Wspomnienie
-To ten facet z Hydry.
-Jesteś pewna?-spytał Clint. Zamknęłam oczy i zaciągnełam się zapachem Marka.
-Rumianek, mięta, cytryna, krew. Słodka, metaliczna. Zbyt metaliczna. Nie. On pachnie zbyt metalicznie. Ktoś z jego rodziny. Prawdopodobnie brat. Facet od którego pożyczyłeś pieniądze miał na nazwisko Wenston?-spytałam Marka i otworzyłam oczy.
-Tak.
-Pożyczyłeś od niego kase i teraz musisz oddać. Tylko skąd masz informacje o Hydrze? Bo raczej ci nie powiedział gdzie jest ich baza i co robią z ludzmi.
-Podsłuchałem rozmowe. Gadał z jakimś kolesiem o tym gdzie mają przenieść bazę.
-Super. To gdzie ta baza?-spytał znudzony Tony.
-Informacje kosztują.-powiedział chytrze Mark.
-Co chcesz za informacje?-spytała Natasha.
-Dwieście piędziesiąt tysięcy dolarów.
-Dwieście tysięcy dolarów.-powiedziałam stanowczo.
-Po co się ze mną targujesz?
-Bo wiem że jesteś łasy na pieniądze oraz wątpie że masz tak duży dług do spłacenia.
-Kurwa...-wyszeptał Mark.
-No dobra.-powiedział niezadowolony.
-Świetnie.-mruknełam i chciałam wyjść z pomieszczenia, ale Mark złapał mnie za ręke.
-Chce porozmawiać.
-Ale ja nie chce.-powiedziałam i próbowałam wyrwać się z uścisku. Rękaw mojej bluzy się podwinął. Mark popatrzył na mnie jak na ducha.
-Ty.. Tniesz się?-spytał zaskoczony.
-Co cię to obchodzi?-warknęłam.
-Jesteś moją siostrą.
-Na którą miałeś wyjebane przez pare lat.-dodałam.
-Jennifer. Ciełaś się przeze mnie?-spytał. Zignorowałam to pytanie. Próbowałam wyrwać ręke.
-Jennifer. Odpowiedź.
-Tak. Możesz mnie już puścić?-spytałam. Mark popatrzył na mnie.
-Ja... Nie chciałem byś cieła się przeze mnie.-powiedział. Popatrzyłam mu w oczy.
On ma wyrzuty sumienia. Ma sobie za złe, że to przez niego. Że nie zareagował...
-Ty naprawde masz wyrzuty sumienia.-powiedziałam zdumiona. Mark przytulił mnie mocno.
-Przepraszam cię. Tak bardzo cię przepraszam.-powiedział Mark. Stałam jak słup soli. Nie wiedziałam jak mam zareagować na to, ale moje zmysły już tak.
Krew. Tak słodka. Z poczuciem winy, przerażona.
-Jennifer. Proszę powiedz coś.
Krew na rękach. Pas. Wspomnienie.
-Jennifer?-spytał niepewnie Mark. Odsunął się odemnie. Nie mogłam wykonać jakiego kolwiek ruchu. Byłam sparaliżowana.
-Jesteś beznadziejna! Nic nie umiesz zrobić!
-Tato. Ale to było za ciężkie..
-Jak śmiesz się do mnie odzywać!?
-Ja nie chciałam. Naprawde nie chciałam.
-Milcz szmato!-krzyknął i wyciągnął pas.
-Ja nie chciałam. Naprawde.-powiedziałam. Zaczełam płakać.
-Mark! Teraz twoja kolej.-powiedział ojciec i dał pas Markowi.
-Tato.. Ale.
-Nie ma żadnego "ale"!-krzyknął ojciec.
-Proszę nie.-wyszeptałam. Nie umiałam zatrzymać tego.
-Jennifer?-spytał Mark. Złapał mnie za ręke. Przymknął oczy i puścił moją ręke.
-Mark. Zrób to.-powiedział twardo tata. W pomieszczeniu było słychać tylko krzyki dziewczynki.
-Jennifer.-powiedział ktoś. Złapał mnie za dłonie. Zobaczyłam ojca. Popatrzyłam na niego z przerażeniem.
-Jennifer. To ja Steve.-powiedział. Popatrzyłam w jego oczy.
Cudowny odcień niebieskiego.
-Steve. Ja..
-Ci. Spokojnie. Nic nie musisz mówić.-powiedział. Rzuciłam się w jego ramiona i zaczełam płakać. Steve zaniósł mnie do pokoju. Położyłam się na łóżku a Steve obok mnie. Wtuliłam się w niego.
-Steve? Opowiesz mi coś?
-A co dokładniej mam ci opowiedzieć?
-Jak było w twoich czasach?-spytałam. Steve zaczął opowiadać. Wsłuchałam się w jego głos. Był taki kojący. Po pewnym czasie zasnełam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro