Zazdrosny
-Kim jest? O czym z nim rozmawiałaś? Znasz go? Dlaczego go przytuliłaś? Co robiliście w pokoju?
-To Armin. O szkole. Tak, znam go. Bo mogę. Rozmawialiśmy.
-Na pewno?
-Tak. Nie zrobił mi krzywdy.
-Perełko. Martwię się.
-Gorzej niż Steve.-mruknęłam i poszłam do swojego pokoju. Założyłam koronę i zaczęłam podpisywać stos papierów.
-Jennifer?
-O matko. Armin. Nie strasznie mnie.-powiedziała i odwróciła się do niego przodem.
-Idziesz ze mną? Pomożesz mi przekonać Steva?
-Jasne.-powiedziałam i zajęłam koronę.-Jarvis? Gdzie jest Steve?
-W swoim pokoju.
-Dzięki Jarvis.-powiedziałam i poszłam z Arminem do Steva.
-Mógłbym uczyć Jennifer?-spytał Armin.
-Czego konkretnie?
-Angielskiego, matematyki, chemi, fizyki, historii... Wszystkiego. Mogę uczyć ją codziennie. Nie ma dla mnie problemu. Zależy mi na wykształceniu królowej.
-Może pan wyjść? Musze porozmawiać z Jennifer i to wszystko przemyśleć.
-Oczywiście.-powiedział Armin i wyszedł.
-Chciałabyś aby on Cię uczył?
-Tak. Dobrze się z nim dogaduje.
-Jaki jest?
-Miły, pomocny..
-I przystojny.-dodał Steve.
-Jesteś zazdrosny?-zapytałam, ale nic nie odpowiedział.
-Steve. Posłuchaj. Armin chce mnie tylko uczyć. Nie zrobiłby mi krzywdy ani by mnie nie podrywał.-powiedziałam i pocałował Steve w policzek.-Armin wejdź proszę.-powiedziałam. Armin wszedł do pokoju.
-Steve. Jennifer ma piętnaście lat i to królowa duchów. Mam zadbać o jej bezpieczeństwo i edukacje. Nie zabrałbym Ci kobiety, którą kochasz.-powiedział Armin. Steve odezwał się po chwili ciszy.
-Dobrze. Może pan ją uczyć.
-Jaki pan. Armin Westwood.
-Steve Rogers.-przedstawił się i uścisnął rękę Arminowi.
-To skoro wszystko jest już okej ja idę. Dokumenty same się nie wypełnią.-powiedziałam i wyszłam z pokoju. Poszłam do swojego pokoju. Zostałam tam Marka w mojej koronie grzebającego w dokumentach, które musiałam wypełnić.
-Co ty robisz?-spytałam zła.
-Kim ty jesteś?
-Nie ważne.
-A właśnie że ważne!-krzyknął i wybiegł z pokoju z moją koroną i dokumentami. Biegam za nim.
-Oddaj to!-krzyknęłam i próbowałam zdjąć koronę z jego głowy. Zatrzymał się w salonie. Stał na kanapie.
-Kim jesteś?! Kim ty do cholery jesteś?
-Mark oddaj to.-powiedziałam spokojnie.
-Nie. No chyba że odpowiesz na moje pytanie.-powiedział. Wszyscy obecni w salonie dziwnie na nas patrzyli.
-Jestem królową duchów. Od tych papierów zależą losy dusz. Proszę oddaj mi te dokumenty i moją koronę.-powiedziałam i wyciągnęłam rękę w stronę dokumentów.
-Co?-spytał zdezorientowany.
-Jestem królową dusz. Rozumiem, że jesteś zaskoczony i zdezorientowany, ale proszę oddaj mi te dokumenty oraz moją koronę.-powiedziałam spokojnie. Mark zszedł z kanapy i stanął naprzeciwko mnie. Założył mi koronę i wręczył dokumenty.
-Dobrze wyglądasz w tej koronie, lecz te papiery psują wszystko.-powiedział i uśmiechnął się.-Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej, że jesteś królową?
-Miałam powiedzieć: "Hejka brat. Jestem królową dusz i rozmawiam z duchami"?
-Tak.
-Jesteś niemożliwy.-powiedziałam i zaśmiałam się krótko. Poszłam do pokoju. W nim zastałam Petera.
-Jennifer!-wykrzyczał szczęśliwy i przytulił mnie. Dokumenty wypadły mi z rąk.
-Cześć słoneczko.-powiedziałam i pocałowałam go w policzek. Peter odkupił się ode mnie i zaczął zbierać dokumenty.
-Przepraszam.
-Nic nie szkodzi słońce.-powiedziałam i uśmiechnęłam się. Peter położył dokumenty na biurku.
-Musisz to wszystko wypełnić?
-Tak.
-To ja może już pójdę. Nie będę Ci przeszkadzać.-powiedział smutny i już chciał wyjść, ale złapałem go za rękę.
-Peter. Słońce ty moje dokumenty mogą poczekać.-powiedziałam na co Peter się uśmiechnął.
-Pójdziemy gdzieś?
-Gdzie tylko chcesz słońce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro