Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Nie będzie bezchmurnego nieba, kiedy ją straci. (cz.II)

Trwała w tym przyjemnym półśnie, między jawą, a marzeniami, wtulając policzek w miękki materiał poduszki. Nie była pewna o czym śniła, ale miała przeczucie, że było to coś miłego, dlatego tak uporczywie ignorowała dochodzący gdzieś z oddali natrętny dźwięk telefonu. Długo walczyła, aby skupić się wyłącznie na swoich sennych marzeniach, ale najwyraźniej ktoś usilnie próbował się z nią skontaktować o tak późnej porze. Z ogromną niechęcią przebudziła się, otwierając zaspane oczy i sięgnęła leniwie po komórkę, która wciąż wibrowała na szafce. Spojrzała na wyświetlacz i momentalnie rozbudziła się, kiedy tylko pojawiło się na nim imię Michaela.

- Czego on chce? – szepnęła do siebie, odbierając połączenie. Nie zdążyła się odezwać, kiedy w słuchawce usłyszała jakiś podejrzany, niewyraźny głos i z pewnością nie należał on do Clifforda.

- Aleeeeex – ktoś jęknął i zaczął coś bełkotać, ale ona nie była w stanie rozróżnić żadnego słowa. Dochodziły ją tylko jakieś pojedyncze trzaski i ciche przekleństwa, a przy którymś z kolei bluźnierstwie rozpoznała właściciela tego jąkającego się głosu.

- Hemmings – westchnęła ciężko, kiedy uzmysłowiła sobie, że to był on. Przekręciła się na plecy i przymknęła oczy, oddychając głęboko. Usłyszała jego rozbawiony śmiech. Była pewna, że działo się z nim coś niedobrego, bo jego zachowanie było co najmniej dziwne. – Gdzie ty jesteś? – zapytała w końcu, kiedy podejrzanym odgłosom nie było końca. Chłopak znowu zachichotał i znowu jakiś huk rozległ się w słuchawce. Aż drgnęła. Każdy dźwięk był jednak trochę zbyt odległy, jakby trzymał telefon z daleka od ucha. – Wszystko w porządku? – dopytywała już lekko podenerwowana, kiedy nie udzielał odpowiedzi na jej pytania. Odetchnął głośno, już z pewnością mając komórkę bliżej.

- Jestem – odparł z dumą w głosie, a Alex zmarszczyła tylko czoło, wciąż nie mając pojęcia, co też błąkało się po jego słowie.

- Gdzie jesteś? – powtórzyła, a on zaśmiał się. Była naprawdę zaniepokojona jego zachowaniem, bo ten śmiech nie brzmiał, jak normalny śmiech Luke’a. Coś z nim działo się nie tak jak powinno i nawet przez rozmowę telefoniczną była w stanie to wyczuć. Usiadła nerwowo na łóżku, wyczekując na jakąkolwiek odpowiedź.

- Otwórz drzwi na balkon, bo trochę tu zimno – odpowiedział z tym przerażającym ją rozbawieniem.

- Żartujesz, prawda? – mruknęła, jakby chciała zaprzeczyć temu, co właśnie usłyszała, ale zeskoczyła pospiesznie z łóżka, podchodząc do drzwi. Rozsunęła zasłony, a za szybą ujrzała rozpromienione oblicze blondyna. Dłuższą chwilę wpatrywała się w niego bez słowa, podpierając dłonią bok. Nie wierzyła w to, na co właśnie patrzyła. On tylko lekko pochylił głowę w kierunku ramienia i uśmiechnął się krzywo, gdy pojawiła się przed nim. Nie była już pewna, czy jest na niego tylko wściekła, czy piekielnie wściekła. Otworzyła drzwi.

- Cześć – mruknął z wesołym uśmieszkiem, chichocząc radośnie. Alex spojrzała na niego z lekko przymrużonymi oczami, uważnie analizując jego uśmiechniętą twarz. – Ładna piżamka – ocenił z uznaniem, lustrując dokładnie całą jej sylwetkę z uniesioną zadziornie jedną brwią. Spojrzała na nadrukowaną różową panterę na koszulce i postanowiła zignorować jego głupią uwagę z cichym westchnieniem.

- Jak ty się tu dostałeś?

- Ummmm – zaczął niepewnie, pocierając palcem policzek i zrobił minę, jakby intensywnie nad czymś się zastanawiał. – Tam jest taka mała drabinka, to się wspiąłem.

Dziewczyna aż wstrzymała powietrze, nie mogąc uwierzyć w jego słowa. Było to co prawda pierwsze piętro, ale mimo wszystko sama wizja wchodzącego tutaj chłopaka przerażała ją. Dla pewności wyszła na zewnątrz i wyjrzała za balustradę balkonu, sprawdzając czy przypadkiem nie uszkodził matczynej pergoli, która była oczkiem w jej głowie. Odetchnęła z ulgą, dostrzegając że żadna z pnących się po drewnianej konstrukcji roślin nie została zniszczona. Z nieskrywanym rozdrażnieniem obejrzała się za siebie, spoglądając na chłopaka.

- Piłeś.

- Ja? Nigdy – zdziwił się, unosząc nienaturalnie wysoko ramiona i mocniej otworzył zdumione oczy. Była w stanie mu nawet uwierzyć, ale w tej samej chwili potknął się o własną nogę, tracąc równowagę. Udało mu się jednak wybrnąć z tej sytuacji, bo prawie od razu podparł się o framugę i z rozbrajającym wdziękiem stanął naprzeciw niej. Zalotnie poruszył brwiami, przygryzając dolną wargę. Blondynka posłała mu jedno litościwe spojrzenie i pokręciła z dezaprobatą głową.

- Piłeś – powtórzyła z większym naciskiem, ale widząc jego słodką i trochę zagubioną minę, poczuła jak cała dotychczasowa złość odchodziła w niepamięć.

- No może troszeczkę – przyznał z pełną szczerością, dwoma palcami ukazując jak niewielka była to ilość wypitego alkoholu. Bezwiednie pochylił się lekko w przód, w ostatnim momencie podpierając się o dziewczynę, która heroicznie uratowała go przed upadkiem.

- Jak twoja matka dowie się, że jesteś poza domem o tej porze i cię zobaczy w takim stanie, to cię zabije, albo w najlepszym wypadku do końca swoich dni nie ujrzysz już nigdy więcej światła słonecznego – podsumowała z nieznacznym westchnieniem, kiedy on nadal zażarcie się jej przyglądał lekko zamglonym spojrzeniem, a uśmiech wciąż nie schodził mu z ust.

- Mama myśli, że sobie smacznie śpię w łóżeczku – wyjaśnił, wciąż rozmarzonym wzrokiem przyglądając się jej.

- Więc chyba najwyższy czas do niego wracać, nie sądzisz? – zapytała, krzyżując przed sobą ręce. I gdy tylko skończyła mówić, w momencie rozpętała się ogromna, niespodziewana ulewa. W ostatniej chwili zdążyła wciągnąć do środka chłopaka i zamknąć drzwi. – Uroczo – mruknęła rozeźlona, beznamiętnie rozglądając się po coraz mocniej zalewanym wodą balkonie. Kiedy doszedł ją stłumiony rechot Luke’a, odwróciła się i z pobłażaniem na niego spojrzała.

- Ups! – zaśmiał się, szeroko szczerząc zęby. Alex opuściła bezradnie ramiona, zdając sobie sprawę, że do rana nie miała szansy się go już pozbyć. Zapaliła lampkę na biurku i sięgnęła po koc, który leżał na jednym z foteli.

- Możesz spać tutaj, ale jak moi rodzice cię znajdą, to nie ręczę za ich reakcję. Ja idę do Katie – oznajmiła chłodno, unikając jego spojrzenia. Cisnęła w niego puchowym pledem i ściągnęła z łóżka swoją kołdrę. Była lekko poirytowana całą tą niewygodną sytuacją, ale przecież nie mogła wyrzucić go na taką pogodę, zwłaszcza w takim stanie. Nie chciała już nawet myśleć o konsekwencjach jego głupoty, kiedy Liz zorientuje się, że nie było go całą noc, a co gorsze, że tę noc spędził u niej.

- Mogę spać na ziemi, ale błagam cię, nie wychodź – poprosił pełnym obaw głosem, chwytając ją za dłoń, kiedy kierowała się w stronę drzwi. Niepewnie zadarła głowę i popatrzyła na niego. Tak trudno było jej oprzeć się temu błękitnemu spojrzeniu, że szybko opuściła wzrok, wstrzymując na chwilę powietrze, kiedy opuszki jego palców czule gładziły rozgrzaną skórę ręki. – Proszę? – ponowił prośbę, kiedy nie odezwała się do niego, nadal stojąc w tym samym miejscu. – Naprawdę nie chciałem, żeby to wszystko tak wyszło.

- Dobra – odparła ulegle, dając za wygraną. Wróciła ze swoją kołdrą na łóżko, robiąc mu trochę miejsca po jednej stronie. – Ale jeśli tylko, chcący albo niechcący, dotkniesz mnie, to z hukiem spadasz na ziemię, umowa stoi? – zaproponowała, a on skinął tylko głową, kiedy gasiła lampkę. W pokoju ponownie zapanowała ciemność, a nocną ciszę przerywał szum wody i charakterystyczny dźwięk odbijanych od parapetu i szyb kropli deszczu. Alex po omacku wróciła do łóżka, zakopując się ponownie w pościeli. Nakryła głowę rogiem kołdry, próbując ignorować wszelkie odgłosy, które przy rozbieraniu i przykrywaniu się kocem wydawał Luke.

- Ładnie pachnie ta poduszka – stwierdził po chwili ciszy, kiedy kolejny raz przekręcił się na bok. Blondynka zacisnęła mocniej usta i zakryła głowę jeszcze szczelniej, byle tylko zagłuszyć chłopaka. On był jednak najwyraźniej bardzo pobudzony, bo co chwilę zmieniał pozycję, nie mogąc znaleźć tej jednej odpowiedniej i ciągle mruczał coś pod nosem, ale robił to na tyle nieudolnie, że praktycznie w ogóle go nie rozumiała. W końcu jej cierpliwość dobiegła końca.

- Cholera jasna, albo przestaniesz się wiercić i będziesz spał jak człowiek, albo wypad na podłogę! – zagroziła mu, warcząc przez zaciśnięte zęby. Nie chciała podnosić głosu, żeby przypadkiem nikogo w domu nie obudzić. Luke momentalnie zastygł w bezruchu i przez chwilę odniosła wrażenie, że przestał nawet oddychać. Widziała tylko niewyraźny zarys jego sylwetki, ale mogła przysiąc, że nakrył się mocniej kocem, przestraszony jej ostrą reakcją. – Nie możesz pić, bo stajesz się strasznie nieznośny.

- Przepraszam – szepnął, a ona ponownie opadła na poduszkę i nie odezwała się już do niego. Leżała z szeroko otwartymi oczami, ciągle przysłuchując się wciąż padającemu deszczowi i coraz płytszemu oddechowi Luke’a. W pewnej chwili był już na tyle miarowy i spokojny, że była pewna, iż chłopak zasnął. Położyła się więc na boku, odwracając się do niego plecami i zamknęła zmęczone oczy, wtulając twarz w leżącego obok ulubionego pluszaka.

Obserwowałam jak śpisz

Spokojnie w moim łóżku

Nie wiesz tego jeszcze

Ale są rzeczy, które muszą zostać wypowiedziane

*

Miał wrażenie, że śnił jeden z tych cudownych snów, z których nikt nie chciał się nigdy budzić. Błogi uśmiech błąkał się po jego twarzy, a on lawirował w tym sennym świecie, korzystając ze wszystkich jego rozkoszy. Nagle jednak piękny sen zmienił się w koszmar. Wydawało mu się, że ktoś usilnie szarpał jego ręką, za wszelką cenę próbując ściągnąć go na ziemię.

- Luke, Lucas! – groźny, nieco poirytowany głos przywoływał jego imię gdzieś z oddali, ale on usilnie próbował wrócić na zieloną polanę, na której jeszcze przed chwilą się znajdował. – Hemmings! – głos nie dawał za wygraną, a kiedy poczuł coś chłodnego i wyjątkowo bolesnego na policzku, otworzył gwałtownie oczy.

- Co się dzieje?! – zapytał zdezorientowany, podskakując na łóżku. Nagle przeszywający ból sparaliżował całe jego ciało, aż jęknął i momentalnie ucisnął dłońmi pulsujące skronie. W tej samej chwili rozległ się cichy śmiech. Ponownie spojrzał przed siebie, dostrzegając siedzącą na brzegu dziewczynę.

- Męczy kacyk, co? – zapytała z nutką kpiny, uśmiechając się ironicznie. Kiedy nie odpowiedział, wciąż wpatrując się w nią zaskoczony, Alex sięgnęła po tacę ze śniadaniem, ustawiając ją na jego kolanach. – Jedz, jajecznica i mocna kawa najlepsze na takie schorzenia.

- Boże, która godzina? – jęknął, rozglądając się po pokoju. Na zewnątrz zaczynało dopiero świtać.

- Czwarta pięćdziesiąt, jeśli uda ci się pospieszyć, to może nikt nie zauważy, że nie było cię w domu całą noc, zakładając że twoi rodzice nie są rannymi ptaszkami – wyjaśniła szybko, krzyżując nogi i z delikatną wyższością wymalowaną na twarzy przyglądała mu się z perfidnym uśmiechem. Luke popatrzył na nią z niedowierzaniem, przełykając pierwszy kęs śniadania, jakie mu przygotowała. Parsknęła śmiechem, kiedy się skrzywił. Spojrzał na nią z lekko zmrużonymi oczami, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że zasłużył na takie traktowanie.

- Nie dam rady więcej – przyznał, kiedy połowa jajecznicy zniknęła z talerza. Aż wzdrygnął się na samą myśl o dalszym jedzeniu, a dziewczyna odebrała od niego tacę, nie szczędząc tego cynicznego spojrzenia.

- Wszyscy jeszcze śpią, więc ubieraj się, wyprowadzę cię tylnymi drzwiami – zarządziła i podniosła się z łóżka, podchodząc do szafy, z której wyjęła pierwszą lepszą bluzę. W tym czasie Luke zdążył się ogarnąć i również był gotowy do wyjścia. Po cichu otworzyła drzwi swojego pokoju i rozglądając się po korytarzu, zaciągnęła go za sobą do kuchni. Kiedy przekręcała klucz, poczuła jak chwycił jej dłoń i przyciągnął do siebie.

- O nie, nie, nie – zaczęła się opierać, kiedy jego ręce momentalnie objęły ją w talii, a on zbliżył się jeszcze bardziej. – Nie dam się znowu omamić, nie, nie, nie. Nie zasłużyłeś … – protestowała coraz bardziej, ale właśnie wtedy pochylił się i zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem. Początkowo się wzbraniała, ale kiedy nie zamierzał tak łatwo opuścić, poddała się, odpowiadając tym samym. – W dodatku masz nieświeży oddech – mruknęła, kiedy wypuścił ją gwałtownie z objęcia, pozostawiając z ogromnym niedosytem.

- Do zobaczenia później – pożegnał się, wychodząc na zewnątrz. Alex w porę oprzytomniała i z niepokojem zauważyła, że oddalał się coraz bardziej. Bez zastanowienia wybiegła za nim.

- Lucas! – zawołała jakby z delikatnym poirytowaniem, że ją tak bezceremonialnie porzucił. Zerknął za siebie w chwili, kiedy zarzucała ręce na jego szyję. Pocałowała go jeszcze raz, wyczuwając jak uśmiechał się, kiedy ich wargi ponownie zetknęły się. – Idź już! – westchnęła ciężko, gdy wypuścił ją z powrotem na ziemię. Przewróciła oczami, kiedy zaczął się z niej śmiać i krótkim ruchem ręki dała mu znać, aby już sobie poszedł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro