18 - Cause under that dress
Itachi wsłuchiwał się w spokojny oddech Sasuke, rozmyślając nad kolejnym krokiem. Powiedzieć, że sytuacja jest skomplikowana to jakby huragan Katrina nazwać letnim wietrzykiem. Z jednej strony miał potworne wyrzuty sumienia, w końcu to on zabrał Sasuke do tego przeklętego baru i to właśnie z myślą, aby poznać go z Naruko. Gdyby wówczas wiedział, jak to się skończy... Łatwo powiedzieć poniewczasie, jednak, jakby na to nie patrzeć, to już drugi raz, kiedy wpędził Sasuke w stan bliski obłędu. I ponownie zrobił to nieświadomie, kierując się jak najlepszymi intencjami, jednak skoro schemat się powtarza, może powinien... Nie, nie opuści brata dla jego dobra. I tak jak za pierwszym razem, teraz też pomoże mu się wydostać z pułapki.
Naruko... Naruto, poprawił się w myślach, może i oszukał Sasuke, ale z drugiej strony Sasuke przy nim był taki szczęśliwy, radosny, zupełnie jak nie jego, na ogół oziębły i wyrachowany młodszy braciszek. Naprawdę miał nadzieję, że w końcu odnalazł swoją drugą połówkę, będzie mógł osiąść i założyć rodzinę. Najwyższy już na to czas. Bo nie ma nic gorszego niż życie w samotności, tylko... Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mógł zrozumieć, czym kierował się Naruto. Dlaczego, skoro między nimi coś zaiskrzyło, a tego był pewien, nie powiedział Sasuke prawdy? Dlaczego dalej ciągnął tę farsę? Co chciał tym osiągnąć? Czy dla niego była to tylko jakaś chora zabawa? Naruto nie wyglądał na osobę, która jest aż tak perfidna, chociaż, z drugiej strony, ich wuj Orochimaru też nie wyglądał na sadystycznego psychopatę, jakim się w istocie okazał. Na samo wspomnienie przeszedł go dreszcz. Tak niewiele wówczas brakowało, aby stracił Sasuke, dlatego musi mu pomóc i tym razem nie może popełnić już żadnego błędu, już wystarczająco go skrzywdził.
Dzięki Tenten wiedział, w którym szpitalu jest Naruto i jaki jest jego stan. Przez pierwsze dwa tygodnie życie Naruto wisiało na włosku. Ogromny krwiak, jaki powstał po uderzeniu, mocno uciskał pień mózgu. Lekarze utrzymywali go w stanie śpiączki farmakologicznej, stale monitorując zmiany oraz modląc się, aby nie doszło do trwałych uszkodzeń. Dopiero cztery dni temu postanowili go z niej wybudzić, ale nie było czasu dowiedzieć się, jaki jest jego obecny stan. Miał inne sprawy na głowie. Z każdym dniem stan fizyczny, jak i psychiczny Sasuke pogarszał się coraz bardziej. Zaczynało brakować już sposobów zapanowania nad nim. Nie mógł ciągle faszerować go prochami, szczególnie że teraz najlepszym przyjacielem Sasuke stała się sake, co w połączeniu z lekami uspokajającymi nie wróżyło nic dobrego. I tak dobrze, że tym razem nie sięgnął po silniejsze używki. Spojrzał na bandaż na przedramieniu ukrywający dwanaście świeżo założonych szwów.
- Jak się czujesz?
- Cześć Kotek - Itachi uśmiechnął się blado, widząc w progu Deidare. - Myślałem, że już śpisz. - Wyciągnął do niego rękę. Obaj wyglądali na skrajnie wyczerpanych.
- Jak ręką? - Spojrzał na bandaż.
- Do wesela się zagoi. - Itachi próbował żartować. - Sui dobrze się spisał. A myślałem, że umie tylko kroić tych swoich umarlaków. - Zaśmiał się pod nosem.
W rzeczywistości dopisało im szczęście, że podczas tego wybuchu Sasuke nie byli w domu sami. Gdyby nie szybka interwencja pozostałych nie wiadomo, jakby się to wszystko skończyło. Tym razem Sasuke mocno przesadził, ganiając za Itachim z nożem w ręku i wydzierając się, że go zabije, bo to wszystko jego wina, niemalże osiągając swój cel. Na szczęście skończyło się na podbitym oku, rozwalonym nosie i głębokiej ranie na przedramieniu po zewnętrzej jego stronie. Gdyby stało się to po wewnętrznej, gdzie znajdują się żyły i tętnice, wszystko mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej.
- Powinieneś się przespać. - Deidara położył dłoń na ramieniu Itachiego. - Ja przy nim posiedzę.
- Dzięki Kotek, ale nie. - Przytulił policzek do jego dłoni. Przyjemne ciepło wywołało uśmiech na jego poobijanej twarzy. - I tak bym nie zasnął. Muszę to jakoś naprawić...
- Masz już jakiś pomysł, prawda?
- Coś mi chodzi po głowie.
- Itachi — Deidara wziął głęboki oddech. Ta sytuacja zaczęła ich przerastać, a dzisiejsze wydarzenia pokazały dobitnie, jak bardzo sobie z tym nie radzą. - To twój brat i wiem, że chcesz dla niego jak najlepiej, ale może tym razem...
- Ciii... Będzie dobrze. Nie martw się Kotek. - Itachi przerwał mu, wiedząc doskonale do czego zmierza Deidara. Może i miał rację, ale jeszcze nie czas na podejmowanie takich decyzji. - Potrzebuje jeszcze dzień, góra dwa. Tyle chyba jeszcze wytrzymamy, co Kotek?
- Wiesz, że zawsze będę przy tobie. Kocham cię wariacie i cokolwiek nie postanowisz, możesz na mnie liczyć.
- Dziękuję. - Itachi uśmiechnął się z wdzięcznością, i choć tego właśnie się spodziewał, miło było usłyszeć, że Deidara jest po jego stronie.
- Idź spać Kotek. Chociaż ty odpocznij. Ja tu zostanę.
Deidara ścisnął mocniej jego ramię, po czym cicho opuścił pokój. Martwił się, ale wiedział doskonale, że w tej chwili nic więcej nie może zrobić. I to było w tym wszystkim najgorsze.
Itachi, chociaż powiedział partnerowi, że ma pomysł jak to rozwiązać, tak naprawdę nie miał zielonego pojęcia, jak pomóc bratu. Bo co, tak naprawdę, może zrobić? Przeciez nie można nikogo zmusić do miłości...
- Naruko... - Z rozmyślań wyrwał go cichy głos Sasuke. - Kocham cię, Naruko. - Poruszył się niespokojnie, ale nic już więcej nie powiedział, na nowo zapadając w głęboki sen.
Tych kilka słów wypowiedzianych przez sen podsunęło Itachiemu rozwiązanie, którego do tej pory nie brał jeszcze pod uwagę.
******
- Naruto, może jednak...
- Nie. - Rzekł beznamiętnym głosem i odwrócił się plecami do Jirayji.
Zrezygnowany Jirayja wyszedł z pokoju. Na korytarzu czekali znajomi Naruto, którzy bardzo chcieli go odwiedzić, jednak on nie chciał nikogo widzieć. Ani Kiby, z którym do tej pory był niemal nierozłączny, ani nowych znajomych z baru z którymi, zdawałoby się, zaprzyjaźnił.
Od momentu odzyskania pamięci Naruto nie był sobą. Nie tylko nie chciał z nikim rozmawiać, a obecność chrzestnego traktował jak zło konieczne, to zobojętniał na wszystko. Dosłownie. Głównie spał albo wpatrywał się tępo przed siebie. Lakonicznie odpowiadał na pytania lekarzy, a kiedy był na badaniach, zachowywał się jak robot, sztywno wykonując polecenia. Jakby coś wyssało z niego wszelką chęć do życia. Za to w nocy... W nocy wszystko wracało. Krzyczał przez sen, rzucał się, płakał i mimo że dostawał silne leki uspokajające, nie mógł pozbyć się koszmarów. Lekarze twierdzili, że to może być efekt wstrząśnienia mózgu, ale pewności nie mają, tak jak nie są w stanie określić czy i kiedy wszystko wróci do normy.
- Może jutro - Jirayja rzekł zrezygnowany. - On potrzebuje... - przerwał, sam nie wiedząc, co chciał im powiedzieć. Przychodzili niemal codziennie i kiedy Naruto był w śpiączce, siedzieli przy jego łóżku, gadając nie raz od rzeczy, a teraz Naruto nie chce ich nawet widzieć.
- Chodź na kawę. - Hana uśmiechnęła się, chcąc dodać mu otuchy. - Naruto potrzebuje czasu, aby dojść do siebie. Nie ma co go naciskać. Przyjdziemy jutro, może będzie w lepszym nastroju. - Pozostali przytaknęli, zgadzając się z nią całkowicie.
- Wolałbym coś mocniejszego, ale kawa też może być - Jirayja silił się na żart, choć słabo mu to wyszło. Czuł się winny całej tej sytuacji. Tak bardzo chciałby cofnąć czas i z tego, co zrozumiał nie był w tym osamotniony.
Naruto leżał, wpatrując się w przestrzeń. Jego serce, umysł i duszę wypełniała tylko ciemność. Kiedy parę dni temu obudził się w szpitalu, niczego nie pamiętał. Dosłownie niczego, nawet swojego imienia. Ale stopniowo wszystko do niego wróciło i to było jak oberwanie obuchem w łeb. Sasuke... Sasuke patrzący na niego jak na coś najbardziej obrzydliwego na świecie. Sasuke, który nim wzgardził. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Naruto nie mógł mieć mu tego za złe. Sam był sobie winien. Od samego początku go oszukiwał, sam nawet nie wiedząc dlaczego. Powinien był mu od razu powiedzieć, że jest facetem i tylko ze względu na pracę udaje dziewczynę. Że nie jest... I tu właśnie pojawiły się schody. Bo w zasadzie, dlaczego nie powiedział mu prawdy? Dlaczego na pierwsze spotkanie nie poszedł jako on a jako Naruko? Dlaczego później ciągnął to dalej? Na co liczył? Że nagle zmieni się w dziewczynę, którą udawał? Że stanie się jakiś cholerny cud i wszystko skończy się dobrze? Naprawdę był aż takim naiwnym idiotą, że w to wierzył? Nie był w stanie odpowiedzieć sobie na te pytania i to doprowadzało go do szału. To sprawiło, że teraz żałował, że w ogóle powiedział o swoim problemie Kibie. Że uległ jego planowi. Że teraz obudził się ze śpiączki. Byłoby dla wszystkich dużo lepiej, gdyby...
Cóż, będzie musiał się zadowolić wyjazdem z Jirayją na drugi koniec kraju, chociaż sam wolałby pojechać jeszcze dalej. Nie mógłby zostać w Konoha. Nie zniósłby myśli, że Sasuke jest gdzieś niedaleko i mógłby, czystym przypadkiem, na niego wpaść. A co jeśli zobaczyłby go z jakąś dziewczyną? Wyjazd wydawał się najlepszym rozwiązaniem. Musi wytrzymać jeszcze tylko dwa dni. Tyle lekarze chcą go jeszcze tu trzymać a później opuści to miasto na zawsze.
- Możemy pogadać?
Naruto odwrócił się gwałtownie, gdy poczuł dłoń na ramieniu. W pierwszej chwili myślał, że oto zdążył się cud, o którym przed chwilą myślał. Serce zabiło mu mocniej, kiedy wpatrywał się w czarne oczy. Przez ułamek chwili zdawało się, że jego życie jednak będzie miało sens. Że jeszcze się nie skończyło, jednak to było tylko złudzenie... Na powrót ogarnęła go ciemność a oczy stały się bez wyrazu. Usiadł sztywno na łóżku, wpatrując się we własne dłonie. Nie miał odwagi poraz kolejny spojrzeć na swojego rozmówcę.
- Nie zajmę ci dużo czasu... - Przysiadł na krześle.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro