2.6. I pośród tłumu odnalazł ją.
- Z Hemmingsem chyba znowu gorzej – stwierdził dość ponuro Ashton, a zaraz po tym w pomieszczeniu rozległ się charakterystyczny dźwięk otwieranej puszki. Luke słysząc swoje nazwisko przystanął momentalnie przed drzwiami jednego z ich hotelowych pokoi, z uwagą przysłuchując się rozmowie przyjaciół. Nie musiał się nawet zbytnio wysilać, bo dyskutowali stosunkowo głośno.
- Czy ja wiem … - Michael od razu poddał wątpliwości tezę Irwina, przeżuwając coś jak zwykle. Blondyn był prawie pewny, że właśnie w tej samej chwili jego obecny współlokator wzruszył obojętnie ramionami, skupiając całą swoją uwagę na spożywanym jedzeniu.
- Coś jest nie tak – upierał się przy swoim najstarszy z nich. Szelest otwieranej paczki chipsów zagłuszył jednak część kolejnej odpowiedzi Clifforda, co Lucas przyjął tylko nieznacznym zmarszczeniem brwi.
- … dlatego może trzeba go zabrać na jakąś porządną imprezę – dokończył z ustami pełnymi jedzenia, siorbiąc pitym przez rurkę napojem. Luke ostentacyjnie wzniósł oczy, nie mogąc zrozumieć, dlaczego wciąż zadawał się z tymi idiotami.
- Może znowu przygrucha sobie jakąś panienkę i odreaguje na niej wszelkie frustracje – powiedział z cichym parsknięciem Ashton, a głośne chrupanie ponownie rozległo się za drzwiami. Z cichym świstem wypuścił powietrze i już miał odejść, zostawiając ich samych z tą stojącą na wysokim poziomie konwersacją, ale wtedy do rozmowy włączył się Calum.
- Ja chyba wiem, o co chodzi – wtrącił nagle, a przez niedomknięte drzwi Luke dojrzał, jak brunet podniósł się z fotela i chwycił kawałek pizzy, która leżała na stoliku przed nim.
- O co? - zapytał jakby od niechcenia Mike, kiedy Hood ponownie zajmował swoje wygodne miejsce na miękkim fotelu, a Luke zmrużył mocniej powieki.
- Bardziej stosowne pytanie to: o kogo?
- W takim razie o kogo – dołączył Ashton z wyraźnym zaciekawieniem w głosie. Calum na krótką chwilę zamilkł, spoglądając z tajemniczym uśmieszkiem na obu przyjaciół.
- No gadaj! Jakaś nowa przyjaciółka? - dopytywał Clifford, a jego sugestywne chrząknięcie, wymieszane z perlistym śmiechem szatyna świadczyło wyłącznie o niedojrzałości obojga. Blondyn opuścił ramiona z bezradności, kręcąc bez przekonania głową.
- Alex – oznajmił spokojnie brunet, a Luke prawie momentalnie wyprostował się, wstrzymując odruchowo powietrze. Z szeroko otwartymi oczami zaczął oddychać nierówno, nieświadomie zaciskając palce w pięści. Nagle doszło go uporczywe kasłanie Ashtona, zupełnie jakby czymś się zakrztusił. Nie miał najmniejszej ochoty dalej słuchać ich mądrości na swój temat, jednocześnie mając dość tego, że tak bezczelnie potrafili obgadywać go za plecami, dlatego biorąc głębszy wdech, bezceremonialnie wszedł do pokoju z szerokim uśmiechem na ustach. Zupełnie tak, jak gdyby nic się nie stało. Cała trójka momentalnie spojrzała w jego stronę, milknąc w jednej chwili. Wymienili ukradkowe spojrzenia, co nie uszło uwadze blondyna, ale postanowił to zignorować.
- Co jest? - zapytał z beztroskim wzruszeniem ramionami i rzucił się na kanapę, tuż obok Michaela. Kiedy żaden nie raczył odpowiedzieć, nadal wpatrując się w niego z zaskoczeniem, wyprostował się i sięgnął po puszkę coli. - Co się stało? - kontynuował, nadal udając, że nie miał bladego pojęcia, dlaczego tak nagle zaczęli się milczeć.
- Nic – odpowiedział nerwowo Ashton, odwracając szybko wzrok, bo wyraźnie nagła obecność blondyna sprawiła, że zaczął zachowywać się co najmniej dziwnie. - Zostawiliśmy ci trochę pizzy, znaj naszą litość – dodał, po czym wstał i bez słowa chwycił puszkę z napojem, opuszczając pokój. Luke podążył za nim zdezorientowanym wzrokiem, chwilę później spoglądając uważnie to na Caluma, to na Michaela. Obaj raczyli go tylko obojętnym wzruszeniem ramion, wbijając nieco przerażone spojrzenia w ekrany swoich telefonów. I już nikt więcej się nie odezwał.
*
Jakiś czas temu, zupełnym przypadkiem odkryła niewielki muzyczny sklepik, ukryty w jednej z mało uczęszczanych alejek, całkiem niedaleko jej mieszkania. Tak bardzo przypominał jej ten, do którego zaglądała w każdej wolnej chwili, mieszkając jeszcze w Sydney. Różnica polegała jednak na tym, że nie było przemiłego starszego pana Johna, ale wiecznie naburmuszona pani Gwen, która zawsze miała pretensje do całego świata. Alex starała się kompletnie nie zwracać uwagi na staruszkę, skupiając się wyłącznie na przekopywaniu kolejnych regałów ze starymi winylami. Kupowanie dawno zapomnianych przez wszystkich płyt było jej małym uzależnieniem, ale nawet nie próbowała z nim walczyć, bo zbyt wielką radość sprawiały jej momenty, kiedy w stertach krążków udawało się odnaleźć jakiś wyjątkowy okaz. Dodatkowo to zajęcie było tak absorbujące i czasochłonne, że kompletnie zapominała o tym, że kolejne dni miała znowu spędzać sama w pustym mieszkaniu. Minęły zaledwie dwie doby od wyjazdu Chrisa, a ona już miała problem z wynajdywaniem kolejnych pomysłów na zabicie wolnego czasu.
- I kto to teraz będzie sprzątał?
Panującą tam błogą ciszę przerwał podniesiony, nieco skrzeczący głos staruszki, który rozległ się po wnętrzu sklepu, powodując że Alex z wrażenia wypuściła trzymaną płytę, a ta z łoskotem upadła na drewnianą podłogę. Nie spodziewała się tego, dlatego tak gwałtownie zareagowała na ten nieoczekiwany hałas, wytrącający ją z głębokiego zamyślenia. Dziewczyna mocniej zacisnęła usta, spoglądając w dół i przymknęła lekko oczy, licząc na to, że nikt nie dostrzegł jej chwilowej nieporadności. Pomyliła się jednak.
- Kolejna! - jęknęła złowrogo podenerwowana kobieta, wskazując na blondynkę i uniosła wysoko ręce, składając je jak do modlitwy. Alex znowu drgnęła z przerażenia i posłała jej tylko krótkie przepraszające spojrzenie, uśmiechając się niepewnie, kiedy staruszka kręciła bezradnie głową. Nie lubiła wchodzić w jakiekolwiek sprzeczki z dość specyficzną właścicielką sklepu, bo najzwyczajniej w świecie bała się jej i tego pełnego zawiści spojrzenia, którym obdarzała praktycznie każdego. Po chwili zerknęła przez niewielką przerwę między regałami na chłopaka, zaciekle walczącego z porozrzucanymi na ziemi winylami, które tworzyły dość sporą, równiutką konstrukcję zanim bezpardonowo w nią nie wszedł, burząc wcześniejszą pracę właścicielki. Kobieta nadal nerwowo spoglądała w jego stronę, kiedy na nowo układał płyty, uderzając niespokojnie długopisem o drewniany blat, a charakterystyczne postukiwanie roznosiło się po starym wnętrzu.
- Biedny – mruknęła do siebie blondynka, ale chyba trochę zbyt głośno.
- Jakiś problem? - zagrzmiała z oddali staruszka, powodując że dziewczyna ponownie zadrżała z przerażenia, kręcąc przecząco głową. Szybko pożałowała tego, że się odezwała, ale było jej go trochę żal, gdyż znalezienie się na czarnej liście staruszki prawdopodobnie nie było niczym przyjemnym. Alex nie była jednak w stanie nawet dostrzec jego twarzy, bo nie dość, że odwrócony był do niej plecami, to jeszcze na głowie nasunięty miał kaptur ciemnej bluzy. Przez moment przyglądała się, jak nieporadnie radził sobie z tym bałaganem, a kiedy jego niewysoka wieżyczka ponownie z niemałym łoskotem runęła, zachichotała cicho i sięgając po wcześniej wybraną płytę, odwróciła się na pięcie, kierując w stronę starego, skrzypiącego biurka, przy którym zasiadała pani Gwen. Zapłaciła i siląc się na kolejny uśmiech, gdy tylko kobieta spojrzała na nią gniewnie zza zsuniętych do połowy nosa okularów, wyszła ze sklepiku.
*
Miał ochotę na chwilę samotności, dlatego wykorzystując wieczór wolny od koncertu, postanowił wybrać się na niedługi, wieczorny spacer po Nowym Jorku. Starał się unikać ruchliwych ulic, aby nie natknąć się przez przypadek na tłumy fanek, które były ostatnią rzeczą, jakiej pragnął w tamtym momencie. Był tak pochłonięty własnymi rozmyślaniami, że nawet nie zauważył jak nieoczekiwanie znalazł się przed schowanym w jakiejś zaciemnionej uliczce antykwariatem muzycznym, który po brzegi wypełniony był wszelkiego rodzaju artykułami związanymi z każdym rodzajem muzyki. Bez zastanowienia wszedł do środka, uważnie rozglądając się na boki, kiedy stara, drewniana podłoga zaskrzypiała pod naporem jego ciała. Spotkało się to z krzywym spojrzeniem starszej kobiety, która siedziała przy biurku, rozwiązując krzyżówki. Przekornie posłał w jej stronę ciepły uśmiech i ruszył wgłąb sklepiku, z podziwem przyglądając się uginającym się półkom. Nagle usłyszał stłumiony dźwięk nadchodzącego smsa i wyjął telefon z kieszeni spodni. Był tak zaaferowany odczytywaniem wiadomości, którą właśnie otrzymał, że zupełnie nie zauważył stojącej pod jednym z regałów sterty płyt. Kompletnie niezamierzenie z pełnym impetem wszedł w nie, robiąc przy tym wyjątkowo hałaśliwy bałagan.
- Kurwa – warknął do siebie i odruchowo przymknął powieki, gdy cała ta wieża rozpadała się. Z delikatnym zawstydzeniem przygryzł wargę i z uniesionymi w obronnym geście rękami spojrzał niepewnie w stronę siedzącej nieopodal kobiety.
- I kto to teraz będzie sprzątał? - krzyknęła donośnie, a on aż drgnął, wykrzywiając usta. Bez słowa zabrał się za porządkowanie zniszczeń, których dokonał, ale prawie w tej samej chwili okropnie zgrzytliwy krzyk staruszki ponownie odbił się od ścian, po tym jak gdzieś za plecami doszedł go kolejny łoskot upadającego na podłogę przedmiotu. Skupił się na układaniu winyli, totalnie ignorując zamieszanie po drugiej stronie sklepu. Po chwili zdał sobie sprawę, że nie było to tak łatwe zadanie, jakby się mogło wcześniej wydawać. Westchnął bezradnie, kiedy ponownie przez przypadek zahaczył rękawem bluzy o niewielki stos i cała jego misterna praca poszła na marne. Usłyszał za sobą cichy, dziewczęcy chichot, gdy kolejny raz wszystko zepsuł, ale nim zdążył się odwrócić, zerkając w stronę, z której dochodził śmiech, dostrzegł jedynie plecy niewysokiej blondynki, stojącej przy prowizorycznej kasie. Zapłaciła za swój zakup i stanowczym krokiem udała się w kierunku wyjścia. On tylko wypuścił ze świstem powietrze, wracając do sprzątania.
*
Bo choć zapomniał o nas świat
Mokrzy od stóp do głów
Nie tracimy nadziei
Kiedy tylko opuściła pomieszczenie, zatrzaskując za sobą sfatygowane, skrzypiące ze starości drzwi, zeskoczyła po kilku betonowych schodkach, wybiegając na brukowany chodnik. Nagle poczuła na nosie kilka kropel i odruchowo zadarła głowę, spoglądając na zachmurzone, wieczorne niebo. Szybko jednak tego pożałowała, bo początkowe kilka kropel w mgnieniu oka przemieniło się w ulewę, której prawdopodobnie nikt się nie spodziewał. Pisnęła w popłochu, naciągając na głowę kaptur kurtki, ale na niewiele się to przydało, bo materiał momentalnie przesiąkł wodą. Rozpadało się tak mocno, że kilka sekund później na brukowanych kostkach zaczęły tworzyć się ogromne kałuże, a ulice zamieniły się w wodne potoki. Woda rozpryskiwała się w każdym możliwym kierunku. Zaułek był wyjątkowo ciemny, rozświetlany wyłącznie wątłym blaskiem lamp ze sklepowych witryn. Alex opuściła głowę i instynktownie sięgnęła ręką do torebki, próbując w jej bezkresnych czeluściach poszukać parasolki. Nie widziała zbyt wiele w tych ciemnościach, dlatego to zadanie sprawiło jej tyle trudności. Po kilku chwilach poszukiwań wreszcie natrafiła dłonią na coś, ale dosłownie w tym samym momencie ktoś podbiegł do niej od tyłu i bez żadnych skrupułów wyrwał jej torbę. Szarpnięcie było na tyle silne i niespodziewane, że momentalnie poczuła przeszywający ból w barku, tracąc kompletnie równowagę. Zachwiała się i z pełnym impetem opadła na chodnik, w ostatniej chwili podpierając się na rękach i ratując tym samym przed boleśniejszym upadkiem. Podrażniona skóra dłoni i kolan momentalnie zaczęła piec, a dziewczyna skrzywiła się tylko z bólu, czując jak materiał spodni nasiąkał zimną, deszczową wodą. Nie miała nawet jak krzyknąć, bo wszystko działo się tak szybko, że na moment straciła kontrolę nad rzeczywistością.
- HEJ!
Głęboki, męski głos rozległ się nad jej głową, przedzierając przez odgłosy ciężkich kropel, które z charakterystycznym stukotem uderzały o chodnikowe płyty i asfalt jezdni. Mimo nieco zamazanego deszczem obrazu, dostrzegła jak wysoki, zakapturzony mężczyzna ruszył biegiem za jej napastnikiem, cały czas wykrzykując jakieś niezrozumiałe dla niej słowa. W pewnej chwili zarysy obu postaci zniknęły jej z oczu, a ona zacisnęła z całej siły powieki, bezwładnie uginając ręce w łokciach i chowając twarz w mokrych, przemarzniętych dłoniach. Chłód powoli zaczynał jej doskwierać, a lepiące się do zziębniętego ciała mokre ubrania tylko potęgowały to nieprzyjemne uczucie. Jęknęła cicho, wykrzywiając usta w bólu, gdy spróbowała podnieść się z tonącego w wodzie chodnika.
- Aua! - syknęła żałośnie, starając się nie myśleć o uciążliwym bólu. Drażniący chlupot wody, który roznosił się po okolicy, zaczynał coraz bardziej ją irytować. Przekręciła głowę w bok, policzek opierając na zewnętrznej stronie dłoni i wbiła beznamiętny wzrok w rozpryskujące się coraz intensywniej w kałużach krople deszczu.
- Wszystko w porządku? Nic ci się nie stało? - zapytał niespodziewanie z wyraźną troską w głosie nieznajomy, który właśnie przykucnął tuż przed nią. Poczuła nagle jego dłoń na ramieniu. - Dasz radę wstać? - objął ją drugą ręką i najdelikatniej jak było to tylko możliwe pomógł podnieść się z ziemi.
- Nic mi nie jest – mruknęła niewyraźnie, ale nie była pewna czy jej osłabiony głos przebił się przez szum wody. Powoli podniosła głowę i pustym wzrokiem spojrzała na znajdującego się naprzeciw mężczyznę. Początkowo nie widziała zupełnie nic, jedynie ciemne, niewiele mówiące kształty. Dopiero kiedy lekko się poruszył, a jego zroszona wodą twarz została oświetlona nikłym blaskiem lamp, zamarła. Spod przemoczonego kaptura wystawały kosmyki jego jasnych włosów, przylepione do wilgotnego czoła. Jasne oczy błysnęły w świetle, a lekko zaczerwieniony z zimna nos drgnął nieznacznie. Cały czas zaciekle mrużył powieki, kiedy spore krople deszczu opadały na jego twarz. Nieświadomie jej drżące już teraz nie tylko z chłodu usta rozchyliły się, bo z każdą upływającą sekundą miała wrażenie, że zaczyna brakować jej tchu. Oddech stał się wyjątkowo ciężki i nierówny, a serce biło tak mocno, że mimo głośnego pluskania wody, doskonale wyczuwała każde jego szaleńcze uderzenie. Cisnące się do oczu łzy momentalnie zostały wymieszane z skapującymi z włosów kroplami wody, a policzki pokryły się delikatnym odcieniem różu. Całe jej ciało trzęsło się tak mocno, że w pewnej chwili przestała już nawet walczyć z tym odruchem. Instynktownie jedna z jej dłoni uniosła się, z niesamowitą delikatnością i ostrożnością dotykając jego mokrego policzka.
- To ty – wyspała z trudem, a jej rozbiegany wzrok ani na moment nie oderwał się od jego twarzy. Bała się nawet zamrugać, aby przypadkiem to wszystko nie okazało się tylko pięknym snem, albo wytworem jej dość mocno nadszarpniętej wyobraźni. Kiedy tylko opuszki drżących palców zetknęły się z ciepłą skórą, aż zachłysnęła się powietrzem, niespokojnie robiąc kolejny wdech.
W tej jednej chwili wszystko tak nagle przestało mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie. I znowu, nawet jeśli miało to trwać zaledwie ułamek sekundy, krótki moment, mrugnięcie oka, zaczął liczyć się tylko on.
*
Zagubioną i niepewną
Odnalazłeś mnie, odnalazłeś mnie
To był bezwarunkowy odruch. Kiedy tylko dostrzegł, jak tej dziewczynie została wyrwana torebka, bez zastanowienia rzucił się w pogoń za złodziejem. Każdy jego ruch, słowo, gest były wykonywane totalnie instynktownie, jakby każdą czynność robił podświadomie, niezależnie od własnej woli. Ulewa przybierała na sile, ale czuł, że musiał jej pomóc, mimo że nie miał pojęcia, kim była. Zaraz po tym, jak udało mu się odzyskać jej własność, zawrócił w ten ciemny zaułek, zastając dziewczynę skuloną w kałuży wody. Ukucnął i niepewnie chwycił ją, pomagając podnieść się z ziemi. Jej wątłe ciało ledwo utrzymywało się w pionie, a opuszczona głowa kołysała się bezwładnie na boki. W końcu jednak zebrała w sobie na tyle siły, aby na niego spojrzeć. I wtedy cały jego świat niebezpiecznie zawirował. Z niedowierzaniem przyglądał się pokrytej spływającymi z włosów kroplami deszczu twarzy, nie potrafiąc wydusić z siebie nawet jednego słowa.
- To ty – wyszeptała tak dobrze znanym mu głosem, który każdej nocy nawiedzał go we śnie. Jej jasne, pełne blasku oczy uważnie mu się przypatrywały, kiedy swoją dłonią dotykała jego policzka. Zadrżał, odurzony jej troskliwym dotykiem. I nadal nie potrafił uwierzyć, że ponownie trzymał ją w swoich ramionach, że była tak blisko, że znowu uśmiechała się do niego.
- Alex – wymruczał z nutką niepewności, nie będąc przekonanym, czy czasami nie była wyłącznie efektem jego marzeń. Jednak kiedy jej niewielka, drżąca dłoń przylgnęła bardziej stanowczo do jego policzka, był już prawie przekonany, że nie mogło mu się to jedynie śnić. W jej oczach również to dostrzegł. Kiedy początkowe zagubienie i to przeogromne wahanie wraz z tym jednym czułym dotykiem przeistoczyły się w nieugiętą pewność i przekonanie, że to co właśnie się w tym ciemnym zaułku działo było prawdziwe. Nie panował nad własnym ciałem, dlatego unoszące się delikatnie kąciki ust były kompletnie pozbawione jakiejkolwiek kontroli. Podświadomie przybliżył się do niej jeszcze bardziej, tak że ich czoła praktycznie się zetknęły. Rozemocjonowanym wzrokiem wodził po mokrej, lekko zaczerwienionej twarzy, gdy jej ciepły oddech owiał subtelnie jego wargi. Ponownie zadrżał, spoglądając prosto w błyszczące, przestraszone oczy dziewczyny. - Obiecałem, że kiedyś cię znajdę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro