Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2/3

Bhuwakul leżał bezczynnie na kanapie, oglądając jakieś beznadziejne romansidło. Kolejny dzień zwyczajnej laby i nudzenia się. Bo co on miał takiego robić? Jedynym jego ratunkiem był cudowny wynalazek zwany telewizorem, który puszczał w programie jeden film za drugim. Nie było to coś wybitnego, jednak nadal coś.

Produkcja ta nie była najlepsza, poza tym dosyć stara, ale miała w sobie coś, co przyciągało wzrok Tajlandczyka. Było to spowodowane fabułą, czy może tajemniczością? Nie wiedział sam. To było po prostu inne, niż zawsze widział. Wydawało się, że posiadała urok. Jak go by ktokolwiek rzucił "dobre i to".

Kunpimook normalnie pewnie umówiłby się z kimś na miasto, jednak czy miałby z kimś innym, niż Yugyeomem? Jasne, że nie. Był jego jedynym przyjacielem i tu zaczynały się schody. Czy to w ogóle można nazwać przyjaźnią? Tajlandczyk odgonił szybko te myśli, bo naprawdę nie lubił się dołować. Nie w tak fajny, wolny dzień. Chciał chociaż raz możliwe dobrze, mimo że bez pomysłu, go wykorzystać. Mook po chwili zdecydował, że dobre będzie zrelaksowanie się przy serialu, na kanapie, tak jak jeszcze ostatnio cały zmarznięty gdybał. Może nie odbiegało to ideą od tego, co robił w tamtej chwili, a jednak był bardziej kuszącą formą leżingu.

To będzie dzień tylko i wyłącznie dla niego.

Jak pomyślał, że zrobi, tak zrobił. Zmotywowany wizją obejrzenia nowego serialu, od razu się podniósł by ruszyć po laptop do swojej sypialni. Czy mogło być cokolwiek lepszego od tego? Wróciwszy do salonu, zaczął od razu czegoś szukać, a gdy to zrobił, włączył pierwszy klip, by się załadował, gdy on podczas tego, pójdzie sobie zrobić coś do jedzenia.

W kuchni trochę dłużej mu się zeszło niż zazwyczaj. Był wewnętrznie naprawdę rozdarty, czy zrobić jakieś kanapki, popcorn, czy cokolwiek, czy postawić na prostotę i lenistwo, i wziąć ze sobą tylko niezdrowe chipsy. Jego rozmyślania przerwał telefon, który zaczął dzwonić z salonu. Zdziwiony ruszył po niego, jednak nie spodziewając się, kto to może być. Nie czekał na żaden telefon. Kiedy wziął jednak komórkę do ręki, zobaczył że jest to połączenie od Yugyeoma, bez zastanowienia odebrał, wracając do kuchni.

— Halo?

— Halo, Bam? Masz dzisiaj jakieś plany? — zapytał niemal od razu.

Kunpimook aż nie wierzył własnym uszom. Od kiedy to drogi pan Kim ma czas na spotkanie z nim? Nie skomentował tego jednak, a tylko odpowiedział, nalewając do czajnika wody i wstawiając go na gaz.

— No w sumie mam, ale nie jest to coś bardzo poważnego — powiedział, wzruszając odruchowo ramionami. — W każdym razie, mogę to przełożyć.

Bhuwakul nie wiedział, co go skłoniło, by od razu wypowiedź przeciągnąć aż tak daleko. W końcu, nie powinien ustępować młodszemu. Kiedy ten chce wyjść, czy spotkać się, Yugyeom jakoś jeszcze nigdy nie był chętny do zmieniania dla niego planów.

On jednak tak nie potrafił. Nie potrafił przejść obok okazji, gdzie mógłby spotkać się z Yugyeomem. A gdyby musiał czekać kolejne pare tygodni? Może to przez jego uczucie, może to dlatego ciągnęło go do młodszego. Nie miał pojęcia, jednak nie chciał stracić okazji.

— Super — skomentował. — W takim razie masz jeszcze cały dzień, przygotuj się, ubierz ładnie i takie tam. Masz czas do dwudziestej, zajdę po ciebie — zaśmiał się cicho, jakby chciał ukryć pewien fakt, o którym tylko on wiedział. Kunpimookowi zaczęło coś śmierdzieć.

— Yugyeom, jeżeli masz zamiar zabrać mnie do klubu, to moje plany raczej nie mogą zostać przełożone — prychnął do słuchawki.

W tym momencie Tajlandczyk naprawdę się zdenerwował. On naprawdę nie lubił takich miejsc, a mógł przecież się domyśleć, co jego przyjaciel planuje. W końcu, gdzie indziej mógł chcieć go zabrać o tej godzinie? Do tego kazał mu się wystroić. Starszy naprawdę się zawiódł. Miał nadzieję, że spędzą razem fajnie czas, pójdą gdzieś, ewentualnie Kunpimook zaprosi go do siebie, a tutaj takie coś. Nie wierzył w to, jak wygląda jego relacja z Yugyeomem.

— Nie, nie. Nie idziemy do klubu — uprzedził chwilę później. — Nic z tych rzeczy, musisz mi uwierzyć na słowo.

— Tak więc gdzie idziemy?

— To niespodzianka. Dowiesz się wszystkiego na miejscu, ale myślę, że spodoba ci się — zaśmiał się.

Słysząc jego słowa, jego śmiech, Bhuwakul poczuł delikatne pieczenie na policzkach. Nie miał pojęcia czemu, ale jednak. Niespodzianka? Co on wymyślił? Byleby nic głupiego, pomyślał. Chwilę później jednak wrócił na ziemię.

— Będę gotowy za dziesięć ósma — oznajmił.

— W takim razie będę nawet wcześniej. Do zobaczenia wieczorem — rzucił jeszcze młodszy, a chwilę później Mook usłyszał przerwanie połączenia.

Za niecałe dziesięć minut Kim miał zapukać do drzwi Tajlandczyka, podczas gdy ten jeszcze stał przed lustrem. Jak na złość wszystko było pięknie, do czasu układania tych nieszczęsnych włosów. To zdecydowanie nie był ich czas. Chłopak westchnął głośno, przekładając już ostatni kosmyk i zostawiając to w cholerę. I tak lepiej nie będzie, pomyślał.

Jednak rekompensatą była cała reszta, to można było przyznać. Wyglądał nieziemsko. Zwykłe czarne rurki ciasno opinały jego pośladki, przy tym również eksponując długie i atrakcyjne nogi. Na górze miał zarzuconą koszulkę z podwiniętymi rękawami i rozpiętymi guzikami od góry. Do tego pokusił się, by wybrać swój ulubiony zegarek, którego nie nosił aż tak często jak kiedyś oraz bardziej może odświętne buty. Gdyby nie patrzeć... Na co dzień wolał luźne koszulki i dresy, roztrzepane włosy. Nie pasowało mu takie strojenie się, jednak skoro Yugyeom mu to polecił... Miał zamiar mu zaufać.

Chwilę później można było usłyszeć dzwonek do drzwi. Kiedy otworzył je, nie spotkał tam nikogo innego, jak swojego przyjaciela, który od razu zmierzył go wzrokiem.

— No, no — zaśmiał się, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. — Wyglądasz obłędnie. To chyba przez te spodnie — spojrzał na niego jeszcze raz, na co starszemu wydawało się, jakby się zarumienił.

— Dziękuję — powiedział cicho, spoglądając na swoje buty, nie wiedząc co zrobić. — A nie przesadziłem trochę z tym ubraniem? — zapytał, delikatnie obracając się wokół własnej osi, by w całości pokazać się młodszemu.

— Nie, jest idealnie. Chodźmy już, żebyśmy się nie spóźnili. Jak będziemy przed czasem, tym lepiej dla nas.

Bhuwakul tylko przytaknął, biorąc do ręki klucze od domu. Wyszli z niego, chwilę później już idąc w nieznaną Kunpimookowi stronę. Znowu zaczęło go nurtować, gdzie Yugyeom go zabierał. Zgadywał, że ten mu nie powie, jednak warto było spróbować.

— W takim razie może teraz powiesz mi, gdzie idziemy? — zapytał.

— Naprawdę nie mogę. Chcę by była to niespodzianka— zaśmiał się kolejny raz.

— A będziemy sami, czy z kimś?

Znajomi Yugyeoma niezbyt pasowali starszemu. Część z nich to również osoby, które kiedyś chodziły z nimi do liceum, jednak oczywiście — ta grupa, za którą nie przepadał. Nie kręciło go życie wiecznej balangi i alkoholowych libacji. To było tak okropnie nieodpowiedzialne. Dlatego Tajlandczyk wręcz prosił, by szli gdzieś sami.

— To znaczy... Może my sami to nie do końca. Ale nie powiem ci, bo serio zepsuje. Dowiesz się w swoim czasie.

Kunpimook nie pytał więcej. Nie drążył. Skoro Kim mówił, że będzie fajnie, niezależnie od tego, gdzie idą, to będzie fajnie. Później zajęli się rozmową tak naprawdę o wszystkim i o niczym. Jakby żadne problemy nie istniały, a ich rozbieżności charakterów chociaż raz się ze sobą pokryły. Rozmawiali ze sobą, jakby znowu byli w liceum. Jakby widzieli się ze sobą znowu, tak jak kiedyś, codziennie. To dawało Kunpimookowi nadzieję.

Czasami... Czasami chłopakowi tego naprawdę brakowało. Gdy zaczął sobie to uświadamiać, tęsknić za młodszym, po pewnym czasie poczuł coś innego, niż zawsze. Obdarzył Kima dotąd mu nieznanym uczuciem, jednak nie miał szans. Yugyeom w życiu by nie spojrzał na niego inaczej, niż na zwykłego przyjaciela, a teraz to może nawet kolegę. Gdy Koreańczyk spotykał się z różnymi chłopakami, dziewczynami, to właśnie Bhuwakul był powiernikiem jego wrażeń, uczuć, sekretów. Słysząc dobre, miłe, czy chwalące słowa względem tych osób, które w życiu nie były rzucone w odniesieniu do niego samego, czasem czuł złość, był zazdrosny. Kim on właściwie dla niego był?

Z tych głupich rozmyślań wyrwał go głos jego obiektu westchnień.

— Już zaraz dowiesz się czym jest moja niespodzianka — powiedział, jakby sam nie mógł się jej doczekać.

Chwilę później Kunpimook zobaczył, jak pewien wysoki brunet zaczął zmierzać w ich stronę, na co zmarszczył brwi. Do tego Yugyeom szczerzył się do niego jak głupi. O co tutaj chodzi? Bam zaczął obawiać się powoli, w co ten przerośnięty nastolatek go wpakował.

— Mook — zwrócił się ponownie do starszego, gdy młody mężczyzna podobnego wzrostu, co Kim, stanął przed nimi. — To jest June, chciałem, żebyście się poznali.

Najniższy z towarzystwa spojrzał na domniemanego June, który uśmiechał się do niego przyjaźnie. Tymczasem Tajlandczyk był naprawdę zaskoczony, nie wiedział co się dzieje. Gdyby wiedział, co go czeka, może również obdarzył by znajomego Kima uśmiechem, ale teraz nie potrafił. Nie potrafił, tym bardziej jak domyślał się, co Yug miał na myśli przez "chciałem, żebyście się poznali".

June wystawił dłoń w stronę mniejszego, powtarzając przy okazji poznania jeszcze raz swoje imię, na co ten również nie wiedział, co zrobić. Po małym zastanowieniu jednak uścisnął jego dłoń.

— Kun...Kunpimook — powiedział cicho, odrobinę zdezorientowany. Naprawdę nie podobało mu się to, w jakiej sytuacji został postawiony.

— No, skoro już się sobie przedstawiliście, to zostawiam was samych. Jestem pewny, że przypadniecie sobie do gustu. Na razie! — zawołał radośnie, odchodząc od nich, zostawiając ich samych.

Czyli tak wygląda według ciebie pomoc w szukaniu miłości, panie Kim?

Przepraszam za brak aktualizacji, ale życie prywatne mnie pochłania. Były egzaminy, poprawki, egzamin do liceum, później zakończenie roku i dużo spraw organizacyjnych związanych z nową szkołą, więc raczej nic na to nie poradzę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro