16. Nie będzie bezchmurnego nieba, kiedy ją straci. (cz.II)
Trwała w tym przyjemnym półśnie, między jawą, a marzeniami, wtulając policzek w miękki materiał poduszki. Nie była pewna o czym śniła, ale miała przeczucie, że było to coś miłego, dlatego tak uporczywie ignorowała dochodzący gdzieś z oddali natrętny dźwięk telefonu. Długo walczyła, aby skupić się wyłącznie na swoich sennych marzeniach, ale najwyraźniej ktoś usilnie próbował się z nią skontaktować o tak późnej porze. Z ogromną niechęcią przebudziła się, otwierając zaspane oczy i sięgnęła leniwie po komórkę, która wciąż wibrowała na szafce. Spojrzała na wyświetlacz i momentalnie rozbudziła się, kiedy tylko pojawiło się na nim imię Michaela.
- Czego on chce? – szepnęła do siebie, odbierając połączenie. Nie zdążyła się odezwać, kiedy w słuchawce usłyszała jakiś podejrzany, niewyraźny głos i z pewnością nie należał on do Clifforda.
- Aleeeeex – ktoś jęknął i zaczął coś bełkotać, ale ona nie była w stanie rozróżnić żadnego słowa. Dochodziły ją tylko jakieś pojedyncze trzaski i ciche przekleństwa, a przy którymś z kolei bluźnierstwie rozpoznała właściciela tego jąkającego się głosu.
- Hemmings – westchnęła ciężko, kiedy uzmysłowiła sobie, że to był on. Przekręciła się na plecy i przymknęła oczy, oddychając głęboko. Usłyszała jego rozbawiony śmiech. Była pewna, że działo się z nim coś niedobrego, bo jego zachowanie było co najmniej dziwne. – Gdzie ty jesteś? – zapytała w końcu, kiedy podejrzanym odgłosom nie było końca. Chłopak znowu zachichotał i znowu jakiś huk rozległ się w słuchawce. Aż drgnęła. Każdy dźwięk był jednak trochę zbyt odległy, jakby trzymał telefon z daleka od ucha. – Wszystko w porządku? – dopytywała już lekko podenerwowana, kiedy nie udzielał odpowiedzi na jej pytania. Odetchnął głośno, już z pewnością mając komórkę bliżej.
- Jestem – odparł z dumą w głosie, a Alex zmarszczyła tylko czoło, wciąż nie mając pojęcia, co też błąkało się po jego słowie.
- Gdzie jesteś? – powtórzyła, a on zaśmiał się. Była naprawdę zaniepokojona jego zachowaniem, bo ten śmiech nie brzmiał, jak normalny śmiech Luke’a. Coś z nim działo się nie tak jak powinno i nawet przez rozmowę telefoniczną była w stanie to wyczuć. Usiadła nerwowo na łóżku, wyczekując na jakąkolwiek odpowiedź.
- Otwórz drzwi na balkon, bo trochę tu zimno – odpowiedział z tym przerażającym ją rozbawieniem.
- Żartujesz, prawda? – mruknęła, jakby chciała zaprzeczyć temu, co właśnie usłyszała, ale zeskoczyła pospiesznie z łóżka, podchodząc do drzwi. Rozsunęła zasłony, a za szybą ujrzała rozpromienione oblicze blondyna. Dłuższą chwilę wpatrywała się w niego bez słowa, podpierając dłonią bok. Nie wierzyła w to, na co właśnie patrzyła. On tylko lekko pochylił głowę w kierunku ramienia i uśmiechnął się krzywo, gdy pojawiła się przed nim. Nie była już pewna, czy jest na niego tylko wściekła, czy piekielnie wściekła. Otworzyła drzwi.
- Cześć – mruknął z wesołym uśmieszkiem, chichocząc radośnie. Alex spojrzała na niego z lekko przymrużonymi oczami, uważnie analizując jego uśmiechniętą twarz. – Ładna piżamka – ocenił z uznaniem, lustrując dokładnie całą jej sylwetkę z uniesioną zadziornie jedną brwią. Spojrzała na nadrukowaną różową panterę na koszulce i postanowiła zignorować jego głupią uwagę z cichym westchnieniem.
- Jak ty się tu dostałeś?
- Ummmm – zaczął niepewnie, pocierając palcem policzek i zrobił minę, jakby intensywnie nad czymś się zastanawiał. – Tam jest taka mała drabinka, to się wspiąłem.
Dziewczyna aż wstrzymała powietrze, nie mogąc uwierzyć w jego słowa. Było to co prawda pierwsze piętro, ale mimo wszystko sama wizja wchodzącego tutaj chłopaka przerażała ją. Dla pewności wyszła na zewnątrz i wyjrzała za balustradę balkonu, sprawdzając czy przypadkiem nie uszkodził matczynej pergoli, która była oczkiem w jej głowie. Odetchnęła z ulgą, dostrzegając że żadna z pnących się po drewnianej konstrukcji roślin nie została zniszczona. Z nieskrywanym rozdrażnieniem obejrzała się za siebie, spoglądając na chłopaka.
- Piłeś.
- Ja? Nigdy – zdziwił się, unosząc nienaturalnie wysoko ramiona i mocniej otworzył zdumione oczy. Była w stanie mu nawet uwierzyć, ale w tej samej chwili potknął się o własną nogę, tracąc równowagę. Udało mu się jednak wybrnąć z tej sytuacji, bo prawie od razu podparł się o framugę i z rozbrajającym wdziękiem stanął naprzeciw niej. Zalotnie poruszył brwiami, przygryzając dolną wargę. Blondynka posłała mu jedno litościwe spojrzenie i pokręciła z dezaprobatą głową.
- Piłeś – powtórzyła z większym naciskiem, ale widząc jego słodką i trochę zagubioną minę, poczuła jak cała dotychczasowa złość odchodziła w niepamięć.
- No może troszeczkę – przyznał z pełną szczerością, dwoma palcami ukazując jak niewielka była to ilość wypitego alkoholu. Bezwiednie pochylił się lekko w przód, w ostatnim momencie podpierając się o dziewczynę, która heroicznie uratowała go przed upadkiem.
- Jak twoja matka dowie się, że jesteś poza domem o tej porze i cię zobaczy w takim stanie, to cię zabije, albo w najlepszym wypadku do końca swoich dni nie ujrzysz już nigdy więcej światła słonecznego – podsumowała z nieznacznym westchnieniem, kiedy on nadal zażarcie się jej przyglądał lekko zamglonym spojrzeniem, a uśmiech wciąż nie schodził mu z ust.
- Mama myśli, że sobie smacznie śpię w łóżeczku – wyjaśnił, wciąż rozmarzonym wzrokiem przyglądając się jej.
- Więc chyba najwyższy czas do niego wracać, nie sądzisz? – zapytała, krzyżując przed sobą ręce. I gdy tylko skończyła mówić, w momencie rozpętała się ogromna, niespodziewana ulewa. W ostatniej chwili zdążyła wciągnąć do środka chłopaka i zamknąć drzwi. – Uroczo – mruknęła rozeźlona, beznamiętnie rozglądając się po coraz mocniej zalewanym wodą balkonie. Kiedy doszedł ją stłumiony rechot Luke’a, odwróciła się i z pobłażaniem na niego spojrzała.
- Ups! – zaśmiał się, szeroko szczerząc zęby. Alex opuściła bezradnie ramiona, zdając sobie sprawę, że do rana nie miała szansy się go już pozbyć. Zapaliła lampkę na biurku i sięgnęła po koc, który leżał na jednym z foteli.
- Możesz spać tutaj, ale jak moi rodzice cię znajdą, to nie ręczę za ich reakcję. Ja idę do Katie – oznajmiła chłodno, unikając jego spojrzenia. Cisnęła w niego puchowym pledem i ściągnęła z łóżka swoją kołdrę. Była lekko poirytowana całą tą niewygodną sytuacją, ale przecież nie mogła wyrzucić go na taką pogodę, zwłaszcza w takim stanie. Nie chciała już nawet myśleć o konsekwencjach jego głupoty, kiedy Liz zorientuje się, że nie było go całą noc, a co gorsze, że tę noc spędził u niej.
- Mogę spać na ziemi, ale błagam cię, nie wychodź – poprosił pełnym obaw głosem, chwytając ją za dłoń, kiedy kierowała się w stronę drzwi. Niepewnie zadarła głowę i popatrzyła na niego. Tak trudno było jej oprzeć się temu błękitnemu spojrzeniu, że szybko opuściła wzrok, wstrzymując na chwilę powietrze, kiedy opuszki jego palców czule gładziły rozgrzaną skórę ręki. – Proszę? – ponowił prośbę, kiedy nie odezwała się do niego, nadal stojąc w tym samym miejscu. – Naprawdę nie chciałem, żeby to wszystko tak wyszło.
- Dobra – odparła ulegle, dając za wygraną. Wróciła ze swoją kołdrą na łóżko, robiąc mu trochę miejsca po jednej stronie. – Ale jeśli tylko, chcący albo niechcący, dotkniesz mnie, to z hukiem spadasz na ziemię, umowa stoi? – zaproponowała, a on skinął tylko głową, kiedy gasiła lampkę. W pokoju ponownie zapanowała ciemność, a nocną ciszę przerywał szum wody i charakterystyczny dźwięk odbijanych od parapetu i szyb kropli deszczu. Alex po omacku wróciła do łóżka, zakopując się ponownie w pościeli. Nakryła głowę rogiem kołdry, próbując ignorować wszelkie odgłosy, które przy rozbieraniu i przykrywaniu się kocem wydawał Luke.
- Ładnie pachnie ta poduszka – stwierdził po chwili ciszy, kiedy kolejny raz przekręcił się na bok. Blondynka zacisnęła mocniej usta i zakryła głowę jeszcze szczelniej, byle tylko zagłuszyć chłopaka. On był jednak najwyraźniej bardzo pobudzony, bo co chwilę zmieniał pozycję, nie mogąc znaleźć tej jednej odpowiedniej i ciągle mruczał coś pod nosem, ale robił to na tyle nieudolnie, że praktycznie w ogóle go nie rozumiała. W końcu jej cierpliwość dobiegła końca.
- Cholera jasna, albo przestaniesz się wiercić i będziesz spał jak człowiek, albo wypad na podłogę! – zagroziła mu, warcząc przez zaciśnięte zęby. Nie chciała podnosić głosu, żeby przypadkiem nikogo w domu nie obudzić. Luke momentalnie zastygł w bezruchu i przez chwilę odniosła wrażenie, że przestał nawet oddychać. Widziała tylko niewyraźny zarys jego sylwetki, ale mogła przysiąc, że nakrył się mocniej kocem, przestraszony jej ostrą reakcją. – Nie możesz pić, bo stajesz się strasznie nieznośny.
- Przepraszam – szepnął, a ona ponownie opadła na poduszkę i nie odezwała się już do niego. Leżała z szeroko otwartymi oczami, ciągle przysłuchując się wciąż padającemu deszczowi i coraz płytszemu oddechowi Luke’a. W pewnej chwili był już na tyle miarowy i spokojny, że była pewna, iż chłopak zasnął. Położyła się więc na boku, odwracając się do niego plecami i zamknęła zmęczone oczy, wtulając twarz w leżącego obok ulubionego pluszaka.
Obserwowałam jak śpisz
Spokojnie w moim łóżku
Nie wiesz tego jeszcze
Ale są rzeczy, które muszą zostać wypowiedziane
*
Miał wrażenie, że śnił jeden z tych cudownych snów, z których nikt nie chciał się nigdy budzić. Błogi uśmiech błąkał się po jego twarzy, a on lawirował w tym sennym świecie, korzystając ze wszystkich jego rozkoszy. Nagle jednak piękny sen zmienił się w koszmar. Wydawało mu się, że ktoś usilnie szarpał jego ręką, za wszelką cenę próbując ściągnąć go na ziemię.
- Luke, Lucas! – groźny, nieco poirytowany głos przywoływał jego imię gdzieś z oddali, ale on usilnie próbował wrócić na zieloną polanę, na której jeszcze przed chwilą się znajdował. – Hemmings! – głos nie dawał za wygraną, a kiedy poczuł coś chłodnego i wyjątkowo bolesnego na policzku, otworzył gwałtownie oczy.
- Co się dzieje?! – zapytał zdezorientowany, podskakując na łóżku. Nagle przeszywający ból sparaliżował całe jego ciało, aż jęknął i momentalnie ucisnął dłońmi pulsujące skronie. W tej samej chwili rozległ się cichy śmiech. Ponownie spojrzał przed siebie, dostrzegając siedzącą na brzegu dziewczynę.
- Męczy kacyk, co? – zapytała z nutką kpiny, uśmiechając się ironicznie. Kiedy nie odpowiedział, wciąż wpatrując się w nią zaskoczony, Alex sięgnęła po tacę ze śniadaniem, ustawiając ją na jego kolanach. – Jedz, jajecznica i mocna kawa najlepsze na takie schorzenia.
- Boże, która godzina? – jęknął, rozglądając się po pokoju. Na zewnątrz zaczynało dopiero świtać.
- Czwarta pięćdziesiąt, jeśli uda ci się pospieszyć, to może nikt nie zauważy, że nie było cię w domu całą noc, zakładając że twoi rodzice nie są rannymi ptaszkami – wyjaśniła szybko, krzyżując nogi i z delikatną wyższością wymalowaną na twarzy przyglądała mu się z perfidnym uśmiechem. Luke popatrzył na nią z niedowierzaniem, przełykając pierwszy kęs śniadania, jakie mu przygotowała. Parsknęła śmiechem, kiedy się skrzywił. Spojrzał na nią z lekko zmrużonymi oczami, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że zasłużył na takie traktowanie.
- Nie dam rady więcej – przyznał, kiedy połowa jajecznicy zniknęła z talerza. Aż wzdrygnął się na samą myśl o dalszym jedzeniu, a dziewczyna odebrała od niego tacę, nie szczędząc tego cynicznego spojrzenia.
- Wszyscy jeszcze śpią, więc ubieraj się, wyprowadzę cię tylnymi drzwiami – zarządziła i podniosła się z łóżka, podchodząc do szafy, z której wyjęła pierwszą lepszą bluzę. W tym czasie Luke zdążył się ogarnąć i również był gotowy do wyjścia. Po cichu otworzyła drzwi swojego pokoju i rozglądając się po korytarzu, zaciągnęła go za sobą do kuchni. Kiedy przekręcała klucz, poczuła jak chwycił jej dłoń i przyciągnął do siebie.
- O nie, nie, nie – zaczęła się opierać, kiedy jego ręce momentalnie objęły ją w talii, a on zbliżył się jeszcze bardziej. – Nie dam się znowu omamić, nie, nie, nie. Nie zasłużyłeś … – protestowała coraz bardziej, ale właśnie wtedy pochylił się i zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem. Początkowo się wzbraniała, ale kiedy nie zamierzał tak łatwo opuścić, poddała się, odpowiadając tym samym. – W dodatku masz nieświeży oddech – mruknęła, kiedy wypuścił ją gwałtownie z objęcia, pozostawiając z ogromnym niedosytem.
- Do zobaczenia później – pożegnał się, wychodząc na zewnątrz. Alex w porę oprzytomniała i z niepokojem zauważyła, że oddalał się coraz bardziej. Bez zastanowienia wybiegła za nim.
- Lucas! – zawołała jakby z delikatnym poirytowaniem, że ją tak bezceremonialnie porzucił. Zerknął za siebie w chwili, kiedy zarzucała ręce na jego szyję. Pocałowała go jeszcze raz, wyczuwając jak uśmiechał się, kiedy ich wargi ponownie zetknęły się. – Idź już! – westchnęła ciężko, gdy wypuścił ją z powrotem na ziemię. Przewróciła oczami, kiedy zaczął się z niej śmiać i krótkim ruchem ręki dała mu znać, aby już sobie poszedł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro