
𝟚 - 𝕤𝕚𝕟𝕔𝕖 𝕥𝕙𝕒𝕥 𝕖𝕟𝕔𝕠𝕦𝕟𝕥𝕖𝕣, 𝕞𝕪 𝕝𝕚𝕗𝕖 𝕟𝕖𝕧𝕖𝕣 𝕜𝕟𝕠𝕨 𝕡𝕖𝕒𝕔𝕖
ੈ✩‧₊˚
꒦꒷︶°꒷︶°︶₊˚ʚɞ˚₊︶°︶꒦˚︶꒷꒦
Przez całą noc nie mógł zmrużyć oka, powtarzając sobie w głowie słowa pana Kima, które powoli wyryły się głęboko w jego głowę, rozmyślając nad tym czy miał on w ogóle rację.
Czy naprawdę marnował się jako byle asystent, który nie różnił się niczym od pełnoprawnego opiekuna?
Pracując przy boku prezesa Parka odpowiadał za wszystko co dotyczyło mężczyzny: pilnował jego diety, znał na pamięć rozkład jego garderoby oraz wszystkie służbowe hasła.
Kilka razy nawet zdarzyło się, że poszedł na randkę w ciemno zamiast prezesa, gdyż ten był zbyt zajęty by poświęcić pięć minut na rozmowę z kandydatką znalezioną przez jego matkę.
Trzymał wtedy telefon ze zdjęciem Parka, odpowiadając na zadawane pytania w sposób w jaki odpowiedziałby on, później streszczając mu całe spotkanie i doradzając czy powinien kontynuować znajomość, czy też grzecznie odmówić.
Robił to tak długo, że nie było to dla niego niczym niezręcznym czy też krępującym.
Wyrzekł się posiadania wstydu czy wątpliwości, z chwilą, gdy podpisał umowę o pracę jako jego asystent i otrzymał pierwszą wypłatę.
Dostawał godziwą pensję w zamian za poświęcenie swojego życia na niewolniczą tyradę u boku rozpieszczonego chaebola, którego narcyzm mógł wypełnić połowę Buckingham Palace i po wylaniu tony łez i bandażowaniu swoich pęcherzy na stopach, mógł z łatwością dojść do wniosku, że stał się obojętnym.
Nie przeszkadzało mu, że jest traktowany jak służba bez wolnej woli.
A przynajmniej do teraz.
Powoli uderzyła go realizacja, że zaczynał się starzeć i wchodząc w średni wiek, nie miał na własność nic, oprócz spłaconych pożyczek i pary ortopedycznych butów, które zalecił mu lekarz cztery lata temu, podczas wizyty na SOR-e.
Wynajmował małe mieszkanie na samym dachu wiekowej kamienicy, którego taras dzielił wspólnie ze swoją sąsiadką - starszą panią po sześćdziesiątce, z którą czasami siedział na ławce i obserwował gwiazdy, pijąc piwo.
Telefon dostał od prezesa, tak samo jak nowy garnitur, aktówkę, okulary i smartwatch.
Rok po zaczęciu pracy jako asystent dostał od prezesa Parka samochód, który musiał sprzedać na poczet rosnących rat kredytów pozaciąganych na czesne do szkoły jego młodszego rodzeństwa i od tamtej pory jeździł komunikacją miejską.
Westchnął cierpko, wstając z łóżka, na którym i tak kręcił się z boku na bok nie mogąc zasnąć, spoglądając na zegarek, wskazujący godzinę piątą czterdzieści osiem.
Przeciągnął się leniwie niczym kot, wyciągając z szafki paczkę papierosów i zapalniczkę, zakładając po drodze szlafrok i wychodząc przed swoje mieszkanie, rozglądając się po okolicy.
Mimo iż było ciemno i nie widział żadnej żywej duszy, miasto nie spało, wręcz przeciwnie - co kilka minut w oknach domów w sąsiedztwie zapalały się światła i ludzie zaczynali swoje dnie, tak samo jak Baekhyun; próbując zapewne przetrwać w tym krwiożerczym świecie owczego pędu, który zmuszał tylko do szybkiego życia oraz kreował nierealne oczekiwania.
Odpalony papieros smakował tak samo wstrętnie jak ostatnio, gdy obiecywał samemu sobie je rzucić, siedząc przemoknięty do suchej nitki na trawie, a płynąca obok rzeka Han otulała go mrożącym chłodem wiejącego od niej wiatru.
— Od kiedy moje życie stało się tak nędzne? — Zapytał samego siebie, siadając na skrawku ławki, z nogą założoną na nogę.
Zaczynał się czuć jakby był uwięziony między dwoma światami.
Z jednej strony lubił tą pracę i środowisko jakie udało mu się wokół siebie wytworzyć i zespół, z jakim dane mu było pracować.
Byli kompetentni, sumienni i potrafili dostosować się do jego surowych metod pracy, gdzie nie każdy mógł tak zwinnie wykonywać.
Jednak odnosił wrażenie, że jego życie coraz mocniej zostaje pozbawione sensu i traci część siebie, kontynuując pracę u boku prezesa.
Narastał w nim bunt, gdy uzmysławiał sobie, że prezes ma go gdzieś i nie interesuje go to, czy ustatkuje siebie i swoją przyszłość, czy może padnie trupem przed jego biurkiem, trzymając w dłoni sprawozdanie miesięczne.
Próbował wyzbyć się tych myśli, jednak lęk przed tym, co może wydarzyć się w przyszłości, zdawał się silniejszy niż lojalność do firmy i potrzeba rozwoju.
Zaciągnął się papierosem, czując na języku gorzki smak tytoniu, a dym wypełnia jego spokój, pozwalając chwilowo znaleźć ukojenie.
Siedząc na ławce czuł się przez chwilę spokojny i nie zmuszony do podejmowania żadnych pochopnych decyzji.
"Czy naprawdę chce żyć tak chociażby jeden dzień dłużej?" - Zapytał sam siebie, kolejny raz.
Spojrzał na swoje stopy, na których miał ulubione kapcie w króliki, które dostał od Jiona na zeszłoroczne urodziny.
Papieros dopalił się niemal do końca, podczas gdy Baekhyn nadal nieruchomo siedział w miejscu.
Wyjął go z ust i zdmuchując z niego resztkę dymu, wyrzucił do słoika na niedopałki, które trzymał za rabatką nasturcji, tak, by nikt nie mógł ich zobaczyć, oszczędzając sobie niepotrzebnych awantur od sąsiadów.
Wokół niego nadal unosił się zapach dymu, mieszający się z wilgotnym porannym powietrzem.
Z lekkim ociąganiem wstał z ławki i strzelając palcami u rąk, wrócił z powrotem do sypialni, zerkając po raz ostatni na wznoszące się ku górze słońce, życząc w myślach, by mógł zamienić się z nim miejscami.
Zamiast pędzić prosto do domu prezesa Parka i przygotować mu śniadanie, Baekhyun wolał wybrać się prosto do firmy, gdzie siedząc przy biurku, drżącą ręką napisał swój list rezygnacyjny.
Bił się z myślami do ostatniej chwili czy aby na pewno nie postępuje nazbyt pochopnie i może tak naprawdę nie chce rzucać pracy.
Spędził w tej firmie tyle lat, wylał tonę łez w męskiej łazience i wielokrotnie przeklinał samego siebie za rzekomą niekompetencje i lenistwo, które wykreował w swojej głowie i uznawał za prawdziwe.
To naturalne, że odczuwał zawahanie i przeciągał ten finalny moment do maximum.
Zaciskając lewą dłoń w pieść, położył pokracznie na biurku prezesa swój list rezygnujący, omiatając wzrokiem przestrzeń jego biura.
Duży pokój utrzymany w stonowanych odcieniach szarości, czerni i koloru kremowego.
Surowość umeblowania przełamywała złota rzeźba stojąca w kącie (zrobił ją starszy brat prezesa, z którym ten nie miał zbyt dobrych kontaktów i dość długo opierał się przed usmieszczeniem jakiejkolwiek jego pracy w swoim miejscu pracy) oraz doniczki z sukulentami siedzące na parapecie, gdzie miały dostateczną ilość słońca w ciągu dnia, zaś w nocy dmuchał na nie czystym powietrzem, odświeżacz powietrza.
Długopisy i pióra ułożone były w odstępie trzech i pół centymetra od siebie, myszka i klawiatura musiały leżeć na skórzanej brązowej macie antypoślizgowej, tuż nieopodal dużego odkażacza do rąk
Żadne kable nie mogły wystawać znad masywnego mahoniowego biurka stojącego w centralnym punkcie pomieszczenia.
Dało się odczuć jego organizacje i niechęć do zmian, gdy tylko przypomnial sobie o każdym jego projekcie na restrukturyzację pewnych aspektów firmy, który kończył w śmietniku nim zdążył całkowicie przedstawić swój zamysł.
Zamknął za sobą drzwi, chcąc po cichu wycofać się z powrotem na swoje miejsce przy biurku, gdy poczuł jak wpada na coś twardego, znajdującego się za nim.
Zdezorientowany, odwrócił się i zobaczył wściekłego prezesa Parka stojącego przed nim z rękoma założonymi na piersi i spojrzeniem ziejącym czystym ogniem.
— Może mi pan wytłumaczyć dlaczego musiałem sam zrobić sobie śniadanie i przeczytać wiadomości? Gdzie pan był? — Zagrzmiał, robiąc krok w przód, przez co Baekhyun mimowolnie zaczął się cofać do tyłu. — Dlaczego nie czekał na mnie z rana garnitur? I skąd miałem wiedzieć, na jaką herbatę mam ochotę gdy nie było obok mnie nikogo, kto mógłby zaprezentować mi wszystkie dostępne odmiany, jakie znajdują się w kuchni.
— Byłem tutaj, prezesie — Unikał jego spojrzenia, próbując na prędce wrócić na swoje miejsce.
— Po co? Nie ma na dzisiaj żadnego zaplanowanego eventu ani zebrania zarządu. Nie bardzo rozumiem
— Musiałem napisać list rezygnacyjny i chcąc zrobić to jak najszybciej, przyjechałem tutaj. Wiedząc, że jakbym dał go bezpośrednio panu, to zostałby on podarty, zanim wyjaśniłbym swój powód, a na razie jestem w stu procentach pewien swojej decyzji — Schował dłonie w kieszeniach, z szybko bijącym sercem obserwując reakcję pana Parka, który zdawał się nie brać na poważnie odpowiedzi swojego asystenta.
— Widzę, że żart jak zwykle się pana trzyma, panie Byun — Poprawił palcem wskazującym siedzące mu na nosie okulary, dodając sucho. — Oczekuje na swoim biurku herbaty z lipą i miętą, oraz trzy sztuki owsianych ciastek. I następnym razem, nie chce słyszeć nic o żadnym zwalnianiu się ani o niewypełnianiu swoich obowiązków asystenta zgodnie z umową. Nigdy mnie to nie śmieszyło i wątpię by miało to się jakkolwiek zmienić.
Wszedł z impetem do swojego gabinetu, trzaskając szklanymi drzwiami, nie oczekując od Baekhyuna jakiejkolwiek odpowiedzi, mrucząc coś o Europejskiej etykiecie pracy.
— Teraz już nie mam żadnych wątpliwości co do tego, czy chce tu dalej pracować — Powiedział do siebie Baekhyun, wracając do odpowiadania na firmowe e-maile, przy okazji wybierając by ignorować kąśliwe uwagi i nie do końca logiczne rozkazy, do czasu aż jego zwolnienie się nie zostanie zaakceptowane i będzie mógł zdjąć ze stóp ciężkie kajdany, jakich nabawił się przez lata niewolniczej pracy u boku rozpuczonego chaebola.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro