Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wypad na lody

-Poproszę jedną gałkę lodów o smaku gumy balonowej a druga gałkę lodów karmelowych. 

-A ja poproszę jedną gałkę lodów truskawkowych i drugą lodów bananowych.-powiedział Peter. Nalegał aby to on zapłacił, lecz uparłam się i zapłaciłam. Usiadłam z Peterem na ławce.

-Jak tam w szkole słońce?

-A dobrze. Dlaczego nie wychodzisz z wieży?

-Teraz mam dużo papierów do podpisania a poza tym nie lubię chodzić sama po mieście. Może kiedyś sprawiało mi to jakąś przyjemność, ale teraz nie bardzo.

-Ze mną możesz wychodzić.-powiedział. Zarumienił się lekko.

-Wiesz.. Nie oto mi chodziło.

-Słońce. Wiem że nie oto Ci chodziło.-powiedziałam i uśmiechnęłam się. Peter od czasu do czasu mówił jakieś żarty. W miłej atmosferze dokończyliśmy jeść lody. Szliśmy przed siebie. W pewnym momencie poczułam ból.

-Peter. Zwolnij.-powiedziałam, złapałam się za brzuch i  zatrzymałam się.

-Ojej. Przepraszam. Zapomniałem o twojej ranie.-powiedział i zatrzymał się.

-Zaraz będziemy mogli znowu iść. Chwilka.-powiedziałam i wzięłam parę głębokich wdechów. Nagle znajdowała się na plecach Petera.

-Peter!-krzyknęłam zaskoczona.

-Masz ranę. Nie możesz chodzić w takim stanie.

-Jestem za ciężka.

-Nie prawda! Jesteś lekka jak piórko!-krzyknął.-No może nie jak piórko. Bardziej jak kamień.-dodał. Uderzyłam go lekko.

-No wiesz co?

-Żartuje!-powiedział i zaśmiał się. Poczułam mokrą ciecz na nosie. Nagle zaczęło padać.

-Wracamy do wieży.-powiedział Peter. Po kilkunastu minutach byliśmy w windzie. Zmoknięci, przemarźnięci i rozbawieni. Zeszłam z Petera.

-Jennifer?

-Tak Peter?

-Nie będziesz taka jak te dziewczyny?

-Czyli jaka?

-Oh Jennifer! Złamałam sobie paznokieć!-powiedział piskliwym głosem i pokazał mi palec.-I w dodatku Philip mnie rzucił!-powiedział. Stalowe drzwi windy rozunęły się. Zaśmiałam się.

-Nie będę taka.-powiedziałam i uśmiechnęłam się. Wyszliśmy z windy i poszliśmy do mojego pokoju. Wyjęłam dwa ręczniki. Jeden podałam Peterowi. Jego telefon zadzwonił.

-U Pana Starka... Tak.. Dobrze.. Zaraz będę.-powiedział i rozłączył się.

-Muszę wracać.

-Dobrze. Uważaj na siebie słońce.-powiedziałam i pocałowałam go w policzek. Peter wyszedł z pokoju. Poszłam do łazienki. Przebrałam się i wysuszyłam. Poszłam podpisywać dokumenty. W pewnym momencie do pokoju wszedł Steve z kanapkami.

-Przyniosłem Ci kanapki.-powiedział i położył talerz obok dokumentów.-Dużo jeszcze masz papierów do pisania?

-W sumie nie. Dziękuję za kanapki.-powiedziałam i zaczęłam je jeść. Gdy skończyłam wzięłam się za podpisywanie. Steve cały czas mi się przyglądał. Podpisałam ostatni papier i usiadłam na kolanach Steva. Położyłam głowę na jego ramieniu. Wplątał ręke w moje włosy.

-Moja mała królowa.-wyszeptał i pocałował mnie w czubek głowy. Podwinął rękaw mojej bluzki. Zaczął całować moje blizny. Jakby próbował sprawić aby zniknęły za pomocą pocałunków.

-Kocham Cię.-powiedział Steve i pocałował mnie w usta. Uśmiechnęłam się.

-Wiem Stevie, ale musimy uważać. Nikt nie powinien dowiedzieć się o naszej relacji.-powiedziałam. Steve westchnął cicho.

-Wiem.-powiedział cicho.

-Ale to nie oznacza że nie możesz mnie kochać.-powiedziałam i pocałowałam go w usta. Steve położył mnie na łóżku a sam położył się obok mnie. Objęłam go w pasie i zamknęłam oczy.

-O której godzinie ten bal?

-O dziewiętnastej.

-Jak się tam dostaniemy?

-Armin wyczaruje portal.-powiedziałam i ziewnęłam. Wtuliłam się bardziej w Steva. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Perspektywa Steva

Jennifer zasnęłam. Przykryłem ją kołdrą i pocałowałem w czoło.

-Śpij dobrze Jennifer.-wyszeptałem i opuściłem pokój. Przy pokoju Jennifer stał Mark.

-Mogę wejść do niej?

-Właśnie zasnęła.

-Tylko na chwilę. Proszę.

-No dobrze.-powiedziałem i wpuścił go do pokoju. Podszedł do Jennifer i pocałował ją w policzek.

-Miłych snów Perełko.-wyszeptał i wyszedł z pokoju.

Czy on właśnie życzył Jennifer miłych snów?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro