19 - She's got a penis
- Jak sytuacja? - Itachi odwiesił płaszcz.
Rano musiał jechać do biura, a tak się złożyło, że dziś nikt, prócz Deidary, nie mógł zostać, aby przypilnować Sasuke. Mimo całego zaangażowania i chęci pomocy każde z nich miało jeszcze swoją pracę, której nie mogli zaniedbywać. Jedynie Dei, jako artysta, mógł sobie pozwolić na "wagary" kiedy było mu to potrzebne. Itachi był mu ogromnie za to wdzięczny, mimo że do kolejnej wystawy zostały zaledwie trzy miesiące a jeszcze daleko było do jej ukończenia, Deidara bez słowa skargi zajmował się Sasuke. Choć zajmował się to nieodpowiednie słowo. Raczej pilnował, aby młodszy z braci Uchiha nie zrobił nic głupiego i trzeba przyznać, że to zadanie nie należało ani do łatwych, ani przyjemnych.
- Są z nim Konan, Yahiko i Nagato.
- Zabójcze Trio? - Itachi spojrzał z niedowierzaniem. - Myślałem, że...
- Wrócili dziś rano i przyjechali tu prosto z lotniska. - Deidara skinął głową na leżące w przedpokoju torby podróżne, uśmiechając się pod nosem. Dramatyzm ich porannego wtargnięcia do rezydencji, można było porównać do wkroczenia gladiatorów na arenę. Choć trzeba przyznać, że Deidara był wdzięczny losowi, że nie musi siedzieć z Sasuke sam. Tak po prawdzie to zaczynał się go zwyczajnie bać.
- To dobrze. - Itachi nie ukrywał ulgi z informacji o przyjeździe Konan. Jego plan pomocy Sasuke rysował się coraz bardziej klarownie. Konan była jego brakującym elementem, bardzo trudnym do zastąpienia, ale skoro jest tu z nimi, wszystko powinno potoczyć się jak należy. A przynajmniej taką miał nadzieję.
- Napijesz się herbaty? Wyglądasz na zmęczonego.
- Z chęcią. Dziękuję Kotek. Jesteś moim największym skarbem. - Cmoknął go w policzek.
Itachi mógł się uważać za szczęściarza. Mimo wielu perypetii w swoim życiu znalazł miłość, przyjaciół, którzy zawsze byli przy nim, w zasadzie zastępując mu rodzinę, którą obaj z Sasuke utracili zbyt wcześnie. Miał stabilną i pewną przyszłość w firmie i naprawdę niewiele było mu potrzebne do pełni szczęścia. Gdyby tylko mógł przestać się już martwić o Sasuke. Wszyscy, bez wyjątku, traktują Sasuke jak młodszego brata, jednak on sam traktował ich jedynie jak znajomych. I to dość luźnych znajomych. Do tej pory Sasuke z nikim nie zawiązał bliższych relacji, dystansując się od wszystkich. Po części to również była jego wina i źle podjętej decyzji, gdy Sasuke miał trzynaście lat. Teraz jednak stawka była dużo wyższa. Sasuke, po raz pierwszy w życiu, otworzył swoje serce oraz duszę na drugą osobę i jeśli teraz zatrzaśnie te drzwi już do końca życia nie zdoła ich na powrót otworzyć. Itachi zdawał sobie sprawę o jak wysoką stawkę toczy się gra, dlatego postępował bardzo ostrożnie, modląc się, aby jego decyzje były słuszne.
- Udało ci i się z nim porozmawiać?
- Skąd wiedziałeś, że pojechałem do szpitala? - Itachi był szczerze zaskoczony. Słowem nie wspomniał co planował zrobić po pracy.
- Zapomniałeś, że potrafię czytać w twoich myślach. - Deidara postawił przed nim kubek uśmiechając się delikatnie.
Oczywiście wcale nie potrafił czytać w niczyich myślach, ale też nietrudno było się domyślić co planował Itachi. Zbyt dobrze znał swojego partnera.
- W sumie to nie... - Itachi rzekł w zamyśleniu. Jego wizyta w szpitalu przebiegła zupełnie nie po jego myśli, jednak dowiedział się tego, co najważniejsze. Teraz musiał tylko dobrze tę wiedzę wykorzystać.
- Ale... - Deidara nie ukrywał zaskoczenia.
- Nic się nie martw, Kotek. Będzie dobrze. Pójdę porozmawiać z Sasuke.
- Uważaj na siebie. - Wyrwało się Deidarze nim zdążył pomyśleć.
- Zawsze. - Uśmiechnął się z goryczą.
Kiedy wszedł do pokoju Sasuke, Yahiko i Nagato niemal równocześnie skierowali się do wyjścia. Mijając Itachiego poklepali go po ramieniu aby dodać mu otuchy. Konan nadal siedziała w fotelu jakby nie zarejestrowała ruchu w pomieszczeniu. Itachi czekał.
Konan była najbardziej niezwykłą osobą, jaką poznał. Patrząc na nią, można odnieść wrażenie, że jest spokojną, w zasadzie niczym niewyróżniającą się (no może poza farbowanymi na niebiesko włosami) kobietą. Opanowaną i elokwentną, ale to tylko jedna z jej twarzy. Na scenie, z gitarą basową w ręku, przemienia się w istną demonice, choć jej głos mógł zwieść słuchacza. Z taką samą łatwością mogła śpiewać arie operowe, jak śpiewa hard rockowe kawałki. Ale Konan ma jeszcze jedną ukryta moc, która teraz jest najbardziej potrzebna Itachiemu. Ma ponad naturalny instynkt co do ludzi, ich nastroju, myśli i uczuć. Jest nie tylko chodzącym wykrywaczem kłamstw, ale zdawałoby się, że potrafi wedrzeć się do umysłu drugiej osoby. Nie lubiła tej części swojej natury i rzadko ją wykorzystywała na bliskich, uważała to za pogwałcenie ich prywatności, ale Itachi ubłagał ją, aby tym razem zrobiła wyjątek. Bał się tylko czy zdąży, gdyż nagrywali nowy klip gdzieś po drugiej stronie świata, dlatego wiadomość, że jest na miejscu sprawiła mu wielką radość. Miał tylko nadzieję, że uda jej się wyczuć stan Sasuke.
Dopiero po kilku chwilach, które Itachiemu ciągnęły się jak godziny, Konan podniosła się z fotela.
- Jest zagubiony, ale gotowy cię wysłuchać. - Rzekła szeptem przystając obok Itachiego. - Uważaj jednak...
- Wiem. - Przerwał jej. Nietrudno było zgadnąć co chciała powiedzieć. - Dziękuję, że jesteś.
- Same z wami problemy. - Uśmiechnęła się lekko. - Jest taki sam jak ty. - Spojrzała z ukosa na Sasuke.
Itachi odwzajemnił uśmiech. Konan miała rację, ale też właśnie dzięki temu łatwiej było mu zrozumieć rozterki brata i to jak może do niego dotrzeć. Jak mu pomóc. Podobnie było z nim, kiedy zrozumiał swoje uczucia do Deidary i dopiero kiedy niemal go stracił, znalazł w sobie odwagę, aby pogodzić się z własną naturą i walczyć o szczęście.
Kiedy Konan opuściła pokój Itachi jeszcze przez chwilę stał w miejscu. Szukał odpowiednich słów. Początek jest zawsze najtrudniejszy, a Sasuke siedzący do niego plecami wcale mu tego nie ułatwiał.
- Sasuke... - Głos mu drżał. - Naprawdę wiem co w tej chwili przeżywasz. Rozumiem to, wiesz o tym... A chociaż może i nie, bo nigdy nie powiedziałem ci całej historii jak to było ze mną. Nie mniej jednak uwierz mi, że naprawdę cię rozumiem. Nie musisz ze mną rozmawiać, ale chciałbym abyś mnie uważnie wysłuchał. Możesz to dla mnie zrobić? - Odczekał chwilę. Żadnej reakcji - Później będziesz mógł zrobić ze swoim życiem co tylko będziesz chciał. Nie będę się już w nie wtrącać. - To były trudne słowa ale czuł, że to może zadziałać. Stawiał wszystko na jedną kartę w nadziei na szczęśliwe zakończenie. I choć osobiście nie rozmawiał z Naruto, w szpitalu ubiegł go jakiś facet, ale z tego, co usłyszał, wiedział, że dla Naruto też jest to bardzo ciężki czas.
Sasuke nie miał siły spojrzeć na Itachiego. Cierpiał. Naprawdę cierpiał, głównie z powodu, że cokolwiek by nie robił, jak dużo by nie pił, nie mógł zapomnieć o Naruko... Naruto... Nie mógł wymazać z pamięci błękitu oczu, szczerego śmiechu, a przede wszystkim nie potrafił jej... jego... cholera jasna plątał się nawet we własnych myślach, znienawidzić, co ułatwiłoby mu dojście do siebie. To cholerne uczucie, jakie nim zawładnęło było tak piekielnie silne, tak niewzruszone, że ostatnio w snach widział już nie żeńską wersję Naruto, a właśnie jego prawdziwą postać. Pogubił się. We własnych uczuciach. Myślach. W życiu.
Przed spotkaniem Naruko... Naruto, poprawił się z niesmakiem, miał poukładane życie. Studiował. Kiedy miał na to ochotę zaliczał panienki. Wiedział kim chce być a przyszłość rysowała się wyraźnie i klarownie. Teraz, nie wiedział już nic. Ani kim jest, ani kim chce być. Jedyne co wiedział to to, że tęskni za błękitem oczu, głośnym śmiechem i tym ciągłym mrowieniem pod skórą, kiedy byli razem. Tęsknił za tamtym sobą, o którego istnieniu nawet nie wiedział, dopóki nie usłyszał śpiewanego Happy Birthday. To doprowadziło go na skraj obłędu.
- Rozumiem, że jesteś zagubiony i nieszczęśliwy. - Kontynuował Itachi patrząc na plecy Sasuke.- Że nie tak sobie wyobrażałeś koniec tej historii ale zastanów się proszę, dlaczego się w niej... nim... - Itachi odetchnął głęboko. Stąpał po cienkim lodzie i musiał ogromnie uważać, aby się pod nim nie załamał. Musi bardziej uważać na słowa. Wziął głęboki wdech i zaczął od początku. - Pomyśl dlaczego czujesz to co czujesz. Co sprawiło, że tak mocno przywiązałeś się do tej... osoby. Czy to przez wygląd, czy charakter? Chodziło ci tylko o seks i przelotny romans, czy coś trwałego? Myślisz, że to wszystko z jego strony było udawane? Że czas, jaki razem spędziliście był tylko grą? Jeśli tak, to w końcu ci przejdzie. Będzie bolało jeszcze przez jakiś czas, ale jeśli nie zrobisz żadnej głupoty to w końcu znajdziesz odpowiednią dziewczynę dla siebie. Jeśli jednak to wszystko jest fundamentalne, prawdziwe to masz jeszcze czas, aby to wszystko naprawić. W życiu nie ma nic ważniejszego od miłości. Pieniądze, sława, wygląd to tylko ładnie wyglądające dodatki, które sprawiają, że wydaje nam się, że jesteśmy szczęśliwi. Tylko prawdziwa miłość sprawia, że nawet w najczarniejszej chwili, błyszczysz jak gwiazda. To ona pomaga wznieść się ponad własne możliwości i przetrwać nawet największą zawieruchę. Dodaję nadludzkich sił. Jednak ma ona również drugie oblicze. Niszczycielskie i groźne, jeśli jest miłością utraconą, ale wiesz jaki rodzaj miłości jest najgorszy? - Itachi nie liczył na reakcje ze strony Sasuke. W ogóle miał wrażenie, że mówi do ściany, dlatego niemal podskoczył, gdy usłyszał ochrypły głos brata.
- Porzucona...
- Dokładnie. - Itachi podjął po chwili. Był zszokowany głosem brata. Jego głębokim i zmęczonym tonem. W tym jednym słowie dało się wyczuć cały ból i cierpienie, jakiego doświadczał Sasuke, jak również walkę jaką toczył sam ze sobą. - Dlatego zastanów się, czy rzeczywiście tak ważna jest dla ciebie płeć. Wiem jak trudno jest się pogodzić z tym, że jednak nie jest się takim za jakiego się uważasz, za jakiego do tej pory uważali cię inni, ale kiedy już to zaakceptujesz, życie staje się dużo lepsze. Przykro mi, że musisz to przechodzić. Przykro mi, że po raz kolejny jest to moja wina, ale pamiętaj, że niezależnie jaką wybierzesz drogę, zawsze będę cię kochał i zawsze będę przy tobie. - Wstał. W pierwszym odruchu chciał podejść do Sasuke ale w ostatniej chwili powstrzymał się. Poczuł, że to nie jest najlepszy pomysł. Podszedł do drzwi ale nim opuścił pokój dodał. - Za dwa dni wypisują go ze szpitala Głównego. Z tego co wiem, prosto stamtąd jedzie z chrzestnym na drugi koniec kraju.- Chciał jeszcze dodać, że nie zamierza tu wracać. Że się w nim zakochał choć wcale tego nie planował. I woli żyć na drugim końcu wszechświata niż jeszcze raz zobaczyć pogardę w oczach Sasuke. Chciał, aby Sasuke zrozumiał, że nie tylko on teraz cierpi, ale tylko on może zakończyć cierpienie ich obu. Jednak nie był w stanie wydobyć z siebie głosu. Zrobił wszystko co mógł zrobić. Reszta zależy już tylko od Sasuke.
Sasuke nadal tkwił w bezruchu, mimo że Itachi opuścił jego pokój ponad dwie godziny temu. Na całe szczęście tym razem nie przysłał już żadnej straży. Doskonale rozumiał słowa Itachiego i co tym monologiem chciał osiągnąć, jednak pozostawała nadal kwestia tego, że Naruto go oszukał, zwodził. To była największa zadra w całej tej sytuacji a duma Sasuke nie pozwalała mu o tym zapomnieć. Przecież mógł powiedzieć, że jest facetem i wówczas nic by się dalej nie wydarzyło. Mógł się przyznać na samym początku, zanim...
W zasadzie...
Cholera!
W zasadzie to przecież, w pewien pokręcony sposób, wiedział, że z tą dziewczyną coś jest nie tak. Od samego początku to wiedział, czuł to, a mimo wszystko... Mimo wszystko nie rezygnował aż dopiął swego i się umówili. Teraz wiele rzeczy nabierało sensu. Tylko dlaczego Naruto nie powiedział mu prawdy? Dlaczego tak się nim bawił? Nie, to nie ma najmniejszego sensu... Nic nie ma sensu...
****
Naruto zmrużył oczy wychodząc z holu szpitala. Chłodny wiatr muskał jego bladą twarz. Cienie pod oczami i zgarbione plecy zdradzały jak bardzo jest zmęczony. Na głowę zarzucił kaptur lekkiej, szarej bluzy a w uszy wcisnął słuchawki. Chciał w ten sposób odciąć się od otaczającego go świata. Po niespodziewanej wizycie Kakashiego zrozumiał w jak beznadziejnej jest sytuacji. Sasuke mu nigdy nie wybaczy i nie mógł go za to winić, bo czy on by coś takiego wybaczył? Raczej nie... Chociaż... Człowiek nigdy nie wie jak się zachowa, póki nie znajdzie się w danej sytuacji, nie mniej jednak, choć do tej pory bronił się przed opuszczeniem Konohy jak tylko mógł, teraz nie mógł się doczekać, kiedy ją opuści, wmawiając sobie, że to wcale nie jest ucieczka. Że tak będzie lepiej dla nich obu. Bo cóż innego mu pozostało?
Sasuke stał za rogiem budynku, starając się pozostać w cieniu. Miał zaczerwienione oczy i w sumie, gdyby nie opierał się o ścianę miałby spore trudności w utrzymaniu równowagi. W ręku trzymał niemal pustą butelkę sake, a raczej, niemal pustą drugą butelkę sake. Pociągnął solidnego łyka nie spuszczając oczu ze stojącego u szczytu schodów Naruto. Widział go niewyraźnie nie tylko z powodu odległości i wypitego alkoholu, ale głównie dlatego, że jego wzrok go zwodził pokazując mu raz Naruto to znowu Naruko. Jego Naruko w której tak beznadziejnie się zakochał a która tak naprawdę nigdy nie istniała.
- Naruko... - wymamrotał patrząc jak się oddala.
Zrobił chwiejny krok do przodu. Świat mu zawirował ale nadal nie spuszczał oczu z postaci w szarej bluzie.
- Naruko... - powtórzył nieco głośniej.
Przyspieszył kroku choć potykał się o własne nogi.
Zobaczył jak wsiada do samochodu.
- NARUTO! - wrzasnął z całych sił ale było już za późno.
Samochód skręcił na drogę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro