Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.16. I późną nocą sprawiała, że czuł się lepiej.

Chodź uratuj mnie, chodź uratuj mnie

- Chris, opanuj się! - podniosła głos, kiedy blondyn kolejny raz poprawił jej poduszkę pod plecami, pytając o to, czy przypadkiem czegoś nie potrzebowała. Posłała mu litościwe spojrzenie, kiedy wyszczerzył się w szerokim uśmiechu. - Nie jestem chora, jestem tylko w ciąży – dodała z bezradnym westchnieniem i poklepała go delikatnie dłonią po policzku. Chłopak ułożył głowę na jej ramieniu i zaczął troskliwie gładzić brzuch, którego w zasadzie nie było jeszcze w ogóle widać.

- Będę ojcem, daj mi się wykazać – odparł z udawanym oburzeniem, zsuwając głowę na jej kolana. Alex zaśmiała się cicho i wsuwając palce w jego włosy, zaczęła nimi się bawić.

- Co byś powiedział na porcję lodów z bitą śmietaną i karmelem? - zaproponowała niespodziewanie, a on bez słowa podniósł się z kanapy i powędrował do kuchni. - Możesz przynieść jeszcze ogórki! - zawołała za nim, kiedy usłyszała jak wyjmował pudełko z zamrażarki.

- Skończyła się karmelowa polewa – oznajmił ze smutkiem, pojawiając się w drzwiach z trzymaną w dłoni pustą tubką. - Skoczę do sklepu, bo i tak muszę zawieźć do wytwórni parę dokumentów.

- Jeśli te dokumenty mają sprawić, że nie będę czuć się winna z powodu tego, że znowu musisz spełniać moje pragnienia, to nie licz na to – odpowiedziała z rozbawieniem, gdy ponownie się obok niej przysiadł. Pocałował ją szybko w usta i delikatnie uśmiechnął. - Nie musisz nigdzie iść, lody możemy zjeść bez polewy.

- Naprawdę miałem tam jechać – zapewnił stanowczo, ale ona i tak nie była w stanie mu uwierzyć. Dla spokoju przytaknęła bez przekonania. - Wracam za niedługo – dodał na pożegnanie i całując ją w czoło, chwycił z oparcia fotela kurtkę. Podążyła za nim wzrokiem, a gdy tylko straciła go z oczu, po mieszkaniu rozległ się odgłos zamykanych drzwi.

Rozsiadła się wygodniej, wyciągając nogi na stolik. W całym tym ciążowym szaleństwie jakie ogarnęło Chrisa od chwili, gdy powiedziała mu o dziecku, ten aspekt jego troski był najlepszym, co mogło jej się przydarzyć. Nawet w środku nocy bez żadnego narzekania był w stanie jechać na drugi koniec miasta tylko dlatego, że zachciało jej się pączka z czekoladą. Nigdy wcześniej nie wierzyła w te opowieści o bez przerwy zmieniającym się apetycie podczas ciąży, ale gdy tylko jej organizm zaczynał wariować, zrozumiała, że wszystko to było prawdą. Na samym początku miała dość spore wyrzuty sumienia, że tak bezczelnie wykorzystywała jego obsesję, ale później zaczęła tłumaczyć sobie, że skoro ona kolejne miesiące miała zmagać się z wszelkimi niedogodnościami wynikającymi z noszenia w sobie ich dziecka, to równie dobrze on mógł trochę pocierpieć. Aczkolwiek patrząc na jego zaangażowanie miała wrażenie, że to nocne wstawanie, ciągłe troszczenie się czy niczego jej nie brakuje były dla niego czystą przyjemnością. Oszalał na punkcie tego dziecka. Tym bardziej było jej głupio, bo ona tego optymizmu w ogóle nie podzielała, choć w jego obecności starała się tego raczej nie okazywać. Nie była emocjonalnie gotowa do roli matki, ale życie postanowiło wystawić ją na próbę. Radość Chrisa była jednak tak urokliwa i chwytająca za serce, że nie potrafiła dzielić się z nim swoimi obawami. Jej rozmyślania przerwało nagle brzęczenie telefonu, który leżał na szafce obok.

- Słucham?

- Chyba znowu to zrobiłem – Luke odezwał się po chwili ciszy, a jego słaby drżący głos nie zwiastował niczego dobrego. Był roztrzęsiony, a niestabilny, ciężki oddech powodował zagłuszający jego słowa szmer.

- Spokojnie, powiedz mi gdzie teraz jesteś – poprosiła bez pośpiechu, podnosząc się z kanapy. Bez zastanowienia ruszyła w stronę przedpokoju, próbując znaleźć kluczyki od samochodu.

- Mogłabyś przyjechać? - zapytał, ignorując kompletnie jej wcześniejszą uwagę. Po krótkim, żałosnym westchnieniu usłyszała odgłos rozbijanego szkła i aż drgnęła ze strachu, narzucając na siebie bluzę.

- Luke, gdzie jesteś? - ponowiła pytanie, tym razem zdecydowanie bardziej stanowczym tonem. Nim cokolwiek odpowiedział, zdążyła odnaleźć klucze, zamknąć mieszkanie i zbiec po schodach.

- Chyba u siebie.

*

Nie fatygowała się nawet, aby zapukać do drzwi, bo była przekonana o tym, że Luke na pewno ich nie zamknął. Wbiegła do środka i wiedziona dochodzącą z pokoju muzyką, ruszyła w tamtym kierunku. Raptownie zatrzymała się w progu, gdy jej oczom ukazał się ogromny fortepian, przy którym siedział chłopak. Jeden z jego łokci oparty był o górną część ramy instrumentu, w czasie gdy druga z dłoni przesuwała się powoli po klawiszach, wygrywając bliżej nieokreśloną melodię. Zdawał się być całkowicie pochłonięty tą bezcelową grą, nie zauważając nawet jej nagłej obecności. Tuż obok dostrzegła niewielką fiolkę z tabletkami i butelkę whisky. Z bezradnością opuściła ramiona i zdejmując z siebie kurtkę, odrzuciła ją na kanapę. Podeszła bliżej i praktycznie wcisnęła się na niewielki stołek, na którym siedział blondyn, zmuszając go do zrobienia jej miejsca. Nie protestował, nie podnosząc nawet wzroku znad klawiatury. Dopiero po chwili zorientowała się, że próbował zagrać kawałek, który doskonale znała. Cały czas jednak popełniał błąd w tym samym momencie, ciągle zaczynając grać od nowa to samo. Gdy pomylił się kolejny raz bez żadnego ostrzeżenia postanowiła przyłączyć się do niego. Gra na dwie ręce sprawiła, że Luke momentalnie się rozluźnił, a problematyczne przejście między zwrotką a refrenem wyszło im prawie idealnie, zupełnie jakby ćwiczyli je od lat. Z delikatnym uśmiechem błąkającym się na twarzy spojrzał na nią pierwszy raz tego wieczoru.

- Musiałem je wziąć, Alex – zaczął się tłumaczyć, a jego zaczerwienione, spuchnięte oczy nerwowo obserwowały ją. Był przerażony i nie potrafił już nad sobą panować. Niespokojnie zaczął pocierać spocone dłonie o materiał spodni, intensywnie przygryzając wargę. Znowu uporczywie chwytał zębami kolczyk, przesuwając go na boki.

- Już dobrze – szepnęła, obejmując jego rękę. Pochwycił ją tak łapczywie, jakby to była ostatnia rzecz, która została w jego życiu. To było niesamowite, jak wraz z jej dotykiem całe jego ciało zdawało się uspokajać, a wcześniejszy lęk w jego rozbieganym spojrzeniu momentalnie znikał.

- One sprawiają, że nie czuję się sobą, że staję się kimś zupełnie innym, ale z drugiej strony, kiedy ich nie biorę, to wszystko zaczyna mnie przerażać.

- Luke, jeśli będziesz brał je w odpowiednich dawkach i przede wszystkim nie popijał alkoholem, to będziesz czuł się lepiej – stwierdziła cicho, po czym niepewnie uniosła dłoń i odgarnęła z jego czoła włosy. Przez ułamek sekundy miała wrażenie, jakby musiała zajmować się małym, zagubionym chłopcem. Wyglądał tak, jakby od kilku dni nie wychodził z mieszkania, a jego blada twarz jeszcze bardziej podkreślała zsiniałe usta. Dostrzegła jak odetchnął z niesamowitą ulgą, gdy tylko opuszki jej ciepłych palców przesunęły się po zimnym policzku. Przymknął oczy, a nierówny dotąd oddech zaczynał stawać się bardziej miarowy i swobodny. Poczuła jak jego chłodne palce jeszcze ciaśniej zacisnęły się na jej dłoni, tak bardzo spragnione czyjegoś kojącego dotyku. Nie mogła jednak już zaproponować mu niczego więcej poza swoją przyjaźnią, a to sprawiało, że czuła się jeszcze gorzej. W tamtej chwili zrozumiała także inną rzecz, do której od dawna powinna się już przyznać. Luke, na nowo pojawiając się na jej drodze, wprowadził totalny mętlik, przy okazji uzależniając ją od swojej osoby. Nie była w stanie zrezygnować z niego, z tych krótkich spotkań, które zwykle pod osłoną nocy dzielili i choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak destrukcyjne było to dla obojga z nich, to pragnienie choćby przelotnego dotyku, spojrzenia, uśmiechu stało się zbyt ogromne, by mogła z nim walczyć.

- Boję się, Alex, tak bardzo się boję, że w końcu wezmę tego za dużo, że nie będę w stanie nad tym zapanować – przyznał w końcu z pełną szczerością, opuszczając głowę. To jedno, niedługie wyznanie sprawiło, że poczuła nieprzyjemne ukłucie w żołądku, które sprawiło, że zakręciło jej się w głowie. Jego głos brzmiał tak przeraźliwie smutno, przepełniony prawdziwym lękiem, z którym nie umiał sobie poradzić. Przysunęła się bliżej niego.

- Hej! - podniosła nieco głos, zmuszając go do spojrzenia na siebie. - Dasz radę! Po za tym zawsze, jak będziesz czuł się gorzej, możesz zadzwonić do mnie, rozumiesz? - wymusiła na nim obietnicę, choć nie była pewna, czy którekolwiek z jej słów miało dla niego jakiś większy sens. Ciągle odnosiła wrażenie, że jego myśli były gdzieś daleko, poza wszelką kontrolą.

- Najgorzej jest kiedy nadchodzi noc i robi się ciemno, wtedy już nie ma od tego ucieczki – przerwał na moment i pełnym obaw wzrokiem spojrzał na nią. - Pewnie masz mnie za wariata, prawda? Pewnie myślisz, że powinni mnie zamknąć.

- Luke – westchnęła z pobłażaniem, mocniej chwytając jego zimną dłoń. - Oczywiście, że tak nie myślę! - zaprzeczyła gwałtownie. - To przecież całkiem normalne, że się boisz, każdy czegoś się boi – dodała, po czym miała wrażenie, że na jego ustach na niedługi moment zagościł pogodny uśmiech.

- Muszę zapalić – oznajmił dość niespodziewanie, podnosząc się z taboretu. Alex uniosła głowę, podążając za nim wzrokiem. Po dwóch krokach odwrócił się za siebie i popatrzył na nią. - Poczekasz tutaj? - spytał cicho, a jego słaby głos wypełniła nutka nadziei. Blondynka skinęła tylko głową i uśmiechnęła się delikatnie.

Gdy wrócił po pięciu minutach, nie zmieniła nawet pozycji na niewielkim stołku, próbując zagrać melodię, która chodziła jej po głowie. Dopiero czując ten charakterystyczny zapach dymu papierosowego, zdjęła obie dłonie z klawiszy i zadzierając głowę, spojrzała nad siebie.

- Podsuń się trochę do przodu – polecił niespodziewanie, a ona tak po prostu wykonała tę zaskakującą prośbę, robiąc mu trochę miejsca na krzesełku. Usiadł za nią, opierając się o jej plecy i ramionami obejmując całą jej sylwetkę. Nachylił się mocniej, przylegając do niej jeszcze bardziej, a brodę oparł w zagłębieniu jej szyi, aby lepiej widzieć klawiaturę fortepianu. Był tak blisko, że każdy głębszy oddech sprawiał, iż napór jego ciała stawał się zdecydowanie większy, a chwilami miała nawet wrażenie, że wyczuwała bicie jego serca, kiedy opierał się o nią. Zamknął ją w czułym objęciu rąk, odcinając każdą możliwą drogę ucieczki z tej niezręcznej sytuacji. - Nigdy nie sądziłem, że uczą księżniczki grać na takich dużych instrumentach – skomentował z charakterystyczną dla siebie nutką ironii jej wcześniejsze poczynania, a Alex zerknęła w bok, posyłając mu litościwe spojrzenie i wywróciła nienaturalnie oczami. Nie zamierzała droczyć się z nim na tak błahe tematy, chociaż w głębi serca ta niby nic nieznacząca aluzja sprawiła, że kąciki jej ust nieznacznie uniosły się, przywołując w pamięci dawne czasy. Musiał to zauważyć, bo sam się roześmiał i podsunął jeszcze bliżej niej. Cały jego tors przylegał do jej pleców, a gdy poczuła ciepły oddech na szyi, zadrżała, będąc przekonaną, że i on poczuł ten niepożądany dreszcz.

- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.

- Zagraj coś – poprosił, nie reagując na jej wcześniejszą uwagę. Wzięła więc głębszy oddech i w komiczny sposób, udając profesjonalistę zaczęła rozciągać palce, po czym ułożyła je na klawiszach, rozpoczynając pierwszy utwór jaki przyszedł jej do głowy.

Czuję twoją dłoń blisko mojej

A twój uśmiech jest tak łatwy do odnalezienia

Opuściła ręce na kolana, gdy tylko skończyła grać. Utrzymująca się między nimi cisza powoli stawała się wyjątkowo niezręczna. Potarła dłonie o siebie i znowu zerknęła na niego.

- Muszę iść, już późno.

- Dziękuję – wyszeptał prawie bezgłośnie, powodując niewielki uśmiech na jej twarzy. Kiedy wstał, podniosła się razem z nim i bez słowa sięgnęła po leżącą na oparciu sofy kurtkę.

- Do zobaczenia Luke – mruknęła niewyraźnie i ruszyła w stronę wyjścia.

- Alex, poczekaj – zawołał gwałtownie i nim ponownie odwróciła się w jego stronę, był tuż za nią i z całej siły pochwycił ją w swoje ramiona. Jego lekko drżące dłonie przesuwały się zachłannie po jej plecach, tuląc ją do siebie łapczywie, jakby bał się, że była to ich ostatnia wspólna chwila. Zatopił twarz w jej włosach, przyciągając mocniej do siebie. W pewnym momencie i ona poddała się magii tej jednej chwili, otulając troskliwie rękami jego szyję.

- Naprawdę muszę już iść – wymamrotała, choć tak naprawdę oddałaby wiele, aby zatrzymać czas, aby ta chwila już nigdy się nie skończyła. Kolejny dreszcze wstrząsnął jej wątłym ciałem, gdy jedna z dłoni subtelnie przesunęła się po dolnej części jej pleców. Luke tak doskonale był świadom tego, jak czułym punktem było to jedno, specjalne miejsce i za każdym razem wykorzystywał to, sprawiając że bez reszty zatracała się w tej przyjemnej pieszczocie.

- Wiem – przytaknął, ale jego palce nadal czule przesuwały się po odkrytej skórze, gdy kawałek jej koszulki zadarł się przy unoszeniu rąk. Z niesamowitą łagodnością i czułością gładziła dłonią jego włosy, gdy oparł głowę na jej ramieniu.

I nie chcieli tego przerywać, choć tak doskonale oboje zdawali sobie sprawę, że nie mogło to dłużej trwać.

*

- Czyś ty już do reszty oszalała?! - wrzasnął na powitanie Chris, gdy tylko usłyszał jak zamykane przez nią drzwi zatrzasnęły się. Drgnęła ze strachu, dostrzegając go wściekłego w progu. Odwiesiła kurtkę i zsunęła ze stóp buty, próbując zapanować nad złością, która powoli zaczynała przejmować nad nią kontrolę. Wzięła kilka głębszych oddechów i spojrzała na niego niepewnie.

- Napisałam ci wiadomość, że idę na spacer. Nie sądziłam, że tyle mi to zajmie, a później rozładował mi się telefon i nie miałam jak się z tobą skontaktować – wyznała spokojnie, podwijając rękawy bluzy. Momentalnie odwróciła wzrok, nie potrafiąc znieść tego osądzającego spojrzenia blondyna. Kiedy tylko podeszła w jego stronę, próbując ominąć go w wejściu, raptownie chwycił ją za ramię i przyciągnął do siebie.

- Kłamiesz! - warknął nerwowo, a ona dostrzegła w jego oczach furię i złość, nad którymi nie potrafił już zapanować. Wiedziała jak bardzo przewrażliwiony był ostatnio na jej punkcie, dlatego informacja, że udała się do Luke'a wytrąciłaby go kompletnie z równowagi, więc wolała część prawdy zachować dla siebie.

- To boli – jęknęła, próbując wyswobodzić się z jego objęcia. Z przerażeniem spojrzał na zaciskające się na jej ręce palce i momentalnie ją puścił. Zrobiła krok w tył, rozmasowując sobie pulsujące z bólu miejsce. Chris wydawał się być zawstydzony tym, co właśnie się wydarzyło. Posłała mu krótkie, rozczarowane spojrzenie.

- Byłaś z nim, prawda? - zapytał nagle, wprawiając ją w totalne osłupienie. Otworzyła szerzej oczy, a coraz szybsze bicie serca sprawiało, że zaczęło brakować jej tchu.

- O czym ty mówisz?

Chris uśmiechnął się ironicznie i pokręcił z dezaprobatą głową.

- Po prostu odpowiedz. Obiecuję, że nie będę zły – oznajmił po chwili, próbując się do niej zbliżyć. Doskonale widziała to poczucie winy w jego spojrzeniu po tym, co przed momentem zrobił.

- Już ci powiedziałam i nie mam pojęcia, co próbujesz w tym momencie mi zasugerować – brnęła dalej w swoim kłamstwie, zaciskając coraz mocniej dłonie w pięści. Ciężko oddychając, spojrzała na niego z malującym się w oczach zawodem i ominęła go, wchodząc do kuchni. Oparła dłonie o blat i pochyliła lekko głowę, próbując unormować oddech.

- Alex, nawet twoje włosy pachną tymi jego cholernymi papierosami!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro