Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.10. Bo nie potrafił pójść dalej.

Kiedy tracisz coś czego zastąpić się nie da

Kiedy kogoś kochasz ale to wszystko idzie na marne

Zrobiła nieco głośniej, kiedy na ustawionej playliście pojawiła się jej ulubiona ostatnimi czasy piosenka. Bez zastanowienia chwyciła drewnianą łyżkę do ręki i zaczęła śpiewać razem z wokalistą, wykonując przy tym dość ekwilibrystyczne ruchy. Uwielbiała ten kawałek, a że był on dość częstym towarzyszem jej poranków, miała już nawet przygotowaną specjalną choreografię, która polegała na bieganiu między szafkami i naśladowaniu typowych zachowań scenicznych największych gwiazd rockowej sceny. W jej wykonaniu wszystko sprowadzało się do machania głową i szalonego zarzucania włosami. Była tak pochłonięta swoim występem, że nie dostrzegła jak w drzwiach kuchni pojawił się Luke. Dopiero jego sugestywne chrząknięcie sprowadziło ją ponownie do rzeczywistości. Ciężko dysząc, momentalnie zamarła w bezruchu i z przyklejonymi do twarzy pasmami włosów spojrzała na opierającego się o framugę chłopaka. Wysiliła się na nieznaczny uśmiech, powoli odkładając łyżkę na blat. Zaśmiała się nerwowo, kiedy jego oczy nadal uważnie jej się przyglądały. Odruchowo naciągnęła spód koszulki, próbując mimo wszystko ukryć to delikatne zmieszanie, które wywołało jego pojawienie się. Przestąpiła niespokojnie z nogi na nogę, zaciskając mocniej usta.

- Obudziłam cię, przepraszam – wydukała, z trudem łapiąc powietrze.

- Nie obudziłaś mnie i tak nie spałem – odparł beznamiętnie, nadal nie odwracając nawet na moment wzroku do niej. Kiedy tylko związała plątające się włosy, z niepokojem przyjrzała mu się uważniej. Miał podkrążone, zmęczone oczy, ale w odróżnieniu od tego, co zapamiętała z minionej nocy, ich błękitny kolor ponownie mógł oczarować niejedną, a źrenice na nowo przybrały normalny rozmiar. Nad brwią nadal widniała niewielka szrama, ale była już zdecydowanie mniej zauważalna, niż kilka dni temu. Cały czas zębami przygryzał kolczyk w dolnej wardze, przesuwając go delikatnie na boki, a gdy tylko zorientował się, że przyglądała się temu o ułamek sekundy zbyt długo, kąciki jego ust powędrował zadziornie do góry. Na szczęście w tej samej chwili woda zaczęła wrzeć, a Alex momentalnie potrząsnęła głową i westchnęła cicho, odwracając wzrok.

- Masz ochotę na jakieś śniadanie? - zapytała, próbując jak najszybciej przerwać tę niezręczną ciszę i podeszła do jednej z szafek. - Płatki? - dodała z delikatnym uśmiechem, spoglądając na niego przez ramię.

- Nie jestem głodny – odpowiedział z tym męczącym, ponurym wyrazem twarzy. Miała setki pytań, które pragnęła mu zadać, ale widząc jego stan, musiała się powstrzymać od zasypania go wątpliwościami, które kłębiły się w jej głowie. Przymknęła na chwilę powieki, biorąc głębszy oddech.

- Może w takim razie kawa?

- Kawa brzmi całkiem dobrze – mruknął w końcu, ale miała wrażenie powiedział tak tylko po to, aby wreszcie dała mu święty spokój. - Z mle ...

- Z mlekiem, dwie łyżeczki cukru – dokończyła za niego, posyłając ciepły uśmiech. Luke spojrzał na nią z pewnego rodzaju konsternacją, obserwując jak zwinnie przemieszczała się po kuchni, przygotowując to wszystko.

- Pamiętasz – szepnął do siebie, ale chyba nawet nie przypuszczał, że dziewczyna mimo wszystko to usłyszała. Uśmiechnęła się do siebie, zalewając kubki wrzątkiem. Bez słowa udała się z nimi do stołu, stawiając je na blacie. Spojrzała z uniesioną brwią na blondyna, który wciąż uparcie stał w wejściu. Krótkim ruchem głowy dała mu znać, żeby podszedł, co uczynił z wielką niechęcią.

- Na pewno nie chcesz nic jeść? - ponowiła pytanie, ale on nawet nie raczył spojrzeć na nią, skupiając uwagę na parującym kubku kawy. - Wszystko w porządku? - odważyła się w końcu zapytać, robiąc niewielki łyk ciepłego naparu.

- Poza tym, że jestem zmuszony oglądać prawie nagie nogi mojej byłej dziewczyny, to całkiem nieźle – burknął, wciąż nawet nie próbując spojrzeć w jej kierunku, a ona dopiero po chwili zdała sobie sprawę, o kim mówił. Dość raptownie naciągnęła materiał tshirtu, wsuwając krzesło, na którym siedziała, jeszcze bardziej pod stół. Luke parsknął śmiechem, kątem oka zerkając na jej zawstydzoną twarz. Wykrzywiła zabawnie usta i posłała mu pełne litości spojrzenie, wywracając w charakterystyczny dla siebie sposób oczami.

- Po pierwsze to mam spodenki i skarpetki, a po dr … - zaczęła, ale on momentalnie jej przerwał.

- To dlaczego tak nagle próbowałaś wszystko zakryć? - spytał jakby od niechcenia, wbijając w nią to błękitne spojrzenie. Alex nerwowo zacisnęła zęby, czując jak jej policzki zaczynały robić się zdecydowanie cieplejsze. - Dodatkowo, z tego co pamiętam, to i owo już widziałem – dodał z nutką ironii w głosie, starając się ukryć rozbawienie całą tą sytuacją. Blondynka wstrzymała na moment oddech, całkowicie zapominając o tym, że ten słodki, nieśmiały Lucas potrafił czasami stać się prawdziwym dupkiem. Postanowiła jednak kompletnie zignorować jego głupie aluzje i uniosła z wyższością głowę, chwytając kubek w dłoń.

- A po drugie, to nikt cię tutaj nie trzyma – dokończyła wcześniej rozpoczętą myśl, ostentacyjnie pijąc swoją kawę. Zaskoczyło ją, że dosłownie w tej samej chwili podniósł się z krzesła, zasuwając je za sobą. - Co ty robisz? - zapytała skonfundowana jego dziwnym zachowaniem, ale on ułożył tylko dłonie na drewnianym oparciu i spojrzał na nią z góry.

- Wychodzę.

Alex uniosła z niedowierzaniem brwi, obserwując go uważnie. Miała wrażenie, że całą tą nonszalancką postawą próbował ukryć jakiś poważny problem, z którym nie potrafił sobie poradzić, przy okazji chcąc odwrócić jej uwagę od tego, co wydarzyło się w nocy.

- Świetnie, to takie dojrzałe zachowanie, Hemmings – zakpiła, odwracając od niego wzrok i skrzyżowała ręce na piersi. - Idź sobie, proszę bardzo, tylko później do mnie nie dzwoń.

- Przepraszam, już na pewno tego więcej nie zrobię – oznajmił z wyraźnym smutkiem w głosie, co spowodowało, że raptownie na niego spojrzała. Zdenerwował ją wcześniejszym zachowaniem, ale dopiero w tej chwili zdała sobie sprawę, że słowa, które wypowiedziała było nieodpowiednie, zwłaszcza teraz, gdy nie miała pojęcia, co się z nim działo i do jakich głupot był zdolny. I kiedy tylko ruszył z opuszczoną głową w stronę wyjścia, bez zastanowienia pobiegał za nim. Szarpnęła go za rękaw koszuli i zmusiła do tego, aby odwrócił się w jej stronę. Zadarła głowę, by spojrzeć mu w oczy, ale nie raczył nawet przez ułamek sekundy na nią zerknąć, wciąż zaciekle wpatrując się w podłogę. Cicho westchnęła i bez słowa zarzuciła ręce na jego szyję, z całej siły przytulając go.

- Możesz do mnie dzwonić o każdej porze dnia i nocy, z każdą nawet najbardziej błahą sprawę, zrozumiałeś? - wyszeptała, zaciskając palce na materiale koszuli. Poczuła jak kiwnął nieznacznie głową, a jego dłonie zsunęły się na jej plecy. Znowu miała wrażenie, że trzymała w ramionach bezbronnego, zagubionego chłopca, który za wszelką cenę próbował ukryć, że coś było nie tak, choć desperacko potrzebował czyjejś pomocy. Rozpaczliwie sunął drżącymi palcami wzdłuż całego jej kręgosłupa, starając się przyciągnąć ją jeszcze bardziej do siebie.

- Obiecaj, że jak ci powiem, to nie będziesz się nade mną litować.

- Obiecuję – wymamrotała niewyraźnie, przymykając na moment powieki, kiedy policzek dotknął jego szyi.

- Wczoraj minęły dwa lata od wypadku, w którym zginęła moja mama, a przez tę jebaną trasę koncertową nie mogłem być nawet na jej grobie w taki dzień.

- O mój boże, Luke tak ...

- Alex, obiecałaś! – przypomniał jej nieco ostrzejszym tonem, a ona aż zadrżała. Nie miała najmniejszego pojęcia o tym, że musiał zmagać się z tak okropną stratą przez tyle czasu i nawet nie chciała wyobrażać sobie, co musiał czuć. Próbowała zapanować nad trzęsącym się z przerażenia ciałem, ale nie była w stanie, bo każda próba kończyła się niepowodzeniem. Zupełnie instynktownie wsunęła dłoń we włosy chłopaka i jeszcze mocniej przytuliła go do siebie, z niesamowitą troską gładząc je. - Hej, już dobrze! - powiedział cicho, odsuwając ją na niewielką odległość tak, aby wciąż móc trzymać ją o uścisku swoich rąk. Dłonią odgarnął włosy z jej twarzy, a kciukiem starł jedną łzę, która niespiesznie toczyła się po policzku.

- Tak bardzo cię przepraszam, to ja powinnam być teraz dla ciebie wsparciem, a skończyło się na tym, że to ty mnie pocieszasz – odparła, żałośnie pociągając nosem. Luke pierwszy raz tego ranka uśmiechnął się do niej z nieudawaną szczerością, gdy opuszkami nadal sunął wzdłuż jej brody.

- Staram się z tym żyć, bo nie mam innego wyjścia, ale wczoraj nie wytrzymałem – wyjaśnił, a jego wzrok cały czas wpatrzony był w jej drżące usta. Oddychał wyjątkowo spokojnie w odróżnieniu od dziewczyny, która nadal nie potrafiła się uspokoić. - Chciałem być tego dnia przy jej grobie, ale znowu ją zawiodłem.

- Luke – szepnęła nagle, spoglądając na niego. - Jestem przekonana, że gdziekolwiek by teraz nie była, jest z ciebie dumna.

Chłopak parsknął tylko cierpko śmiechem, co spotkało się z jej krzywym spojrzeniem.

- Nic nie rozumiesz – krzyknął niespodziewanie, odpychając ją od siebie. - Ona przeze mnie zginęła – dodał pełnym smutku głosem i przykucnął, chowając twarz w dłoniach.

- Co ty mówisz?

- To była noc, kiedy znowu miała odebrać mnie ledwo przytomnego z jakiejś imprezy, ale na jednym ze skrzyżowań jakaś ciężarówka przejeżdżała na czerwonym świetle. Zginęła na miejscu – odpowiedział już zdecydowanie spokojniej, kołysząc się w przód i w tył, jakby kolejny raz znalazł się w jakimś szalonym transie. Alex bezwiednie opadła na kolana, a głuchy stukot rozniósł się po przedpokoju. Luke lekko zadarł głowę i spojrzał na nią niepewnie, gdy poczuł jak przez przypadek jej opadająca ręka zahaczyła o jego ramię. Krótką chwilę wpatrywali się w siebie bez słowa, a panująca wokół idealna cisza przerywana była jedynie ciężkimi, nierównymi oddechami. Nagle, zupełnie jakby jednocześnie pomyśleli o tym samym, wpadli sobie w ramiona, a ich dłonie gorączkowo zaczęły przesuwać się po drżących ciałach. Czuła jak z ogromną zachłannością przygarniał ją do siebie, szczelnie chowając w objęciu silnych ramion.

- To nie była twoja wina Luke, to nie była twoja wina – powtarzała, szepcząc mu cicho do ucha i czule zaczęła gładzić jego włosy. W końcu chłopak rozluźnił uścisk i uniósł głowę z zagłębienia jej szyi, zatrzymując się na wprost twarzy Alex. Otulił ją spoconymi dłońmi, a jego rozemocjonowane spojrzenie wodziło niespokojnie po każdym jej najmniejszym fragmencie. Rozchyliła szerzej usta, gdy poczuła na wargach ciepły oddech, drażniący skórę.

- Nie wiem, co by się stało, gdyby cię tutaj dziś nie było – wyjąkał, pochylając się jeszcze bardziej, aż ich czoła wreszcie zetknęły się. Im bliżej niej znajdował się, tym trudniej przychodziło jej utrzymanie kontroli nad własnym ciałem. Ponownie zadrżała kiedy tylko czubek jego nosa subtelnie przesunął się po policzku, a opuszki jego palców nadal niespokojnie dotykały jej twarzy. Zachłysnęła się powietrzem, gdy chwycił jej podbródek, unosząc go nieznacznie w górę, a ich usta zaczęły dzielić już zaledwie milimetry. Doskonale wyczuwała bijące od niego ciało, mając wrażenie, że w tym jednym momencie całe jej ciało zostało sparaliżowane. W ostatniej chwili opuściła jednak głowę, unikając błędu, którego mogła długo żałować.

- Luke – wymamrotała, przymykając nerwowo oczy. - Ja nie mo...

- Wiem – wszedł jej w słowo, wypuszczając z objęcia. - Przepraszam – dodał po chwili ciszy, gdy z opuszczonymi ramionami wpatrywała się obojętnie w podłogę. Bez słowa podniósł się i po prostu wyszedł, a ona mu na to pozwoliła.

*

Światła zaprowadzą cię do domu

(…)

A ja spróbuję cię naprawić

- Pomyśl życzenie! - pisnęła radośnie, robiąc krok w jego stronę. Z mocno zadartą głową wpatrywała się jak papierowy lampion unosił się w powietrzu, lecąc w stronę nieba, a kilkadziesiąt podobnych światełek w tej samej chwili również wzbiło się w bezkresną, wieczorną przestrzeń. Alex nie przypuszczała, że po tym co prawie wydarzyło się na korytarzu jej mieszkania, Luke zdecydował się jednak przyjść na wskazane przez nią w smsie miejsce spotkania. Zupełnym przypadkiem trafiła w sieci na informację o tym, że tego wieczoru miał odbyć się tajemniczo brzmiący festiwal światła, zakończony tym efektownie wyglądającym puszczaniem lampionów.

- Moje życzenia i tak się nie spełniają – odparł z obojętnym wzruszeniem ramion, ale mimo to wciąż uparcie wpatrzony był w oddalający się lampion, którego płomień delikatnie migotał na wietrze. Dziewczyna spojrzała na niego i widząc jego przepełnioną smutkiem twarz, podeszła jeszcze bliżej. Wsunęła dłoń między jego skrzyżowane na piersiach ręce i mimo jego początkowego oporu, udało jej się rozluźnić ten uścisk, splatając ciasno swoje palce z jego. Blondyn zerknął w bok, przyglądając się jej z góry nieco osądzającym spojrzeniem, ale ona na przekór jego oschłej postawie i braku zaangażowania uśmiechnęła się delikatnie do niego, kciukiem gładząc wewnętrzną część jego dłoni. Znowu przygryzał ten swój kolczyk w wardze, powodując że na moment straciła kompletnie poczucie rzeczywistości, nieprzytomnym wzrokiem obserwując jego usta. Szybko jednak potrząsnęła głową, odganiając od siebie niepotrzebne myśli.

- A wiesz, że taki wypuszczany w powietrze lampion zabiera ze sobą wszelkie troski i problemy, zwiastując szczęście?

- Jedno moje szczęście odeszło jakieś cztery lata temu, dwa lata później odeszło drugie – stwierdził po chwili z kpiną w głosie, odwracając się od niej i bez przekonania spojrzał ponownie nad siebie, dostrzegając ich niebieski lampion, który nadal z gracją wirował nad głowami. - Także nie wierzę już w szczęście.

Alex drgnęła lekko na te słowa i gdy tylko poczuła to nieprzyjemne ukłucie w okolicach żołądka, wypuściła jego dłoń, oddalając się od niego na kilka kroków. Podeszła do barierki otaczającej cały dach centrum handlowego, na którym właśnie się znajdowali i oparła się o nią, spoglądając na rozciągającą się przed nią panoramę miasta. Nie sądziła, że Luke nadal zmagał się z tym, co wydarzyło się wtedy na lotnisku, kiedy ona ruszyła do przodu, starając się rozpocząć nowe życie, a jeszcze teraz na siłę próbowała mu pomóc pogodzić się ze stratą matki i jej samej. Była hipokrytką.

- Przepraszam – szepnęła, gdy po kilku chwilach pojawił się przy jej boku. Czuła na sobie jego wzrok, ale nie była w stanie na niego spojrzeć. - Myślałam, że pomysł z lampionami choćby w małym stopniu zastąpi ci wizytę na cmentarzu, a zamiast tego przywołałam złe wspomnienia z przeszłości. Jestem głupia.

- Wiesz – zaczął nagle, jakby kompletnie zignorował jej wcześniejsze wyznanie. Skręciła głowę, zerkając na niego. - Czasami mam wrażenie, że ona gdzieś tutaj nadal jest – dodał po chwili zamyślenia, a Alex wyciągnęła przed siebie rękę i ponownie chwyciła mocno jego dłoń.

- Dopóki będziesz o niej pamiętać, ona zawsze będzie przy tobie, bez względu na to w jakiej części świata akurat będziesz się znajdował – oznajmiła z delikatnym uśmiechem, a on odpowiedział tym samym. W policzku dostrzegła niewielkie wgłębienie, gdy kącik jego ust uniósł się.

- Dziękuję – wychrypiał, szczelniej zamykając jej niewielką dłoń w swoim silnym objęciu. - Za wszystko.

- Od tego są przyjaciele, prawda?

W odpowiedzi przymknął na moment oczy i prawie niezauważalnie skinął głową. Nie odzywając się już do siebie równocześnie spojrzeli w górę, obserwując jak świetliste punkciki oddalały się coraz bardziej, sunąc powoli po ciemnym niebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro