1/3
Kunpimook schował ręce w kieszeniach grubej kurtki. Miał już powoli dość i od paru minut rozważał powrót do domu. Podjęcie decyzji w tym momencie nie było trudne, bo było oczywiste. Kto normalny czeka na kogoś na dworze ponad pół godziny przy minusowej temperaturze i ma zamiar czekać jeszcze dłużej? Chyba tylko głupi. A chłopak nie był głupi i miał rozum. Podpowiadał mu on, że jest już okropnie wyprowadzony z równowagi.
Nastolatek cicho prychnął pod nosem, potrząsając głową. Z jego pełnych ust wyjechał mały, biały dymek. Było tak okropnie zimno, że nie wiedział, czy wytrzyma i czy w ogóle dojdzie do domu. Stwierdził jednak, że poczeka jeszcze chwilę. Tylko jedną chwilę. Nie było to dla niego łatwe, skoro trząsł się z zimna, ale miał nadzieje, że osoba, z którą się umówił, zaraz przyjdzie. Mimo że był zły, wierzył, że przyjdzie.
Koniec końców — każdy ma swój jakiś próg wytrzymałości. Bhuwakul odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę domu. Trochę za bardzo się przeliczył ze swoją pewnością, że jego przyjaciel się zjawi. Może zachowywał się, jak kobieta i dąsał się, ale każdy ma uczucia i każdemu byłoby przykro, gdyby został wystawiony.
Szedł w ciszy ze spuszczoną głową przez nieodśnieżony chodnik. Do jego uszu dobiegał odgłos chrupiącego śniegu pod butami. Obserwował swoje stopy, które przekładały się na przemian. Gdyby mógł, szedłby szybciej, jednak wtedy by już biegł. Było mu cholernie zimno. Nie marzył w tamtej chwili o niczym innym, jak powrocie do domu, rozłożeniu się na kanapie pod kocem razem z ciepłym napojem oraz jakimś dobrym filmie.
Nagle usłyszał za sobą, jak ktoś biegnie. Gdyby nie patrzeć, nie interesowało go to zbytnio, nawet nie fatygował się, aby spojrzeć za siebie. Ktoś sobie biegnie, to niech biegnie, myślał. Nie jego sprawa.
A jednak jego sprawa.
— Kunpimook, zaczekaj! — krzyknęła osoba za nim, przez co ten się odruchowo odwrócił. Przewrócił oczami, gdy zobaczył Yugyeoma, który chwilę później do niego podbiegł i położył rękę na jego ramieniu. — Przepraszam, że się chwilę spóźniłem.
— "Chwilę"? — oburzył się. — Człowieku, wiesz ile to jest chwila? Na którą byliśmy umówieni?
Zdezorientowany ciemnowłosy wielkolud wyjął z kieszeni telefon i popatrzył na jego wyświetlacz. Rzeczywiście, mieli się spotkać ponad pół godziny temu. Zrobiło mu się głupio, przez co nawet nie wiedział, co powiedzieć.
— Jeju, no przepraszam. Tak wyszło. Miałem coś ważnego do załatwienia...
— Nie wiem, czy obracanie jakichś dup, które poznałeś kilka dni temu w klubie jest ważniejsze od przyjaciela — prychnął, ruszając przed siebie.
Yugyeom był dosyć specyficznym człowiekiem. Był bardzo odmienny od Kunpimooka, który wolał nie ruszać się z domu. Miał duszę towarzyską i lubił bardzo często imprezować, do czego Tajlandczyk nigdy nie był skłonny. Dla ciemnowłosego liczyła się przeważnie dobra zabawa i tak naprawdę nic więcej. Czasami ich odmienne nastawienie potrafiło ich naprawdę podzielić, zwłaszcza kiedy Mook zarzucał młodszemu to, że powinien ustatkować się i zaangażować się w stały związek. Przecież byli praktycznie dorośli, co mu będzie z tego, skoro nie ma niczego?
Niezadowolenie Kunpimooka mogło mieć swój początek w czymś innym, jednak on sam przed sobą nie potrafił przyznać się do tego. Wręcz chciał sobie tą myśl wybić z głowy.
— Jezu no, nie jest ważniejsze. Ale zrozum mnie, poznałem super dziewczynę i czuję, że to mogłoby być to!
Krótkie zaśmianie się w twarz.
— Trzy osoby wcześniej powiedziałeś to samo.
— Ale teraz to już na serio to. Ja... Ja to wiem, pomiędzy nami definitywnie jest chemia, Kunpimook. Czuje się w niej zauroczony.
Tajlandczyk myślał, że zaraz go uderzy. Nie dość, że mówił takie głupoty, które nie będą w życiu prawdą, to sprawiał, że czuł się zazdrosny o niego. A przecież to będzie tylko kolejna persona, którą Yug zostawi, bo okaże się, że to raczej nie jest to, co sobie wyobraził, albo nie będzie potrafił wytrzymać w stałym związku. Jeszcze niedawno tak samo mówił o jakimś chłopaku, z którym nie wytrzymał dłużej niż miesiąc.
— Nieważne — westchnął niższy. — Możemy iść gdzieś, gdzie jest ciepło? Strasznie zmarzłem przez ten czas, chce się napić czegoś ciepłego.
— Jasne, chodźmy do kawiarni.
Gdyby nie patrzeć, mimo że byli bardzo blisko ze sobą, już nie widzieli się tak często i nie spotykali się u siebie w domach. Zazwyczaj szli na spacer, bądź do galerii. Czasami Mookowi to przeszkadzało nawet zbyt bardzo, niż ktokolwiek inny się spodziewał. Brakowało mu tego, jak kiedy chodzili do liceum, zawsze po lekcjach szli do domu jednego lub drugiego. Od skończenia szkoły minął już jakiś rok, ale ten nie potrafił nadal się przyzwyczaić, z tęsknotą patrząc na puste miejsce obok siebie na kanapie, bądź łóżku.
Naprawdę potrafiło brakować mu Yugyeoma z dnia na dzień coraz bardziej. Często nadal pragnął jego bliskości, obecności obok. A to wszystko się jakby popsuło. Czy oni nadal mogli być nazywani przyjaciółmi?
Kunpimook mógł czuć jedynie, że jest przyjacielem ciemnowłosego, maksymalnie dwa lub trzy razy w miesiącu. I to tylko jak oboje mieli czas i mogli się spotkać, nie więcej jak na dwie godziny. Sześć godzin miesięcznie? Naprawdę? To było przykre.
Nad tym wszystkim drobny nastolatek rozmyślał, kiedy szli do kawiarni na rogu, tej co zawsze. Była naprawdę przytulna, zawsze dobrze ją wspominali, a ciasto było smaczniejsze niż te, które piekła mama Bhuwakula, chociaż tej myśli nie wygłosił nigdy poza swoją głowę.
Zamówili to, co zawsze, zanim zasiedli do jednego ze stolików. W lokalu nie było dużo osób. Może to przez to, że było zimno i po prostu ludzie siedzieli w domu? W końcu, ulice też były opustoszałe. W ciszy czekali na swoją kawę i ciasto, nawet na siebie nie spoglądając. Było to trochę uciążliwe, jednak przynajmniej Tajlandczyk, nie miał zamiaru się odzywać. Nie miał na to najmniejszej ochoty.
Długo nie czekali, aż niska kelnerka, która miała włosy spięte w kitkę przyniesie ich zamówienie na tacy. Kunpimook przez chwilę zastanawiał się, czy nie pomylono przypadkiem ich zamówienia z kimś innym. Jednak Yugyeom nie zareagował na to i przysunął bliżej siebie inną kawę, niż ta, którą miał starszy, po czym skinieniem głowy podziękował dziewczynie, a ta odeszła.
— Przepraszam, ale od kiedy nie zamawiasz latte? — zapytał, jakby z wyrzutem, patrząc na niego dziwnie. Przecież zawsze zamawiali to samo, a teraz Yug przerzucił się na coś innego.
— Nie wiem, od niedawna. Jeongyeon mi raz dała spróbować czegoś innego i zasmakowało mi o wiele bardziej od latte.
— A kto to Jeongyeon?
— Moja dziewczyna. Mówiłem ci, że znalazłem sobie kogoś. Ona jest cudowna, muszę ci ją kiedyś przedstawić.
Bhuwakul tylko pokiwał ironicznie głową. I po co mu to? Co go tam obchodzi jakaś Jeongyeon? Naprawdę zaczęło mu się to nie podobać. Kim chyba podłapał to i zauważył inne zachowanie przyjaciela. Tylko nie rozumiał jego reakcji i takiej niechęci do jego drugiej połówki. Nie miał jednak zamiaru tego problemu bagatelizować.
— O co ci chodzi, Kunpimook? Dzisiaj się wyjątkowo wrednie zachowujesz — rzucił, podnosząc małą filiżankę i upijając z niej mały łyk.
— Ty nie byłbyś zły na moim miejscu, gdybyś czekał na przykład na tą swoją Jeongyeon i czekałbyś, i czekałbyś na takim mrozie?
— Dobrze wiesz, że nie o to pytam. Wydajesz się być zazdrosny.
Śmiech Bhuwakula rozniósł się po całej kawiarence. On? Zazdrosny? Nigdy w życiu! I na pewno nie o niego. Jak mógł być zazdrosny o swojego przyjaciela, skoro to nic takiego. Przecież nie mógł zabronić mu mieć dziewczynę. Chociaż... Chciałby móc to zrobić.
Nie zdawał sobie sprawy z tego, że zabolało go to.
— Nie jestem zazdrosny — mruknął wrednie, jednak z nutą smutku w głosie, zaczynając grzebać w cieście i wbijając w nie swój wzrok. — Po prostu...
— Po prostu co? — zapytał ciekawy.
Nie pomyślał o tym. Teraz co miał powiedzieć? To, że zaczęło mu go brakować? Że tęskni za nim? Przecież to niedorzeczne. Zaśmieje mu się w twarz, nic więcej.
Westchnął głośno, przegarniając włosy. Nie potrafił wymyślić niczego sensownego na szybko, przez co skarcił samego siebie, że nie mógł ugryźć się w język odrobinę wcześniej. W życiu by się nie przyznał, co to to nie.
— Nic, nieważne. Po prostu chciałem palnąć jakąś głupotę i tyle. Przepraszam — machnął ręką.
Ach, tak, Kunpimook? Twoje uczucie jest głupotą? Jesteś takim idiotą... Mimo że tęsknił za Kimem, w tej chwili nie chciał już się z nim widzieć. Chciał jak najszybciej dokończyć tą kawę i ciastko i po prostu wrócić do domu. A on niech sobie idzie do tej Jeongyeon i mi się więcej na oczy nie pokazuje.
— Może również sobie kogoś znajdziesz? — rzucił po pewnym czasie Gyeom. — W końcu to nie przyjaciele będą przy tobie na zawsze.
— Żartujesz sobie ze mnie?
W pierwszym odczuciu Tajlandczyk był oburzony. Jak on mógł mu zaproponować coś takiego? Przecież to jest jego wybór, kiedy sobie kogoś znajdzie, kto to będzie i czy pomiędzy nimi zajdzie coś więcej. Ale później... Później dotarła do niego druga część jego wypowiedzenia. Jak to? Yugyeom chciał go pewnego dnia tak po prostu zostawić? Chciał mu coś konkretnego przekazać?
Starszy po raz kolejny poczuł jak sztylet wbija się w jego i tak już obolałe serce. Chyba jeszcze nigdy nie zrobiło mu się tak przykro, jak wtedy.
— Nie no, mówię poważnie. Nie chciałem cię urazić, czy coś, ale po prostu zaproponowałem, byś spróbował. To może ci wyjść na dobre, poza tym nigdy nie miałeś nikogo, nie zakochałeś się.
Zakochałem.
— Wolę poczekać na kogoś, kto będzie warty mojej uwagi. Miłość sama przyjdzie, ale musze być cierpliwy.
— Przecież możesz miłości trochę pomóc — puścił do niego oczko, uśmiechając się. - Nic się nie stanie, jak sam poszukasz.
Ja nie muszę szukać, Yugyeom.
spodziewajcie się tutaj rozdziałów, bo chce to jak najszybciej skończyć, by zacząć nową książkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro