała momentalnie zamilkła w połowie zdania, gwałtownie się prostując. Otworzyła szerzej oczy, wpatrując się w niego uważnie. Instynktownie podparła się na klamce, dzielnie walcząc z siłami grawitacji. Luke z trudem powstrzymywał cisnący się na usta uśmiech, próbując zachować resztki powagi. Nie mógł uwierzyć, że była pijana. Nagle zmrużyła oczy i uniosła rękę do góry, kierując w jego stronę wskazujący palec. - Jeśli ty jesteś tutaj, to znaczy, że wysłałam tego cholernego smsa? - zapytała, z delikatnie uniesioną brwią przyglądając mu się.

- Tak – odparł z rozbawieniem, a blondynka prawie od razu uderzyła się dłonią w czoło.

- Myślałam, że jednak udało mi to cholerstwo zatrzymać.

- Mogę sobie iść, skoro nie chcesz – oznajmił niepewnie, widząc jej nie do końca zadowoloną minę. Przez kilka sekund wpatrywała się w niego po czym w ten wyjątkowo denerwujący sposób przewróciła oczami i chwyciła go za rękaw bluzy, wciągając do środka. Zrobiła to jednak na tyle nieudolnie, że na moment straciła równowagę i gdyby nie niesamowity refleks Luke'a, wylądowałaby z hukiem na ziemi. Zdążył ją jednak w ostatniej chwili chwycić w pasie, a ona odruchowo zarzuciła ręce na jego szyję. Pozycja w jakiej się znaleźli była wyjątkowo niezręczna. Kiedy uniosła głowę i spojrzała na niego, a drżąca dłoń niepewnie przesuwała się po jego karku, poczuł delikatny dreszcz na plecach. Znowu miał ją w swoich ramionach, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że to już nigdy nie miało być to samo, bo teraz należała do innego. Dokładnie wyczuwał zapach jej perfum, który mieszał się z wonią alkoholu, gdy pochylił się jeszcze bardziej. Miał przez chwilę wrażenie, że czubki ich nosów prawie niezauważalnie musnęły się, ale w tej samej chwili Alex dopadła czkawka. Raptownie przesłoniła dłonią usta i pospiesznie wysunęła się z jego objęcia.

- Jestem – nie dokończyła, bo czknęła po raz drugi. - Żałosna, prawda?

Luke zaśmiał się z rozczuleniem, spoglądając na nią uważnie.

- Może tylko troszkę pijana – odpowiedział, na co ona wydymała usta z naburmuszoną miną i bez słowa powędrowała do kuchni. Odprowadził ją wzrokiem, wciąż chyba nie do końca odnajdując się w całej tej sytuacji. Wszystko działo się tak szybko i już sam nie wiedział, czy było to dobre, ale możliwość przebywania tak blisko niej była dla niego czymś tak niesamowitym, że mimo sporych wątpliwości nie potrafił z tego zrezygnować. Zwłaszcza, że czekał na to tak długo. Nagle zza drzwi doszedł go dźwięk tłuczonego szkła. Bez zastanowienia wbiegł do pomieszczenia, natrafiając na Alex, która usilnie próbowała pozbierać roztrzaskane kawałki z podłogi.

- Nie dość, że żałosna, pijana, to jeszcze ofiara losu – mruczała pod nosem, kompletnie lekkomyślnie, bez żadnej ostrożności wrzucając szkło do kosza. Luke przykucnął przy niej, gwałtownie chwytając jej ręce w nadgarstkach. Zaczerwienionymi oczami spojrzała na niego, a jej rozbiegany wzrok śledził nerwowo jego twarz.

- Zostaw, ja to posprzątam – zabrał w końcu głos, kiedy przedłużająca się cisza powoli zaczynała być niezręczna. Alex nic nie odpowiedziała, tylko raptownie stanęła na nogi, co skończyło się kolejnym zawrotem głowy. Zachwiała się, wpadając wprost w jego ramiona. Znowu w ostatniej chwili udało mu się ją pochwycić. Tym razem wziął ją na ręce, gdy zawiesiła mu się na szyi i uśmiechnął się delikatnie do siebie, kiedy wtuliła policzek w jego klatkę piersiową.

- A wiesz, że przyszłabym na ten koncert, ale za późno znalazłam karteczkę od ciebie.

- Nic się nie stało, przyjdziesz na kolejny.

- Jesteś taki dobry – wychrypiała, zamykając opadające już powieki. - Tylko, że ja teraz mam już Chrisa, więc nie możemy być razem – dodała bełkotliwie, a jedna z jej rąk bezwładnie osunęła się po jego ramieniu.

- Wiem.

Dziewczyna westchnęła tylko ciężko, dlatego bez wahania udał się do jej sypialni. Nogą zwinnie odsunął kołdrę i ostrożnie ułożył ją na łóżku. Kiedy ją przykrywał, otworzyła na moment oczy, przyglądając się mu.

- Zostaniesz? - zapytała cicho, a on wyczuł w jej głosie to rozpaczliwe błaganie. Przez krótką chwilę chciał od razu odmówić, ale gdy jej jasne, błyszczące oczy znowu na niego spojrzały, przysiadł się na brzegu, poprawiając nakrycie.

- Poczekam aż zaśniesz i wtedy pójdę.

Alex posłała mu krótki uśmiech i wtuliła się w miękką poduszkę, zamykając oczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro