Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.22. I nawet w bajkach każda magia miała swoją cenę. (cz.I)

Powiedz coś

Rezygnuję z ciebie

Zagryzła rozgorączkowana usta, kiedy tylko poczuła jak znajdujący się w kieszeni żakietu telefon zaczął uciążliwie wibrować. Rozejrzała się z wymuszonym uśmiechem po zgromadzonych w sali konferencyjnej ludziach, próbując zignorować rozpraszające brzęczenie. Miała cichą nadzieję, że po kilku kolejnych sygnałach niecierpliwa osoba, która tak usilnie starała się z nią skontaktować, w końcu sobie odpuści, ale połączenie wciąż trwało. Z lekko zawstydzonym spojrzeniem przeprosiła wszystkich i wybiegła na zewnątrz.

- Luke? - wyszeptała, konspiracyjnie zakrywając dłonią usta, jakby bała się, że ktoś mógł ją podsłuchiwać. - Mam teraz bardzo ważne spotkanie, oddzwonię pó …

- Alex, możesz przyjechać? - przerwał jej momentalnie, a jego zachrypnięty, ściszony głos nie zwiastował niczego dobrego. - Błagam.

- Będę za dwie godziny w domu – odparła, spoglądając na zegarek, który wisiał w holu nad recepcją.

- To za późno – mruknął niewyraźnie, a w słuchawce rozległ się dziwny dźwięk, jakby coś na siłę próbował przełknąć.

- Nie mogę teraz wyjść. Co się dzieje? - zapytała z rozdrażnieniem, mocniej zaciskając palce na telefonie. Była trochę zła, bo przecież on doskonale wiedział o tym, jak wielkie znaczenie dla niej miało to zebranie.

- Nie wiem, przyjedziesz? - dopytywał wciąż, z pewną ignorancją podchodząc do tego, co starała mu się przekazać. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że od samego początku jego głos nie brzmiał normalnie. Był czymś wyraźnie przerażony. - Mówiłaś, że zawsze mogę do ciebie zadzwonić – dodał, a ona poczuła nieprzyjemny, zimny dreszcz na plecach.

Od pewnego czasu jego stan zdawał się wracać do normy, pozwalając jej na chwilę zapomnieć o tym, że miewał problemy. Wszystko wydawało się układać, dlatego zwiększona troska o jego zdrowie odeszła na drugi plan. Miała nadzieję, że powoli udawało mu się odzyskać kontrolę nad własnym życiem, zapominając o tym, co działo się w przeszłości. Kilka chwil złudnego szczęścia dało jej poczucie stabilności i poczucia bezpieczeństwa, sprawiając że całkowicie zbagatelizowała to, że mimo stwarzanych pozorów równowagi on wciąż walczył z poważną chorobą. Zaślepiona jego dobrym humorem zatraciła się w tym fałszywym obrazku. Powinna przecież wiedzieć, że wystarczyła chwila nieuwagi, aby cały ten sielski nastrój runął jak domek z kart na wietrze.

- Gdzie jesteś? - spytała.

- Alex, przyjedź – powtórzył, kolejny raz nie reagując na jej słowa. Nagle w słuchawce rozległ się niegłośny brzęk, gdy coś upadło na podłogę i rozsypało się. Luke zaklął pod nosem, a ona ze strachem otworzyła szerzej oczy i tracąc już kontrolę nad własnym oddechem, zaczęła biec w stronę wyjścia. Po drodze zostawiła tylko w recepcji informację, że pilnie musi wyjść i przestała już dbać o to, co mieli pomyśleć o niej czekający w sali ludzie.

- Jesteś tam? - zapytała zdyszana, wbiegając na parking. Nerwowo zaczęła przeszukiwać torebkę, by odnaleźć klucze do samochodu, ale z każdą mijającą sekundą jej poirytowanie wzrastało, uniemożliwiając odszukanie zguby. W końcu wyrzuciła całą zawartość na chodnik, wciąż wyczekując na odpowiedź chłopaka, która po kilku nawoływaniach nie nadchodziła. Cisza po drugiej stronie stawała się coraz bardziej złowieszcza. Zrobiło jej się niedobrze, a lekki zawrót głowy sprawił, że na moment usiadła na krawężniku, pochylając się do przodu. Wzięła kilka głębszych oddechów, uciskając z całej siły pulsujące z bólu skronie.

- Naprawdę nie chciałem tego robić – zaczął się jąkać, a ona miała wrażenie, że rozmawiała z kimś zupełnie obcym, nie rozpoznając już nawet jego słabnącego głosu. - Ale było mi tak źle, nie chciałem się tak czuć – dodał jeszcze ciszej, brzmiąc jak mały, zagubiony chłopiec, który próbował się tłumaczyć ze swojego złego uczynku.

- Musisz mi obiecać, że do mojego przyjazdu już niczego nie weźmiesz, rozumiesz? - poprosiła błagalnie, a jej drżący głos zdradzał cały strach i przerażenie, jakie w niej drzemały. Nie potrafiła już nad tym panować. Jakiś podstępny, szepczący głosik w jej głowie powodował, że odczuwała coraz silniejszy ucisk w brzuchu. - Luke, słyszysz mnie? - ponowiła pytanie, kiedy kolejny raz nie raczył odpowiedzieć. Słyszała jednak jego ciężki oddech.

- Ale to w ogóle mi nie pomaga.

- Zaraz będę, po prostu obiecaj mi, że nigdzie nie będziesz się ruszał, dobrze?

- Dobrze – odpowiedział bez przekonania, po czym w słuchawce rozległ się brzęk rozbijanego szkła, a później dało się tylko słyszeć uciążliwy sygnał rozłączanego połączenia. Bez namysłu chwyciła odnalezione kluczyki i wsiadła do samochodu, w pośpiechu kierując się do jego mieszkania. Starała się w ogóle nie myśleć, skupiając całą uwagę wyłącznie na drodze, ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że tym razem wszystko miało być inaczej. Że tym razem to było coś poważnego, z czym nie umiała walczyć, czego nie potrafiła okiełznać, a co nie do końca świadomie niszczyło także i ją.

*

Wpadła do mieszkania, trzaskając niezamierzenie drzwiami. Pierwszą rzeczą jaka rzuciła jej się w oczy była stojąca w rogu komoda z pootwieranymi szufladami i rozrzuconymi po panelach zmiętymi kartkami. Po drugiej stronie, obok fragmentów roztrzaskanego lustra dostrzegła jego gitarę z naderwanymi strunami i połamanym gryfem. Nie była nawet świadoma tego, że w tym samym momencie wstrzymała oddech, zamierając w totalnym osłupieniu. Kolana się pod nią ugięły i to był właśnie ten moment, w którym jej wcześniejsze znikome opanowanie przestało istnieć. Jedna, niewielka łza potoczyła się po policzku, będąc jedynie preludium do tego, co miało wydarzyć się później.

Odrzucając torebkę na ziemię w przedpokoju, wbiegła do środka, z szaleńczo bijącym sercem nawołując Luke'a. Odpowiadała jej jednak wyłącznie niczym niemącona cisza. Podniosła głos, ale nawet to na niewiele się zdało, bo echo jej słów odbijało się od ceglastych murów. Zaglądała do każdego pomieszczenia, ale dopiero na samym końcu, w niewielkiej łazience dostrzegła skulonego pod ścianą blondyna. Na głowę schowaną między kolanami naciągnięty miał kaptur czarnej bluzy. Z pewnego rodzaju ulgą wypuściła powietrze, opuszczając bezradnie ramiona. Zrzuciła z siebie kurtkę i podeszła do niego, przykucając tuż obok. Na brzegu wanny dostrzegła otwartą fiolkę z tabletkami, a pod kaloryfer wturlała się pusta butelka po wódce. Alex z przerażeniem rozejrzała się dookoła, a jasne oczy ponownie zalśniły łzami. Kiedy tylko jej ręka spoczęła na ramieniu blondyna, drgnął nieznacznie, unosząc głowę. Jego pełne lęku, zagubione spojrzenie uważnie ją obserwowało. Zsiniałe usta drżały niespokojnie, a oddech wydawał się być wyjątkowo ciężki i nierówny.

- Już dobrze, jestem tutaj – powiedziała uspokajającym tonem, chwytając w dłonie twarz chłopaka. Zsunęła kaptur, gdy opuszki drugiej ręki zaczęły delikatnie gładzić jego policzek. Błękitne dotąd tęczówki wydawały się lekko poszarzałe, a oklapnięte włosy kleiły się do spoconego czoła. Był rozpalony, a jego nieobecny wzrok gorączkowo zataczał kółka, beznamiętnie rozglądając się na boki. - Luke, powiedz coś! - poprosiła błagalnie z ogromną bezradnością w roztrzęsionym głosie, potrząsając stanowczo całym jego bezwładnym ciałem, jakby to miało w czymś pomóc. On jednak wciąż pozostawał niewzruszony, lawirując w swoim własnym świecie, do którego nikt nie miał dostępu. Nachyliła się i złożyła czuły pocałunek na zimnych ustach, a słone łzy nadal z niesamowitą intensywnością spływały po jej rumianej twarzy.

Nic to jednak nie dało.

Pogłębiła to niedługie zbliżenie, ale skutek okazał się być równie znikomy jak poprzednim razem. Nie reagował, a jego pozbawione blasku oczy wbite były w jakiś nieokreślony punkt, całkowicie ignorując jej obecność.

- Nie mogę już dłużej patrzeć na to co ze sobą robisz – odparła po chwili, dławiąc się własnymi łzami. Opuściła nieporadnie ręce, które swobodnie zsunęły się na jej kolana. Nie miała już siły, by z nim walczyć.

- To nie patrz – odezwał się wreszcie, powodując że ze strachu aż podskoczyła, momentalnie na niego spoglądając. - Nikt nie każe ci tutaj siedzieć.

Zacisnęła mocniej usta, a kilka kolejnych krople potoczyło się po policzku. Wydawało jej się, że patrzy na kompletnie obcego faceta, nie potrafiąc znaleźć nawet małej cząstki jej dawnego Luke'a. Nie był sobą, a to przerażało ją najbardziej. Była gotowa mu pomóc, poświęciłaby dla niego wszystko, ale w tamtej chwili wiedziała, że on tej pomocy nie chciał. Mrożący wzrok chłopaka sprawił, że znowu poczuła lodowaty dreszcz na plecach, odruchowo kuląc się w obronnym geście.

- Wiem, że gdzieś tam głęboko wciąż jest ten prawdziwy Luke – wyszeptała cicho, a on niespodziewanie wpadł w szaleńczy śmiech. Zaczęła się bać jeszcze bardziej, choć podświadomie czuła, że przecież nie mógł zrobić jej krzywdy. Nie on.

- To jest prawdziwy Luke – odpowiedział głośno, rozkładając szeroko ręce i zaprezentował się w całej okazałości. - Luke wariat.

- Nie mów tak – wysapała, kolejny raz czując, jak traci oddech. - To nie prawda. Jeszcze wszystko może być normalnie. Musimy tylko spróbować.

- Normalnie? - wychwycił przypadkowe słowo, a ona w tym samym momencie zdała sobie sprawę z tego, jak wielki błąd popełniła. - Chcesz normalnego życie, to wracaj sobie do swojego ukochanego Chrisa – warknął tonem, który pełen był jadu i złośliwości.

- Chcę ci pomóc.

- Więc idź sobie stąd – polecił, a ona czuła, że jego zachowanie było jedynie wynikiem działania alkoholu i leków, bo przecież jej Luke był inny. Załkała ponownie, ocierając wierzchem dłoni twarz, gdy obraz przed oczami stawał się coraz bardziej niewyraźny. Mimo wszystko zbliżyła się do niego, próbując objąć go swoimi ramionami.

- Pozwól mi pomóc.

- Nie chcę twojej pomocy.

- Przecież prawie nam się udało – zaczęła, niepewnie wysuwając w jego stronę dłoń. Dotknęła nią ramienia, wyczuwając jak zadrżał. I kiedy już myślała, że jego stan uległ zmienia, że powoli wracał do siebie, on znowu roześmiał się histerycznie.

- Widzę, jak się mnie brzydzisz – wyznał z niesmakiem, rzucając jej jedno, przepełnione zawiścią spojrzenie. Z wrażenia otworzyła szerzej oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. Bez zastanowienia sięgnęła ręką jego policzka.

- Luke ...

- Wynoś się! - krzyknął, odtrącając ją. Kiedy zrobił dość spory zamach, zupełnie niezamierzenie jego dłoń uderzyła ją w twarz, a wyjątkowo nieprzyjemny dźwięk rozległ się w niewielkim pomieszczeniu. Z łoskotem, rażona siłą jego uderzenia poleciała na ścianę, dość mocno obijając sobie plecy.

Nagle oboje zamarli, wpatrując się w siebie z przerażeniem. Bez problemu dało się słyszeć ich szaleńcze oddechy i bardziej gwałtowne uderzenia serc. Ta cisza trwała zaledwie krótką chwilę, choć dla nich zdawała się być bezkresną wiecznością, w której bezpowrotnie zawaliły się ich światy.

Luke zakrył usta dłonią i bez słowa podniósł się z podłogi, wybiegając z mieszkania.

I żadne z nich nie zdawało sobie w tamtej chwili sprawy z tego, że nie powinni pozwolić na to, aby drzwi zamknęły się z przeraźliwym trzaskiem. Nie byli świadomi tego, że Alex powinna zrobić wszystko, aby go zatrzymać, a on powinien zrobić wszystko, aby zawrócić.

Ale wtedy jeszcze o tym nie wiedzieli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro