Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wszystko dobrze?

-Dzień dobry ojcze.

Po wypowiedzeniu tych słów brązowowłosy znieruchomiał.

-Zabrakło ci języka w gębie?

-Zamknij się smarkulo.

-Bo co mi zrobisz?-spytałam chamsko. Nagle poczułam ból. Uderzył mnie.

-Zawsze taki byłeś. Najpierw robiłeś potem myślałeś.-podeszłam do niego z wielkim psychopatycznym uśmiechem na twarzy.

-To cię zgubi.-wyszeptałam.

-No to teraz inaczej porozmawiamy.-powiedziałam i podsunełam kartke z długopisem.

-Pisz odpowiedzi.-powiedziałam. Patrzył się na mnie z cwaniackim uśmiechem.

-A jak nie napisze to co? Pobijesz mnie?-spytał. Uderzyłam go prosto w nos.

-Mówiłeś coś?-spytałam i uśmiechnełam się psychopatycznie. Napisał: Pierdol się smarkulo.

-Widze że nie umiesz się wysławiać.

-Spierdalaj smarkulo.

-Co ty masz z tą smarkulą? Nawet gdy byłam dzieckiem tak na mnie mówiłeś.

-Nadal tak będe na ciebie mówił. Nic nie warta szmato.

-Język tato.

-Zamknij się.

-Wiesz co? Nudzisz mnie już.-powiedziałam i złapałam go za ręke. Wygiełam jego palec w nienaturalny sposób. Już po chwili usłyszałam odgłos łamanej kości. Zawył głośno.

-Popierdoliło cię?!

-Już dawno. Piszesz czy nie?-spytałam. Nawet się nie ruszył.

-Widze że mało ci wrażeń. Pewnie chcesz więcej.-powiedziałam i połamałam mu drugi palec. Krzyknął.

-Nie drzyj się tak. Ten pokój nie jest dźwiękoszczelny.-powiedziałam. Ten usłyszawszy tą informacje krzyknął.

-Pomocy! Ona to jakaś wariatka!

-Jak możesz tak kłamać? Nie wstyd ci?-spytałam i połamałam mu kolejny palec. I kolejny, i kolejny. Dopuki nie połamałam mu wszystkich palców u prawej ręki. Chciałam mu połamać kciuk u lewej ręki ale przeszkodził mi.

-Prosze przestań! Napisze wszystko tylko przestań.-krzyknął płaczliwie.

-Błagaj mnie.

-Błagam cię!

-Rozważe twoją prośbe ale najpierw musze coś zrobić.-wyznałam i połamałam mu kciuk.

-Teraz pisz.-powiedziałam i odsunełam się od niego. Po kilku minutach spojrzałam na kartke. Napisał wszystkie odpowiedzi.

-Cudownie.-wyznałam i zbliżyłam suę do niego. W jego zielonych oczach dostrzegłam strach.

-Boisz się mnie? Jak miło.

-Prosze nie rób mi krzywdy. Błagam cię. Córuś.

-Teraz córuś wcześniej smarkulo. Skąd taka nagła zmiana? Aaaa! Już wiem! Boisz się mnie! Ale wiesz co? Nie przestane. Będe łamać ci te palce dopuki nie połamie ci wszystkich.-oznajmiłam i połamałam mu kolejny palec. Krzyknął.

-Tak! Krzycz! Błagaj mnie o litość!

-Jesteś chora!

-Być może.-odpowiedziałam. Wziełam kartke i długopis.

-Pamiętaj że koszmary nie odchodzą tak prędko.-wyszeptałam mu do ucha.

-Do zobaczenia.-powiedziałam chłodno i wyszłam. Weszłam do windy i kliknełam przycisk. Ręce mi drżały a uśmiech nie schodził z twarzy. W dodatku mój tik się obudził. Co chwile moja głowa przechylała się w nienaturalny sposób. Winda zatrzymała się. W tak krótkim czasie nie zdąże się uspokoić więc pozostało jedno wyjście. Iść tam i dać im tą przeklętą kartke. Wyszłam. Kartke i długopis położyłam na stole w salonie. Poczułam czyjąś ręke na ramieniu.

-Jennifer? Wszystko dobrze?-spytał zmartwiony Steve.

-Tak-k-k. Ws-szystko w po-orządku.-jąkałam się a mój głos drżał. Odwróciłam się do niego przodem a on przeżył szok.

-Jennifer? Co tam się stało?

-Nic ważnego.

Połamanie 7 palców to nic ważnego. Naprawde.

-Napewno?

-Tak. Nie. Musze iść.-powiedziałam szybko i pobiegłam do pokoju. Zamknełam się i zaczełam chichotać...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro