Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.11. Bolało, ponieważ nie była już jego.

Czasami zastanawiam się czy to nie było kłamstwem

Czy to co mieliśmy było prawdziwe

Bo jak możesz sobie z tym tak dobrze radzić?

Alex kolejny raz tego wieczoru rozejrzała się z nieskrywanym podziwem po wypełnionej do ostatniego miejsca hali. Tysiące piszczących dziewcząt szalało w rytm wygrywanych przez chłopców kawałków, płacząc, krzycząc, zdzierając gardła. Nie mogła uwierzyć w to, jak wielki sukces osiągnęli wciągu ostatnich lat, ale była bardzo dumna z całej czwórki. W pewnej chwili ogłuszający hałas ucichł, kiedy zakończyli grać kolejną piosenkę, a Luke niespodziewanie poprosił publiczność o ciszę. Objął dłonią mikrofon i zbliżył się nieco do statywu, spoglądając w górę, w kierunku gdzie siedziała blondynka. Bez żadnego problemu namierzył ją na jednym z balkonów otaczających całą salę, a ona poczuła przyjemne ciepło, które rozlało się po jej wnętrzu, gdy tylko ich spojrzenia skrzyżowały się. Posłał w jej stronę krótki, pogodny uśmiech i mrugnął okiem. Zaśmiała się do siebie, bo mimo upływu lat Luke nadal nie potrafił puścić oczka bez przymykania drugiej powieki, co sprawiało, że wyglądał niezwykle uroczo w tej swojej nieporadności. Zupełnie różnił się od tego ponurego, zagubionego chłopaka, z którym zmagała się przez ostatnie dni. Był taki radosny i uśmiechnięty, cały czas ukradkiem zerkając w jej stronę.

- Nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale dzisiejszy dość wyjątkowy, bo ostatni w tej trasie koncert zaszczyciła swoją obecnością najprawdziwsza księżniczka! - oznajmił nagle blondyn, a wśród rzeszy zgromadzonej publiczności rozległ się podekscytowany szmer wymieszany z delikatnym pomrukiem zaskoczenia. - Co więcej! Nie spóźniła się! - dodał równie ożywiony, z tym perfidnym uśmieszkiem spoglądając na nią. Alex pokręciła tylko głową, nie potrafiąc jednak zbyt długo walczyć z cisnącym się na usta uśmiechem. Kiedyś z pewnością takie słowa wywołałyby niespotykany gniew, ale tamtego wieczoru nawet ta dziecinna aluzja nie była w stanie zepsuć jej dobrego humoru tym bardziej, że Luke najwyraźniej też dobrze się bawił. Odniosła wrażenie, że pozostali chłopcy nie mieli żadnego pojęcia o jej obecności, bo jednocześnie zaczęli się niespokojnie rozglądać po sali, doskonale zdając sobie sprawę z tego, o kim mówił blondyn.

- Głupek – mruknęła pod nosem, z rozbawieniem spoglądając na scenę. Nie była w stanie zaprzeczyć temu, że w tej flanelowej koszuli w kratę, z odpiętymi trzema górnymi guzikami prezentował się całkiem nieźle. Stał się wyjątkowo atrakcyjnym mężczyzną, co przez ostatnie dni musiało umknąć jej uwadze, bo kompletnie skupiła się na jego niekoniecznie normalnym zachowaniu. Burza jego jasnych włosów schowana była pod czapką, której daszek przekręcony był do tyłu.

- Nim przejdziemy do ostatniej piosenki – Luke nadal kontynuował, mimo uciążliwego, pełnego niezadowolenia buczenia, które rozległo się po tym, jak oznajmił, że niedługo mieli kończyć, ale jego głos zmienił już zdecydowanie barwę. Był dziwnie smutny i zatroskany. - Jest jeszcze jeden kawałek, którego nigdy dotąd nie graliśmy, a który został napisany jakiś czas temu – dodał z cichym westchnieniem, opuszczając głowę i udając że próbował nastroić struny swojej gitary. Końcem języka oblizał wargi i znowu zerknął nad siebie, siląc się na uśmiech. - Dla ciebie.

Skierował spojrzenie w jej stronę, na moment bez pamięci zatracając się w tej krótkiej chwili. Alex nerwowo przełknęła ślinę, ale była przekonana, że ponownie wypowiedziane przez niego słowa były przeznaczone wyłącznie dla niej. I dopiero kiedy światła zgasły ich wzrokowy kontakt został przerwany, a chłopak wycofał się na kilka kroków, siadając na podeście przed perkusją Ashtona.

I wspomnienia przed którymi nie potrafię uciec

Ponieważ w ogóle sobie nie radzę

Po tym jak Calum kończył pierwszą zwrotkę, dostrzegła podnoszącego się Luke'a, który przekręcił przewieszoną przez ramię gitarę na plecy. Niespiesznym krokiem skierował się w stronę swojego mikrofonu, obejmując go ciasno dłońmi, a jego usta praktycznie dotykały metalicznej główki. Jaskrawy blask reflektora momentalnie został skierowany na niego, gdy tylko rozpoczął refren. Jego spocona twarz błyszczała w rażącym świetle, a niewielkie kropelki spływały po skroniach, mimo że próbował z tym walczyć, przecierając czoło dłonią. Już przy pierwszych słowach wyczuła, jak głos zaczął mu drżeć, dlatego pospiesznie przymknął oczy. Miała wrażenie, jakby przez wyśpiewanie tych kilku wersów starał się przekazać cały swój smutek, złość i bezradność. Wciąż był zraniony, a ona była głównym powodem tego bólu, przez co czuła się jeszcze podlej. Zawsze była pod niesamowitym urokiem siły jego głosu, ale w tamtej chwili brzmiał tak prawdziwie, że nie była nawet świadoma tego, iż cały ten czas wstrzymywała oddech, a paznokcie wbijały się w jej dłonie. Wreszcie Luke uniósł powieki, pełnym żalu i smutku wzrokiem spoglądając na nią. Coś w niej nieodwracalnie pękło, a poczucie winy osiągnęło najwyższy poziom. Calum również dostrzegł, że ta piosenka nie była kolejnym hurtowo odśpiewanym utworem, dlatego przy drugiej zwrotce razem z Michaelem wycofali się w głąb sceny, pozwalając mu samemu to dokończyć.

W ogóle sobie nie radzę

Alex opadła bezwiednie na siedzenie, wciąż nie mogąc pozbierać się po tym, co przed chwilą doświadczyła. Ogłuszający hałas zdawał się już w ogóle jej nie przeszkadzać. Mimo tego, że z całej siły próbowała zaciskać palce, to nadal czuła to nieprzyjemne drżenie, nad którym nie potrafiła zapanować. Nieobecnym wzrokiem spojrzała kolejny raz na scenę, gdzie chłopcy wykonywali finałową piosenkę, ale nie była w stanie w ogóle się na niej skoncentrować. Jej myśli pochłonięte były czymś zupełnie innym i sama nie była pewna, jak miała sobie z tym poradzić. W najgorszych koszmarach nie przypuszczała, że Luke wciąż nie potrafił o niej zapomnieć, a ona tak po prostu zaczęła żyć dalej.

- Dziękujemy i do zobaczenia następnym razem, gdy będziemy odwiedzać Nowy Jork! - krzyknął na zakończenie Ashton, powodując że na chwilę ponownie wróciła do rzeczywistości, ze zdecydowanie większą świadomością obserwując kłaniających się publiczności chłopców. Luke uniósł swoją gitarę nad głowę, jak to zwykł czynić po każdym występie, a nią wstrząsnął kolejny dreszcz, a silny ucisk w żołądku sprawił, że zakręciło jej się w głowie.

Nagle chwyciła jego elektryczną gitarę i chcąc odwrócić jego uwagę, z dumą pokazała mu tył instrumentu. – Ładne, prawda? – spytała z tym radosnym, wyszczerzonym uśmiechem, gładząc dłonią gitarę, na której wykleiła czarną taśmą z trzech postrzępionych pasków literkę ‘A’ z niewielkim serduszkiem obok. Kiedy Luke przeniósł wzrok ponownie na blondynkę, zaczął się głośno śmiać.

- Nie jesteś trochę za bardzo zaborcza?

- Pff – prychnęła z udawaną złością, unosząc wysoko głowę i krzyżując ręce przed sobą. Zadarła nos, przymykając oczy, ale po chwili uchyliła lekko jedną powiekę, zerkając na niego ukradkiem. Długo nie wytrzymała i sama się uśmiechnęła, widząc jego zadowoloną minę. – Znaczę swój teren po prostu – dodała po chwili niby obojętnym tonem, ale chłopak ponownie roześmiał się.

To była ta sama gitara, na której cztery lata temu ona sama grała i którą własnoręcznie oznaczyła. Litera symbolizująca jej imię mimo upływu czasu wciąż znajdowała się w tym samym miejscu, choć była już nieco bardziej sfatygowana i kilka razy podklejana. Jedno z ramion było troszkę krótsze, a fragment poziomego paska oderwał się, powiewając w powietrzu. Nieświadomie przestała oddychać, wpatrując się zaszklonymi oczami w blondyna, który nagle również spojrzał w jej stronę. Kącik jego ust drgnął delikatnie, a w prawym policzku dostrzegła pojawiający się dołeczek. W tej samej chwili, gdy światła na scenie zgasły, poczuła nieznaczne szarpnięcie w łokciu. Pełnym przerażenia i zaskoczenia wzrokiem spojrzała na próbującego wyprowadzić ją z tłumu ochroniarza, który jak się szybko okazało, na polecenie Hemmingsa, miał przyprowadzić ją za kulisy zaraz po zakończonym koncercie. Nawet gdyby chciała w jakikolwiek sposób zaprotestować, to mężczyzna był zdecydowanie silniejszy i wyższy, nie pozostawiając jej żadnej możliwości ucieczki.

- Nie wierzę! Blondi!

Podekscytowany krzyk rozległ się tuż za jej plecami, kiedy tylko dotarła na tyły hali. Raptownie odwróciła się za siebie, natrafiając wzrokiem na zmęczoną, ale radosną twarz Caluma. Chłopak bez zastanowienia rzucił się na nią, mocno przytulając do siebie. Jego żywiołowa reakcja trochę ją zaskoczyła.

- Udusisz mnie – pisnęła z rozbawieniem, kiedy jego ręce coraz mocniej zacieśniały się wokół jej ciała. Brunet momentalnie wypuścił ją z uścisku i z tym charakterystycznym dla siebie uroczym uśmiechem chwycił jej twarz w dłonie i złożył krótkiego buziaka na czole. Alex zerknęła na niego przerażona, ale chwilę potem roześmiała się głośno, kręcąc z niedowierzaniem głową.

- Czyżbym słyszał najbardziej blondynkowy śmiech na świecie? - zapytał przekornie Michael, który nagle pojawił się za plecami przyjaciela i bezpardonowo wyrwał ją z jego objęcia, ściskając z całej siły. Dziewczyna znowu nie ukrywała ogromnego zaskoczenia, bo nie spodziewała się, że w taki sposób mogło wyglądać ich spotkanie po latach. Sądziła, że oni także żywili do niej urazę po tym, co zrobiła, ale najwyraźniej im wybaczenie przyszło zdecydowanie łatwiej niż pozostałym.

- Jestem w szoku, że twoje włosy nadal są na głowie po tylu farbowaniach – zażartowała w końcu, kiedy odstawił ją na ziemię.

- Bo to peruka – wtrącił się nagle Luke, który również wyłonił się z garderoby, poklepując Clifforda po głowie. Ten fuknął tylko obrażony, wywracając zabawnie oczami.

- To miało być zabawne? Bo nie było w ogóle.

- Cześć – zwrócił się już bezpośrednio do Alex, ignorując kompletnie wcześniejszą uwagę Mike'a i podszedł bliżej niej. Na jego twarzy malował się ten szeroki uśmiech, który potrafił rozpędzić wszelkie troski. Mimowolnie ona również się uśmiechnęła, zdając sobie sprawę, jak bardzo tęskniła za radością, którą widziała w jego oczach za każdym razem, kiedy pojawiał się tuż obok niej. Bez słowa schował ją w silnym objęciu ramion, unosząc nieznacznie do góry. Nie przeszkadzało jej to, że jego spocone ciało przylgnęło do niej, zostawiając niewielkie plamy na jasnej koszulce, bo gdy tylko poczuła przesuwając się po dolnej partii pleców dłonie, wszystko inne przestało mieć znaczenie. Odruchowo przesunęła opuszkami palców po jego mokrym karku, a on oparł brodę na jej ramieniu. Nie umiała mu się oprzeć, choć była świadoma tego, że nie powinna się tak zbliżać, ale jej ciało instynktownie reagowało na jego obecność, podświadomie lgnąc do niego. - Cieszę się, że przyszłaś – mruknął szeptem na ucho, jakby bał się, że ktoś niepowołany mógłby usłyszeć jego słowa. Dopiero niespodziewane chrząknięcie, dochodzące gdzieś zza pleców chłopaków sprawiło, że wypuścił ją, odsuwając się nieznacznie.

- Co to za zamieszanie? - zapytał obojętnym tonem Ashton, a gdy tylko wyjrzał zza ramienia Caluma i dostrzegł Alex, momentalnie spoważniał i zakrztusił się wodą, którą właśnie próbował się napić.

- Hej – przywitała się, a niepewność w jej głosie spowodowała, że Luke zerknął na nią z uniesioną brwią, bo musiał również wyczuć to nagłe napięcie, które pojawiło się, gdy tylko ta dwójka na siebie spojrzała. Irwin aż pobladł z wrażenia, a jego oczy gwałtownie rozszerzyły się. Nerwowo przełknął ślinę, nadal wpatrując się z przerażeniem w blondynkę, a ona dostrzegła jego zdenerwowanie. Nie chcąc jednak wzbudzać kolejnych podejrzeń pozostałej trójki, jak gdyby nigdy nic podeszła do niego i nieśmiało przytuliła.

- Alex – wydukał i dla utrzymania pozorów również ją objął, uśmiechając się krzywo do Luke'a nad jej ramieniem.

- Nie martw się, nic mu nie powiedziałam – szepnęła tak cicho, by tylko on ją mógł usłyszeć. Odsunęła się od niego i z wyjątkowo wymuszonym uśmiechem stanęła ponownie obok blondyna.

- To co? Idziemy świętować zakończenie tej wspaniałej trasy! - oznajmił z ekscytacją Michael.

- Mam dziś zamiar upić się do nieprzytomności! Wreszcie trochę wolności! - zawtórował mu Calum, klaszcząc radośnie w dłonie.

- Mam nadzieję, że dołączysz? - zapytał z uśmiechem Luke, a ona niespokojnie rozejrzała się dookoła, przez chwilę nawiązując kontakt wzrokowy z Ashtonem, który nadal milczał.

- To wasze zakończenie, nie chce przeszkadzać – zaczęła się tłumaczyć, ale w tej samej chwili Hood chwycił ją za rękę i gdy tylko zerknęła na niego, wiedziała, że nie miała szans wykręcić się z tej imprezy. Westchnęła tylko ciężko i opuszczając bezradnie ramiona, zgodziła się.

*

Wystukiwała palcami bliżej nieokreślony rytm, spoglądając zza ciemnych okularów na stojącą przed nią szklankę z wodą i cytryną. Co jakiś czas zerkała na telefon, sprawdzając godzinę. Była przekonana, że po wczorajszym afterparty żaden z chłopaków nie zwlekł się z łóżka przed południem, ale dochodziła już szesnasta, więc jej poirytowanie tym kilkunastominutowym spóźnieniem zdawało się być jak najbardziej uzasadnione. Co prawda sama opuściła ich świętowanie nieco wcześniej, ale sądziła, że umówienie się na tak późną godzinę powinno być wystarczające, ale jak zwykle się pomyliła.

- Cześć – zasapany głos chłopaka rozległ się nad jej głową, a po chwili na przeciwnym krześle zmaterializował się zduszany Ashton. - Przepraszam za spóźnienie.

- OK, jakoś to przeżyję – odparła niemrawo, ale gdy tylko na niego spojrzała wybuchła śmiechem.

- No co?

- Coś ci stanęło – parsknęła głośno, wskazując palcem na jego włosy. Dostrzegła jak chłopak wzniósł wysoko oczy, ale długo nie potrafił zachować tej poważnej miny i również się roześmiał. Dopiero chwilę później doszło do nich, że tak naprawdę prowadzili między sobą wojnę, więc prawie jednocześnie opanowali się, nerwowo poprawiając się na siedzeniach. Irwin westchnął ciężko i zaczepił jedną z kelnerek, zamawiając jakiś sok.

- Dobra, odpuścimy sobie te wzruszające wstępy i przejdźmy do rzeczy. Po co chciałaś się ze mną spotkać?

- Widzę, że nadal mnie nienawidzisz, ale masz rację, przejdźmy do rzeczy – oznajmiła cierpko, a on zmarszczył tylko czoło, wciąż oczekując na odpowiedź z jej strony. - Co się z nim dzieje?

- Nic – odparł momentalnie, wzruszając ramionami. Mimo że nie padło żadne imię, oboje doskonale wiedzieli, kogo to wszystko dotyczyło. - A nawet jeśli coś by się miało dziać, to nie sądzę, aby to była twoja sprawa – dodał złośliwie, a Alex zacisnęła tylko mocniej zęby i odetchnęła głęboko. Nie chciała mieszać w to ani Caluma, ani Michaela, dlatego też zwróciła się do Ashtona z prośba o to spotkanie, licząc że mimo ich różnego spojrzenia na pewne spawy, będzie w stanie wyjaśnić jej wszystko.

- Proszę cię, nie jestem idiotką – jęknęła cicho, biorąc do ręki szklankę. - Widzę, że coś złego się z nim dzieje, chcę pomóc.

- Już raz mu pomogłaś – zakpił i z przyklejonym do twarzy parszywym uśmieszkiem podziękował kelnerce za zamówienie. Z typową dla siebie nonszalancją upił łyk soku, rozglądając się obojętnym wzrokiem dookoła. Dziewczyna przymknęła na moment powieki.

- Świetnie, wyżyłeś się na mnie i miałeś do tego pełne prawo, ale teraz proszę cię, abyś powiedział mi prawdę.

- Chcesz prawdy? - zapytał, a jego głos zabrzmiał zdecydowanie ostrzej. Uderzył dłońmi o blat stołu, powodując że siedzący obok nich ludzie spojrzeli krzywo w jego stronę. Alex drgnęła. Szybko jednak zrehabilitował się i ponownie wrócił do poprzedniej pozycji, układając łokcie na oparciach krzesła.

- Tak.

- Wspaniale, powiem ci prawdę – stwierdził po chwili, prostując się. - Tylko mi nie przerywaj.

- Mów – nalegała, niespokojnie obracając w dłoniach szklankę.

- Luke był radosnym, uśmiechniętym chłopakiem, świetnym przyjacielem, porządnym synem, dumą rodziców, ale po tym jak rzuciła go dziewczyna, wszystko to runęło niczym domek z kart na wietrze – Alex już otwierała usta, aby się obronić, ale Ashton posłał jej ostrzegające spojrzenie, więc momentalnie się wycofała. - Wszyscy myśleli, że po jakimś czasie mu przejdzie, że wyjedzie w trasę, skupi się na muzyce, przestanie o niej myśleć i wszystko wróci do normy, ale szybko okazało się, że były to tylko złudne nadzieje, bo z każdym dniem było coraz gorzej. Początkowo dość dobrze krył się ze swoimi problemami, ale nie trudno było zauważyć jego późne powroty do hotelu, podkrążone oczy i wieczne bóle głowy. Nie umiał sobie poradzić z tym odejściem, pogrążając się w chorej rozpaczy za kimś, kto od samego początku nie był wart jego uwagi.

- Jeśli sądzisz, że na drugi dzień po waszym wylocie biegałam po ulicach szczęśliwa, to się mylisz – weszła mu w słowo, czując że dłużej nie mogła znieść tych oskarżeń kierowanych pod jej adresem. On jednak zdawał się w ogóle nie przejmować tym, co miała do powiedzenia, bo nawet na nią nie spojrzał.

- Staczał się na samo dno. Bywały tygodnie, że jedyną jego rozrywką była zmiana wódki na whisky. Próbowaliśmy mu pomóc, ale jeśli ktoś sam nie chce wyzdrowieć, to nawet najlepszy specjalista nie pomoże. I tak to wyglądało, albo się upijał do nieprzytomności, albo spędzał całe dnie zamknięty w pokoju. Aż do tego dnia, kiedy …

- Kiedy zginęła Liz – przerwała mu, a on zaskoczony spojrzał na nią. Najwyraźniej nie przypuszczał, że wiedziała o tym. - Luke mi powiedział.

- Od tamtej pory jego życie stało się, co tu dużo ukrywać, najprawdziwszym piekłem.

Alex poczuła kolejny ucisk w żołądku, ale nie mogła dać po sobie poznać żadnej słabości, bo sama pragnęła poznać tę prawdę, nie zważając na fakt, jak bardzo okrutna ona była. Zagryzła wargi, oddychając zdecydowanie ciężej, bo nie była w stanie wyobrazić sobie cierpienia, które na niego spadło, a za które była pośrednio odpowiedzialna. Ashton zamilkł na moment.

- Mów dalej – poprosiła cicho, choć dostrzegła w jego oczach współczucie, ale chłopak dość raptownie pokręcił głową i odwrócił wzrok.

- Kilka dni po pogrzebie znaleźliśmy go nieprzytomnego w jego pokoju z jakąś opróżnioną buteleczką po lekach – kontynuował, a Alex w tym momencie zachłysnęła się, zakrywając dłonią usta. Łzy napłynęły do jej oczu, ale szybko przymknęła powieki, nie chcąc pokazywać przed nim swojej słabości. Skronie boleśnie zaczęły pulsować, a usta niespokojnie drżały. Rozchyliła szerzej wargi, ale nawet to nie pomogło, bo z każdą kolejną chwilą zaczynało brakować jej tchu. - Wszystko w porządku? - zapytał nagle Ash, widząc jak momentalnie pobladła.

- Yhm – wysapała, opróżniając szklankę wody.

- Jesteś pewna?

- Nie udawaj, że obchodzi cię co mi jest – warknęła w końcu, próbując wściekłością zatuszować to, co w tamtej chwili się z nią działo. Chłopak ponownie wzruszył tylko z obojętnością ramionami.

- Po tym jak próbował się zabić – Alex ponownie poczuła silne uderzenie serca, wstrzymując na moment oddech. - Trafił do kliniki psychiatrycznej na kilka tygodni. Odwołaliśmy jedną trasę, daliśmy mu trochę odpocząć. Sobie w zasadzie też.

- Czy on jeszcze kiedyś próbował to zrobić? - spytała niepewnie, jąkając się, bo nie wiedziała, jak ubrać to w odpowiednie słowa.

- Zabić się? - Ashton uniósł brwi, spoglądając na nią beznamiętnie, a ona znowu się wzdrygnęła, nie mogąc pojąć tego, jak mógł tak normalnie o tym mówić. Dodatkowo to słowo sprawiało, że miała ochotę zwymiotować. - Nie, dostał leki, które w pewien sposób kontrolowały wahania jego nastrojów. Nie chcę z niego robić wariata, bo nim nie jest, ale po śmierci matki kompletnie się załamał i naprawdę myśleliśmy, że już z tego nie wyjdzie, ale ostatnio zaczęło być całkiem dobrze, lekarz nawet zdecydował się na ostawienie tabletek – stwierdził z nutką ulgi w głosie, na moment zatrzymując się. - Jesteś teraz zadowolona, że znasz już prawdę?

Niespiesznie uniosła głowę i bez przekonania spojrzała na Ashtona, a jedna łza potoczyła się po jej rozpalonym, zaczerwienionym policzku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro