2.1. Bo przecież magia istniała tylko w bajkach.
- Znajdę cię kiedyś – obiecał, wbijając w nią swoje świdrujące, niebieskie oczy. Alex poczuła mocne ukłucie w sercu, bo w tych kilku słowach odnalazła iskierkę nadziei, że to wszystko nie musiało kończyć się w tamtej chwili, że istniała jeszcze szansa, która mogła dać jej siłę do dalszego stawiania czoła szarej rzeczywistości, bo przecież gdzieś tam daleko, po drugiej stronie świata, ktoś miał na nią czekać. Lekko oszołomionym wzrokiem obserwowała, jak na jego twarzy na niedługi moment pojawił się blady cień uśmiechu, a w prawy policzku dostrzegła to urocze, niewielkie wgłębienie, które robiło z niego tego słodkiego chłopca, skradającego jej sympatię. Tym razem to ona stała w kompletnym bezruchu, a kiedy ponownie rozległo się nawoływanie Liz, blondyn bardzo powoli zaczął się od niej oddalać. Ich dłonie dłuższą chwilę pozostawały wciąż złączone, aby przy kolejnym jego kroku oderwać się od siebie. Alex przyglądała się, jak jej ręka bezwiednie opadała wzdłuż tułowia, a pełna smutku i cierpienia twarz Luke’a zniknęła sprzed jej oczu, gdy odwrócił się i niepewnym krokiem ruszył w stronę grupki przyjaciół.
*cztery lata później*
Może ruszyłaś już dalej
Ale prawdą jest,że nie chcę tego wiedzieć
Ostatni raz tego wieczoru podziękował i pomachał do tłumnie zgromadzonej publiczności w arenie, zbiegając za resztą chłopaków ze sceny. Był to pierwszy z serii czterech koncertów w Nowym Jorku, kończących ich kolejną, wyjątkowo udaną światową trasę. Jeszcze kilka lat temu obecna rzeczywistość była dla nich tylko odległą fantazją, a dziś mieli u stóp prawie cały świat, spełniając dziecięce marzenia. Z nikomu nieznanego zespołu z Sydney w przeciągu kilku miesięcy stali się rozpoznawalnym na całym świecie bandem, który podbijał kolejne muzyczne rynki. Wyprzedane koncerty, rekordy sprzedaży płyt, rosnąca rzesza fanów, to wszystko stało się ich codziennością, całkowicie odmieniając ich życie. Zaryzykowali, zostawiając wszystko za sobą, ale to ryzyko zdecydowanie opłaciło się.
- Pizza, piwo i mały turniej w fifkę? – zaproponował Calum, zacierając dłonie, kiedy zaraz po występie dotarli do hotelu.
- Ja się piszę na to! – odpowiedział momentalnie Clifford, zajmując jedno z miejsc na kanapie. Ashton znikł za drzwiami łazienki, a po chwili dało się słyszeć szum wody i jego głośny śpiew. Luke nie miał ochoty uczestniczyć w kolejnych pokoncertowych rozgrywkach z całą ekipą, dlatego wykorzystując krótkie zamieszanie, kiedy Mike z Calumem zaczęli wykłócać się o to, kto jaką drużyną miał grać, wymknął się niezauważenie z pokoju. Narzucił kaptur na głowę i z przerzuconą przez ramię gitarą, zaczął kierować się w stronę Central Parku. Mimo tego, że natłok ich koncertów był spory, to on nadal lubił czasami wyjść na ulicę, pograć dla przypadkowych ludzi, wrócić wspomnieniami do przeszłości. Tych kilka chwil pozwalało mu na moment oderwać się od rzeczywistości i złapać oddech. Bo bywały dni, kiedy miał już tego wszystkiego dość, ale szybko uświadamiał sobie, że muzyka była zbyt wielką częścią jego życia, by mógł z niej zrezygnować i mimo, że nie zawsze wszystko układało się tak, jakby tego oczekiwał, to przecież robił to, co kochał.
Zajął miejsce na jednej z ławek, mocniej nasuwając na czoło kaptur bluzy i poprawił daszek czapki, która miała chronić go przed ewentualnym rozpoznaniem przez fanki. I choć był to już późny wieczór, a miasto pogrążone było w kompletnym mroku, to wolał zachować wszelkie środki ostrożności, nie narażając się na atak wielbicielek. Wyjął gitarę z futerału i zaczął grać. Przeniósł się do swojego własnego świata, myślami wracając do chwili, gdy jego życie odmieniło się. Nie było dnia, aby o niej nie pomyślał. Jej obraz cały czas mu towarzyszył, czasami pojawiała się nawet w jego snach i choć próbował zapomnieć, to paradoksalnie wspomnienia z nią związane powracały ze zdwojoną siłą. Każda piosenka była naznaczona jej obecnością i choć doskonale wiedział, że znajdowała się na drugim końcu świata, to trudno było oprzeć się wrażeniu, iż śpiewał wyłącznie dla niej. Wszystkim wmówił, że poradził sobie z tym rozstaniem, ale prawda była zdecydowanie inna.
Nagle pośród gwaru mijających go ludzi usłyszał coś, co sprawiło, że aż zamarł w bezruchu. Przestał grać i uniósł bardzo powoli głowę, rozglądając się dookoła. Próbował namierzyć źródło tego znajomego głosu, czując jak serce zaczęło mocniej bić. Oddychał coraz ciężej, a jego usta nieświadomie rozchyliły się. W pewnej chwili jego wzrok zatrzymał się na stojącej nieopodal blondynce.
- Alex? – wydyszał niepewnie drżącym z emocji głosem, szeroko otwartymi oczami wpatrując się falujące na wietrze jasne włosy. W tym samym momencie dziewczyna odwróciła się w jego stronę.
*
- Chris, idę pobiegać! – Alex krzyknęła z przedpokoju, zapinając zamek bluzy. Kiedy uniosła głowę, dostrzegła opierającego się o framugę chłopaka, który podejrzliwym wzrokiem lustrował całą jej sylwetkę. – No co?
- Nic – odparł z uśmiechem i niespodziewanie chwycił ją za nadgarstek, przyciągając stanowczo do siebie. Objął ją w talii i skradł jeden, krótki pocałunek. Dziewczyna wzniosła bezradnie oczy, kręcąc głową w geście totalnej dezaprobaty dla jego zachowania. – Całkiem seksownie wyglądasz w tym obcisły wdzianku i nie wiem, czy mogę wypuścić cię w takim stroju – dodał z pełną powagą, ale kiedy wysunęła się z jego objęcia, pukając go palcem w czoło, blondyn roześmiał się głośno.
- Wracam za godzinę – oznajmiła z cichym westchnieniem i nim opuściła mieszkanie, złożyła na jego ustach ostatni pocałunek. Wybiegła z budynku wprost na okrytą mrokiem ulicę, kierując się w stronę pobliskiego parku. Włożyła do uszu słuchawki, kompletnie odcinając się od otaczającego ją świata. Lubiła Nowy Jork nocą. I choć nie mieszkała tam zbyt długo, to zdążyła pokochać to miasto prawie tak samo jak Sydney. Wbiegła w jedną z parkowych alejek, czując na twarzy ożywcze, wieczorne powietrze. Zgrabnie przeskoczyła nad niewielką dziurą w dróżce, wymijając spacerujących przechodniów. Miała swoją jedną ulubioną trasę, którą pokonywała każdego dnia. W pewnej chwili zatrzymała się na moment, łapiąc głębszy oddech i oparła się o jedno z drzew. Zrobiła kilka rozciągających ćwiczeń, gdy do jej uszu dobiegła tak dobrze znana melodia. Z wrażenia wypuściła z dłoni odtwarzacz muzyki, który z łoskotem odbił się na nierównym krawężniku ścieżki. Poczuła przeszywające ukłucie w żołądku, czując jak powoli zaczynało brakować jej tchu, a pulsujące coraz intensywniej skronie niosły ze sobą niesamowity ból. Niespokojnie zacisnęła usta, przymykając na chwilę powieki, kiedy obraz przed oczami niebezpiecznie zawirował. Przez moment wydawało jej się, że dochodzące dźwięki były tylko chorym wytworem wyobraźni, ale muzyka wyraźnie rozbrzmiewała tuż za jej plecami. Nie do końca świadomie ścisnęła palce, walcząc z drżeniem dłoni. Niepewnie odwróciła się za siebie, ze strachem spoglądając na siedzącego na ławce chłopaka. Spod narzuconego na głowę kaptura bluzy wystawały jasne kosmyki, a on sam pochylony lekko nad gitarą wygrywał kolejne takty piosenki, a jego palce subtelnie przesuwały się po strunach.
- Luke? – zapytała niespokojnie, nie rozpoznając swojego własnego głosu, który z nadmiaru targających nią emocji zmienił się diametralnie. Jej wargi zadrżały nerwowo, kiedy chłopak wstrzymał grę i zadarł gwałtownie głowę, powodując że kaptur zsunął się na jego plecy. Spojrzał na nią.
*
- Przepraszam – Luke mruknął nieco zawstydzony, kiedy nieznajoma dziewczyna popatrzyła na niego z nieskrywanym zdziwieniem. Uśmiechnął się niewyraźnie, mając wrażenie, że blondynka wzięła go za jakiegoś wariata. Pełen rozczarowania i zakłopotania schował gitarę, wciąż szepcząc pod nosem nieprzyjemne epitety na temat własnej głupoty, nie mogąc uwierzyć, że mógł się aż tak pomylić. – Idiota – podsumował, zapinając futerał i podniósł się z drewnianej ławki, przerzucając instrument przez ramię. Był tak skupiony na chęci ujrzenia jej, że zignorował wszelkie racjonalne symptomy, które wyraźnie świadczyły o tym, że to na pewno nie mogła być Alex. Potrząsnął głową, zaciskając z całej siły dłoń na pasku pokrowca i stanowczym krokiem ruszył w stronę hotelu.
*
- Oh – ciche, przepełnione rozczarowaniem westchnie wymsknęło się z jej ust, kiedy ciemne oczy chłopaka spojrzały na nią uważnie. – Musiałam pana z kimś pomylić, przepraszam – odburknęła zmieszana, pocierając nerwowo dłonią kark. Posłała przepraszające spojrzenie i podnosząc z ziemi odtwarzacz, ponownie wcisnęła słuchawki do uszu. Zaczęła biec przed siebie tak szybko, że po kilkudziesięciu metrach miała już całkowicie dość, bo zaczęło brakować jej tchu, dlatego znowu się zatrzymała, opierając dłonie o pień drzewa. Poczuła piekący ból w płucach. Oddychała nierówno, pochylając się lekko do przodu. Miała ochotę wykrzyczeć głośno cały swój żal i rozgoryczenie, ale mijający ją ludzie skutecznie uniemożliwili jej podjęcie takiej próby. Kiedy po kilku głębszych oddechach udało jej się w końcu uspokoić, wyprostowała się powoli i nieprzytomnym wzrokiem rozjarzała się dookoła. Nie potrafiła zrozumieć tego, jak mogła się tak bardzo pomylić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro