Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.19. Odtąd mogła być jego.

Mógłbym być twoją perfekcyjną klęską

Kiedy tylko uniosła rękę, by zapukać do drzwi, ogarnęły ją ogromne wątpliwości. Wiedziała, że to co wydarzyło się dwa dni wcześniej nigdy nie powinno mieć miejsca, a mimo to wciąż nieustannie wracała do niego. Nie była gotowa na to, by ponownie pojawił się w jej idealnie poukładanym świecie, dlatego to wszystko wydawało się być tak trudne i skomplikowane. I gdy wydawało się, że poradziła sobie ze wspomnieniami, los postawił go na jej drodze, poddając wątpliwości każdą podjętą przez nią decyzję. Jednocześnie coś nadal pchało ją w jego stronę, nie pozwalając mu odejść po raz drugi.

Weszła do środka po tym, jak nie reagował na pukanie. Nie było go nigdzie, ale firanka powiewała w otwartym oknie, przez które do mieszkania wpadało mroźne, zimowe powietrze. Bez zastanowienia ruszała na dach. Wspięła się po metalowych schodkach, kolejny raz zamierając z przerażenia, kiedy dostrzegła spacerującego wzdłuż krawędzi chłopaka. Wstrzymała na moment oddech, obserwując jak leniwie stawiał kroki na betonowym murku. Pisnęła przeraźliwie, gdy w pewnej chwili zachwiał się, tracąc równowagę. Raptownie podniósł głowę i z wymalowanym na ustach uśmieszkiem spojrzał na nią.

- Wciąż uważasz, że byłbym w stanie skoczyć? - zapytał z uniesioną zadziornie brwią, wyczekując jej reakcji. Alex przewróciła oczami i nerwowo skrzyżowała ręce, obdarzając go pełnym wściekłości spojrzeniem. Milczała. - Znam lepsze sposoby.

- Ale to jest niebezpieczne! - podniosła głos, machając nerwowo rękami. Z pełną świadomością zignorowała jego ostatnią uwagę. Była na niego wściekła, a on najwyraźniej dobrze się bawił. - Po co ta cała szopka?

- Podejdź tu! - zaproponował po chwili z niesamowitym entuzjazmem w głosie i wysunął w jej stronę otwartą dłoń.

- Nie – zaoponowała momentalnie, kręcąc głową i odruchowo zrobiła krok w tył. Luke uśmiechnął się z pobłażaniem.

- No chodź – nalegał, gestem ręki zapraszając ją bliżej.

- Nie!

- Alex – westchnął ciężko i opuścił z bezradności wzrok. - Znowu tchórzysz?

- Znowu? - zapytała oburzona i mocniej zmarszczyła czoło, a kąciki jego ust drgnęły, bo najwyraźniej celowo próbował podrażnić jej ambicję.

- Po prostu tu podejdź – poprosił zdecydowanie ciszej, gdy jego wysunięta ręka wciąż oczekiwała dziewczyny.

- Chyba zwariowałeś, jeśli sądzisz, że tam do ciebie podejdę – odparła obruszona, unosząc z obrażoną miną głowę. Prychnęła nieznacznie, postukując dość sugestywnie stopą.

- Tak, jestem wariatem – przyznał bez ogródek, a radosny do tej pory ton jego głosu momentalnie uległ zmianie. Zerknęła na niego niepewnie, dostrzegając jak odwracał się do niej plecami, ponownie spoglądając w kierunku rozpościerającej się u jego stóp panoramy miasta. Przymknęła na moment oczy i biorąc głębszy oddech, ruszyła powoli w jego stronę. Lęk wysokości był jedną z jej największych obaw, ale gdzieś głęboko w podświadomości czuła, że tym razem nie miała czego się bać. Z szaleńczo bijącym sercem zatrzymała się tuż obok niego i unosząc lekko drżącą z przerażenia rękę, sięgnęła po jego dłoń. Kurczowo zacisnęła palce, a w tej samej chwili on na nią spojrzał. Odwzajemniła krótkie, nieme spojrzenie i oddychając ciężko, z jego niemałą pomocą wspięła się na murek.

- O Boże! - wyrwało się z jej ust, gdy ujrzała przed sobą bezkres migoczących świateł miasta. Instynktownie wycofała się, ale Luke od razu objął ją ręką w pasie i nie pozwolił zeskoczyć. Miała wrażenie, że zaczynało brakować jej tchu, bo z wielkim trudem przychodziło jej łapanie kolejnych haustów powietrza, ale kiedy tylko poczuła jak jego dłoń troskliwie przesuwała się po jej plecach, powoli odzyskiwała kontrolę nad ciałem. Szeroko otwartymi oczami, pełnymi strachu i przerażenia spojrzała w bok, natrafiając na uśmiechnięte oblicze chłopaka. Przełknęła nerwowo ślinę, rozchylając mocniej usta. Nieświadomie wbijała coraz głębiej paznokcie w jego rękę, ale nie była w stanie go puścić. Nie potrafiła skupić się na niczym innym poza faktem, aby rozpaczliwie mocno trzymać się go. Kolejny potężny dreszcze wstrząsnął nią, kiedy chłopak chwycił ją bardziej zdecydowanie i starając się nie wykonywać zbyt gwałtownych ruchów, przesunął ją bliżej i pozwolił stanąć przed sobą.

- Ufasz mi? - zapytał niespodziewanie i tak cicho, że gdyby nie szeptał jej tego prosto do ucha, to z pewnością nie wyłapałaby jego słów w gwarnym szumie ulicy pod ich stopami. Potrząsnęła przecząco głową, nie wydając z siebie nawet jednego dźwięku. Luke zaśmiał się. Znów zachłysnęła się powietrzem, zaciskając z całej siły powieki. Nie była w stanie ich otworzyć, mimo że czuła za sobą ciągłą obecność blondyna. Uświadomiła sobie nagle, że nie była już pewna, co tak naprawdę powodowało to natarczywe drżenie jej ciała, strach czy bliskość Hemmingsa, który z każdą upływającą sekundą zdawał się obejmować ją coraz silniej.

- Jak spadnę, to będę straszyć cię po nocach – wysapała, z trudem panując nad świszczącym oddechem. Sarkazmem próbowała zagłuszyć dudniący w głowie strach. Jej drżące palce intensywnie zaciskały się na jego przedramionach, gdy znowu delikatnie się poruszył, przyprawiając ją o kolejne mocniejsze bicie serca.

- Otwórz oczy – poprosił, opierając brodę na jej ramieniu.

- Skąd wiesz, że są zamknięte?

- A nie są? - odparł pytaniem na pytanie, cicho podśmiewając się pod nosem.

- Są – odpowiedziała z pełną szczerością, a jej dłoń zsunęła się niżej, łącząc się w szczelnym uścisku z jego ręką. Gdy tylko poczuła, jak przemarznięte palce objęły ją troskliwie, z ogromną dozą niepewności uchyliła jedną z powiek. Szybko ją jednak zamknęła i mocniej wtuliła w Luke'a, przylegając plecami do jego klatki piersiowej. Ten lęk był zdecydowanie większy, niż mogła wcześniej przypuszczać i mimo jego wsparcia, nadal nie była w stanie zapanować nad strachem.

- Nie bój się – szepnął czule, a jego ciepły oddech owiał odkrytą część jej szyi, sprawiając że znowu zadrżała. - Obiecuję, że cię nie puszczę.

- Luke ...

- Nigdy cię nie puszczę – zapewnił ponownie, a jego zmarznięty policzek otarł się o rozpaloną z emocji twarz dziewczyny. Nie była pewna do czego odnosiła się ta jego krótka obietnica, którą z niesamowitą pewnością i przekonaniem właśnie złożył, ale w tamtej chwili jej myśli skupione były wyłącznie na tym, aby mocno się go trzymać. Nic innego się nie liczyło.

- Chyba oszalałam – wymruczała, po czym z przeogromnym wahaniem odważyła się na uniesienie powiek. Jej oczom ukazał się nocny krajobraz miasta, który czarował swoim pięknem. Gdy poczuła na rozgrzanej twarzy powiew mroźnego powietrza, który delikatnie wprawiał w ruch końcówki jej włosów, odetchnęła głęboko. Napięte do granic możliwości mięśnie powolutku zaczynały się rozluźniać. Na niedługą chwilę zapomniała o wszystkim, co ostatnio działo się w jej życiu i pozwoliła zmysłom na moment wytchnienia. Kiedy rześki podmuch wiatru kolejny raz w nią uderzył, niosąc ze sobą niesamowite ukojenie, zrozumiała chyba, dlaczego Luke uwielbiał tak bardzo igrać z losem. U ich stóp spowity w ciemności był cały świat i tylko od nich zależało, jaki miał być kolejny ruch.

- Tutaj niektóre problemy stają się trochę bardziej błahe, nie sądzisz? Jeden nieodpowiedni krok i może cię już nie być.

- Chyba tak – przytaknęła i choć nadal jej strach był ogromny, to miała już pewność, że nic złego nie mogło się przytrafić. Odwróciła się za siebie, napotykając na jego roziskrzone, błękitne spojrzenie, które od jakiegoś czasu uważnie ją lustrowało. Miał zaczerwienione z zimna policzki i czubek nosa.

- A teraz mi ufasz? - ponowił pytanie, a ona bez zastanowienia skinęła głową, wciąż z zamiłowaniem wpatrując się w niego. Gdy w policzku dostrzegła zarys niewielkiego wgłębienia, przymknęła na krótki moment oczy i mocniej zacisnęła drżące usta. Obiema rękami objął ją w pasie i zrobił niewielki krok do przodu, popychając ją w kierunku krawędzi. Wbiła znów paznokcie w jego dłonie, ale tym razem już nie zamierzała tak gorączkowo protestować. Odruchowo wstrzymała oddech, gdy napór jego ciała stał się zdecydowanie mocniejszy i pochylił ją nieco bardziej. Jej stopy w połowie nie dotykały już stabilnego podłoża, wystając poza krawędź murowanego ogrodzenia, a mimo to cały wcześniejszy strach jakby odszedł w niepamięć. Liczyli się tylko oni.

*

- Naprawdę chciałbyś zapomnieć o tym wszystkim? – zapytała po dłuższej chwili ciszy, gdy oboje z opuszczonymi nogami, które delikatnie bujały się w powietrzu, siedzieli oparci o siebie na skraju murku, kilkadziesiąt metrów nad rozświetloną ulicą Nowego Jorku. Luke spojrzał na nią i zmarszczył lekko brwi, chyba nie do końca mając pojęcie, co miała na myśli. - Chciałbym obudzić się z amnezją, zapomnieć te wszystkie głupie drobnostki – niepewnie zanuciła mu fragment piosenki, którą na koncercie dla mnie zaśpiewał. Westchnął cicho.

- Czasami – bąknął niewyraźnie i odwracając się od niej, sięgnął do kieszeni kurtki, wyjmując z niej paczkę papierosów. Chciał ją poczęstować, ale od razu odmówiła. Podparła się na dłoniach i spojrzała przed siebie. Jego odpowiedź spowodowała, że odczuła lekkie ukłucie w sercu, ale nie mogła mu mieć tego za złe. Miał przecież pełne prawo do tego, aby ruszyć dalej, bez ciągłego spoglądania za siebie, tak samo jak ona to zrobiła, układając swoje życie od nowa.

- Kiedyś ci się to udało? - Alex znowu się odezwała, spoglądając jak nieporadnie radził sobie z odpaleniem papierosa, gdy wiatr cały czas gasił płomień zapalniczki. Przestał na chwilę i ironicznie parsknął śmiechem, rzucając jej krótkie spojrzenie.

- A jak myślisz? - mruknął z papierosem między ustami i kolejny raz wrócił do próby odpalenia go. W końcu mu się udało. Siwy dymek rozproszył się w powietrzu, gdy odchylił lekko głowę i zaciągnął się tą zabójczą trucizną. - Pewnie gdybym potrafił cię znienawidzić, to wszystko byłoby prostsze.

- Przepraszam.

- Za co? - spytał przekornie, uśmiechając się z kpiną.

- Za wszystko – wyjaśniła cicho, opuszczając ze wstydem głowę. - Chciałabym, żebyś był szczęśliwy.

Luke nie odpowiedział, ponownie delektując się kojącą dawką nikotyny. Zadarł głowę, spoglądając obojętnie na ciemne niebo. Alex przypatrywała się jego bladej twarzy, zdając sobie całkowicie sprawę z tego, że była jedynym powodem jego załamania. Jej odejście zmieniło całe jego życie w piekło i to wszystko dlatego, że miała nadzieję, iż pozwalając mu odejść, robiła coś dobrego.

- Alex, naprawdę nie musisz się mną przejmować – zabrał w końcu głos. - I nie patrz tak na mnie – dodał z rozbawieniem, wciąż trwając w tej samej pozycji i nawet na nią nie zerkając. Potrząsnęła lekko głową z niemałym zakłopotaniem. - Jeśli to cię uspokoi, to bywały chwile, kiedy czułem się szczęśliwy. Nawet całkiem niedawno.

- Och – wymsknęło się z jej ust, bo doskonale zdawała sobie sprawę, o czym mówił. - Nie powinniśmy nigdy do tego dopuścić – powiedziała jakby łamiącym się z nadmiaru emocji głosem, a on w tej samej chwili na nią spojrzał. Uważnie wodził pustym wzrokiem po jej twarzy, ale kompletnie niczego nie była w stanie odczytać z tego spojrzenia.

- Zgadzam się – przyznał jej rację, przytakując z uznaniem. Początkowo jego reakcja kompletnie ją zaskoczyła, bo gdzieś podświadomie nawinie i nieco samolubnie wierzyła, że zaprzeczy jej słowom. Starała się ukryć to niewielkie rozczarowanie, gdy ich spojrzenia na nowo się skrzyżowały. I choć walczyła, to z tak wielkim trudem przychodziło jej kontrolowanie się w jego obecności.

- Będę już szła – oznajmiła w końcu i przekładając zwinnie nogi przez murek, zeskoczyła na ziemię. Poprawiła spód kurtki, który nieznacznie się podwinął i spoglądając na niego przez ramię ostatni raz, skierowała się w stronę zejścia z dachu. Nienawidziła siebie za to, że przez własne niezdecydowanie raniła tak wiele osób. Z opuszczoną głową i schowanymi do kieszeni dłońmi powoli stawiała każdy krok, gdy w pewnej chwili poczuła szarpnięcie w łokciu i nim się zorientowała, stała już twarzą w twarz z blondynem. Był tak blisko, że z niezwykłą intensywnością czuła zapach papierosów i jego ciepły oddech na policzku.

- Zgadzam się z tym, że nigdy nie powinniśmy dopuścić do tego, nigdy nie powinienem pozwolić ci odejść – stwierdził stanowczo, obejmując dłońmi jej policzki. Pochylił się jeszcze mocniej, aż ich czoła delikatnie się zetknęły. Opuszkami palców gładził zaróżowiałą skórę, powodując przyjemny dreszcz, który przebiegł wzdłuż jej pleców. Gdy przyciągnął ją zdecydowanie bliżej siebie, sprawiając że na nowo zaczęła odczuwać ciepło jego ciała, przymknęła oczy i nie do końca świadomie zaczęła rozkoszować się tą krótką chwilą ukojenia. - I nigdy nie chciałbym o tobie zapomnieć, bo byłaś wszystkim. Bo jesteś wszystkim.

- Luke – wysapała niespokojnie, gdy zbliżył się jeszcze bardziej. Tak ciężko było jej oddychać, a bijące w zastraszającym tempie serce jeszcze bardziej uniemożliwiało złapanie tchu. Gdy musnął górną wargę, poczuła jak kolana się pod nią ugięły. Jeden, praktycznie niewyczuwalny dotyk ust sprawił, że wszystko wokoło zawirowało, kolejny już raz przewracając całe jej życie do góry nogami.

- Zrobiłbym wszystko, żeby tylko cofnąć czas – przyznał z pełną powagą, wpatrując się w jej błyszczące oczy, które również uważnie mu się przyglądały.

- Ale to niemożliwe.

- Wiem – odpowiedział równie cicho, zgarniając z policzka kosmyk jasnych włosów. - A co jeśli to jest właśnie nasz czas, to jest ten inny świat, inni my?

Alex zamarła. Nie mogła uwierzyć, że z tak niesamowitą dokładność pamiętał każde jej słowo. Z nieskrywanym podziwem obserwowała go w milczeniu, bo nie była w stanie odpowiedzieć na to pytanie. I dopiero kiedy poczuła na policzku pierwszy śnieżny płatek, wróciła do rzeczywistości i z zadartą głową spojrzała w niebo. Luke chwycił pospiesznie jej podbródek i mimowolnie musiała na niego spojrzeć. Jego chłodne usta z niezwykłą zachłannością przylgnęły do niej, ofiarowując jej pocałunek, który miała zapamiętać do końca swojego życia. Pełne pasji i namiętności zbliżenie stało się najlepszym wyrazem wszystkich uczuć, które nie tylko w nim drzemały. Bo mimo iż na początku nie była w stanie wykonać nawet prostego ruchu, to chwilę później całą sobą odpowiedziała na ten pocałunek, nieświadomie nasycając go przeogromną nadzieją. Bezwiednie lgnęła wciąż do niego, zatracając się bez reszty w tej wypełnionej czułością, zmysłowej bliskości.

I niemożliwe przestało istnieć, bo na niedługą chwilę cofnęli czas.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro