Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Nie będzie bezchmurnego nieba, kiedy ją straci. (cz.I)

Liz była nieugięta w swoim postanowieniu i konsekwentnie obstawała przy wcześniejszej decyzji dotyczącej całkowitego uziemienia Luke’a. Miał zakaz używania telefonu, komputera, konsoli, żadnych wypadów na miasto z kolegami, żadnych spotkań z Alex i to przez całe dwa tygodnie. Szkoła i godzinne próby z zespołem były jedynymi wyjątkami, ale dzięki nim mieli z Alex okazję spędzić trochę czasu razem.

To był ten dzień, kiedy kolejna próba odbywała się w domu Michael’a, bo jego mamy akurat nie było i mogli w spokoju przygotowywać się do kolejnych koncertów. Zwyczajowo informację o ich aktualnej lokalizacji otrzymała również Alex, która także odliczała już nerwowo dni do zakończenia tego uciążliwego szlabanu. Na razie jednak musiała radzić sobie w taki sposób. Kiedy tylko przekroczyła próg mieszkania Clifforda, frapująca cisza zaniepokoiła ją, jednak gdy tylko zajrzała do pokoju, zrozumiała co było jej powodem. Zamiast próby, chłopcy urządzili sobie kolejną sesję grania na konsoli.

- Cześć! – przywitała się, ale poza Ashtonem, który nie brał udziału w ich rozgrywkach, nikt nawet nie raczył jej odpowiedzieć. Zmrużyła oczy, obserwując uważnie siedzącą tyłem trójkę chłopaków. Podeszła do kanapy i nachyliła się, całując Luke’a w policzek. Ten bąknął coś tylko pod nosem, nie odrywając skupionego spojrzenia od migającego ekranu telewizora. – Ciebie też miło widzieć, najdroższy – zironizowała i spojrzała na siedzącego na fotelu Ashtona, który bawił się telefonem.

- Dobrze, że w końcu przyszłaś, bo już myślałem, że się z nimi zanudzę – odparł leniwie Irwin, odrzucając urządzenie na bok. Uśmiechnął się do niej szeroko, podnosząc się z siedzenia. – Masz ochotę na coś do picia? Jedzenia?

- Nie, dzięki – odpowiedziała szybko, zdejmując z siebie bluzę. – A ty nie bierzesz udziału w tych pasjonujących potyczkach? – zapytała, ruchem głowy wskazując na pozostałych chłopaków.

- Nie jestem zbyt dobry w to i jakoś mnie szczególnie do tego nie ciągnie, ale shhhhh – wyjaśnił szeptem, przykładając palec do ust. Alex widząc jego poważną minę, parsknęła śmiechem.

- Wiesz co? – zagadnęła po chwili zastanowienia. – Chętnie napiję się czegoś ciepłego, bo widzę, że tak szybko ta gra się nie skończy – burknęła ze zrezygnowaniem, siadając przy stole. Ashton bez słowa udał się do kuchni, zostawiając ją na chwilę samą. Podparła głowę na ręce i obojętnym wzrokiem spojrzała na grających chłopaków, wzdychając bezradnie, bo mimo wielu prób, nadal nie rozumiała ich fascynacji.

Bez zastanowienia postanowiła wykorzystać nieobecność Irwina i z chytrym uśmieszkiem na twarzy podbiegła do stojącej w rogu perkusji. Usiadła na niewielkim krzesełku i chwyciła pałeczki w dłonie, po chwili dochodząc do wniosku, że nie miała pojęcia co z nimi zrobić. Zawsze chciała jednak spróbować tego, jak czuli się perkusiści. Uniosła obie ręce do góry i kilka razy obiła o siebie pałki, imitując zachowanie Ashtona z koncertów. Bardzo powoli zaczęła wybijać bliżej nieokreślony rytm, uderzając każdą część instrumentu po kolei. Powtórzyła czynność jeszcze raz i zachichotała radośnie, bo spodobało jej się to, co właśnie wykonała. Kolejne próby były coraz bardziej zdecydowane i głośniejsze, a ona w wielkim skupieniu próbowała wygrać coś sensowniejszego niż tylko pozbawione jakiegokolwiek sensu uderzenia. Doszła nawet do wniosku, że jakby trochę poćwiczyła, to mogłaby zostać wyśmienitym perkusistą. Nagle usłyszała ten wyjątkowo charakterystyczny, szczebiotliwy śmiech Ashtona, który właśnie wrócił z dwoma kubkami herbaty z kuchni. Podniosła wzrok i uśmiechnęła się do niego uroczo, wysuwając delikatnie usta do przodu. Zamrugała powiekami, szczerząc się do niego.

- Nieźle ci idzie – stwierdził z początkową powagą, ale szybko znowu się roześmiał i odstawił przygotowane przez siebie picie na stół. Uderzyła mocniej w jeden z bębnów, a on pokręcił głową i teatralnie wzniósł oczy, podchodząc za dziewczynę. – Przede wszystkim, to musisz odpowiednio chwycić pałeczki w dłonie – poinstruował ją, a ona parsknęła głośno śmiechem. – Eww, jesteś obleśna! – przyznał od razu z zdegustowaną miną.

- Nawet nie wiesz, o czym pomyślałam! – odparła oburzona, a on pokiwał tylko z powątpiewaniem głową, przewracając oczami. Kiedy spojrzała na niego, oboje w jednej chwili się roześmiali.

- Ja rozumiem, że Lukey może jeszcze się nie zna na wszystkich tych rzeczach, ale żeby od razu tak publicznie o tym debatować?

- Idiota! – syknęła z rozbawieniem i uderzyła go w ramię, co spotkało się tylko z jego gniewnym spojrzeniem i krótkim jękiem bólu. – Pokaż mi, jak mam się tym obsługiwać – oznajmiła chwilę później, machając mu przed nosem pałeczkami. Ashton westchnął ciężko i nachylił się nad nią, obejmując stanowczo obie jej dłonie. Z niesamowitą lekkością i pewnością zaczął wybijać razem z nią rytm, sterując jej rękami.

- Jak zaczniesz używać tego pedału na dole, to uruchomimy największy bęben – zasugerował, a ona bez zastanowienia wykonała polecenie. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy to co razem grali zaczynało przypominać coś bardziej sensowego, niż jej bezcelowe uderzanie w membrany i talerze. Z każdą chwilą wydawała się być mocniej podekscytowana, a kiedy po pięciu minutach ćwiczeń chłopak wypuścił jej dłonie, pozwalając jej samej grać, bez trudu odtworzyła wszystko to, co jej pokazał moment wcześniej.

- Jestem mistrzem – zawołała wesoło, stając z wysoko uniesionym rękami, a Ashton z uznaniem pokiwał głową i uśmiechnął się do niej.

- Możemy jeszcze utrudnić twoje zadanie, jak dodamy parę kolejnych uderzeń – zaproponował, a ona bez wahania zgodziła się, siadając ponownie na stołku cała rozemocjonowana. Cieszyła się jak małe dziecko. Kiedy znowu się nad nią pochylił, chwytając kurczowo jej dłonie i ucząc ją dodatkowych trików, oboje usłyszeli nad sobą sugestywne chrząknięcie. W jednej chwili instrument ucichł, a ich spojrzenia powędrowały na wyraźnie poirytowanego Luke’a, który z założonymi na piersiach rękami stał przed nimi, potupując wymownie stopą. Ashton prawie od razu odsunął się od niej, a ona uśmiechnęła się tylko niewyraźnie i z wielkim entuzjazmem podskoczyła na stołku. Zignorowała jego naburmuszoną minę.

- Patrz, czego się nauczyłam! – pisnęła radośnie, zaczynając odtwarzać każdy ruch, który wcześniej pokazał jej Irwin, ale gdy tylko dostrzegła, że obojętny wyraz twarzy blondyna w ogóle się nie zmienił, przestała grać. Wpatrywała się w niego przez chwilę, nie mogąc zrozumieć jego dziwnego zachowania. – Coś się stało?

- Nie, ależ skąd! – zakpił, podnosząc nieco głos. Alex otworzyła szerzej oczy i odruchowo wstrzymała powietrze. – Widzę, że świetnie się razem bawicie – warknął z irytacją, spoglądając to na dziewczynę, to na przerażonego Ashtona.

- Wszystko OK? – ponowiła pytanie, nie odrywając od niego zaskoczonego wzroku. Luke skrzywił się, a ten cyniczny uśmieszek przemknął przez jego twarz.

- Zajebiście – odpowiedział ironicznie i machnął ręką, chwytając z oparcia kanapy swoją bluzę. Pospiesznym krokiem wyszedł z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Dziewczyna aż drgnęła, kiedy wszystko zatrzęsło się i spojrzała przelotnie na stojącego wciąż w sporym szoku chłopaka za jej plecami. Niespokojnie zerknęła również w kierunku Caluma i Michaela, ale gdy tylko zorientowali się, że na nich popatrzyła, od razu odwrócili głowy w stronę telewizora, uparcie udając, że w ogóle nie zauważyli tego krótkiego spięcia. Westchnęła bezradnie, ale kiedy tylko dostrzegła, że Irwin próbował ruszyć za Lucasem, momentalnie chwyciła go za rękę, zatrzymując stanowczo.

- Zostaw go – poprosiła ciszej, a on spojrzał na nią z jeszcze większym zdziwieniem. – Niech sobie idzie.

- Ale …

- Napijmy się tej herbaty, OK? – zaproponowała, omijając go i zajęła wolne miejsce przy stole. Ashton się już nie odezwał.

*

Było już późno i powoli zaczynało się ściemniać. Kiedy dobiegła pod dom była cała mokra i nawet nałożony na głowę kaptur nie uchronił jej włosów przed kompletnym zmoknięciem. Nie próbowała już nawet myśleć o swoich trampkach, które zapewne nadawały się wyłącznie do wyrzucenia. Gdy tylko minęła podjazd, chcąc jak najszybciej znaleźć się w ciepłym i przede wszystkim suchym domu, przeżyła kolejny wstrząs tego dnia. Na schodach, tuż przed drzwiami siedział Luke w przesiąkniętej wodą bluzie. Jej serce zabiło mocniej. Musiał usłyszeć jej ciężkie kroki w tym nieznośnym szumie wody, bo uniósł głowę i spojrzał w jej kierunku. W chwili, kiedy ją dostrzegł, momentalnie podniósł się z betonowych stopni i podbiegł, spoglądając tymi smutnymi oczami na nią. Nerwowo przełknęła ślinę.

- Co ty tutaj robisz? – zapytała cierpko, marszcząc czoło, kiedy kolejne krople opadały na jej twarz. Ocierała ją przemoczonym rękawem bluzy, ale padało zbyt mocno, by mogło to przynieść jakikolwiek efekt. W końcu zrezygnowana opuściła bezradnie ramiona i popatrzyła na niego. – Jesteś cały mokry.

- Chyba potrzebowałem oczyścić myśli, głowę …

Alex posłała mu jedno puste spojrzenie i już miała go ominąć, ale szybko zorientował się w jej zamiarach i całym swoim ciałem zastąpił jej drogę. Zatrzymała się, odwracając spojrzenie w bok, bo nie miała ochoty na niego patrzeć. Zacisnęła mocniej usta, przymykając powieki, kiedy tylko jego ręka spoczęła na jej boku i zrobiła krok w tył. Luke westchnął bezradnie.

- Miałem zły dzień, zawaliłem jeden test i chyba to wszystko próbowałem wyładować na tobie – wyjaśnił ze skruchą w głosie, opuszczając ze wstydem głowę. Dziewczyna niespokojnie przestąpiła z nogi na nogę, wzdychając bez przekonania.

- Co ty nie powiesz – burknęła z ironią, a on ponownie na nią spojrzał. Nie mogła znieść tego pełnego smutku i żalu spojrzenia, dlatego ominęła go, udając się w stronę wejścia. W ostatniej chwili udało mu się chwycić jej rękę, oplatając palcami nadgarstek. – Wracaj do domu, jesteś cały przemoknięty, będziesz chory.

- Przepraszam.

- Luke … - westchnęła głęboko, wyswobadzając się z jego uścisku i schowała obie ręce do kieszeni bluzy. Dzielnie stawiając opór jemu spojrzeniu, zadarła głowę. Zmrużyła lekko oczy, kiedy deszcz zaczął ponownie rosić jej twarz.

- Wiem, że zachowałem się jak idiota, ale naprawdę nie chciałem, nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło – zaczął się znowu tłumaczyć, a ona pokręciła głową, ponownie ją opuszczając. Wykrzywiła lekko stopy na bok, a w tym samym momencie Luke zrobił krok w jej stronę i gdy zorientowała się, że był tak blisko, odruchowo spojrzała w górę, natrafiając na to przejrzyście niebieskie spojrzenie, które właśnie uważnie ją lustrowało. Mimowolnie otarła dłonią powieki, będąc wdzięczną, że padał deszcz, bo czuła jak łzy nachalnie pchały się do oczu. Potrząsnęła głową, przeczesując splątane, mokre kosmyki włosów palcami.

- To wszystko, co masz mi do powiedzenia? – zapytała z nutą wymuszonej irytacji, mocniej marszcząc brwi. Nie mogła tak po prostu ulec jego zniewalającemu urokowi, bo mimo wszystko wciąż była zła na niego za to jak się zachował.

- Nie, będę tutaj stał tak długo, dopóki mi nie przebaczysz – oświadczył z niesamowitą pewnością w głosie, od razu prostując się. Krótki, zadziorny uśmiech przebiegł przez jego mokrą twarz, powodując że w prawym policzku ukazał się niewielki dołeczek. Alex zacisnęła mocniej palce w pięści i spojrzała na niego wymownie.

- Luke, nie, wracaj do domu – oznajmiła ostrym, nieco drżącym głosem. – Nie mam ochoty teraz z tobą rozmawiać o tym – dodała chłodno i już bez żadnych przeszkód udało jej się go ominąć.

- Co mam zrobić, żebyś mi przebaczyła? Albo żebyś chociaż chciała ze mną porozmawiać? – krzyknął za nią, kiedy niebezpiecznie zbliżała się do drzwi. Przystanęła, biorąc głębszy oddech i niespokojnie oblizała wargi. Bardzo powoli odwróciła się za siebie, ze smutkiem spoglądając na niego.

- Nie wiem.

I znikła za drzwiami, zostawiając go samego na deszczu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro