Łazienka
Przejrzałam się w lustrze. Moje oczy był czarne tak samo jak żyły. Swędziały mnie plecy, ale gdy chciałam się podrapać zaczęły piec i boleć. Blizny na rękach znikły a wszystkie rany się zagoiły. Usłyszałam czyiś głos. Zamrugałam kilka razy, aby pozbyć się czarnych oczu i żył. Oczy zaświeciły się na niebiesko i wróciły do normalnego koloru. Poprawiłam białą bluzę, podciągnęłam jasnoniebieskie getry i udałam się do salonu. Wszyscy już byli.
-Dobra. Nie wiem jak wy, ale ja idę się umyć.-powiedział Clint i udał się do swojego pokoju. Reszta rozeszła się w swoją stronę, a ja postąpiłam jak oni. Wyciągnęłam koronę z torby i postawiłam na biurku obok małego stosu dokumentów. Kamień zaświecił się na niebiesko i powrócił do swojego koloru.
Aha?
-Jennifer, cholera jasna. Dlaczego mi nie powiedziałaś o swoich planach?-spytał głos za plecami. Odwróciłam się i popatrzyłam Lucyferowi w oczy.
-Bo byś się nie zgodził.-odpowiedziałam.
-Oczywiście, że bym się nie zgodził, ale mogłaś mi powiedzieć.
-Wiem. Przepraszam.
-Przeczytaj książki.-powiedział i zniknął.
-Okej.-mruknęłam i zaczęłam wyjmować przedmioty z torby. Gdy została tylko broń zamknęłam oczy i skupiłam się. Po chwili otworzyłam oczy, a torba zniknęła. Nie wiedzieć czemu czułam złość, szczęście, tęsknotę i smutek. Bardzo poczułam się samotna, więc poszłam do Steva. Nie pukałam nawet do drzwi tylko weszłam jak do siebie i usiadłam na łóżku. Słyszałam szum wody i wiedziałam, że musi brać prysznic. Położyłam się na łóżku i wzięłam jego poduszkę. Powąchałam ją i zamknęłam oczy.
Jestem w raju.
Pachniała Stevem. Chciałam go zobaczyć, przytulić, pocałować. Nie chciałam wchodzić mu do łazienki, bo na pewno się jeszcze mył, ale tak bardzo potrzebowałam blondyna... Weszłam do łazienki i rozejrzałam się. Duży prysznic, zlew, szafki, sedes, lustro. Białe kafelki były na ścianie jak i na podłodze. Wszystko wyglądało ładnie. Steve stał przed lustrem. Na twarzy miał piankę, a w ręku trzymał maszynkę do golenia. Miał na sobie luźne, szare dresy i atramentową koszulkę. Podeszłam cicho i przytuliłam się do jego pleców.
-Jennifer?-spytał zaskoczony.
-Przepraszam, że weszłam. Musiałam Cię zobaczyć. Tak bardzo tęskniłam.-wyszeptałam. Mężczyzna odłożył maszynkę, odwrócił się do mnie przodem i pogłaskał po włosach.
-Nie gniewam się.-powiedział miękko i uśmiechnął się.
-To dobrze.-powiedziałam. Byłam szczęśliwa, że mogę z nim rozmawiać, przytulać go. Odsunęłam się od niego i usiadłam na szafce obok zlewu.
-To jednak się golisz?-spytałam.
-Tak.-odpowiedział. Chwycił maszynkę i zaczął się golić. Śledziłam wzrokiem jego ruchy uśmiechając się do niego co chwilę. Wytarł twarz ręcznikiem i spojrzał na mnie. Dotknęłam ręką jego policzek i pogładziłam przez chwilę.
-Mój przystojniak.-powiedziałam i pocałowałam go krótko w usta.
-Moja piękna królowa.-mruknął i przyciągnął mnie do namiętnego pocałunku po czym uśmiechnął się zniewalająco.
O matko...
Jego uśmiech był przepiękny. Poczułam lekkie mrowienie w brzuchu. Uczucie rozeszło się po całym ciele.
-Kocham Cię.-powiedziałam.
-Ja Ciebie też.-powiedział. Wskoczyłam na niego. Oplotłam go nogami w pasie, a ręce zarzuciłam na jego kark.
-I co ja mam teraz z tobą zrobić?-spytał i położył ręce na moich biodrach. W mojej głowie pojawiło się milion scenariuszy. Parę kończyło się zbliżeniem i to dosyć... Dogłębnym.
-Nie wiem Kapitanie. Wykonam każdy twój rozkaz.-odpowiedziałam w końcu. Steve uśmiechnął się i przybliżył swoją twarz do mojej.
-Każdy?-spytał.
-Wszystko co tylko rozkażesz Kapitanie.-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.
-Tak?
-Spełnię każdą twoją zachciankę. Wszystko co będziesz chciał Kapitanie.-powiedziałam starając się aby mój głos brzmiał seksownie. Wiedziałam, że schodzę na trochę niebezpieczną drogę, ale nie przejmowałam się tym. Steve zarumienił się lekko na moje słowa, ale uśmiechnął się i trącił nosem mój policzek.
-Kapitanie...-wyszeptałam czując pocałunki na swojej szyi.
-Jennifer? Pan Stark prosi o przybycie do swojego warsztatu.-poinformował Jarvis przerywając nam.
-No dobra. Będę za chwilę.-powiedziałam i zeszłam z Steva niechętnie.
-Pójdę do Tonego. Potem wrócę do Ciebie.
-Niech Ci będzie.-powiedział Steve. Pocałowałam go w policzek i poszłam do warsztatu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro