
𝟠 - 𝕒 𝕝𝕚𝕥𝕥𝕝𝕖 𝕟𝕖𝕣𝕧𝕠𝕦𝕤 𝕓𝕣𝕖𝕒𝕜𝕕𝕠𝕨𝕟 𝕔𝕒𝕟 𝕣𝕖𝕒𝕝𝕝𝕪 𝕨𝕠𝕣𝕜 𝕨𝕠𝕟𝕕𝕖𝕣𝕤
ੈ✩‧₊˚
꒦꒷︶°꒷︶°︶₊˚ʚɞ˚₊︶°︶꒦˚︶꒷꒦
— On nie może od tak sobie odejść. Co on w ogóle myśli?
Gdy prezes przyszedł znowu do Sungcheola, by ponarzekać na to jak nie może zniewolić swojego asystenta, pomyślał sobie, że powinien zmienić profesję z zastępcy Parka na jego prywatnego terapeutę, patrząc na to jak często rozsiadał się na jego kanapie, użalając się nad sobą.
Powoli już nie mógł tego słuchać, jak ten w kółko marudzi o jednym i tym samym nie dając mu pracować.
Miał o wiele ważniejsze rzeczy do zrobienia niż głaskanie dorosłego mężczyzny po głowie, przytakując mu na wszelakie fanaberie, jakie gromadziły mu się w głowie.
Kim zamknął powoli laptop, na którym jeszcze do niedawna odpisywał na służbowe maile, biorąc długi, głęboki oddech.
Policzył do dziesięciu, szukając właściwych słów na to by nie obrazić swojego przyjaciela, na co miał teraz ogromną ochotę.
Wyklęcie go w diabły brzmiało o wiele lepiej niż kolejna godzina spędzona na słuchaniu głupot.
— Tak się składa, że może i właśnie próbuje to zrobić. Po to istnieją prawa pracownika, by asystent Byun mógł z nich skorzystać — Odpowiedź nie spodobała Chanyeolowi, który podniósł się z kanapy i spojrzał na Kima tak wściekłym wzrokiem, jakby ten co najmniej splunął mu w twarz, a nie stwierdził jedynie powszechnie znany fakt.
— Bronisz go? — Poirytowanie w jego głosie rosło z każdą wymawianą przez niego sylabą. — Po czyjej ty stronie w ogóle jesteś?
— Po żadnej nie jestem, daj mi spokój — Rzucił w niego pudełkiem z chusteczkami, nonszalancko zerkając na niego spod szkieł okularów, nie dając mu żadnej reakcji, na jaką ten widocznie liczył, wyglądając jak zszokowany jeleń wybiegający na sam środek autostrady. — Jestem zajęty odpisywaniem na ważne maile a jedyne co od godziny robię, to niańczę cię jak małego dzieciaka
— Kim Sungcheol, do cholery... — Niezrażony i niewzruszony tym co się do niego mówi, Park próbował dalej kontynuować swoje narzekanie, jednak Kim uderzył w całej siły pięścią w biurko, uciszając prezesa na dobre dwie minuty.
— PARK CHANYEOL, WEŹ SIE W GARŚĆ — Uderzył ponownie pięścią w biurko z taką siłą, że przewrócił stojącą na nim klepsydrę, która upadając na zimną podłogę rozsypała się wokół nóg mężczyzny. — Zachowujesz się jak nastolatka, którą rzucił chłopak. Brakuje ci tylko szkolnej spódnicy, różowej kokardy wpiętej we włosy i lizaka za tysiąc wonów z automatu
— Teraz to przesadzasz — Teraz to przesadzasz, odpowiedział prezes, krzyżując ręce na piersi i przewracając oczami, przez co jeszcze bardziej przypominał obrażoną nastolatkę i jeśli Sungcheol chciał dalej udowadniać mu jak niedojrzałym był, wystarczyło, że zrobi mu szybko zdjęcie, wysyłając na kakaotalk, by mógł na nie do woli patrzeć, jak inaczej nie dał sobie przetłumaczyć.
—Ja przesadzam? A kto tutaj przechodzi dziwną mutację załamania i narzeka, bo asystent chce od niego odejść. Pan Byun nie pierwszy nie ostatni, który ucieka od swojego szefa. Ma tylko pecha, że to od ciebie musi uciekać, bo skazał się tylko na porażkę
— Co to ma niby znaczyć?
— Znaczy to tylko tyle, że nieważne, dokąd się uda, ty pójdziesz za nim. On będzie biegł, to ty również. Będzie próbował utopić się w oceanie, dwa metry za nim staniesz z kołem ratunkowym
— To źle, że zależy mi na pracowniku? — Zapytał, marszcząc brwi. — Powinien mnie po rękach całować, że tak zaciekle o niego walczę i staram się go zatrzymać przy sobie, a ten tylko narzeka i płacze po kątach. Zero jakiejkolwiek wdzięczności
— Ktoś by ciebie posłuchał z boku, to by pomyślał, że cofnąłeś się do szesnastego wieku i handlujesz niewolnikiem — Skarcił go Sungcheol, wskazując na prezesa swoim złotym piórem.
— Jakbym mógł, to z chęcią bym się tam przeniósł. Przynajmniej nie musiałbym się tak denerwować i stawać na rzęsach by mieć dalej dobrego asystenta
— Dobra, mów w końcu prawdę. —Nie może dłużej słuchać tych głupot ani minuty dłużej, dlatego postanawia przycisnąć go, dowiadując się od niego prawdy, teraz gdy zalega na jego kanapie, w jego gabinecie, nie robiąc nic pożytecznego. — Asystent Byun ci się podoba
— Że co?
Chanyeol wyglądał jakby się przesłyszał, spinając się cały, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem.
To, co zarzucił mu Kim, to tylko i wyłącznie efekt jego wybujałej wyobraźni, która wzbogacona o zbyt dużą ilość przeczytanych japońskich komiksów, wariowała i podsuwała mu dziwne pomysły.
— Jesteś zauroczony w stalowym asystencie Byunie i przez to szalejesz jak opętany, gdy powiedział ci, że chce się zwolnić. — Zaczął mu tłumaczyć, wstając od biurka i poprawiając swój markowy krawat, usiadł naprzeciw mężczyzny w fotelu, pochylając się do przodu, zanim dodał. — To musi być jedyna sensowna odpowiedź, dlaczego nagle ci odbiło
— Nie jestem zakochany w swoim asystencie. To totalna głupota, że wysnułeś tak błędne wnioski — Zaczął się tłumaczyć, machając dłońmi, nieco zbyt zamaszyście jak na oko Sungcheola.
Jego twarz lekko poczerwieniała, a usta ułożyły się w wąską cienką linię.
— Więc co jest przyczyną? — Zapytał, nieco prześmiewczym tonem, patrząc na niego spod błyszczących z rozbawienia oczu, gdy obserwował ku swojej rozrywce, jak wielki pan prezes, chaebol urodzony ze złotą łyżką w buzi, poci się na wiele sposobów by w miarę logiczny sposób uargumentować swoje powolne wpadanie w psychozę.
— Wygoda — Odpowiedział zgodnie z prawdą, sprawdzając godzinę na swoim zegarku, notując w głowie, że za pół godziny musi udać się na spotkanie zarządu dwa piętra wyżej. — Życie z panem Byunem jest lepsze niż życie bez niego. Zna moje nawyki, wie na co mam ochotę, zanim o tym powiem, rozumie moją etykę pracy i robi wszystko, na co mam ochotę. Chodzi za mnie na ustawione przez matkę randki, wie jaki proszek do prania nie podrażnia mojej skóry i dba o moją dietę. Nowy asystent oznacza zaczęcie od nowa i użeranie się z kolejnym kretynem, który ledwo wie, jak się nazywa. Wytrenowanie go było wielką inwestycją i pracą, która zajęła mi kilka lat. Nie zamierzam pozwolić mu odejść teraz gdy w końcu moje zaangażowanie zaczęło się zwracać
Nagle wszystko zaczęło układać się w wielką, błyszczącą całość.
Wielmożny pan chaebol upodobał sobie Byuna jako swoistego służącego i cały ten raban, jaki robił wokół siebie, spowodowany był tym, że za bardzo uzależnił się od swojego asystenta i wizja szukania kogoś nowego po tylu latach, zwyczajnie go przerażała.
Park wciąż był zadufanym w sobie narcyzem, nie potrafiącym patrzeć wyżej niżeli czubek własnego nosa.
— No tak — Mruknął do siebie Sungcheol sarkastycznym tonem. — A ja myślałem, że taki robot jak ty nauczył się okazywać uczucia jak zwykły śmiertelnik
Może przy wgraniu jego następnej aktualizacji, w pakiecie nowych funkcji, pojawią się takie uczucia jak empatia i wyczucie.
— To co mam zrobić, by go zatrzymać? — Burknął.
— Mówią, że wypalenie pojawia się cyklicznie co trzy, sześć i dziewięć lat — Zaczął Sungcheol, drapiąc się po brodzie, zastanawiając się nad tym, jak rozwiązać ten problem i pozbyć się Chanyeola z jego biura. — Ile pan Byun u ciebie pracuje?
— Licząc czas między rozmową rekrutacyjną a podpisaniem umowy, to będzie... siódmy rok
— Pamiętasz, że wziąłem ślub ze swoim mężem niecałe dwa tygodnie po tym, jak się poznaliśmy?
Zapytał, mniej więcej rozumiejąc, gdy użyje do tego swojego byłego męża, ten zrozumie go bardziej niż jakby miał odwoływać się do innych, bardziej trywialnych rzeczy.
Chanyeol go nie lubił i przez cały okres jego bycia zamężnym, nie wzbraniał się od głośnych i złośliwych uwag na temat tego, jakim fatalnym pomysłem było wzięcie ślubu z mężczyzną, który lubował się w ogrodnictwie i marzył o otworzeniu kwiaciarni.
Kłócili się o to zawsze, przekrzykując się po angielsku wymyślnymi inwektywami, nie chcąc nawet na siebie patrzeć.
— Oczywiście, że pamiętam. — Odpowiedział, krzywiąc się na samo wspomnienie o eksie Sungcheola, — Kazałeś mi przylecieć do Vegas w środku nocy i zmusiłeś do bycia świadkiem. Byliście niczym zakochane gołąbki, gruchające sobie czule do ucha, dopóki nie przyszła wasza dziesiąta rocznica ślubu i twój ex-małżonek wystąpił do sądu o rozwód
— W trzecią rocznice ślubu powiedział mi, że przeszkadza mu mój pracoholizm i nienawidzi tego, że nie widujemy się często jak kiedyś. W szóstą rocznicę, rzucił we mnie wazonem i zapytał, dlaczego zakochał się w kimś takim jak ja i patrzenie na mnie sprawia, że nie chce mu się żyć. Zgadnij, czym uraczył mnie na dziewiątą rocznice ślubu?
— Kazał ci umrzeć i nie zabierać więcej tlenu? — Słyszał historię rozpadu jego małżeństwa jakieś trzydzieści razy i jakby tylko chciał, mógłby całą tą rozmowę przeprowadzić sam ze sobą
— Bingo mój przyjacielu — Klasnął w dłonie, klepiąc Chanyeola po kolanie.
— Trochę to wredne z jego strony. Ale czego ja oczekuję od osoby z Chin? Oni wszyscy są tam jacyś dziwni — Wzdrygnął się, wyglądając jakby samo myślenie o tamtym dupku go brzydziło.
— Gdy patrzę na to wszystko, teraz gdy od rozwodu minęło trochę czasu, dostrzegam, że on był po prostu samotny i życie ze mną ciągnęło go w dół. Pracowałem jak wół, siedząc od rana do nocy w pracy, starając się zarobić jak najwięcej pieniędzy by zapewnić mu godne życie, w jego wymarzonym domku za miastem, gdzie mógłby w spokoju hodować swoje ukochane piwonie, zapominając, że powinienem też wykazać się jakąkolwiek inicjatywą, nie biorąc jego miłości aż tak za pewnik. Nie mogłem dla niego nic zrobić, więc pozwoliłem mu odejść. Jeśli chcesz zatrzymać Byun Baekhyuna przy sobie, zacznij od małych gestów, które pokażą mu, że go doceniasz jako pracownika i nie jest ci obojętny
Coś w spojrzeniu Parka zmieniło się, jakby wpadł na pomysł wart miliard dolarów, który zmieni bieg świata.
Wyprostował się, uśmiechając się pewnie, przez co przypominał teraz Kimowi cwanego lisa, szykującego się do ataku.
— Małych gestów... takich jakich nowy samochód?
— Co?
Skąd on wziął z całego jego wywodu to, że musi kupić nowy samochód?
— Zauważyłem, że sprzedał swój samochód, który dostał ode mnie wcześniej i zaczął jeździć autobusem. — Wytłumaczył, widząc zdezorientowanie na twarzy swojego zastępcy. — Gdy zobaczy nowe auto, zrozumie, że jestem spostrzegawczy i dobry, a on w ramach wdzięczności nie będzie mógł już mi odmówić i zostanie w firmie
— Czy ty jesteś opóźniony w rozwoju? Nie to miałem w ogóle na myśli... — Wybałuszył szeroko oczy, mając trudności z doborem odpowiednich słów, których multum cisnęło mu się na usta.
"Po jaką cholerę ja się w ogóle staram przemówić mu do rozsądku, jak on słucha tylko to co chce i wybiera sobie fragmenty pasujące mu do jego narratywy" - Pomyślał Sungcheol, łapiąc się za głowę
— Dziękuje za twoje cenne rady, drogi przyjacielu. Niestety muszę już iść na spotkanie, ale jak z niego wrócę, to wystosuje odpowiednie pismo, byś dostał sowitą premię — Wstał z kanapy, klepiąc załamanego mężczyznę po plecach, udając się zgodnie z harmonogramem na zaplanowane spotkanie.
Rozmowa z Sungcheolem dała mu do myślenia i pozwoliła nieco zrozumieć jego asystenta, nakierowując go na odpowiednie tory.
Słysząc trzask zamykanych drzwi, wydał z siebie zrezygnowany jęk, luzując nieco krawat na szyi i modląc się o to, by coś zabiło go w przeciągu godziny, najlepiej szybko
— Wnioskować to ja mogę jedynie o to, by asystent Byun mógł bez poniesienia jakichkolwiek konsekwencji zastrzelić się z kuszy na środku ulicy. — Mruknął do siebie, głosem brzmiącym jak uchodzące powietrze z piłki plażowe. — Skończony kretynie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro