
𝟝 - 𝕨𝕙𝕒𝕥 𝕚'𝕞 𝕗𝕖𝕖𝕝𝕚𝕟𝕘 𝕟𝕠𝕨 𝕚𝕤 𝕤𝕦𝕣𝕣𝕖𝕒𝕝, 𝕓𝕦𝕥 𝕟𝕚𝕔𝕖
ੈ✩‧₊˚
꒦꒷︶°꒷︶°︶₊˚ʚɞ˚₊︶°︶꒦˚︶꒷꒦
O czwartej nad ranem w końcu dopadła go realizacja, że nie będzie musiał już więcej pracować jako asystent.
Był wolny.
Nie jest zobligowany do tego by synchronizować swój harmonogram z prezesem Parkiem i robić, jeść i interesować się tym, co on.
Mógł robić co mu się tylko chciało.
Pierwszy sen na bezrobociu nigdy nie był tak cudowny jak teraz.
Nie zrywał się co chwila w panice, zerkając na zegarek czy any na pewno się nie spóźni a melatonina, którą brał co noc, leżała nie tknięta obok szklanki z wodą na szafce nocnej, tuż obok okularów.
Spał aż do jedenastej, pozwalając sobie na przeglądanie telefonu w łóżku, czego do tej pory nie robił - pracując z prezesem wyrobił sobie nawyk, że liczyła się każda minuta i złe zarządzanie czasem było najgorszym przejawem lenistwa, godnym potępienia.
Z chwilą wejścia na aplikacje kakao talk został zbombardowany wiadomościami od prezesa Parka, których liczba przekroczyła ponad sześćdziesiąt (uwzględniając w tym nieodebrane połączenia i wiadomości głosowe).
Nie chcąc psuć sobie dobrego humoru, nacisnął na dymek ze zdjęciem Parka i klikając w usuń historię rozmowy, odłożył telefon na poduszkę, wstając z łóżka i kierując się do kuchni, by zrobić sobie kawę.
— Mam ochotę na coś słodkiego — Mruknął pod nosem, otwierając szafkę nad lodówką, gdzie trzymał przyprawy: te z niską zawartością soli, słodziki i stewię, którą przywiózł mu w prezencie Bareum gdy pojechał do Tajlandii na wymianę studencką.
Po kilku minutach przekopywania się przez słoiczki, saszetki i puste opakowania po nici dentystycznej, znalazł to, czego szukał - karmelowy sos do lodów (istniało duże podobieństwo, że był kilka lat po terminie, jednak Baekhyun wciąż cieszył się z upragnionej wolności, że możliwość zatrucia nawet nie przeszła mu przez myśl).
Wyciągnął z zamrażarki paczkę mrożonych owoców leśnych i niskokaloryczne lody białkowe o smaku truskawki.
Przetarł zakurzony blender i odmierzając odpowiednie proporcje, wrzucił wszystko do środka, dolewając do tego resztę kefiru sprzed kilku dni, czekając aż wszystko zmieli się na gładką, lodową papkę.
Z miską pełną oszukanego sorbetu (jak tłumaczył sobie w głowie, nie wiedząc jak ma nazwać twór zrobiony z resztek z zamrażarki), zasiadł na kanapie, gdzie zamierzał oglądać telewizję, komentując po kolei wszelkie możliwe sceny.
—Nic nie ma w tej telewizji - Narzekał skacząc po kanałach, z buzią pełną mrożonych owoców. — Bareum co weekend się tu gości, a nie zadba o to, by jego brat miał chociaż opłacone Viu do oglądania chińskich dram
Poddając się, wyłączył telewizor, wstając z łóżka po swój telefon, na który Jion zdążył już przesłać mu następujące wiadomości:
Jion: prezes szuka cię po całym biurze
Jion: jest wściekły
Jion: był tutaj kilka razy, ale razem z Jiu udajemy kretynów nie wiedzących, gdzie jesteś
Jion: Na twoim miejscu jechałbym do matki na kilka dni
Jion: ten wariat dzwoni na policję, żeby dali mu twój adres
Cholera.
Prezes nie może go znaleźć.
Nie teraz, gdy jego dzień zaczynał się tak dobrze i miał już więcej go nie zobaczyć.
— Muszę stąd wyjść, byle daleko — Podreptał do szafy stojącej koło jego łóżka, otwierając ją szeroko.
Wyciągnął z niej dresy, czapkę z daszkiem i cienką kurtkę - wszystko w kolorze czarnym, poświęcając dobre pięć minut na znalezienie tenisówek również w tym samym kolorze, które należały do jego brata.
Przebrał się, odpisując Jionowi, że zamierza jechać na obrzeża miasta, próbując zaszyć się u kuzynki.
Ostatni raz rozmawiali dwa lata temu, jednak po cichu liczył, że nadal darzyła go sympatią, zważywszy na to, iż dał jej na osiemnaste urodziny bilety na koncert jej ulubionego zespołu.
Zabrał z szafki maseczkę, którą założył na twarz, poprawił czapkę na głowie i sprawdzając czy ma przy sobie portfel oraz telefon, zaczął ubierać buty.
Zerknął raz jeszcze na swoje mieszkanie i przekręcając klucz w drzwiach otworzył je, napotykając na starcie problem.
— W końcu cię znalazłem — Jak demon z najgłębszych czeluści piekieł, przed Baekhyunem stał nie kto inny jak jego szef Park Chanyeol, który z miną wściekłą jak osa, złapał go za nadgarstek przyciągając do siebie. — Wybieramy się gdzieś?
—Pan... pan... prezes? — Wydukał, nieruchomiejąc w miejscu. — Co pan tu robi?
Skąd on się tu wziął?
Jego myśli pędziły ze zdwojoną prędkością, próbując wytłumaczyć to, co się działo.
Jakim cudem dostał jego adres?
Przed chwilą latał po firmie jak poparzony, a teraz, jak gdyby nic stał przed nim, uniemożliwiając mu ucieczkę.
— Pozwoli pan, że ponowię pytanie: gdzie się pan wybiera, asystencie Byun? — Spojrzał na niego gniewnie, pochylając się do przodu, by następnie wyszeptać mu do ucha. — Znalezienie pana nie było wcale takie łatwe, musiałem nieco nagiąć prawo by tu przyjść.
— Do sklepu się wybieram. Do spożywczego po rzeczy potrzebne na obiad — Odpowiedział, nie chcąc patrzeć mu w oczy. — Miałem kiepskie śniadanie i potrzebuję protein oraz dużej ilości ryżu, by mieć energię na resztę dnia
—Teraz nigdzie pan nie idzie
— Nie idę? Jak to?
— Nie przekroczy pan progu tego domu, dopóki nie porozmawiamy — Powtórzył, wpraszając się do środka, prowadząc Baekhyuna do kanapy, na której kazał mu usiąść, zdejmując mu jedną ręką maskę twarzy.
Chanyeol wrócił do korytarza, ściągając swój płaszcz oraz skórzane buty, nie spuszczając wzroku ze swojego asystenta, który kombinował, którym oknem szybciej wyjdzie z domu, uciekając przed prezesem.
Nie mógł się zdecydować między oknem w kuchni nad zlewem, a tym w łazience.
Jak wciągnie brzuch i rozbierze się do naga, z dużym prawdopodobieństwem uda mu się wyjść przez odpływ pod prysznicem.
Brał pod uwagę każdą możliwość, byle tylko uwolnić się od prezesa.
— Nie mamy o czym rozmawiać
— Naprawdę nie mamy? — Zapytał kpiąco, siadając naprzeciw Byuna. — W takim razie, dlaczego nie przyszedł pan do pracy? Obudziłem się rano, a pana nie było obok mnie. Czy pan, panie Byun chce otrzymać ode mnie karę za niesubordynację.
Cholera, ma przechlapane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro