Wyjaśnienie
Perspektywa Jennifer
Kiedy Mark poszedł zdjęłam choker, bluzę i popatrzyłam na swoje ciało.
Blizny...
Przypomniałam sobie wszystkie chwilę kiedy to robiłam i przez co robiłam. Do pokoju akurat wszedł Mark. Odłożył lody i łyżkę. Podszedł do mnie i zamknął w stalowym uścisku.
-Już nigdy nie pozwolę abyś robiła sobie krzywdę.-wyszeptał. Odsunął się ode mnie po chwili. Podał mi łyżkę i lody. Zaczęłam jeść.
-Możesz mi wytłumaczyć co robisz jako królowa?-spytał grzebiąc w mojej szafie.
-Wypełniam papiery, rozmawiam z duszami.
-Z duszami?
-Gdy umieramy tylko nasze ciało umiera. Dusza trafia do piekła lub do nieba. Potem dusza idzie do mnie i daje jej kolejne wcielenie.
-Rozmawiasz z Lucyferem?
-Czasem.
-To zrobisz tak abym po śmierci nie trafił do piekła?
-To nie zależy ode mnie.
-Szkoda.-powiedział i podał mi niebieską bluzę. Ubrałam ją.
-Wybierasz się gdzieś?-spytał i wyciągnął.z szafy bordową sukienkę.
-Tak. Na bal. Dzisiaj o dziewiętnastej.
-Idziesz z kimś?
-Tak. Z Stevem.
-Co jest między tobą a Stevem?-powiedział i usiadł obok mnie.
-A co ma być?
-Bo ja wiem. Ale on dziwnie się na Ciebie patrzy.
-Dziwnie?
-Z taką troską i miłością.
-To jest dla Ciebie dziwnie?
-Trochę. Masz jeszcze ochotę na coś?-spytał. Odłożyłam pudełko po lodach oraz łyżkę i przytuliłam się do Marka. Ten tylko położył mnie na łóżko i przytulił się do mnie.
-Pamiętasz jak to ty mnie tak powaliłaś gdy miałaś siedem lat?
-Tak. A potem ty mnie popchnąłeś, wstałeś i pobiłeś.
-Miało to być dobre wspomnienie!
-Ale nie było.
-Obejrzymy coś?
-Jak chcesz.-powiedziałam. Mark wyciągnął laptopa i włączył jakieś film. Spędziliśmy 3 godziny na oglądaniu filmów. O ile nie więcej.
-Zgłodniałem.-powiedział, wyłączył laptop i wstał.-Zrobić Ci coś jeść?
-Nie trzeba mam rączki.-mruknęłam, wstałam i poszłam do salonu. Prawie wszyscy jedli moje ciasto czekoladowe.
-Smakuje?
-I to jak!-krzyknął szczęśliwy Clint.
-Cieszę się.-powiedziałam i wysiliłam się na mały uśmiech. Do pomieszczenia wszedł Steve.
-Cześć.-powiedział. Nie odpowiedziałam mu ani nie spojrzałam na niego. Czułam się źle z tym że Peter mnie pocałował a Steve kocha mnie.
-Jennifer? Coś się stało?-spytał. Pokręciłam głową i wybiegłam z salonu.
Zdradziłam go.
Pobiegłam do pokoju. Chciałam zamknąć drzwi, lecz Steve przeszkodził mi.
-Jennifer? Co się stało?-spytał. Spuściłam głowę. Nie miałam odwagi mu spojrzeć w oczy. Steve zamknął drzwi i podszedł do mnie.
-Jennifer.-powiedział łagodnie Steve.-Co się stało?-spytał. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Steve założył mi włosy za ucho i podniósł podbródek.
-Co się stało?-spytał spokojnie i starł moje łzy.
-Bo.. Ja Cię zdradziłam.-wyszeptałam. Steve podniósł ręke. Zamknęła oczy i czekałam na cios.
-Hej. Nie bój się. Nie uderze Cię.-wyszeptał i pogładził po włosach. Otworzyłam oczy.
-Możesz mi wszystko wytłumaczyć?
-Bo Peter mnie pocałował. Nie chciałam tego. Ja nie oddałam pocałunku. Nie chciałam Cię zdradzić. Przepraszam.-wyszeptałam.
-Nie zdradziłaś mnie. Nie oddałaś pocałunku.
-Ale..
-Cii..-wyszeptał i pogłaskał mnie po glowie.-Czy ten pocałunek coś dla Ciebie znaczył?
-Nie.
-Dlaczego Peter Cię pocałował?
-Bo założył się z Tonym. Miał zmusić mnie do przebrania się w strój i pocałować mnie. Przepraszam.
-Jennifer. Nie musisz mnie przepraszać. Nie chciałaś tego. To nie twoja wina.-powiedział i pocałował mnie w czoło.-Nie płacz skarbie.
-Nie jesteś na mnie zły?
-Nie.
-Nadal mnie kochasz?
-Tak Jennifer. Kocham Cię.-powiedział i pocałował mnie w nos.-Nigdy nie myśl inaczej.-powiedział i przytulił mnie.
Tak wiem. Rozdział miał być w piątek a mamy środę. Przepraszam. Internetu nie miałam przez ten czas.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro