Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wspomnienie

-To ten facet z Hydry.

-Jesteś pewna?-spytał Clint. Zamknęłam oczy i zaciągnełam się zapachem Marka.

-Rumianek, mięta, cytryna, krew. Słodka, metaliczna. Zbyt metaliczna. Nie. On pachnie zbyt metalicznie. Ktoś z jego rodziny. Prawdopodobnie brat. Facet od którego pożyczyłeś pieniądze miał na nazwisko Wenston?-spytałam Marka i otworzyłam oczy.

-Tak.

-Pożyczyłeś od niego kase i teraz musisz oddać. Tylko skąd masz informacje o Hydrze? Bo raczej ci nie powiedział gdzie jest ich baza i co robią z ludzmi.

-Podsłuchałem rozmowe. Gadał z jakimś kolesiem o tym gdzie mają przenieść bazę.

-Super. To gdzie ta baza?-spytał znudzony Tony.

-Informacje kosztują.-powiedział chytrze Mark.

-Co chcesz za informacje?-spytała Natasha.

-Dwieście piędziesiąt tysięcy dolarów.

-Dwieście tysięcy dolarów.-powiedziałam stanowczo.

-Po co się ze mną targujesz?

-Bo wiem że jesteś łasy na pieniądze oraz wątpie że masz tak duży dług do spłacenia.

-Kurwa...-wyszeptał Mark.

-No dobra.-powiedział niezadowolony.

-Świetnie.-mruknełam i chciałam wyjść z pomieszczenia, ale Mark złapał mnie za ręke.

-Chce porozmawiać.

-Ale ja nie chce.-powiedziałam i próbowałam wyrwać się z uścisku. Rękaw mojej bluzy się podwinął. Mark popatrzył na mnie jak na ducha.

-Ty.. Tniesz się?-spytał zaskoczony.

-Co cię to obchodzi?-warknęłam.

-Jesteś moją siostrą.

-Na którą miałeś wyjebane przez pare lat.-dodałam.

-Jennifer. Ciełaś się przeze mnie?-spytał. Zignorowałam to pytanie. Próbowałam wyrwać ręke.

-Jennifer. Odpowiedź.

-Tak. Możesz mnie już puścić?-spytałam. Mark popatrzył na mnie.

-Ja... Nie chciałem byś cieła się przeze mnie.-powiedział. Popatrzyłam mu w oczy.

On ma wyrzuty sumienia. Ma sobie za złe, że to przez niego. Że nie zareagował...

-Ty naprawde masz wyrzuty sumienia.-powiedziałam zdumiona. Mark przytulił mnie mocno.

-Przepraszam cię. Tak bardzo cię przepraszam.-powiedział Mark. Stałam jak słup soli. Nie wiedziałam jak mam zareagować na to, ale moje zmysły już tak.

Krew. Tak słodka. Z poczuciem winy, przerażona.

-Jennifer. Proszę powiedz coś.

Krew na rękach. Pas. Wspomnienie.

-Jennifer?-spytał niepewnie Mark. Odsunął się odemnie. Nie mogłam wykonać jakiego kolwiek ruchu. Byłam sparaliżowana.

-Jesteś beznadziejna! Nic nie umiesz zrobić!

-Tato. Ale to było za ciężkie..

-Jak śmiesz się do mnie odzywać!?

-Ja nie chciałam. Naprawde nie chciałam.

-Milcz szmato!-krzyknął i wyciągnął pas.

-Ja nie chciałam. Naprawde.-powiedziałam. Zaczełam płakać.

-Mark! Teraz twoja kolej.-powiedział ojciec i dał pas Markowi.

-Tato.. Ale.

-Nie ma żadnego "ale"!-krzyknął ojciec.

-Proszę nie.-wyszeptałam. Nie umiałam zatrzymać tego.

-Jennifer?-spytał Mark. Złapał mnie za ręke. Przymknął oczy i puścił moją ręke.

-Mark. Zrób to.-powiedział twardo tata. W pomieszczeniu było słychać tylko krzyki dziewczynki.

-Jennifer.-powiedział ktoś. Złapał mnie za dłonie. Zobaczyłam ojca. Popatrzyłam na niego z przerażeniem.

-Jennifer. To ja Steve.-powiedział. Popatrzyłam w jego oczy.

Cudowny odcień niebieskiego.

-Steve. Ja..

-Ci. Spokojnie. Nic nie musisz mówić.-powiedział. Rzuciłam się w jego ramiona i zaczełam płakać. Steve zaniósł mnie do pokoju. Położyłam się na łóżku a Steve obok mnie. Wtuliłam się w niego.

-Steve? Opowiesz mi coś?

-A co dokładniej mam ci opowiedzieć?

-Jak było w twoich czasach?-spytałam. Steve zaczął opowiadać. Wsłuchałam się w jego głos. Był taki kojący. Po pewnym czasie zasnełam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro