𝟜 - 𝕥𝕙𝕚𝕤 𝕚𝕤 𝕟𝕠𝕥 𝕒 𝕡𝕤𝕪𝕔𝕙𝕠𝕥𝕚𝕔 𝕓𝕣𝕖𝕒𝕜𝕕𝕠𝕨𝕟 𝕓𝕦𝕥 𝕒 𝕔𝕝𝕖𝕒𝕣 𝕤𝕚𝕘𝕟
ੈ✩‧₊˚
꒦꒷︶°꒷︶°︶₊˚ʚɞ˚₊︶°︶꒦˚︶꒷꒦
— Dlaczego on to w ogóle robi?
Pierwszą myślą Chanyeola gdy pojawił się w pracy nie było natychmiastowe zabranie się do przeglądania dokumentów, lecz odszukanie swojego zaufanego zastępcy, by przedyskutować anormalne zachowanie jego asystenta.
Wciąż nie docierało do niego, dlaczego Byun chciał się zwolnić i zaprzestać pracować z kimś tak wybitnym i doskonałym jak Park Chanyeol.
Setki osób byłoby skłonnych zamordować kogoś by dostać tak lukratywną posadę, tymczasem on tak po prostu odchodził.
Nawet nie pomyślał jak na niego to wpłynie.
Nie siląc się na błahe "dzień dobry" wparował do gabinetu Sungcheola, pochłoniętego podpisywaniem jakiś papierów i położył się na jego czerwonej kanapie, głośno wzdychając.
— Ciebie też miło widzieć panie prezesie — Powiedział sarkastycznie w stronę drzwi, by za chwilę spojrzeć na Chanyeola spod szkieł swoich okularów. — W czymś mogę pomóc? To nie tak, żebym był jakoś zajęty
— Byun Baekhyun — Wykrztusił z siebie, gapiąc się na biały sufit.
— Co z nim? Zszedł w końcu z przepracowania czy znowu chodzi za ciebie na randki?
— Odchodzi — Bąknął, z grymasem ja twarzy, przypominając małe dziecko, któremu zabrano lizaka za karę.
Początkowo traktował jego rezygnację jako nieśmieszny żart, z którego znany był jego asystent, myślący, że ktoś tak poważny jak Chanyeol ma czas i chęć na słuchanie prostackiego humoru wymyślonego dla mas, których wykształcenie często ograniczało się do skończenia liceum.
— Dałeś mu jednak urlop? Mówiłem mu, że nie ma się czym martwić i niedługo przejdzie na zasłużony odpoczynek, jednak nie sądziłem, że tak szybko się zgodzisz, bez konsultacji ze mną
— ZWOLNIŁ SIĘ Z PRACY — Krzyknął, nieco piskliwym głosem, zamaszyście podnosząc się do siadu. — DAŁ MI WYPOWIEDZENIE Z SAMEGO RANA, ROZUMIESZ TO? NAWET NIE ZACZEKAŁ AŻ ZROBI MI HERBATĘ I BĘDĘ MÓGŁ JĄ WYPIĆ NA SPOKOJNIE
Sungcheol patrzył na Chanyeola z uniesioną prawą brwią, zastanawiając się, dlaczego krzyczał w jego gabinecie jak szaleniec, szukając odpowiedzi na pytania, które miał wręcz podstawione pod nosem.
Cierpliwie czekał, aż zorientuje się, że to on był problemem i przez jego tyraniczne i bezwzględne podejście do swojego pracownika, stracił skarb jakim był Byun Baekhyun.
Podziwiał, jakim tytanem pracy był mężczyzna i jak dobrze zorganizowany był, robiąc wiele rzeczy na raz, nie tracąc przy tym trzeźwości umysłu.
Pracował od rana do późnej nocy, nie biorąc dłuższych przerw niż było to konieczne, planując z wyprzedzeniem harmonogram Parka, który bez pomocy swojego asystenta nie potrafił wymienić z nazwiska pracowników, których zatrudniał.
Asystent Byun robił pracę co najmniej sześciu osób, biorąc za to pojedynczą wypłatę, niczym dżin wykonując wszystkie polecenia z szerokim uśmiechem na twarzy, w nienagannie czystym garniturze i dużym tabletem w dłoni, z którym nigdy się nie rozstawał.
— Dziwi cię to, że się zwolnił? — Zapytał go Sungcheol, czekając aż Chanyeol przestanie rzucać tantrum jak niepocieszony pięciolatek, nie zamierzając się z nim cackać i głaskać po głowie.
— Co powiedziałeś?
— Pytam, dlaczego jesteś zdziwiony, że twój drogocenny asystent postanowił odejść — Powtórzył, pochylając się nieco do przodu, ściągając z nosa okulary i kładąc je obok swojego stosu dokumentów, których na tysiąc procent nie uda mu się już ruszyć. — Pomysł na dłużej niż dziesięć sekund a odpowiedź łaskawie wyląduje w jednej z twoich półkul i cię olśni
— Kim Sungcheol! — Głos prezesa zagrzmiał, odbijając się echem od ścian koloru porcelanowej bieli, zagęszczając nieco atmosferę w pokoju. — Przypominam ci, że jestem twoim szefem i nie zawaham się zwolnić cię w ciągu sekundy, więc zważaj na to, co mówisz. To, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi nic dla mnie nie znaczy, gdy czuje się znieważony
— Wybacz za moją arogancję i butę prezesie — Wstał od biurka i z ironicznym uśmieszkiem na twarzy, ukłonił mu się, patrząc mu prosto w oczy. — To więcej się nie powtórzy
Usiadł z powrotem na swoje miejsce, w myślach odliczając do pięćdziesięciu, starając uspokoić swoje nerwy, które zostawały wystawiane na próbę za każdym razem, gdy prezes się do niego odzywał, mówiąc same głupoty, kręcące się tylko wokół jego zapatrzonej w siebie, narcystycznej osoby.
— Podaj mi powód, dlaczego to zrobił
— Powód czego?
— Jego zwolnienia — Westchnął głośno. — Nie rozumiem skąd wziął się ten cały nonsens o chęci zakładania rodziny i potrzebie życia dla siebie. Pracuje dla mnie niemal dekadę a złożył wypowiedzenie jak jakiś żółtodziób, nie dając mi czasu na przemyślenie tego
— Wszystko kręci się wokół teorii czasu i trzyletniej próby — Zaczął tłumaczyć mu Sungcheol, luzując swój ciemnoniebieski krawat. — Wystarczą tylko trzy lata by człowiek wpadł w rutynę i zaczął nienawidzić wszystkiego co go otacza, desperacko pragnąc zmiany. Wyobraź sobie, że masz w lodówce poobijaną gruszkę; mógłbyś odkroić jej brązowiejące części, jednak jest to dla ciebie zbyt pracochłonne co każe ci odsunąć ją na sam koniec lodówki biorąc do ręki tą lepszą, soczystszą. Po czasie z lodówki zaczyna wydobywać się smród. Tamta gruszka przegniła aż do samych pestek, nie nadając się do jedzenia
— Nie widzę korelacji między zgniłym owocem a moim asystentem
— Rutyna powoduje, że asystent Byun dusi się w pracy i nie może normalnie żyć. Zaczyna gnić od środka, próbując swojej ostatniej deski ratunku, by uchronić się przed zepsuciem
Czysty nonsens.
Gdyby to była prawda i jego wierny asystent był aż tak nieszczęśliwy, on jako pierwszy by to zauważył.
Potrafi czytać ludzi jak otwartą księgę, wyłapując ich sekrety i duchowe boleści.
To, co mówił Sungcheol mogłoby mieć sens, gdyby mówił o innym pracowniku, mniej kompetentnym i pracowitym niż Byun.
Zaczął analizować wszystko, co w ostatnim czasie powiedział mu asystent Byun, notując w głowie te najważniejsze części.
— Nie podoba mi się twój wyraz twarzy, panie prezesie — Z niepokojem obserwował jak Chanyeol intensywnie nad czymś rozmyślał, co jakiś czas przytakując samemu sobie, z boku wyglądając jak obłąkaniec, który uciekł po latach trzymania w zamknięciu.
— Chyba znalazłem rozwiązanie mojej lekkiej niedogodności — Mruknął, patrząc sprytnym wzrokiem na Suncheola, zabierając leżącą na kanapie poduszkę i rzucił nią w mężczyznę, — Mogę naprawdę się poświęcić, jeśli sprawi to, że zostanie przy mnie
— Cokolwiek planujesz, doradzam ci, byś tego nie robił — Przerwał mu w połowie zdania,. — Pamiętaj, że stalowy asystent Byun to przede wszystkim człowiek z wolną wolą i prawem do podejmowania decyzji. Samodzielnie
— Mówisz to tak, jakbym traktował go jak robota
— Ty to powiedziałeś szefie, nie ja — Chwyta za słuchawkę, naciskając jedynkę na klawiaturze stacjonarnego telefonu. — Panie Song, proszę przygotować dla mnie i prezesa świeżo wyciskany sok z imbirem i cynamonem. Czeka mnie ciężka godzina
Ogarnia go stres, gdy myśli o tym co wpadło do głowy Chanyeola i jak tragiczny jest to pomysł, nawet go jeszcze nie słuchając.
Nauczony latami wspólnej pracy i setkami godzin spędzonymi na obserwowaniu jego zachowania, mógł czasami przewidzieć, co planował zrobić i jak głupie to było, gdy zaczynała ogarniać go panika spowodowana niemożliwością kontrolowana wszystkiego.
— Musisz mi pomóc Sungcheol — Zakomunikował, a jego rozkazujący ton odkrywał prawdziwą naturę jego intencji.
Potrzebował Byuna nie dlatego, że był cenionym pracownikiem, bez którego nie mógł się obejść, lecz z powódek czysto samolubnych - przyzwyczaił się do tego, że mężczyzna robił wszystko za niego, mówiąc co ma robić, jeść i gdzie iść.
Za bardzo na nim polegał i chociaż nie mówił tego głośno, uważał go za część swojej rutyny.
Nie mógł być tym dobrym prezesem, którego chwalą i podziwiają bez niższego mężczyzny w okrągłych okularach, noszącego ze sobą pokaźny tablet, którym kontrolował i po cichu zarządzał za pomocą Chanyeola.
— W czym? — Zapytał w odpowiedzi po dłuższym milczeniu, sprawdzając godzinę na zegarze wiszącym nad jego ulubioną paprotką. — Nie zrobię niczego co jest nielegalne. Jak mam być szczery to nawet lubię twojego asystenta. Doradzał mi w sprawie rozwodu, gdy ty byłeś zajęty gapieniem się we własne odbicie
— Muszę kupić mu samochód i zarezerwować wycieczkę za granicę — Wyjaśnił pewnym siebie tonem, dumny z planu jaki wymyślił. — A może powinienem oddać mu swoją czarną kartę kredytową i powiedzieć by wydał tyle ile chce? Ciężko mi stwierdzić co on lubi
— Spróbuj z nim najpierw rozmowy i poproś by został. Normalni ludzie tak robią
— Mam go poprosić? Park Chanyeol nigdy nikogo nie prosi o pomoc — Wstaje, poprawiając marynarkę od garnituru, kierując się w stronę drzwi. — Za to spróbuje załatwić wszystko za pomocą pieniędzy. Wyślij mi jego adres w sms-ie i umów mi spotkanie w salonie samochodowym na czternastą. Panu Byunowi na pewno spodoba się mój prezent
Sungcheol obserwował jak ciężkie dębowe drzwi zamykają się za Parkiem, głośno wzdychając i przeciągając się przy biurku.
Przeczuwał, że tragiczny pomysł z samochodem okaże się nie wypałem i tylko zdenerwuje Baekhyuna, który odbierze to jako próbę kupienia jego godności i własnych wartości.
Wyjął ze stosu dokumentów rozwalonych w nieładzie po biurku kartkę, która rzucała się w oczy niemal od razu.
Rozpoznał charakter pisma Byuna.
Znajdujące się na samym środku słowo rezygnacja krzyczało mu w twarz, każąc zrobić mu jedyną słuszną rzecz.
Wziął do ręki swojego ulubione kobaltowe pióro i nie wahając się, naniósł swój podpis na dolny prawy róg zatwierdzając napisaną czarnym tuszem prośbę o rozwiązanie swojej umowy za porozumieniem stron, życząc asystentowi Byunowi powodzenia w swojej misji uwolnienia się od diabła w bladej, nietkniętej słońcem skórze jakim był Park Chanyeol.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro