Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Ale przecież nawet najsmutniejsza bajka miała szczęśliwe chwile.

- Witaj piękny Londynie! – mruknęła do siebie, kiedy odebrała już swój bagaż i nieco leniwym krokiem ruszyła w stronę głównej hali lotniska, ciągnąc za sobą ogromną walizkę. Kiedy tylko w tłumie ludzi dostrzegła czekającą na nią Liz, delikatny uśmiech przemknął przez jej zmęczoną twarz.

Ostatnie dwa tygodnie były jak uporczywie powtarzający się zły sen, bo gdy ona wstawała, Luke już spał, a kiedy on się budził, to ona kończyła właśnie dzień, więc praktycznie cały ten czas mijali się. A gdy w końcu wydawało się, że wreszcie znaleźli wolną chwilę na rozmowę, szybko okazywało się, że blondyn musiał biec do studia, organizował jakiś koncert na ulicach Londynu, albo najzwyczajniej w świecie był tak zmęczony, że po kilku zdaniach zasypiał przed komputerem. Nie miała mu tego za złe, ale ta przedłużająca się nieobecność działała na nią bardzo depresyjnie. Skupiła więc wszystkie swoje myśli na uczelni i zaangażowała się w naukę, byle tylko nie myśleć o tym, że każdego dnia musiała wracać do pustego pokoju, w którym jedynie pluszowy miś mógł dać się przytulić. W końcu wpadła na jeden ze swoich szalonych pomysłów i w tajemnicy przed wszystkimi chłopakami, przy pomocy Liz, zdecydowała się na krótki wypad do Anglii.

- Jak minęła podróż? – zapytała ze szczerym uśmiechem mama Luke’a, troskliwie ją przytulając.

- Długa i męcząca – odparła z przeciągłym westchnieniem, a kobieta zaczęła się śmiać, gładząc delikatnie dłonią jej ramię. Alex nie przypuszczała, że ich relacja mogła osiągnąć taki poziom, ale cieszyła się, że Liz zaakceptowała ją, mimo niefortunnego początku ich znajomości. Była naprawdę wspaniałym człowiekiem i kochała swojego syna ponad wszystko.

- Jedźmy w takim razie do domu, bo na pewno jesteś głodna – stwierdziła z typowym, matczynym zaangażowaniem, odbierając od niej bagaż. Taksówką udały się do oddalonej nieco od centrum miasta dzielnicy, gdzie wynajęty był dla nich niewielki domek, w który mieszkali przez cały pobyt na wyspach.

Weszła do pokoju Luke’a i Caluma, taszcząc za sobą walizkę. Stanęła w progu, z delikatnym uśmiechem rozglądając się po zagraconym pomieszczeniu. Wszędzie porozrzucane były ich ubrania, jakieś kable, gitary, sprzęty. Zupełnie jak w domu przemknęło jej przez myśl, kiedy ustawiła w kącie swoją torbę i bezwładnie opadła na fotel, który stał obok. Wysunęła przed siebie nogi i cicho westchnęła, zbierając z oparcia koszulki chłopaków. Nagle po drugiej stronie dostrzegła dość charakterystyczną niebieską walizkę blondyna, z której jeszcze nie do końca zdążył się wypakować, bo część rzeczy wciąż znajdowała się na jej dnie. Między bluzami zauważyła również znajomo wyglądający pomarańczowy dziób pingwina maskotki, którą podarowała mu tuż przed ich wylotem do Londynu. Nieznacznie zmarszczyła brwi, odczuwając krótkie ukłucie w okolicach żołądka. Podniosła się i wyjęła pluszaka, spoglądając na niego z nieskrywanym smutkiem. Zdawała sobie sprawę, że nie mieli zbyt wiele wolnego, bo ciągle znajdowało się jakieś ciekawe zajęcie i z pewnością Luke nie miał czasu na zajmowanie się głupimi, nic nieznaczącymi zabawkami, ale mimo wszystko to dziwne poczucie rozczarowania nie chciało jej opuścić. Objęła pingwina obiema rękami i przytuliła go do siebie.

- Odgrzałam ci trochę wczorajszego obiadu – oznajmiła nagle Liz, pojawiając się w drzwiach pokoju. Alex drgnęła nieznacznie, nie będąc przygotowaną na jej pojawienie się. Posłała w stronę kobiety niewyraźny uśmiech, odkładając maskotkę na bok.

- Nie mówili kiedy wracają? – zapytała, podnosząc się z fotela z nadzieją w delikatnie drżącym głosie. Mama Luke’a uśmiechnęła się do niej niepewnie, obejmując ramieniem.

- Wyszli kilka minut przed moim wyjazdem na lotnisko, nagrywanie mieli popołudniu, więc myślę, że wieczorem tutaj ponownie się zjawią.

- Oh – wymsknęło jej się niechcący, po czym znowu poczuła ten prawdziwie troskliwy dotyk kobiety, która starała się jak mogła, aby dodać jej otuchy.

- Nie martw się, nim się zdążysz obejrzeć, oni już wrócą – zapewniła ją po krótkiej chwili milczenia. – Jeszcze nacieszysz się tym moim synusiem – dodała z radosnym uśmiechem, prowadząc ją do kuchni. Alex wysiliła się na krótki uśmiech, zajmując miejsce przy stole.

*

Cała czwórka z głośnym śmiechem na ustach wpadła do mieszkania, robiąc przy tym niemałe zamieszanie. Nim jednak zdążyli się rozebrać, tuż przed nimi pojawiła się niespodziewanie Liz, stanowczym tonem uciszając rozbawioną grupkę.

- Cześć Liz – przywitał się radośnie Ashton, rzucając kurtkę na wieszak. – Mamy jakieś dziecko w domu, czy co, że tak nas od progu uciszasz?

- Shhhh! – mruknęła ponownie, przykładając palec do ust. Chłopcy spojrzeli na nią z nieskrywanym zaskoczeniem, a kiedy już zgodnie zamilkli, mama Luke’a spojrzała na niego, walcząc uporczywie z cisnącym się na usta uśmiechem. – Masz małą niespodziankę w pokoju – przyznała w końcu, uważnie obserwując jego reakcję. Chłopak powoli zsunął z głowy czapkę i niepewnie spojrzał na rodzicielkę.

- Jaką niespodziankę? – zapytał nerwowo, zerkając na przyjaciół.

- Idź i sam się przekonaj, tylko błagam, cicho.

Blondyn ciągle patrząc na resztę chłopców, udał się w stronę pokoju. Kiedy próbowali za nim ruszyć, sami umierając z ciekawości, Liz momentalnie ich zatrzymała, pozwalając synowi samemu przekonać się, co też na niego czekało. Z szaleńczo bijącym sercem bardzo powoli nacisnął klamkę, a drzwi bez przeszkód uległy jego naciskowi. Delikatnie pchnął je w przód, próbując nadal rozszyfrować tajemniczą zagadkę z rzekomą niespodzianką dla niego. Pomieszczenie spowite było ciemnością, którą rozjaśniała tląca się na szafce niewielka lampka. Blade światełko delikatnie pulsowało, rozpraszając wieczorny mrok. Luke czuł jak jego dłonie zaczęły niespokojnie drżeć, kiedy na łóżku dostrzegł leżącą na boku i odwrócona plecami postać. Jasne włosy rozrzucone były na poduszce, a miarowe i spokojne unoszenie się ramienia świadczyło o tym, że musiała spać. Gdy tylko podszedł bliżej i przysiadł się obok, dostrzegł to rozanielone, senne oblicze, lekko rozchylone usta oraz opadającą na czoło grzywkę. Uśmiechnął się, choć chyba sam do końca nie wierzył w to, co widział. Zupełnie nie spodziewał się jej tutaj. Poruszyła się nieznacznie i mruknęła niezrozumiale, mocniej tuląc do siebie pluszowego pingwina, którego dopiero teraz zauważył. Pospiesznie sięgnął po leżący u jej stóp koc, nakrywając nim dziewczynę. Najdelikatniej jak było to tylko możliwe dotknął opuszkami placów jej zaróżowiały policzek, sunąc nimi po jej twarzy. Nie potrafił zapanować nad tą niesamowitą radością, która tak nagle przejęła nad nim kontrolę.

- Pół dnia na was czekała, aż w końcu zasnęła – wyszeptała jego mama, pojawiając się nagle w wejściu. Spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem.

- To dlaczego nie zadzwoniłaś wcześniej? – zapytał z wyrzutem.

- Bo miała to być niespodzianka, Alex mi nie pozwoliła – wyjaśniła szybko, a Luke tylko westchnął obojętnie i ponownie spojrzał na dziewczynę. – Śpi już trzecią godzinę, możesz spróbować ją obudzić – dodała i po chwili po pokoju rozległ się już tylko cichy brzęk zamykanych drzwi.

Blondyn wsunął się powoli na łóżku i podpierając głowę na łokciu z lubością zaczął wpatrywać się w dziewczynę. Chęć obudzenia jej była tak ogromna, że bardzo subtelnie dotknął jej ramienia, przesuwając po nim delikatnie palcami. W pewnej chwili Alex ponownie się poruszyła, odwracając do niego przodem. Uniosła niepewnie przemęczone powieki i zamrugała kilkakrotnie, przyzwyczajając wzrok do nowych warunków. Przez krótką chwilę z niedowierzaniem przyglądała mu się na wpół przytomnym wzrokiem, a kiedy tylko uśmiechnął się do niej szeroko, momentalnie zarzuciła mu ręce na szyję i z całej siły wtuliła się w niego.

- Luke – wyszeptała drżącym głosem, a on przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie, mocno otulając swoimi ramionami.

- Tak cholernie za tobą tęskniłem – mruknął jej nad uchem, powodując że przez ciało przebiegł ten niesamowicie przyjemny dreszcz. Dopiero w tej chwili oboje zdali sobie sprawę, jak okrutna ta rozłąka była. Kiedy na nowo znaleźli się w swoich ramionach, wszystko inne przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczyli się tylko oni i kilka słodkich, przepełnionych ogromną tęsknotą oraz uczuciem pocałunków, które stały się najpiękniejszym wyrazem tego, co w tamtej chwili czuli.

*

Mimo wcześniejszych zapewnień Liz, kolejne dwa dni pobytu Alex w Londynie nie różniły się niczym od siebie. Luke spędzał całe przedpołudnia na pisaniu, później organizowali spontaniczne występy dla spragnionych ich muzyki fanek, a resztę dnia przesiadywał w studio, nagrywając kolejne piosenki. Kiedy wracał do domu był wykończony i poza snem, nie miał na nic ochoty. Ale przecież doskonale to rozumiała, bo nie mogła mieć do niego pretensji o to, że wykorzystywał życiową szansę, którą oferował mu los. Byłby głupcem, a ona nie miała prawa stawać na drodze do jego szczęścia. Szybko więc pojęła, że pomysł z przyjazdem do nich nie był wcale tak idealny, jak jej się na początku wydawało, bo równie dobrze we własnym domu mogła spędzać kolejne samotne dni, a tak dodatkowo miała poczucie winy, że jej obecność w pewien sposób ograniczała go. Zapięła ostatni zamek walizki i stanęła na równe nogi, chwytając plastikowy uchwyt. W tej samej chwili do pokoju wszedł Luke, zamierając w połowie kroku, kiedy tylko ją dostrzegł. Nerwowo na nią spojrzał.

- Co ty robisz? – zapytał, nie kryjąc zaskoczenia. Alex opuściła wzrok i delikatnie zacisnęła drżące usta.

- Przebukowałam bilet na dzisiejszy wieczór, wracam do domu – oznajmiła krótko, praktycznie szepcząc. Nie była jednak w stanie spojrzeć na chłopaka, który niespokojnie parsknął śmiechem.

- Zwariowałaś – powiedział z udawanym rozbawieniem, robiąc krok w jej stronę. Kiedy nie odezwała się do niego przez dłuższą chwilę, musiał zrozumieć, że wcale nie żartowała. Zadarła głowę i lekko zaszklonymi oczami popatrzyła na niego.

- Jestem tutaj niepotrzebna, tylko ci przeszkadzam, tak będzie lepiej – wyjaśniła, próbując go ominąć. Jednak on od razu zareagował, wyrywając jej z dłoni walizkę. Ze zmarszczonym lekko czołem zerknęła na niego.

- Nigdzie nie wracasz!

- Luke oddaj mi to – warknęła, podnosząc nieco głos. Czuła wzbierającą złość, kiedy mimo usilnych prób nie udało jej się odzyskać swojej własności. W końcu odpuściła i z wściekłą miną zaczęła sugestywnie potupywać nogą, krzyżując ręce na piersiach. Już wcześniej podjęła taką decyzję, dlatego zachowanie Luke’a wytrąciło ją całkowicie z równowagi, bo nie była przygotowana na taki opór z jego strony.

- Ile ty masz lat? Zachowujesz się jak naburmuszony dzieciak – przyznał z agresją, odrzucając jej torbę na bok. Wymienili kolejne wściekłe spojrzenia. Dostrzegł, że cała już drżała ze złości, a jej oczy niebezpiecznie zaszkliły się. – I chciałaś tak bez słowa sobie po prostu wrócić?

- Nie – mruknęła, odwracając głowę w bok. – Ale może jakbyś trochę więcej czasu spędzał tutaj, to byś wiedział, że wychodzę.

Za późno ugryzła się w język, w myślach przeklinając się za to, bo naprawdę nie miała intencji, aby rzucać takimi oskarżeniami pod jego adresem, ale nie była w stanie cofnąć wypowiedzianych słów. Z szeroko otwartymi oczami patrzyła na niego.

- Świetnie – parsknął wyniośle, unosząc obie ręce do góry.

- Luke, proszę cię, nie mam czasu na tę głupią przepychankę – stwierdziła, zaciskając mocno zęby. Chłopak nerwowo drgnął i podszedł w stronę drzwi, przekręcając klucz w zamku. Z szyderczym uśmieszkiem zamachał nim przed jej nosem i schował do tylnej kieszeni spodni. Alex momentalnie zmrużyła powieki z wściekłością i próbowała się na niego rzucić, ale był zdecydowanie silniejszy. Bez zastanowienia chwycił ją za nadgarstki i mocno je ścisnął, uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch. Wbiła w niego gniewny wzrok, oddychając ciężko i zaczęła się z nim szarpać. – Nie znoszę cię – syknęła impulsywnie, choć tak naprawdę nie miała tego na myśli. Niebieskie oczy chłopaka uważnie na nią spojrzały.

- Ja ciebie też – odparł beznamiętnie, wciąż żarliwie wpatrując się w dziewczynę, która właśnie spojrzała nad siebie ze zdziwieniem, nie przypuszczając, że takie słowa padną z jego ust. Wstrzymała powietrze, czując że coraz większy trud sprawiało jej kontrolowanie swoich emocji. W pewnej chwili jego dłonie rozluźniły uścisk i zsunęły się gwałtownie na jej biodra. Bez słowa przyciągnął ją do siebie i z niespotykaną dotąd zachłannością zaczął całować. Alex początkowo nie reagowała, ale w końcu udało jej się odepchnąć go od siebie. Odetchnęła głęboko, chwytając łapczywie powietrze.

- Zwariowałeś?! – krzyknęła, nadal mocno wbijając palce w jego przedramiona.

- Tak – odparł cicho i ponownie zatopił swoje usta w jej. Tym razem jednak nie pozwolił się tak łatwo odsunąć, zdecydowanie szczelniej obejmując ją w pasie. – Zwariowałem na twoim punkcie – mruknął rozemocjonowanym, trochę zdyszanym głosem, kiedy na moment zaprzestał przyjemnych pieszczot i spojrzał na nią. Rozbieganym wzrokiem obserwowała jego promieniejącą twarz i to błyszczące spojrzenie. Porywczo uniosła obie dłonie i zacisnęła na materiale jego koszulki palce, przyciągając go raptownie do siebie, po to by złożyć kolejne przepełnione pragnieniem i żądzą pocałunki.

- Nienawidzę cię – wysapała, nie mogąc dłużej zapanować nad sobą, gdy jego ręce zaczęły dość sugestywnie gładzić skórę jej pleców, a nią wstrząsnął kolejny dreszcz rozkoszy.

- Yhmmm – jęknął, obniżając coraz bardziej wędrówkę swoich dłoni. – Też cię nienawidzę w takim razie.

- A co z twoją mamą? – zapytała nagle z nieco większą przytomnością umysłu, ale nadal czuła jak zaczynało jej brakować tchu. – Co z chłopakami?

- Miałem cię zabrać na pizzę ze wszystkimi, czekają tam na nas – wyjąkał, cały czas obsypując jej usta, policzki, szyję czułymi pocałunkami, mimo że Alex starała się zapanować nad tą napiętą sytuacją, która niespodziewanie między nimi się wytworzyła. Sięgnął odruchowo po telefon do kieszeni spodni, napisał krótką wiadomość o tym, że nie mieli zamiaru się zjawiać w pizzerii i odrzucił aparat na fotel. Pożądliwym wzrokiem popatrzył na nią, mocniej zaciskając usta, które chwilę przedtem oblizał koniuszkiem języka.

- Spóźnię się na samolot – westchnęła niewyraźnie, a każde jej kolejne słowo było mniej pewne, gdy tylko poczuła jak jego dłonie chciwie pieściły odkryte ciało. Luke w odpowiedzi uniósł ją delikatnie i wciąż natarczywie składając czułe pocałunki, pchnął ją nieznacznie w stronę łóżka.

*

Będę cię tulił mocno

Przez całą noc

To było kilka krótkich godzin, które należały wyłącznie do nich i w czasie których spełnili swoje największe pragnienia, a wszystko wydawało się takie nowe, tajemnicze i dotąd nieodkryte. Czas, gdy zdecydowali się odkryć przed sobą wzajemnie najbardziej skryte zakamarki ciała i duszy, jednocześnie obnażając wszelkie słabości. Melodyjna, wieczorna cisza mącona była jedynie przyspieszonymi oddechami i prawie bezgłośnie wymawianymi imionami. Początkowa agresja i wściekłość, które nadawały tak impulsywny charakter temu zbliżeniu, dość szybko znalazły ujście w zachłannych pocałunkach i gwałtownych ruchach, które z każdym kolejny dotykiem stawały się jednak coraz bardziej delikatne, a rzucane nerwowo wyzwiska i obelgi przemieniły się w cicho szeptane wyznania drzemiących głęboko uczuć.

Ten jeden wyjątkowy moment stał się początkiem czegoś nowego między nimi, gdy wymieniając roziskrzone spojrzenia, bez słów przekazywali sobie wszystko to, co czuli. Tonęli we własnych ramionach, otuleni ciepłem własnych ciał. Każde prawie niewyczuwalne drżenie, każdy dotyk, spojrzenie komponowały się w jedną nieskazitelną całość, powodując że po pustym pokoju rozchodził się tłumiony pocałunkami odgłos rozkosznego pomrukiwania. Poznawali siebie nawzajem, odkrywając co chwilę nową cząstkę swoich ciał. Pozwolili sobie na krótką chwilę zapomnienia, całkowicie zawierzając swoje szczęście w ręce tej drugiej osoby.

Kolejne spragnione spojrzenie i wyrażające zgodę nieme skinienie sprawiły, że wszelkie wątpliwości o słuszności tego ruchu i jego ewentualnych konsekwencjach odpłynęły w bezkresną dal. Sycili się własną bliskością, a łapczywie chwytane oddechy, szaleńczo bijące serca i wyszeptywane z ogromną pasją, ale także niesamowitym drżeniem imiona spowodowały, że oboje odnaleźli satysfakcję, a pokój na nowo wypełniły ciche, trochę nieśmiałe odgłosy spełnienia. Ostatni pocałunek, ostatnie głębokie spojrzenie w nieprzytomne z zadowolenia oczy, ostatnia wypowiedziana obietnica uwieńczyły to, co przed chwilą było ich udziałem. Kołysani coraz spokojniejszymi uderzeniami serca, ponownie znaleźli się w swoich ramionach, a błogie uśmiechy błąkały się po zmęczonych twarzach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro